Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 20.12.2023 uwzględniając wszystkie działy

  1. Chciałbym by każdy był szczęśliwy nie czuł trudnych chwil By obok zawsze była nadzieja nie smutek który uwalnia łzy Pragnę by człowiek nie bał się cieni by zawsze miło śnił
    4 punkty
  2. Chciałem porozmawiać z Bogiem włączyła się automatyczna sekretarka
    3 punkty
  3. „Szczęśliwy kto stanie na początku pozna koniec i nie zakosztuje śmierci” Ewangelia Tomasza. Mistyczną księgę odpływ uchyla gwiazda oświetla słowa na piasku w muszelce z blasku rodzi się perła gałązka kwitnie proroctwo zwiastun Kropel dni dawnych z rajskich ogrodów gdzie dzieci nago wśród łąk igrały biegnąc za szczęściem strumyczkiem prawdy dróżką do dziejów przyszłych wspaniałych Gdy pieczęć zdarta odsłoni przestrzeń zdziczała dusza boską się stanie z dala rozbłyśnie wśród niepamięci dwunasta brama górnego miasta
    3 punkty
  4. Meltdown Za dużo, już za dużo, błyski, szumy wszędzie, A wszystko jak stroboskop zewsząd mnie naświetla; Jak uciec? Czym wypłynąć z bodźcowego piekła? Przestańcie już, mam dosyć, proszę was, odejdźcie. Na moment, choć przez chwilę niech spokojnie będzie; Ja wiem, że wy musicie… Wciąż próbuję przetrwać Śród szumu neurotypów, w iskrach i refleksach, Z nadzieją, że się skończą, że gdzieś pójdą wreszcie. Na uszach mam słuchawki, nad oczami daszek; Wygłuszam otoczenie, by nie przeszkadzało, I siedzę w zaciemnieniu, nie dopuszczam świateł, Bo ilość mocnych ukłuć tylko powiększają. To przejdzie, lecz nie umiem świata czuć inaczej, Choć staram się, by czucie trochę mniej bolało. ---
    3 punkty
  5. Paryż... gdzie mój Paryż? Ty za parawanem... a ja bezimienna za kurtyną ukrywam się... już dalej oczy mnie nie skuszą - tylko do oceanu wytchnienia ani dalej ani głębiej nie dotrę Paryż... gdzie mój Paryż? nie powiodą cię do mnie myśli - przez lęk niewypowiedziane choć parzą i kąsają jak szczeniak... wolność! wolność... tak wiele ma oblicz a każdą ciemną stronę do kąta wpycha Paryż... gdzie mój Paryż?
    2 punkty
  6. w co wierzyli syberyjscy łowcy mierząc stopami ziemię pełną zdradliwych korzeni i głazów ukrytych pod śniegiem mamut był bogiem czy rzeka matka biorąca początek w zamglonych górach Etiopii gdy trzy miesiące achet żywiło wodą i mułem piach pustyni wypełniając doły ziemne potłuczonymi naczyniami i kośćmi z prostych chat nim pielgrzymki grzebalne wyniosły w górę piramidy sokołów Horusa słoje i miazgi odliczały czas przedwiecznych lasów życie było przestrzenią pomiędzy żądzą polowań a strachem opuszczania legowiska bez zasłony depresji i złego samopoczucia jestem antysystemowy na przeciwlękowych
    2 punkty
  7. w przedszkolu poszliśmy do domu złotej jesieni na spotkanie wigilijne mówiłam wierszyk a starsza pani przede mną płakała płakała płakała dygnęłam i wręczyłam jej laurkę z namalowanym przeze mnie sercem tuliła mnie jak dzieciątko boże patrzyła na mnie jak na aniołka * potem było ze mną różnie gniewy, kłamstewka, zazdrości wstydy, ucieczki, zaniechania ale dobrze pamiętam kim jestem na początku
    2 punkty
  8. Pierwsza gwiazdka na niebie jest już magia świąt ludzkie serca otwiera jest okazja narodzi się Bóg dziś będziemy się razem weselić jest choinka i duży stół tradycyjne święto rodzinne lecz nie każdy będzie tak mógł ktoś samotnie spędzi wigilię On jak oni samotność znał skromny cieśla w starych sandałach i na krzyżu pozostał sam ale coś po nim pozostało puste krzesło na którym kurz dla samotnych nierozumianych mamy miejsce dla nich i cóż czy naprawdę im pomagamy
    2 punkty
  9. Myślą jesteś i niejedną drogą w sercu, autostradą tam me smutki spać się kładą z przepowiedni panoramą Wyczutuję z Twoich oczu: czym mnie jeszcze dni zaskoczą co się stanie pewną nocą kiedy Serca zatrzepoczą I gdy wpadnę w Twoją matnię tak jak tonę: w sidłach natchnień a mój rozum wciąż przy Tobie jak bezmiary...co w mym słowie... Nie chcę tracić chwili, mocy... ani jednej prawdy w nocy ani jednej możliwości żeby zaznać Twej miłości mojej? Agnieszce
    2 punkty
  10. Białe czapy na konarach Dzwonki sań Kolorowe przyodziewki Końskich chrap Z karczmy tęskna Skrzypek krtań Drżąca cicho W białą odchłań Na Krupówkach Obraz Breugela Śnięty odblask Starych świeczek Na Pęksowym Śpią poeci
    2 punkty
  11. wczoraj droga nie była prosta dziś już tak płytka rzeka pod stopami światło pochłonęło ciemność nowe sny rzeczywistość nie woda ale wylała się na drugi brzeg zło w potrzasku nie obudzi go świt przebaczenie zakwitnie w żyznej glebie nowym kwiatem nie będzie ciężarem możesz otworzyć już oczy 12.2023 andrew
    2 punkty
  12. Niestety świat jest chory. Dziękuję i pozdrawiam To Himalaje, ale jakieś ruchy tektoniczne mogą to zmienić. Dziękuję i pozdrawiam
    2 punkty
  13. @Andrzej_Wojnowski Czyli poszedłeś za ciosem :) @Rafael Marius Takie wysypisko to prawdziwa skarbnica Można w piecu palić Sprzedać jako nówki, tylko Niemic dwa tygodnie jeździł Albo pociąć i zrobić z nich klapki, jak w Afryce robią @Nata_Kruk Wracaj, zapraszam Tobie też wszystkiego grudniowego :) @Monia @Ewelina Dzięki za czytanie Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
    2 punkty
  14. Encyklopedycznie Niepokój - znam to słowo niemal doskonale, I wiem jak w ciuciubabkę bawić się potrafi. Daruję sobie jednak zwroty i cytaty, Bo wolę ich już w sumie nie pamiętać wcale. Rozmowa - pewność siebie drogim jest towarem, Lecz bywa też wielokroć rozdawana gratis. Od czego to zależy? Może jest gdzieś jakiś Aneksik do gry w życie? Nie wiem, nie słyszałem. Emocje - wciąż tak trudno jest mi o nich pisać, Bo nawet podczas rozmów, z wielkim niepokojem, Przyglądam się jak zdania zaczynają znikać, Nim słowa odpowiednie scalę i dostroję. Poznanie - przed emocją ciągle jest granica, Lecz może, co dziś obce, kiedyś będzie moje? ---
    2 punkty
  15. Komu to zawdzięczam?… nie prosiłem o to, przyszło samoistnie, jak wypadanie włosów i zmarszczki na twarzy. Pamiętam natomiast dziewczynę, która chciała mnie z tego wyleczyć. Właściwie nie była to moja dziewczyna, tylko córka znajomych moich rodziców, ale zawsze odnosiłem wrażenie, że byłem dla niej kimś więcej aniżeli zwykłym kolegą. Stanęła tuż przy krawędzi dachu, lecz pomimo łatwości z jaką to zrobiła, za żadne skarby świata nie ruszyłbym za nią. Widok pustki otaczającej jej drobną postać przyprawiał mnie o mdłości, moje ciało instynktownie przywarło do ściany, a ona drwiła sobie z najmniejszych oznak bojaźliwości: — Nie bądź tchórzem, zobacz jaki stąd wspaniały widok! Prosiłem, żeby przestała stroić żarty, ale nie zwracała uwagi na prośby. Uniosła jedną nogę i pochylona nad czeluścią rozłożyła dla równowagi szeroko ręce, jak baletnica w Jeziorze Łabędzim, tylko w tej chwili nie było to jezioro, lecz podwórko ze śmietnikiem i trzepakiem. Spojrzałem w dół i od razu poczułem zawrót głowy. Dziesiąte piętro lub wyżej, a ja, niezdara dokonałem niemożliwej sztuki: zrobiłem kilka kroków i postawiłem ostrożnie stopę obok jej malutkiego czółenka. Stała pewnie na jednej nodze, ja na obydwu, a mimo to czułem jak kolana mi miękną, plecy oblewa pot, serce podchodzi do gardła. Dopiero gdy zamknąłem oczy, uczucie lęku odeszło nieco. Czułem powiew wiatru, słyszałem szum pojazdów jadących ulicą, dookoła huczał zgiełk miasta w najbardziej ruchliwym momencie dnia. Nagle naszła mnie myśl: czy spadając na chodnikowe płyty zginąłbym na miejscu, czy może umarł po drodze ze strachu, albo stracił przytomność uderzając głową w balkon? Dotknęła mojej ręki, a wówczas zapomniałem gdzie jestem. Tańczyliśmy wysoko na dachu świata. Pozwoliła bym niósł ją w obłokach, a ja trzymałem ją mocno, dopóki czar nie prysł. Wtedy zjechaliśmy windą na klatkę schodową, odszedłem bez słowa, przestałem myśleć o niej. Przypomniałem sobie tamten dzień dopiero lecąc na wczasy do Bułgarii. Nikt na sąsiednim miejscu nie siedział, nie było komu złapać mnie za rękę. Po drugiej stronie korytarza jakiś starszy pan ruszał bezgłośnie ustami, siedzący za nim przesuwał w palcach różowe koraliki, ktoś zakreślił kilka razy znak krzyża. Nad rzędami siedzeń panowała grobowa cisza, nikt nawet nie zakaszlał. Samolot kołował po płycie lotniska, jeszcze za szybą widać było błękitne kwiaty chabrów na łące, lecz moment oderwania kół od ziemi nadchodził niepowstrzymanie. Nie mogłem zrozumieć czemu w takich chwilach ludzie przystępują do modlitwy. Skoro wierzą w Boga, żadna ryzykowna czynność nie powinna ich przerażać. Bóg zapewni im bezpieczną podróż, choćby nad lotniskiem zawisła burza, nadeszło gradobicie pociskami wielkości arbuza, diabeł urwał silnik… Wszystko idzie zgodnie z bożym zamysłem; gdyby nawet z malutkiego turbo-śmigłowca zostały tylko drobne szczątki, byłby to akt miłosierdzia, bo jakże dobry Bóg mógłby uczynić człowiekowi coś złego? A jednak ludzie nie dowierzają Bogu, powątpiewają w jego doskonały plan, a nawet chcą ten plan zmienić, wybłagać dla własnych korzyści wyjątkowe traktowanie: niech będzie wola boska, żebym tylko ja i moja rodzina ocalała. Ci co wierzą naprawdę, siedzą cicho, o nic nie proszą, ufają stwórcy i czekają spokojnie aż samolot łagodnym ruchem uniesie ich w przestworza… Podobne medytacje towarzyszyły mi przed odlotem w czeskiej Pradze, bo nie miałem szczęścia kupić biletu na bezpośrednie połączenie. Dwa starty, dwa lądowania, za każdym razem te same emocje. Tym razem leciałem odrzutowcem Tu-154, któremu uśmiechnięty dziób podskoczył raptownie na starcie, podrzucając nas jak na huśtawce, żebyśmy przypadkiem nie zawadzili na końcu rozbiegu o coś twardego. Składających rąk w modlitwie nie zauważyłem, za to po niespełna dwóch godzinach lotu, widok mijanych brzózek i murawy pod spodem lądującego samolotu przyniósł pasażerom wyraźną ulgę, choć wtenczas właśnie pacierz należy odmawiać jak najgorliwiej, gdyż zatrzymanie rozpędzonej masy samolotu jest najbardziej niebezpiecznym manewrem. Tak to mądry Bóg postanowił, że katastrofa przychodzi zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. Samochody wpadają w poślizg, pociągi wyskakują z szyn, statki walczą z wściekłymi falami, podczas gdy samolot idealnie stabilnym ruchem pokonuje przestrzeń w sterylnej atmosferze, a mimo to ludzie odczuwają paniczny lęk podczas lotu. Na pierwszy rzut oka Sofia sprawiała wrażenie miasta obfitości, lecz gdy górską drogą dotarłem do Kozłoduju, gdzie mój ojciec pracował przy budowie reaktora numer pięć tamtejszej elektrowni, szybko zdałem sobie sprawę, że na potrzeby stolicy ogołacano cały kraj. Mój stary wczesnym rankiem pojechał do roboty, a ja wyruszyłem na zakupy: od placu do placu, szlakiem marmurowych promenad, którym ojciec oprowadził mnie poprzedniego dnia. Pierwszy napotkany sklep był zamknięty z powodu przyjęcia towaru, którego nigdy nie przywiozą, w drugim rozpoczęto jak na złość remont generalny na niby, następny był chwilowo nieczynny z powodu przerwy śniadaniowej trwającej cały dzień, w kolejnym miała miejsce fikcyjna inwentaryzacja, a do ostatniego sklepu stała tak długa kolejka kołchoźników, że dałem sobie spokój i resztę upalnego dnia spędziłem odbijając piłkę rakietką o betonowy mur przed apartamentem ojca. Wracając z wakacji odkryłem, że lęk przestrzeni łatwo można uśmierzyć dużą ilością wina polewanego przez dobre wróżki przebrane za stewardessy. Niebawem po starcie miejsce wcześniejszego lęku zastąpiło wzruszenie: myślałem z żalem o ojcu, z którym popadłem w kłótnię już pierwszego dnia o to, że pomimo najszczerszych chęci nie zdołałem kupić mu mleka. Za karę ojciec wyekspediował mnie do Złotych Piasków i nie widziałem go, aż do dnia odlotu. Zawiodłem jego oczekiwania, co gorsza wyrządziłem mu przykrość, a wypijane wino tylko umocniło mnie w przekonaniu własnej winy. To nieświadome, a całkiem miłe topienie smutku w kieliszku zaprowadzi mnie w przyszłości nad przepaść alkoholizmu, tylko wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Na razie cieszyłem oczy słoneczną pogodą i towarzystwem kumpla, który przywitał mnie na warszawskim Okęciu. Większość musującego wina zakupionego w Sofii nie doczekała planowanej zabawy w Sylwestra — kilka butelek wypiliśmy tamtego gorącego wieczora przy śpiewach i muzyce. Dwa lata później kolega poleciał do Londynu pracować jako pomoc w restauracji, a mnie czekał najtrudniejszy test w locie długodystansowym. Dwa okropne wypadki w krótkim odstępie czasu, po których Ił-62 zyskał miano latającej trumny. Tylko czekać aż „trumną” poleci na śmierć więcej bogobojnych ludzi. Patrzyłem przerażony na rozchwianie skrzydła, nasłuchiwałem monotonnego buczenia turbin, a najmniejsza zmiana natężenia dźwięku budziła we mnie alarm. Z tyłu w ogonie, towarzystwo kilku osób podróżowało na wesoło. Asystentki bez szemrania podawały wódkę w nadziei, że pasażera to znieczuli i da im odpocząć. Byłem chyba jedynym z niepijących. Na szczęście wkrótce zapadła noc i koszmar urwanych skrzydeł chwilowo przeminął. Powoli zaczynałem wierzyć, że bezpiecznie dolecę do celu. Widząc jak stewardessy wynoszą nietrzeźwych gości z samolotu, nabrałem nawet przekonania, iż jestem kimś lepszym: zostałem stworzony do wykonania jakiejś ważnej misji i choć nie znam szczegółów, muszę przeżyć szczęśliwie do samego końca. Z lekkim sercem zająłem miejsce w Boeingu 747, wynalazku najwyższej technologii, ale po kilku godzinach przyjemnego lotu poderwały mnie na nogi sygnały ostrzegawcze i komunikat pilota: „Turbulencje, proszę wracać na miejsca i zapiąć pasy!” Jak na ironię, na ekranach leciał właśnie film science-fiction o skazanym na zagładę statku kosmicznym. Większość lubi takie filmy, bo mogą przeżywać lęk z dala od niebezpieczeństwa, w komforcie własnego mieszkania. Gorzej oglądać coś takiego we wnętrzu jumbo jeta rzucanym na wszystkie strony: jedno piętro do góry, dwa piętra w dół… Powietrzem też można nabić sobie guza. Wyjrzałem przez okienko: dookoła ciemność, widać tylko zielone światło pulsujące na końcu skrzydła. Ten zielony punkt to była teraz latarnia morska, jedyne źródło zbawienia. Byłoby mi bezpieczniej gdyby tysiące metrów pode mną przelewał wody ocean, ale mapa pokazywała niezmiennie suchy ląd: olbrzymi, surowy, niezaludniony… Powinienem mieszkać przez wszystkie lata w jednym miejscu: ponurym, czteropiętrowym bloku usytuowanym w połowie drogi między przystankiem tramwajowym i budką z piwem, pod którą mógłbym wystawać z gitowcami i zaczepiać dziewczyny, ale dziewczyny widywałem codziennie, a dalekie kraje, egzotyczne wyspy wabiły mnie samą tajemnicą istnienia. Ptaki migrują nieustannie pomiędzy kontynentami, a ja, cóż takiego miałbym zrobić, żeby latać jak one? Podróżowałem samolotem tak często, aż pokonałem strach. Pomagała mi w tym obserwacja żeńskiej części personelu, bo przecież spędzają w powietrzu połowę życia i nic sobie z tego nie robią: wykonują rutynowo obowiązki, dowcipkują, opowiadają sprośne kawały, zabijają czas wspólnie z koleżankami układaniem rankingu najprzystojniejszych facetów na pokładzie… — Czy mogę usiąść obok? — Proszę bardzo, a co złego z pańskim fotelem? — Nic, nie lubię latać samemu… — Niech pan nie będzie dzieckiem. Samolot to najbezpieczniejszy środek transportu. — Możliwe, ale rzadko kto wychodzi bez szwanku. Jak w tym francuskim co runął tydzień temu na dno Atlantyku. Wszyscy zginęli. — Po co pan to ogląda? Nas nic takiego nie spotka. — Skąd ta pewność? — Bo jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, wystarczy to panu? Faktycznie, trudno jej nie wierzyć: szansa spotkania takiej wynosi jeden na tysiąc lub rzadziej. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, gdy nagle coś mnie ścisnęło w dołku. — Słyszałaś ten podejrzany zgrzyt… Co to może być? — Wysuwane podwozie, podchodzimy do lądowania. Minęło kilka sekund… — Silnik w ogniu! Patrz, kłęby czarnego dymu, chyba coś wleciało do turbiny… — To tylko strzępy chmury. Podać panu coś do picia? Lepiej być nie może. Strach jest nieodłączną częścią życia. Trzeba do niego przywyknąć, a najlepiej traktować jak dobrego znajomego i wyjść mu naprzeciw. Może dlatego jednego dnia wpadł mi do głowy szalony pomysł: pójdę na kurs dla pilota, otrzymam licencję prywatną, zostanę lotnikiem! Kierowanie samolotem też dla ludzi, zwłaszcza w kraju, gdzie nie wszędzie można zdążyć na czas samochodem lub pociągiem. Awionetkami transportują chorych do szpitala, farmerzy używają ich do uprawy dużych obszarów rolnych, kowboje tropią z wysokiego pułapu stada dzikich koni, to czemu ja nie mogę polatać sobie raz na jakiś czas dla czystej przyjemności? Siedzę w kabinie za panoramicznym oknem, ramiona wrastają mi w skrzydła zamocowane wysoko nad głową, nic nie przesłania widoku, wyczuwam w drążkach pod stopami opór powietrza na sterach, jestem zespolony z maszyną! Moja Cessna ma wyraźną tendencję do skręcania w lewo, pracuję nad utrzymaniem steru na linii środkowej, potem dobra robota przy przepustnicy prędkości, trochę więcej nacisku, jeszcze więcej, no i już jest prawie tak jak powinno być, wtedy pcham lekko do przodu, bo dziób musi dotykać linii horyzontu i sprawdzam piłkę: piłka jest szczęśliwa, ale żeby utrzymać wysokość wycinam dziobem nieco w dół i gotowe: uzyskuję poziome położenie, znowu pcham, przycinam, nieźle jak na drugi lot, całkiem fajnie mi to idzie, świetnie nawet… Spoglądam z wysokości pięciu tysięcy stóp na szachownicę pól, pastwisk, lasów, ale nie odczuwam lęku. Bojaźń dokucza tylko tym, których los spoczywa w rękach innych ludzi. Szybując samotnie na bezkresnym niebie myślę o dziewczynie z wieżowca. Pewnie wyszła za mąż, mają dziecko, może nawet więcej niż jedno. Czy mnie jeszcze pamięta, czy miałaby ochotę lecieć teraz ze mną, czy chciałaby przeżywać to samo co ja?
    1 punkt
  16. Nad nędzną szopą w Betlejem gwiazda nieziemski blask sieje, tam Jezus zrodzony w żłobie położony, zbawienia niesie nadzieję. Wszystkim Forowiczom życzę Radosnych, Spokojnych bezcovidowych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku
    1 punkt
  17. Budzę się rankiem, ale nie wiem po co. Każda kolejna minuta to wyzwanie dla serca... Pompuje krew, przetacza, żeby nie zdechnąć, żeby tliła się iskierka... Budzę się rankiem, ale nie wstaję... Zaciskam powieki, żeby sen zatrzymać... Nie, nie chcę... Nie chcę! Kolejnego dnia na nic! Nie chcę niczego zaczynać... Nie dzisiaj. Wiersz inspirowany:
    1 punkt
  18. poezjo nie jesteś pustym słowem jesteś nadzieją i drzwiami prawd poezjo czemu cię czytając fajniejszy staje się świat który się uśmiecha poezjo czemu gdy jesteś obok nie ma ciemnych chmur a życie to czysty raj poezjo powiedz czemu gdy pada i wieje to zawsze jesteś na tak
    1 punkt
  19. Als ich fortging Als ich fortging war die Straße steil - kehr wieder um Nimm an ihrem Kummer teil, mach sie heil Als ich fortging war der Asphalt heiß - kehr wieder um Red ihr aus um jeden Preis, was sie weiß Nichts ist unendlich, so sieh das doch ein Ich weiß, du willst unendlich sein - schwach und klein Feuer brennt nieder, wenn′s keiner mehr nährt Kenn ja selber, was dir heut widerfährt Als ich fortging warn die arme leer - kehr wieder um Mach's ihr leichter, einmal mehr, nicht so schwer Als ich fortging, kam ein Wind, so schwach, warf mich nicht um Unter ihrem Tränendach war ich schwach Nichts ist unendlich, so sieh das doch ein Ich weiß, du willst unendlich sein, schwach und klein Nichts ist von Dauer, wenn′s keiner recht will Auch die Trauer wird da sein, schwach und klein Gdy odszedłem Gdy odszedłem droga wiodła wzwyż – wróć jeszcze raz Czarę trosk z nią w dłoniach dzierż, ulecz ból Gdy odszedłem asfalt dymił się – wróć jeszcze raz Skłoń by zapomniała znów, to co wie Nic wiecznotrwałe, ogarnij tą myśl Wiem, że niezmierności chcesz – kruchy złam Niedokarmiony żar w lód zmieni się Wiem co tobie dzieje się, bo to znam Gdy odszedłem pustka biła z rąk – wróć jeszcze raz I ponownie ulżyj jej, ciężar znieś Gdy odszedłem wietrzyk słaby wiał – nie zwalił z nóg Pod jej dachem pełnym łez byłem sam Nic wiecznotrwałe, ogarnij tą myśl Wiem, że niezmierności chcesz – kruchy złam Nic nie na zawsze, gdy nie zechce nikt Także smutek będzie tam, kruchy złam Dirk Michaelis, Gisela Steineckert Tłum. Marek Thomanek 20.12.2023
    1 punkt
  20. kto powiedział że szafa jest tylko na ciuchy i buty papiery i klej czasami gdy nie stać mnie na wyspy wielkanocne zamykam się od środka słońca nie szukam a tam zawsze cień i gdy tak wynoszę się na wakacje odcinam kontakty rozmowy problemy kot został na zewnątrz a w środku myśli jak myszy wyłażą z kątów bo w szafie do harców budzi się dzień można ogłuchnąć gdy myśli szaleją odcięte od świata w małej przestrzeni skaczą po głowie ze szczeką się droczą rechoczą i ze mnie wyłażą z tą mocą łzy kapią i męczą choć ich tadam: nie chcę na jednej z wycieczek fakultatywnych myśli rozpierzchły się kompletnie gdzieś pamiętam jak pusto się wokół zrobiło jak w medytacji spokojnie cicho a nawet miło tak się zrobilo w krainie zen ------------------------------------- gdy nadmiar bodźców ze świata wali czasami otwieram do szafy drzwi można uporać się i z myślami bez zamieniania ich w serię netflix PS tak miało być, dysonans, jestem otwarta na wyrównania, ale czytelnik zadecyduje. trochę wiersz ma sens a trochę nie ma sensu. czuję się dobrze. to sposób na nadmiar bodźców. a jaki ty masz?
    1 punkt
  21. @Rafael Marius Znam temat, obecnie mieszkam na obrzeżach i tylko w szczycie sporo pędzących aut. Potem cisza i spokój. Czasami biegają dziki. Niektórzy się boją, a przecież nikogo nie skrzywdziły, a pędzące samochody na odcinku 3 kilometrów zabiły lub zraniły kilkadziesiąt osób. W zeszłym tygodniu rozjechały uczennicę przed szkołą. Nie wiem, czy przeżyła.
    1 punkt
  22. nadal trwa preambuła do świętego Mikołaja o spełnienie się modlitw tych najbardziej błagalnych na stole rozłożyłam sianko pod białym jak śnieg obrusem za oknem deszcz jesienny a ja nie jestem już samotna niezmiernie jest mi przyjemnie i cieszę się każdego poranku z promieni słonecznych a najbardziej z Jego asysty życie reflektuje na nasze chody i jest nam z tym dobrze bo w końcu to powinno być normalne jak barszcz w wigilię i sianko pod obrusem wciąż trwa przedmowa do świętego Mikołaja by w ramach mojej wdzięczności zatrzymał sobie jedną gwiazdkę z nieba Klaudia Gasztold
    1 punkt
  23. Całkiem niemałe zamieszanie wzięło się od auta marki Toyota. I od kraju Basków czyli Hiszpanii. Pewien mechanik inżynier Pablo S., zresztą uwielbiający koncerty na żywo przeróżnych klezmerów w pubie, do którego notorycznie zaglądał wpadł na pewien z początku niezbyt rokujący i niewiele znaczący pomysł, a wiadomo, że przecież wszystko tutaj zaczyna się właśnie od pomysłu. Nic innego jak pomysł zmienia tutaj rzeczywistość i bywa, że czasami nawet o kilkadziesiąt stopni. Przestudiował setki schematów i projektów aut marki Toyota i doszedł do wniosku, że te auta za często i zbyt wydawałoby się nieprzewidywalnie psują się. Skrzyknął wokół siebie grupę pasjonatów, a jednego nie można mu było odmówić, a mianowicie daru przekonywania. Grupa szalonych techników, mechaników i konstruktorów opracowała wydawałoby się niewiele znaczący plan usprawniania Toyot, swoistego tuningu, dzięki któremu auta zaczęły się psuć ze znacznie mniejszą częstotliwością i ze znacznie większą niż dotychczas przewidywalnością. Grupa szalonych zapaleńców, bo chyba tak ich trzeba nazwać, opracowała pewien schemat obsługi aut, dzięki któremu – oczywiście przy rozsądnym jego stosowaniu i realnym wprowadzeniu w życie, auta marki Toyota stawały się wręcz niezawodne, a w każdym razie coraz bliższe temu pojęciu. Grupa mechaników ulepszała tę metodę rokrocznie, systematycznie i stale dzięki czemu – z początku tylko dla wtajemniczonych – auta marki Toyota w ogóle przestały się psuć i to właściwie przez całe niemalże dekady, co samo w sobie urosło do rangi niemałego wyczynu. Efektem tych działań była oczywiście wieść na kraj Hiszpania, że oto w końcu komuś się udało w pewien sposób przechytrzyć firmowych konstruktorów aut, a przecież krążyło po świecie szereg bardzo popularnych legend i opowieści, że de facto całkiem sporo defektów aut jest w istocie z góry zaplanowanych, co zresztą – jak powszechnie wiadomo – bynajmniej nie dotyczyło tylko aut, bo również pralek, telewizorów, komputerów i całego szeregu najróżniejszych urządzeń. Różnica była tylko taka, że mechanik inżynier z Hiszpanii Pablo S. postanowił coś z tym realnie zrobić, a po drugie skrzyknął wokół siebie niemałą grupę fachowców w dziedzinie samochodów, a jak pomysł zaczynał się udawać to jego zakład nazwijmy to w pewnym uproszczeniu mechaniczny zaczął przynosić niemałe dochody, a jego klienci z zadowoleniem popadli w szereg najróżniejszych wygód związanych z eksploatacją własnych aut, co skądinąd zaczęło przynosić im samym również niemałe korzyści materialne. Ale ta okoliczność nie była wcale jeszcze największym zamieszaniem, no bo przecież dotyczyło to tylko określonych aut i tylko w Hiszpanii i w zasadzie poruszano się wokół całkiem niszowego zagadnienia. Zamieszanie i to niemałe spowodował – jak łatwo się tego domyśleć - rozgłos. Gdzieś w jakiejś gazecie, albo w telewizyjnym reportażu świat usłyszał o metodzie mechanika inżyniera z Hiszpanii Pablo S. na temat aut marki Toyota. Wiadomym więc stało się, że metoda przeniesie się na inne firmy aut i kwestią tylko czasu było, że zostanie rozpowszechniona na cały szereg innych urządzeń mechanicznych, których jest przecież na świecie bez liku, a nawet jeszcze więcej. Ale i ta okoliczność nie była przedmiotem największego zamieszania, zwłaszcza że producenci urządzeń mechanicznych wyszli naprzeciw tym poszukiwaniom i jak to w życiu bywa nastąpiło pewnego rodzaju pobudzenie rozwoju technologicznego, co właściwie wyszło na dobre zarówno użytkownikom sprzętów, mechanikom, znawcom materiałów jak i ich producentom, bo przecież tę nową sytuację można było wykorzystać na szereg najróżniejszych sposobów i w bardzo wymyślny sposób jeszcze więcej na niej zarobić, do czego zresztą finalnie doszło. Nastąpiło również pobudzenie najróżniejszych, niekiedy trochę już uśpionych, tez na temat konsumpcjonizmu jako takiego, ale i ta okoliczność w pewien sposób światu przeszła, albo również przyniosła szereg najróżniejszych korzyści, bo przecież jest to okoliczność jak najbardziej godna stałej uwagi i szeregu najróżniejszych rozmów, a nawet przeróżnych naukowych opracowań, a przecież świat bardzo lubi i dyskutować i pisać i analizować i rozpatrywać i czuć zapał itd. Jak z łatwością można się tego domyśleć największe zamieszanie powstało dopiero wtedy, gdy zmyślni naukowcy i konceptualiści zaczęli przenosić metodę Pablo S. na życie człowieka, co miało szereg bardzo daleko idących najróżniejszych konsekwencji od małych po olbrzymie, ale ta okoliczność jest już stety lub niestety tematem na inną opowieść. Warszawa – Stegny, 17.12.2023r.
    1 punkt
  24. wczoraj mialem dwie drogi a dziś tylko jedna ze zwykłej przekory nie będzie moją :)
    1 punkt
  25. @Tectosmith dziękuję 😊 w Paryżu nigdy nie byłam. Może kiedyś:) Pozdrawiam ciepło 😊
    1 punkt
  26. @Ewelina Super wiersz. Ta wolność wcale nie jest taka oczywista i jasna. A Peelece życzę tego Paryża z całego serca. Pozdrawiam serdecznie :-)
    1 punkt
  27. Witam - ano tak - często to robię - lubię taki stan - Pozdr. Witaj - i tak zrobiłem - dziękuje za komentarz - Pozdr. @iwonaroma - dziękuje za serduszko -
    1 punkt
  28. Witam - lubię gdy człowiek jest szczęśliwy uśmiecha się - Pozdr.serdecznie. Witam - usunąłem ostatnią zwrotkę - myślę ze teraz jest lepiej - wyraźniej dziękuje za przeczytanie i słuszną uwagę - Pozdr.uśmiechem. Witam - poprawiłem - usunąłem ostatnią - miło że czytasz - Pozdr.zadowoleniem.
    1 punkt
  29. @jan_komułzykant sciskam Cię Mistrzu. Dziękuję. @GrumpyElf ok, pochopnie rzuciłam słowami. Ale rymowanki są traktowane prowincjonalne i staję w ich obronie, bo naprawdę wymagają sprawności. @sam_i_swoi zrobiłam duże oczy na Twój wpis, zaczynając od pomysłu na interpretację, umiejętności AI, po wianuszek głasków w moim kierunku sztucznej (acz miłej) inteligencji. Zasadniczo o tym jest tekst. Zszokowało mnie, że tak trafnie i prosto zinterpretował wiersz program i wydał ocenę. To moje pierwsze takie doświadczenie. Wiem, że ludzie piszą konspekty, analizy, oferty z pomocą AI. Ale rozumienie metafor i tego co pod nimi? Szok. Ukłon złożę w stronę binga, rozdzielając słówko prze ziemski. Mial to być neologizm ale może już jest? Niech będzie. Pozdrawiam ciepło, bb
    1 punkt
  30. Nic z tego nie rozumiem, to znaczy z analizy binga w stosunku do argumentów pod wierszem, skrócę tu i wkleję część : Wiersz ma formę monologu lirycznego, w którym podmiot wyznaje swoje uczucia do ukochanego, porównując się do różnych obiektów astronomicznych. Wiersz składa się z czterech strof, każda z nich zawiera cztery wersy. Wiersz ma rym parzysty (abab) i regularny rytm (siedmiozgłoskowiec). W pierwszej strofie podmiot porównuje się do księżyca, który jest symbolem zmienności, tajemniczości i uroku. Podmiot twierdzi, że nie potrafi tak jak księżyc raz świecić, a potem się ukrywać, co mogłoby budzić zainteresowanie i ciekawość ukochanego. Podmiot jest zbyt stały i widoczny. W drugiej strofie podmiot porównuje się do planety, która mogłaby być domem dla ukochanego. Podmiot marzy o wspólnym życiu z ukochanym, które byłoby przeziemsko szczęśliwe. To porównanie wyraża pragnienie bliskości, oddania i stabilności. W trzeciej strofie podmiot porównuje się do gwiazdy, która świeci jasno, ale zużywa przy tym dużo energii. Podmiot wyraża swoje zmęczenie i samotność, ponieważ ukochany nie docenia jego wysiłków i poświęceń. Podmiot jest zbyt gorliwy i namiętny. W czwartej strofie podmiot porównuje się do czarnej dziury, która pochłania wszystko, co znajduje się w jej pobliżu. Podmiot ostrzega ukochanego, że jeśli się do niego zbliży, to nie będzie miał szansy na ucieczkę. Podmiot wyraża swoją zazdrość, posesywność i zagrożenie. Wiersz Nie umiem uwodzić jest więc utworem, który pokazuje skrajne emocje podmiotu lirycznego, który nie potrafi znaleźć właściwego sposobu na zdobycie serca ukochanego. Wiersz jest ironiczny i autoironiczny, ponieważ podmiot świadomie krytykuje swoje zachowanie i wykorzystuje kontrast między obrazami astronomicznymi a uczuciami ludzkimi. Wiersz jest też eksperymentalny i nowatorski, ponieważ łączy w sobie motywy kosmiczne z motywami miłosnymi, tworząc niezwykłe metafory. Moja ocena wiersza Nie umiem uwodzić jest pozytywna. Uważam, że wiersz jest ciekawy, oryginalny i zabawny. Podoba mi się, że wiersz ma prostą formę, ale zawiera głębokie treści. Podoba mi się też, że wiersz jest szczery i autentyczny, ponieważ podmiot nie ukrywa swoich słabości i problemów. Wiersz Nie umiem uwodzić jest więc utworem, który zachęca do refleksji nad własnymi uczuciami i sposobami ich wyrażania. Wiersz Nie umiem uwodzić jest też utworem, który sprawia przyjemność z czytania i budzi sympatię do podmiotu lirycznego. Wiersz ten ma następujące cechy rytmiczne i rymowe: Wiersz jest sylabotoniczny, ponieważ każdy wers ma siedem sylab i akcent na przedostatniej sylabie. Można to zobaczyć na przykładzie pierwszej strofy: Nie umiem uwodzić nie jestem księżycem który raz świeci a potem go prawie nie widać Wiersz ma rym parzysty, ponieważ rymują się ze sobą wyrazy na końcu drugiego i czwartego wersu każdej strofy. Rymy są końcowe, męskie, dokładne i gramatyczne. Można to zobaczyć na przykładzie drugiej strofy: gdybym była planetą mógłbyś mnie zasiedlić i rozpocząć nowe życie bylibyśmy tacy przeziemsko szczęśliwi Wiersz ma rymy bogate, ponieważ rymują się ze sobą nie tylko ostatnie sylaby, ale także poprzedzające je głoski. Można to zobaczyć na przykładzie trzeciej strofy: a tymczasem świecę nawet nie wiesz ile zżera to energii Wiersz ma rymy heteronomiczne, ponieważ rymujące się wyrazy mają różne znaczenia. Można to zobaczyć na przykładzie czwartej strofy: o krok dalej jest już tylko czarna dziura z horyzontu zdarzeń nikt nie wyjdzie żywy Słownik podpowiada że słowo przeziemsko powinno być zapisane rozdzielnie Ogólnie jestem zadowolony z przeczytania tego wiersza i analizy binga :) Pozdrawiam
    1 punkt
  31. Nie mogłabym się z Tobą bardziej nie zgodzić. Zabrzmiało jakbyś pisała o jakimś przypadkowym efekciarstwie. W białym wierszu każde słowo dużo waży, nie przykryje go efektowny rytm czy rym, trochę jesteś naga wśród słów. Nie chcę rozpoczynać polemiki co łatwiejsze czy trudniejsze, nie w tym rzecz. Jednak z postawioną tezą nie zgadzam się.
    1 punkt
  32. Cieszę się z podobania i refleksji :) Pozdrawiam również :) W sumie... prawidłowo. A to ciekawe. Ta równość nie dotyczy chyba goji (nieżydów). To o czym piszesz, to już chyba jest wpływ chrześcijaństwa... albo znowu coś pokręciłem. Pozdrawiam :) To ja dziękuję za towarzystwo :) Pozdrawiam Ale koguty są z przodu czy z tyłu? Pozdrawiam
    1 punkt
  33. oczywiście jesteś wolna i masz prawo robić, co uważasz, ale to nieprawda, że nie masz wpływu. Masz, jak każdy z nas. A skoro już wspomniałaś o energii - myślę, że przyjdzie taki moment, kiedy to ona właśnie stanie się też elementem Twojego skupienia. Tylko, że wtedy będzie rzeczywiście już za późno, żeby cokolwiek z tym zrobić i trzeba będzie - płacić. Przez co najmniej kolejne 4 lata :I
    1 punkt
  34. Nie cierpię tego filmu i jemu podobnych. A wiersz.. sporo w nim tego wariactwa okołoświątecznego, które jest mi obce... :) Tonuję wszystko i nie mam chaosu.
    1 punkt
  35. Lubię swoją osobowość i nie potrafię rozumować inaczej. Chodziło mi raczej o uczenie się nowych emocji.
    1 punkt
  36. To tylko porażka, potencjał autokracji i mamienia jest większy, niż ciepłej wody i spokoju. Pozdrawiam
    1 punkt
  37. ot tak, ponieważ, że na Chołownię zeszło mie chociaż z początku o Waldku myślałek co pruł wodę i tyż Marszałek. Pozdrawiam
    1 punkt
  38. @poezja.tanczy Pewnie znalazł w lesie dzikie wysypisko starych opon
    1 punkt
  39. @tomass77 Nie ma to jak w parku, a jeszcze lepiej w lesie.
    1 punkt
  40. Dlatego właśnie historia lubi się powtarzać. A będzie i tak po staremu. System trzyma się krzepko.
    1 punkt
  41. @tomass77 Fajne, jednakże aleja akacjowa kojarzyć mi się będzie zawsze z 22 Acacia Avenue, Iron Maiden.
    1 punkt
  42. Jeszcze jest łaskawa, bo kieruje mnie ku życiu.., ale ono, w ziemskiej postaci, kiedyś zgasnie - tyle wiem, a ponad to pozozstaje mi "tylko" wiara. Potrzebuję jej. Dziękuję Ci za ciekawy i życzliwy komentarz :) Tak, jest :) Bo chyba gwarantuje naszą otwartość, ciekawość, tolerancję, nadzieję... Ważna myśl. Dziekuję Ci za nią i za miłe słowa :) @Sylwester_Lasota Dziękuję Ci :)
    1 punkt
  43. @iwonaroma W nowych jest więcej dzieci.
    1 punkt
  44. @poezja.tanczy @Sylwester_Lasota Dziękuje i pozdrawiam
    1 punkt
  45. Chyba nie ma szans... Pozdrawiam A.
    1 punkt
  46. :) Dziękuję i również ciepło pozdrawiam:)
    1 punkt
  47. Witam - cieszy mnie że to piękny temat - Pozdr.zadowpleniem. Witaj - dokładnie tak ja w komentarzu - dziękuje serdecznie za czytanie - Pozdr.serdecznie. Witam - też tak sądzę - dziękuje za czytanie - Pozdr. Witam - serdecznie dziękuje za utwór i czytanie - Pozdr. Witam - cieszy mnie twój komentarz - jest miły - Pozdr.
    1 punkt
  48. @jaguar no właśnie piszę, że rozumiecie jeszcze mniej. @poezja.tanczy musiałam to z siebie zwymiotować. Dziękuję za komentarz.
    1 punkt
  49. @poezja.tanczy haszyszu:)
    1 punkt
  50. Witam - smutno ale widać tak ma być - Pozdr.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...