Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 21.08.2023 uwzględniając wszystkie działy
-
Nad brzegiem siedząc morza Spoglądam w te kręgi wieczne Równe, piękne i wtem jak zorza Kolory płyną we wstęgi bajeczne Złożone... Gdzie jaśnieją na północy W zieleni cudnej plamki przybrane Nie dając wiary przecieram oczy Przecież obrazy tak dobrze mi znane Pieszczące wzrok, zmysły karmiące Gdzie fala uśmiechem przecięta Nie wiem czy widzę słowa padające Czy tylko kręgi mamią jak zachęta By słuchać po wieczność, do końca... Wręcz ni krztyny olśnień nie uronić I ani jednego promienia Słońca Marzenie moje w końcu dogonić Lecz gdy tak chłonę piękne odbicie Jakiż zawód! gdy wiatr jeno szepcze Bo w tafli jedynie o czym śnię skrycie A brak Wszystkiego znów w smutek Wdepcze6 punktów
-
a wtedy mówię że jestem zmęczona i zwijam ciało w kłębek głowę starannie w dłoniach chowam mówię że jestem tylko... zmęczona5 punktów
-
a gdy nie ucieknę przed nim się pochylę - przysiada mi na plecach spokojnie, nie uwiera a ja idąc wolniej - rosnę w siłę robię głębsze ślady4 punkty
-
Ćma za kontuarem, a wieczór to upija, to otrzeźwia: za barem stoją deszcze Wygląda na to, że już nigdy siebie nie dokończę Wygląda na to, że "już" musi zawierać się w każdym "jeszcze" Świat budzi się i biedzi - to miłość to znów nienawiść przeszywa kosmos dreszczem ... Najłatwiej się nie narodzić Najtrudniej - umrzeć pytając Czekać - na odwieczną wieczność Odejść - czasu nie mając ... Patrz na frunące wieżowce! Patrz na dachujące miasta! Droga, goń ją! Nie! Teraz zwolnij! Droga, bez rond i skrzyżowań, to bardzo płochliwa niewiasta ...3 punkty
-
czasem siadam sam ze sobą w jednym z tych pokoi gdzie wiatr nie dmucha, muzyka jest głucha i człowiek wszystkiego się boi rozmyślam uparcie, niestety szczerze jak świat mnie wokół przerasta i myślę czy jestem, czy chcę, czy wierzę, gdy jestem sam ja i prawda. i zwykle wtedy strach ściska mi serce i nie chcę by znów mnie przygniatał więc oczy otwieram, zaczynam od zera - nieszczere oblicze ich świata.3 punkty
-
jestem kobietą konsumowaną codziennie na tacy podają moje ciało jestem mężczyzną konsumowanym branym po stokroć nawet nie chcianym jestem dzieckiem konsumpcyjnym rozbuchane potrzeby mam już od kołyski zżera mnie to co pożeram trawi mnie to co się nie strawi jeden procent tak wynika codziennie już mnie znika3 punkty
-
Dzień spełnienia „Dzięki Tobie Kochana mój świat jest bardziej kolorowy” mówiłeś delikatnie kreśląc opuszkami palców czerwone serca na cienkim pergaminie mojej skóry. „Dzięki Tobie kochany moje życie nabiera sensu” szeptałam czule muskając wargami Twoje jasne włosy i uśmiechając się do marzeń o naszym wspólnym domu Chociaż ciała płoną nie nadejdzie dzień spełnienia zaprosiłam Cię do życia a Ty mnie do ogrodu zapomnienia.3 punkty
-
Żaden rząd nie działa bezinteresownie, nawet ten, co wpuścił prąd w zapłon umysłu; bez interesu nie zdasz, tresurą zmysłów w figurę wnika, aktywność mózgu rośnie — Ewoluuje dzięki tym, co, z zasady między świadomością i podświadomością Świat uczynią w dom, ich więzy z Jegomością pokażą ci kość, które poznała sady Dręcząc demony mokre od alkoholu, dusza patrzy, bo potrafią nawet pływać dowodem, że, to nie sen spełnia życzenia Z tęcz serce oświetla zakamarki holów w korytarzach mocą — jeśli wydobywać. Powodem złamie zasady dla marzenia **************************************************** /ABBA, CDDC, EFG, EFG/ /Skomponowany przeze mnie sonet nie jest jednym wierszem!/2 punkty
-
Niestety, wszystko poza pamięcią okazało się zbyt stare. Zdarte buty, narzucone na grzbiet łachy, jakby wiecznie ze starszego brata który zniknął lata temu i nawet się nie odwrócił. Dawna miłość pokryta smarem, zimuje pod wieloma warstwami płótna, niby zawsze pod ręką, wystarczy tylko znać miejsce wstać nocą. Z psem przy nodze wymknąć się chyłkiem, niech w domu nic lepiej nie wiedzą. Brat, który obozuje daleko poza świadomością myśli na pewno o tym samym. Rodzi się co rano oddala wieczorem, przemywając oczy, żeby nikt nie widział. Zdejmuje ze ściany lampę i kładąc na stole kartkę pozostaje na zawsze samotny jak pierwsza zapamiętana twarz.2 punkty
-
Ona Dziewczyno z mojej fotografii Ciągle w snach nawiedzasz mnie Niewiele spraw już mamy wspólnych Pomiędzy nami wspomnień gąszcz Dawniej kochałem cię nad życie Nie znając życia gorzkich dni Odeszłaś nagle jak we wstydzie Gdy zaczął mój wirować świat Ciekawa życia byłaś zawsze Biegłaś i biegłaś myślą swą Chciałaś marzyłaś brałaś wszystko Nie liczył się rodzinny dom Dziewczyno znana z fotografii uśmiech cyniczny masz ten sam Brałaś dawałaś pewną ręką Pochłonął Cię twój blichtru świat Zawsze ślepo, w poprzek dróg Wchodziłaś w rwący strumień rzek Mówiłaś że ochroni Bóg Odeszłaś z hukiem w zapomnienie. Boga zabrakło. Został grzech.2 punkty
-
złóż moje serce w swoje ręce Wezmę twoje serce, łączymy serca miłością Promienie słońca wskażą nam drogę będziemy kochającą się parą Na naszej drodze miłości płatki róż upiększą naszą drogę Miłość jest jak czerwona róża o wschodzie i zachodzie słońca dwa serca, dwie miłości Lovej . 2023-08-212 punkty
-
Jakże straszna, jakże niebywale bolesna, była dla Polski całej nawała bolszewicka 1920 roku… Tysiące rękopisów, spisywanych przez wieki, przez najwybitniejszych, często zapomnianych polskich uczonych, padało ofiarą bezlitosnego ognia… Bogato zdobione księgi, nierzadko z okładkami z prawdziwej skóry, padały w błoto deptane przez bolszewickie buciory… A było ich, rzuconych na pastwę ognia i błota niezliczenie wiele… Bolszewikom nie zadrżała ręka przed niszczeniem opisujących wielowiekowe dzieje zacnych rodów unikatowych rękopisów kronik, spisywanych często przez nestorów tychże rodów… Kolekcjonowane często przez wiele wieków, olbrzymie rodowe biblioteki, bolszewicy bez wahania oddawali na pastwę ognia… Żeby to jeszcze miejscem kaźni tychże ksiąg, były bogato zdobione dworskie kominki… Ale gdzie tam.. Pomimo, że obok stały przepiękne, bogato zdobione kominki, rosyjscy żołnierze rozpalali wielkie ogniska na dworskich podłogach, po uprzednim wybiciu dziur w sufitach, ażeby miał gdzie uchodzić dym z palonych bezcennych książek… Bogato zdobione wazony rozpryskiwały się pod ciosami bolszewickich szabel… Wszelakie portrety ścienne, łamały się pod ciosami bolszewickich pięści… A jednak w tym miejscu, śmiem postawić tezę, że w tych niewyobrażalnie strasznych latach, Polska więcej od losu otrzymała, aniżeli straciła! Więcej nie w sensie materialnym, lecz więcej w sensie… W sensie, który zrozumiemy gdy wsłuchamy się w szept Historii, gdy wsłuchamy się, co szepce ona o wyjątkowości polskiego narodu i polskiej ziemi… Miejsce bezpowrotnie utraconych bezcennych ksiąg, zajęły tysiące absolutnie wyjątkowych wspomnień, spisanych przez młodocianych ochotników, broniących Polski w wojnie polsko-bolszewickiej… Miejsce koni rekwirowanych przez bolszewików w rozmaitych polskich majątkach, zajęły podniebne Pegazy z Eskadry Kościuszkowskiej! W miejsce pięknych koni rasy polskiej, zabieranych przez rosyjskich żołnierzy na niebie pojawiały się przepiękne śmiercionośne Pegazy (misternie zaprojektowane dwupłatowce) pilotowane przez amerykańskich i polskich lotników, które siały straszliwy popłoch wśród bolszewickiej konnicy… Najwspanialszym jednak darem, jaki Polska otrzymała od losu w tamtych pamiętnych latach, był przepiękny, ratujący polską niepodległość, cudowny wręcz, węgierski pociąg z amunicją, który dotarł na stację kolejową w Skierniewicach 12 sierpnia 1920 roku… Liczący 80 bezcennych wagonów! Zawierający 22 miliony pocisków, w ciągu dwóch następnych dni rozdzielonych pomiędzy wspaniałych polskich żołnierzy! Śmiało wysunąć można hipotezę, że węgierskie pociągi z amunicją, które Polska otrzymała w decydującym momencie wojny polsko-bolszewickiej, to najwspanialszy prezent, jaki Polska otrzymała w całej swojej ponad tysiącletniej historii! Ja jednak w tym miejscu chciałbym postawić tezę, że w tym straszliwym czasie, Polska otrzymała od Węgier dar nieporównanie cenniejszy, aniżeli miliony węgierskich pocisków… Darem tym były oddane sprawie serca tysięcy węgierskich ochotników, walczących za Polskę w wojnie polsko-bolszewickiej! Tysiące młodych, wspaniałych Węgrów poległo w wojnach polskich w latach 1919-1921! Kilkuset Węgrów walczyło za Polskę w Bitwie Warszawskiej 1920 roku! Myśl tę, która kiedyś sama zrodziła się w mojej głowie, napełniając mnie przedziwnym uczuciem, znanym zapewne licznym badaczom, czy choćby pasjonatom historii, chciałbym czasami wykrzyczeć na całe gardło… Serca walczących za Polskę węgierskich ochotników były dla Polski cenniejszym darem od milionów węgierskich pocisków!!! Pamięci tychże węgierskich ochotników, przelewających za Polskę swą krew w roku 1920 poświęcone będzie to opowiadanie… Czym jest nasz dzisiejszy patriotyzm, w porównaniu z dawnym patriotyzmem naszych dziadów i pradziadów? Tamten niewątpliwie był niedościgłym wzorem… Obecnie nie przywiązujemy do patriotyzmu już tak wielkiego oddania, poświęcenia, gotowości do największych wyrzeczeń. Dawnemi czasy Polak dla Polski się rodził, Polsce oddawał każdy swój oddech, dla Polski umierał… Toteż patriotyzm dla dziadów naszych równie był ważny co Wiara w Boga. Kiedyś, kiedyś patriotyzm nie wyrażał się w potoku słów, próżnej gadaninie, lecz w wielkich czynach, o których przez lata zaświadczały blizny weteranów wojennych. Nasi dziadowie i pradziadowie w imię patriotyzmu zdolni byli do czynów tak wielkich, jakich nawet nie byli sobie w stanie wyobrazić ludzie z najodleglejszych zakątków świata! Historia ta opowie jednak o arcywielkim oddaniu Polsce nie rodowitego Polaka, lecz… rodowitego Węgra. St. szer. Istvan Prazsenka, wyjątkowo waleczny węgierski żołnierz, pełen wszelakich przymiotów ducha, który szedł bez zawahania w każdy bój, a kulom nigdy się nie kłaniał, w pamiętnym roku 1920 zgłosił się na ochotnika do polskiej armii. W rodzinie jego był bowiem obecny ustny przekaz, iż pradziadek jego Andras Prazsenka był żołnierzem Armii Siedmiogrodzkiej generała Józefa Bema. Jako że historia Polski zawsze go niezmiernie interesowała, a chęć dorównania swoim przodkom była niemalże jego obsesją, postanowił bezzwłocznie złożyć stosowne podanie. Obydwa te zacne narody, zarówno polski, jak i węgierski, budziły wówczas w Europie spore zainteresowanie, sekretami swych długich historii narodowych. Interesującym był fakt, iż obydwa te narody, pobite przez swych wrogów, na długie lata utraciwszy swą niepodległość nigdy złemu losowi się nie poddały… Gdy wszystkie formalności zostały dopełnione, nasz młody bohater wstąpił w szeregi polskiego wojska. Stąd droga do wysłania na front walki z bolszewikami, była już bardzo krótka… Krzątanina licznych polskich żołnierzy około umocnień okopu, zarówno oficerów jak i prostych szeregowych, zawał taczanek z karabinami maszynowymi, śpieszne, acz niezwykle staranne wytyczanie pozycji artylerii bojowej, doglądanie przez oficerów najdrobniejszych mankamentów umocnień, robiły na młodym Węgrze ogromne wrażenie. Nowe oddziały dochodziły w zwartym szyku, by wzmocnić stanowiska ogniowe załogi okopu, nie pozwalając ani na chwilę zagasnąć nadziei tlącej się w sercach tych, którzy przebywali na pozycjach już od kilku dni. Był blady świt gorącego lata, klejące się z niewyspania oczy polskich żołnierzy lekko owiewał poranny wietrzyk. Słońce z racji bardzo wczesnej pory nie zagościło jeszcze na niebie. Wkrótce jednak nad Polską miało wzejść słońce wielkiej Chwały… Z niewyspania dreszcze przeszywały ciała tych młodych chłopaków, ratowali się więc czarną kawą z blaszanych żołnierskich kubków. Nie kleiły się słowa ich porannych rozmów, a to zarówno z niewyspania, jak i z wielkiego zmęczenia. W każdym słowie, w powietrzu czuć było powiew wielkiej wojny… Wielkie napięcie powodowane trwożnym wyczekiwaniem udzielało się wszystkim żołnierzom w okopie, począwszy od kucharza kuchni polowej, a skończywszy na dowódcy batalionu piechoty. Prosty żołnierski posiłek i kubek mocnej czarnej kawy musiały dać tym młodym chłopakom siłę, na cały dzień ciężkich zmagań z wojennymi przeciwnościami losu. Dowódca batalionu piechoty obsadzającej cały ów okop, był to młody, wysoki, niebieskooki blondyn, który swoim opanowaniem i chłodnym oglądem sytuacji, starał się dawać przykład swoim żołnierzom. Obserwując przez lornetkę całe przedpole okopu, rozluźnił kołnierzyk swego munduru. Z twarzy jego, nie można było jednak rozeznać żadnych emocji. Za plecami jego stał posłaniec ze sztabu dywizji. Wyraz twarzy miał wyczekujący, pomimo iż zwykli żołnierze nieraz zagadywali go pytaniami, on z żadnym z nich nie wchodził w dyskusje. – Czy są jakiekolwiek wieści o nacierających bolszewikach? – zagadnął go stojący obok niego młody sierżant. – Przestańcie krakać sierżancie! Jeszcze się dosyć nacieszycie ich towarzystwem! – Ofuknął go dowódca batalionu piechoty. – Gdyby zbliżali się do naszych pozycji, poznalibyście to po wielkich słupach dymu z palonych dworów, tlących się w oddali – Włączył się do rozmowy ów posłaniec ze sztabu dywizji. – A wielu ich na nas spadnie? – zapytał znów trwożnie sierżant. – Więcej niż mrówek z rozgrzebanego kopca! Paskudnych, czerwonych, jadowitych mrówek… – Odpowiedział przeciągle spokojnym głosem dowódca. – Pod opieką Częstochowskiej Pani naród nasz nie ma się czego lękać! – Zawołał donośnym głosem przysłuchujący się całej rozmowie ksiądz Stefan, kapelan wojskowy. Po krótkiej rozmowie w cztery oczy z dowódcą, młody posłaniec ze sztabu dywizji odszedł śpiesznym krokiem. Dowódca zaś posłał na zwiady do najbliższych okolic kilku ułanów, z przydzielonej mu pod rozkazy kompanii kawalerii. Plotka o nacierających bolszewikach lotem błyskawicy rozeszła się po całym okopie. Lotem błyskawicy powtarzali ją wszyscy, począwszy od obsługi kuchni polowej, a skończywszy na trzymającej się zawsze razem grupie węgierskich ochotników w polskich mundurach. Bohater nasz Istvan Prazsenka, właśnie przetarł twarz ze zmęczenia… Wówczas niejednego młodego Węgra, który siedząc w okopach mierzył w bezkresną dal ze swojego karabinu, dopadała nagła, a wielka nieopisanie tęsknota za swoją Ojczyzną… Za żyznymi węgierskimi równinami, obfitującymi w wielkie naturalne bogactwa… Za niebiańskimi wręcz smakami węgierskiej kuchni… Za złocistym kolorem i cudownym smakiem węgierskiego lecza… Aromatycznych paprykarzy, pikantnych gulaszy, wybornych smażonych mięs, delikatnej pieczonej jagnięciny… Za przepięknym Budapesztem, będącym już wtedy jednym z najpiękniejszych europejskich miast… Wielka tęsknota za Ojczyzną, rozczulająca najtwardsze węgierskie serca, spadała na tych młodych węgierskich mężczyzn, niczym jastrząb na bezbronne, pocieszne pisklęta… – Boję się tych bestii w ludzkich skórach – Zagadnął Istvana jeden z jego węgierskich kolegów, starszy szeregowy Viktor Prileszky. – Te diabły wcielone zdolne są do najgorszych, niewyobrażalnych wręcz okrucieństw. – Pierwszego napotkanego najchętniej zadusiłbym gołymi rękami! – Odkrzyknął dziarsko Istvan. Wszyscy pozostali spojrzeli po sobie pytającym wzrokiem. – Broniąc przed bolszewicką nawałą Polski, bronimy zarazem Węgier! – Ciągnął dalej swój wywód Istvan podniesionym głosem. – Dziś Polska, jutro Czechosłowacja, pojutrze Węgry, a co potem to nawet strach pomyśleć! Te diabły zamierzyły opanować całą Europę! Niedoczekanie! Duch Świętego Stefana Węgierskiego stanie bolszewickiej czerwonej Hydrze na drodze! Święty Stefan Węgierski ma nas w swej opiece i nie pozwoli, aby nam się stała krzywda! – Niech żyje nasz bohater! – Zawołali radośnie koledzy Istvana poklepując go przyjaźnie po ramionach. Wtem nagle z oddali dał się słyszeć przeraźliwy krzyk, powtarzany następnie niczym echo: – Bolszewicy!!! Nagły popłoch i rumor zapanował w całym okopie. – Wszyscy na pozycje!!! – Zawołał na całe gardło dowódca. – Do boju bracia Węgrzy… – Wycedził Istvan przez zaciśnięte zęby do swych kompanów. Pośpiesznie zajęto pozycje przy działach i ciężkich karabinach maszynowych. Żołnierze oparli się o swe karabiny jednostrzałowe i utkwili oczy w ich celownikach. Tymczasem istna szarańcza bolszewików na koniach, wraz z wielkimi tumanami kurzu, wydobywającymi się spod końskich kopyt, przybliżała się stopniowo na szerokie przedpole okopu. Pędzili oni przed sobą polskich ułanów wysłanych uprzednio na zwiady. Ci z całych sił popędzali swe konie, byleby tylko za wszelką cenę uniknąć bolszewickiej kuli. Tymczasem niezliczona chmara bolszewików na koniach, podchodziła stopniowo w zasięg polskich CKM-ów. Niektórzy bolszewiccy kawalerzyści rzucali groźne spojrzenia w kierunku polskiego okopu, inni wymachiwali groźnie swoimi szablami. – CKM! Długa seria!!! – Zakrzyknął na całe gardło dowódca sił broniących okopu. Długie serie z kilku polskich CKM-ów przeszły długimi liniami po nogach kilkudziesięciu koni, zwalając zarazem nagle kilkudziesięciu bolszewickich jeźdźców na ziemię. Niemal wszyscy poskręcali swe karki. Te kilkadziesiąt ściętych z nóg koni, spowolniło resztę nacierających, powodując zakotłowanie się całego natarcia i wzbicie w niebo potężnych tumanów kurzu. Na czoło natarcia wysunął się nagle jakiś bolszewicki komisarz polityczny, z wielką czerwoną gwiazdą na czapce, krzycząc na całe gardło wniebogłosy. Z daleka widać było, że zachęca swych komunistycznych towarzyszy do kontynuowania natarcia. Polscy żołnierze zamarli w bezruchu na swych pozycjach strzeleckich, oczekując co stanie się dalej… Nagle z okopu, wprost przed bolszewickie kule, wybiega jakiś nieznany żołnierz, a nie kłaniając się kulom biegnie wprost na chmarę bolszewików. Przebiegłszy szybko ponad pięćdziesiąt metrów, jak gdyby nigdy nic uklęka, przyjmuje pozycję strzelecką, przykłada karabin do twarzy, składa się do strzału i dłuższą chwilę, która zdawała się trwać wieczność całą, mierzy w dal ze swego karabinu. Osłupiali ze zdumienia wszyscy polscy żołnierze z okopu, wlepili w niego swe wielkie ze zdziwienia oczy. Nagle ów szalony żołnierz oddał cichy, ledwo słyszalny strzał. Widoczny z oddali bolszewicki komisarz, który zdążył ad hoc objąć dowodzenie całym natarciem, padł nagle w jednej chwili na ziemię, pod nogi swego konia. Dowódca załogi okopu, w pierwszej chwili równie osłupiały co reszta żołnierzy, dostrzegając jednak z daleka śmierć bolszewickiego komisarza, w mig ogarnął myśli i zawołał donośnym głosem: – Osłaniać go krótkimi seriami z CKM-ów! Za plecami szalenie odważnego polskiego żołnierza, zagrzechotały nagle polskie ciężkie karabiny maszynowe, którym wnet zawtórowały setkami zwykłe jednostrzałowe Mannlichery M1890, a zza jego sylwetki wyleciały tysiące polskich kul. Gdyby zatrzymać czas, widok pojedynczego żołnierza, zza którego pleców wylatują tysiące kul, stanowiłby wręcz niesamowity, przepiękny obraz… Ten jednak, nie namyślając się długo, pochylił się w powrotnym biegu i za chwilę na powrót wskoczył do wnętrza okopu. Skotłowani tymczasem w swym natarciu bolszewiccy jeźdźcy jęli stopniowo oddawać pola i bardzo chaotycznie, a przez to powoli zawracać. Gdy pozostały już po nich tylko tumany kłębiącego się kurzu, nieposiadający się z emocji dowódca okopu, wybrał się śpiesznym krokiem na poszukiwania owego szalonego żołnierza. Gdy w końcu stanął przed nim, otworzył oczy szeroko ze zdumienia, zdziwiony nawet jeszcze bardziej, niż uprzednio. Tym szalenie odważnym żołnierzem okazał się być młody węgierski ochotnik Istvan Prazsenka. Miotany wielkimi emocjami, w których prym naprzemiennie wiodły oburzenie, podziw, wściekłość i szacunek, dowódca nie wiedział zrazu co powiedzieć. Nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa, objął oburącz młodego Węgra za ramiona i przybierając groźny, ale zarazem uśmiechnięty wyraz twarzy, potrząsnął nim tylko po przyjacielsku. Z całego okopu, jaki długi i szeroki, dały się słyszeć okrzyki na cześć bohaterskiego żołnierza. Wszyscy żołnierze, zarówno polscy poborowi, jak i węgierscy ochotnicy, poczęli podchodzić do niego, ściskając go i gratulując mu serdecznie. – Polak, Węgier dwa bratanki! – Krzyczeli z uśmiechem poklepując go przyjacielsko po plecach. – Lengyel, magyar – két jó barát … Odpowiadał za każdym razem zdezorientowany młody Węgier. Z oczu zaś jego, spowodowane nagłymi a wielkimi emocjami tego jednego dnia, jęły ukradkiem spływać na ubitą ziemię okopu, płynące z głębi węgierskiego serca łzy… Zaś następnego dnia, gdy bolszewicy powtórzyli swe natarcie, nie mieli już przeciwko sobie wystraszonych chłopców, lecz świadomie dążących do bohaterstwa żołnierzy, którzy dla bohaterskich czynów gotowi byli narażać swe życie, śmiało patrzących śmierci w oczy, a nie zważających na bolszewickie kule. Owego zaś okopu nigdy nie udało się bolszewikom zdobyć, aż w końcu zmuszeni ogólną sytuacją na froncie do odwrotu, raz na zawsze opuścili jego okolice. Istvan Prazsenka zaś do swego szaleńczo-bohaterskiego czynu dołączył wkrótce kolejne, równie śmiałe i zuchwałe, przez co jak dziesiątki innych Węgrów, został przedstawiony do odznaczenia najwyższym polskim odznaczeniem wojskowym, orderem Virtuti Militari. A kiedy zakończyła się wojna polsko-bolszewicka, nastąpił wreszcie, jego długo wyczekiwany powrót do ukochanej węgierskiej Ojczyzny… P. S. Choć st. szer. Istvan Prazsenka jest postacią fikcyjną, chciałem przez jej stworzenie oddać hołd tym wszystkim węgierskim ochotnikom, którzy owego pamiętnego 1920 roku przelewali za Polskę swoją krew. Zarówno tysiącom Węgrów, którzy polegli w wojnach polskich w latach 1919-1921, jak i tym kilkuset Węgrom, którzy walczyli w Bitwie Warszawskiej 1920 roku… KONIEC2 punkty
-
... a gdy już wśród migocenia gwiazd Przemierzać przestrzenie będziesz Zanim wzrok zielenią zgodny Uspokoi rozedrgania i pasje Głęboki weź wdech Byś mogła poczuć Siebie2 punkty
-
„Widzę się kiedyś w odbiciach serca, a serce różnorako odbija” Autor – kolega Albert spod bloku, tutaj jestem tylko współautorem części tej frazy. Warszawa – Stegny, 21.08.2023r.2 punkty
-
- dla Siostry Zapięcia sukni, jedno po drugim, ustępowaly palcom Olega. W miarę tegoż, Soa czuła się coraz bardziej swobodnie. A z drugiej strony coraz bardziej onieśmielona i zawstydzona. Myśli przebiegały jej umysł z zawrotną szybkością, wznosząc oszołomienie na jeszcze wyższy poziom. Do tego stopnia, że chwilami sama nie wiedziała, czego pragnie. Czy uciec i znaleźć się jak najdalej od miejsca, w którym wlaśnie przebywała: od tej alkowy, apartamentu, moskiewskiego Kremla, od wszystkich tych książęcych ziem, ba! - od Rosji całej i wszystkich tych ludzi, z Olegiem na czele, szczególnie od niego! Od jego palców, dotyku i fizycznej bliskości, wiek dwunasty już pomijając. Czy zostać tu, gdzie jest i pozwolić Olegowi kontynuowac przedseksualne zabiegi, a swojemu pożądaniu wzlatywac wyżej i wyżej. Czy pozwolić swoim palcom działać i robić to, co robiły, czy też dopuścić do siebie czające się tuż obok odrętwienie. Chłodną, oziębłą wręcz zimną aseksualną istotę, dziś powiedzielibyśmy: drętwą. Oleg jednak, świadom wewnętrznego rozdźwięku żony pomimo własnego seksualnego podekscytowania, nie miał zamiaru ani pozwolić jej na ucieczke, ani - tym bardziej - ułatwić działania zniechęcającym myślom. Pokonawszy ostatnie zapięcie, delikatnie wolnym ruchem zsunął suknię z jej ramion. Uwalniając obie ręce Soi, przesuwał opierający się chwilami materiał coraz niżej i niżej, aż fałda po fałdzie znalazł się cały na podłodze. Dzieląc uwagę mimo - a może właśnie wspartą erotyczną ekscytacją - dostrzegał raz przymknięte z podniecenia oczy żony, a raz szeroko otwarte, rozświetlone niepokojem i obawą. - Na seksualne frasunki dobre pocałunki - zrymowal żartem, dla lekkiego chociażby uspokojenia żony, kładąc dłonie na jej pośladkach i przyciągajac ją do siebie. Drgnęła poczuwszy, że poziom podniecenia męża wzrósł zauważalnie - by nie rzec namacalnie - i ponownie zdawszy sobie sprawę z własnej, mrowiącej piersi i zbieg ud ekscytacji. Mało tego: mrowiącej całe jej ja, włącznie z duszą, co poczuła nagle bardzo wyraźnie. Wręcz dojmująco. - Oleg... - przysunęła się doń ponownie, znów sięgając tam, gdzie oczekiwał jej dotyku. - Masz bardzo zgrabne nogi - powiedział, uwolniwszy biodra żony z zaslaniającej jej dolne krągłości, prześwitującej i ukazującej co trzeba cieniutkiej tkaniny. Roześmiała się cicho, przezwyciężywszy resztki niepokoju. Nagle bardzo swobodna, śmiala i bezpośrednia. - Wszystko mam, jak należy - szepnęła mężowi do ucha, pocałowawszy je najpierw czule. - Przekonaj się... - stanęła do niego tyłem, by mógł zacząć uwalniać jej biust i kibić z gorsetu. Oczywistym było, że Oleg nie potrzebował zachęty. Ani, aby podjąć czynności, których wykonanie mu ułatwiła, ani też, aby podjąć inne działania. Jeszcze bardziej bezpośrednie lub - jeśli wolisz, mój Czytelniku, inne określenie - jeszcze bardziej ukierunkowane na finał. Chociaż równie czułe, jak żoniny pocałunek sprzed chwili, bardzo staranne oraz powolnie zaangażowane. Soa z jękiem rozkoszy oparła się dłońmi o krawędź łoża... Cdn. Voorhout, 21. Sierpnia 20232 punkty
-
2 punkty
-
a smutek zniszczę absolutem na pocieszenie walnę setę prysną zmartwiena myśli strute i krzyknę życie życie w dechę karmiące zmysły - mleczne piersi uśmiech na ustach niemowlaka światek dziecięcy jakże lepszy od dojrzałego wiekiem świata a potem jeszcze jedna seta smak absolutu świat upiększy i zasnę błogo jak poeta a kac kolejny ranek spieprzy :)2 punkty
-
- Przecież gdyby chciał...Poklepała się po ramieniu i zamilkła. Wiedziała doskonale, że nie da się poskładać nadziei, które z powodu jego milczenia, w jednej chwili rozsypały się w drobny mak. Cały jej świat dryfował teraz zupełnie mimowolnie i w rozchwiany sposób. Kołysał się jak samotna łódź na mętnym oceanie jej mglistych myśli. - Znajdzie tysiące powodów, całe mnóstwo przyczyn, morze racjonalnych argumentów, w których każe mi się zanurzyć...Przerwała myśl. Nie była w stanie snuć dalszych rozważań. W drżące dłonie schowała twarz - bladą jak papier i prawie przezroczystą. Zesztywniała w środku. Wszystko w niej choć żyło, było martwe. Zastygła w pozycji embrionalnej, jakby chciała ukryć swój ból, schować go przed całym światem, bo przecież nikt nie mógł się dowiedzieć jak bardzo cierpi i że jej wnętrze jest niesamowicie delikatne. Tylko poduszka, całkiem mokra od łez, znała jej sekret i tak miało zostać na wieki. - Przecież gdyby chciał... Powtarzała najboleśniejsze zaklęcie... Gdyby chciał... Błądząc tą jedną myślą, gładziła swoje delikatne dłonie. Rysowała na nich znane kształty, te którymi on pieścił jej plecy, kiedy nadzy leżeli, z lubością wpatrując się w siebie. Pragnęła, żeby był z nią teraz, żeby czas zniknął, a przestrzeń skurczyła się do rozmiarów ich ciał. Marzyła by go poczuć, stać się jego częścią i być z nim na zawsze. Tak po prostu i już nic więcej.2 punkty
-
Za często się do tych ciężarów przyzwyczajamy Zamiast zrzucić je z barków Pozdrawiam :)2 punkty
-
Kiedyś chleb i gaj oliwny, Dzisiaj fura, mięsień piwny. Ktoś zapytał - Mieć czy być ❓ Dziś zapyta - Chudnąć ❓ Tyć ❓2 punkty
-
Zaprzęgnięte sznury głosek, kawalkada - przejechała jakie wnioski? Pyta banał, filologii nie przeskoczę. Razy były... pochwalili, ochy, achy - anty-pisarz. Moja dusza na pal wbita, czwarty listek koniczyny. Wnuczka dała pióro gęsie, w nicku mocno blaskiem świeci. Jak ksiądz powie na spowiedzi, koniec dziadku - aż mnie trzęsie! Gdy ostatni wiersz napiszę i przeczytam hen na błoniach, testamentem wam się skłonię, w błogostanie wejdę w niszę. Pójdę sobie w stronę słońca, miejsce piękne do pisania. Nie usłyszę już kazania, Boskich wersów rzeki rwącej. Żyć nie mogę bez literek, rymem strofy oplatają. Artyzm w ciszy czerpiesz czarą, czy goryczy? Czas się śmieje! Wy, mym piórem - atramentem, drogowskazem na rozstajach. Złudna wena - samograja, przeczytały... zachłyśnięte! "Dopóki nie poczujesz się nieszczęśliwym, nie narodzi się w tobie "POEZJA"!" - Tadeusz Różewicz.1 punkt
-
1 punkt
-
Nie zmarnować życia być w nim zawsze sobą widzieć nie tylko to co nam miłe Nie zmarnować życia cieszyć nim innych razić ich skromnością mówić szczerze Nie zmarnować życia coś po sobie zostawić by ci którzy pozostaną mile wspominali1 punkt
-
I. Gdy straszliwa bolszewizmu Hydra, Swymi wężowymi szyjami świat oplotła, W cieniu komunistycznych międzynarodówek knowań, Zaplanowanego na Kremlu milionów ludzi zniewolenia… Swym szkaradnym plugawym cielskiem, Na mapie Europy kładąc się cieniem, W umysłach światłego duchowieństwa rozniecając trwogę, Otuloną kokonem tysięcy w intencji Pokoju nabożeństw… Swymi błyskającymi z niezliczonych łbów ślepiami, Skrzącymi zawiłościami bolszewickiej propagandy, W umysłach Europejczyków rozniecając obawy, Starego kontynentu niepewnej przyszłości… Swego śmiertelnego jadu kroplami, Cieknącego z wszystkich jej paszczy, Zatruwając dusze intelektualistów i polityków zachodnich, Mamionych widmem komunistycznej utopi… Swym niosącym powiew śmierci morowym oddechem, Będącym upiornego bolszewizmu widmem, Narodom Europy niosąc przestrogę, Strasznego losu ofiar rewolucji lutowej… Patriotyzm zaklęty w tysiącach szabel, W serca niezłomnych ułanów wlewał otuchę, Tysięcy ostrzy złowieszczym błyskiem, Wymierzonych w wielogłową bolszewicką Hydrę, Gdy zaświecili blaskiem tysięcy szabel, W piekielnego potwora ślepia gadzie, Waleczni polscy ułani wiedzieni niezłomności duchem, Przez niebiańskie zastępy anielskie, By w każdej z gardzieli potwora, Niechybnie wnet ością stanęła, Milionów Polaków wolnej Ojczyzny nadzieja, Latami zaborów w serc głębi rozniecona, By odrąbawszy łby jej wszystkie, Na polach tamtych pamiętnych bitew, Strącić ją na wieki w piekielne czeluście, Zapieczętowane wielkim polskiego oręża triumfem… II. Gdy bolszewizmu straszliwe upiory, Uchwyciły się swymi szponami rubieży kresowych, Przemarszami będącymi zarazem hord bolszewickich, Pozostawiając ślady łun krwawych i pożogi, Wpadały nieprzebrane bolszewickie hordy, W granice odrodzonej, umęczonej zaborami Polski, By brutalnie kręgosłup przetrącić, Tworzonemu od podstaw nowemu państwowemu organizmowi, By budząca się z snu głębokiego Polska, Łupem bolszewizmu niebawem padła, Dżumą komunizmu śmiertelnie zarażona, Gorączką pożóg do szczętu strawiona, Tak jak bezmiar swej przepotężnej mocy, Zatopiła niegdyś natura w maleńkiej bursztynu kropli, Tak w tysiącach swych szabel waleczni ułani, W te pamiętne dni sierpniowe swój patriotyzm zaklęli, Jak przed tysiącleciami krzemiennym krzesiwem, Rozniecali koczownicy kłaniający się gwiazdom ogień, Tak wieki później błyskiem swych szabel, Rozniecali ułani niezłomną zwycięstwa wolę… Przeto patriotyzm zaklęty w tysiącach szabel, Zwycięstwa w straszliwej wojnie dawał cichą nadzieję, Wyszeptywaną nocami wiatru dziejów powiewem, Do uszu ułanów śpiących kamiennym snem, By przed wschodem słońca bladym świtem, Wyruszając mężnie w kolejne swe boje, Czując przyzywający ich Wolności Zew, Cisnęli w twarz wroga swą wzgardę… Patriotyzm zaklęty w tysiącach szabel, Dla hord bolszewickich będąc katem, Na polach licznych wielodniowych bitew, Na korzyść Polski rozstrzyganych zwycięstwem, Bezbronnych cywilów zarazem był stróżem, Strzegąc ich przed gwałtem, mordem, rabunkiem, Utrudzonych ułanów ofiarnym męstwem, Poświęcających za nich swe własne życie… III. Gdy dostojne, dystyngowane damy, Padały ofiarą bolszewików żądzy, Niczym olbrzymie rodowe biblioteki, Padające ofiarą bezlitosnych ognia płomieni… Gdy artystycznie rzeźbione dębowe meble, Bezlitośnie przez bolszewików siekierami rąbane, Podzieliły los misternie zdobionych posadzek, Na których krasnoarmiejcy krzesali ogień… Gdy deptane przez bolszewickie buciory, Bogato ilustrowane oprawione w skórę księgi, Ku niebiosom niemym krzykiem o ratunek wołały, Ku duszom czcigodnych doktorów kościoła i świętych… By obłowieni z polskich majątków łupami, Prymitywni, pazerni bolszewicy, Niczym podłym samogonem swym zezwierzęceniem pijani, Karzącej ręce sprawiedliwości ujść nie zdołali… By nieprawość została ich starta, Na Rzeczypospolitej kresowych polach, W tamtych wielkich kawaleryjskich bitwach, Niczym kąkol w ogień sprawiedliwości wrzucona… Patriotyzm zaklęty w tysiącach szabel, Hord bolszewickich będąc postrachem, W tamtym strasznym dziejów momencie, Bezcennych skarbów polskiej ziemi był stróżem, By bolszewickiej pazerności nie padły łupem, W wojennej zawierusze bezlitośnie zrabowane, W głąb Związku Radzieckiego bez śladu wywiezione, Przez przyszłe pokolenia z czasem zapomniane, By w złoconych ramach zabytkowe obrazy święte, Nie zostały wydane na ognia strawę, Pozostawiając świątyń i dworów ściany ogołocone, Przygnębiającą pustką pośród ruin zionące, Dzierżona w dłoni walecznego ułana szabla, Niewzruszenie na straży ich stała, Błyskiem swym śmiertelnego odstraszając wroga, Strzegąc skarbów niejednego wielowiekowego kościoła… IV. Gdy niczym strzały z tysięcy polskich łuków, Wieki wcześniej w zagony Tatarów, Biły kule z tysięcy polskich karabinów, W nieprzebrane hordy okrutnych bolszewików, A straszliwy popłoch wśród bolszewickiej konnicy, Wzbudzały Eskadry Kościuszkowskiej podniebne Pegazy, Zrzucając niezauważone odłamkowe bomby, Na głowy bolszewików do szczętu przerażonych, Zaś polskie pociągi pancerne, Niczym w średniowieczu ciał rycerzy stalowe zbroje, Chroniły ciała odrodzonej Rzeczypospolitej, Znacząc swe bojowe szlaki niejednym zwycięstwem… Na tamtych pamiętnych polach bitew, Przechylających stopniowo zwycięstwa szalę, Na umęczonej walczącej Polski stronę, Niezłomnych ułanów nadludzkim wysiłkiem, Tamten pamiętny błysk tysięcy szabel, Odbity w tysiącach porannej rosy kropel, Strząśniętych wkrótce tysięcy koni galopem, Triumfów polskiego oręża był zwiastunem… Gdy wielkim zwycięstwem się zakończyła, Trwająca dni wiele Bitwa Warszawska, Otwierając drogę do Ojczyzny wyzwolenia, I planów Lenina ostatecznego pogrzebania, Tysięcy ułanów emocje święte, Rozniecone dnia tamtego bitewnym szałem, Na polu Bitwy pod Komarowem, Na linii czasu przez Historię zapisane, Bezprzykładnego męstwa były świadectwem, Niezatartym przez lata i dekady kolejne, Budząc inspirację kolejnych pokoleń, W siermiężnego PRL-u codzienności szarej… Których to niemym milczącym świadkiem, Były wtedy tamte ułańskie szable, Krwią bolszewików po rękojeści zbroczone, Przez walecznych ułanów dzierżone mężnie…1 punkt
-
XVI. Wydawałoby się, że w weekendowych wyjazdach poza miasto nie ma aż tak wiele ciekawego. No ale oni znów wsiedli do prawdopodobnie Tesli i pojechali poza miasto, zresztą na jakąś ładną i niezaludnioną łąkę, zresztą z całym koszykiem przygotowanych przez nią wcześniej przysmaków. Mieli taki oto pomysł na ten wyjazd, że postanowili puszczać latawca. On go najpierw kupił i chyba w sklepie dla dzieci, a komfort finansowy pozwolił mu na nabycie wcale nie najtańszego modelu, co później im tylko pomogło, bo nie dysponowali jakimś podejrzanej prowieniencji badziewiem. Było tamtego dnia gorąco, ale i wietrznie, stąd zabawa w latawca mogła się udać. I zdaje się, że któreś z nich musiało to z dzieciństwa umieć, albowiem ta gra wcale do najprostszych nie należy, z czego również warto sobie tutaj zdawać sprawę. Wcale nie jest tak łatwo latawiec wzbić w powietrze, a im się ta sztuka udała. Latawiec szybował całkiem wysoko i chyba wyżej od najróżniejszych ptaków, choć w przeciwieństwie do nich był jednak na uwięzi i zależał w gruncie rzeczy i od wiatru i od dwóch osób, które dzierżyły sznurki tego romantycznego urządzenia. Oni zmieniali się za sterami latawca, który a to w prawą, a to w lewą, a to wyżej, a to niżej niemalże swobodnie szybował po nieboskłonie, aczkolwiek był przecież na uwięzi. Latawiec telepotał się gdzieś w przestworzach na nie najsłabszym wietrze jak się patrzy i nie ma w tym przesady. Żadne z nich w sztuce operowania zabawką się w ogóle nie wywyższało i w tej materii wcale ze sobą nie konkurowali, choć z pewnością mogliby, no ale byli wygodną, a co za tym idzie zgodną parą. Latawiec miał ładną kolorystykę i chyba faktycznie wręcz patriotyczną, bo biało - czerwoną, tyle że czerwony kolor był z lewej, a biały z prawej. Ta zabawa, a przecież tutaj chodzi tylko i wyłącznie o zabawę i płynące z niej komfort, spokój i radość wyjęła im z sobotniego kalendarza ze dwie bite godziny, choć narratorowi nie chciało się w tym czasie patrzeć na zegarek więc nie może tego określić z dużą dokładnością. No a potem rozłożyli kocyk na łące i usiedli na nim w romantycznym przytuleniu i konsumowali, co również musiało być dla nich wygodne, albowiem mogli zaspokoić swoje pragnienie, a więc je zaspokoili. Było czymś komfortowym, że posiłek im smakował, co nazwałbym tutaj komfortem podniebienia. Czy na tym kocyku również wtedy doszło do jakichś głębszych uniesień? Znów narrator nie może jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć, albowiem całe zdarzenie przesiedział w dość odległych krzakach, gdzie nie było zbyt wygodnie, a widok przesłaniały mu różne gałęzie i gałązki, które notabene tu i tam go drapały w plecy, ręce, brzuch, nogi, a nawet twarz. W gruncie rzeczy najłatwiej i najwygodniej mu było obserwować latawiec i o jego podniebnych lotach może opowiedzieć najwięcej. Jednakowoż i nie ma w tym nieprawdy ta para akurat tamtego dnia lgnęła do siebie i nawet z daleka było to widać, a co za tym idzie sprawy sercowe na tym kocyku na łączce były całkowicie nie wykluczone, a nawet wielce prawdopodobne, no ale przecież nie ma w tym nic niestosownego, czy tym bardziej złego i tego się trzymajmy.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@violetta angielski - przyjemny język. Spróbuj rozmawiać po FL jak tu co wioska to inny dialekt 😁1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@duszka Ty Duszko przynajmniej idziesz w dobrą stronę ;)) @poezja.tanczy Otóż to, tak to już jest. Również pozdrawiam :)1 punkt
-
@Corleone 11Ciąg dalszy nastąpi. Michale, czytając ten tekst, zauważyłem, że sporo słów nie posiada odpowiednich polskich znaków. Polecam ten portal, którego sam często używam. Świetnie działa: https://www.spolszcz.pl/ Serdecznie pozdrawiam. :-)1 punkt
-
1 punkt
-
@slow Wakacyjnie.. na pograniczu jawy i snu. Czyli prawidłowo Miły wiersz. Pozdrawiam :)1 punkt
-
@Leszczym U mnie Bieda to nie do końca kwestie finansowe To że życie kosztuje, jest naturalną sprawą. @Rafael Marius No i dobrze. Wyjątki się zdarzają Są ideowcy. Są bezmózgowcy Byle przy korycie. Bywa, niezbicie @Nefretete Mam podobny punkt widzenia Chodzi o to- po środku Balans i nie danie się stłamsić skrajności Pozdrowienia dla Was1 punkt
-
@Rafael Marius Rajska muszelka, o której piszesz obok całości, jest symbolem prawdy, jakiej nie każdy dostąpi w głosach; to trzeba poczuć, a ja, czuję te wiersz, jak otwarte róże, czy inne kwiaty, które sugerują, że warto się otwierać... tylko w jakim świecie? całość z dużym podobaniem. pozdrowienia1 punkt
-
1 punkt
-
@Rafael MariusWędrowałem niedawno po plaży, wsłuchując się w szum fal oceanu, zanurzając się w ciepłej wodzie, patrząc w ogrom niekończącej się wody i muszę powiedzieć, że z oceanem dobrze się gra w otwarte karty, wszystko jest jasne...1 punkt
-
z głowy uciekły mi myśli nie słyszę nawet głosu swojego sumienia ranek zawiesił się na kwadrans przed ósmą obudził mnie alarm z komórki digirian z buthowtem jednak wiem czego chcę słońca powietrza i kawy1 punkt
-
1 punkt
-
Opowiadanie to planuję w przyszłości włączyć do powstającego właśnie zbioru kilkudziesięciu opowiadań mojego autorstwa opatrzonych wspólnym tytułem „Gawędy starego Węgra". W zamierzeniu moim ma to być zbiór kilkudziesięciu opowiadań odnoszących się do chlubnych kart wielowiekowej polsko-węgierskiej przyjaźni, będącej fenomenem w skali całego świata. Spoiwem łączącym te wszystkie opowiadania będzie fikcyjna postać snującego je starego, siwowłosego Węgra, niemal codziennie otaczanego przez grupkę kilku polskich nastolatków, zawsze ciekawsko wsłuchujących się w opowiadane przez niego historie. Każda z jego barwnych gawęd odnosić się będzie do jakiegoś chlubnego epizodu wspólnej polsko-węgierskiej historii. Każde z zamieszczonych w moim zbiorze opowiadań będzie pochwałą patriotyzmu, heroizmu, miłości Ojczyzny, przyjaźni między narodami i gotowości do największych wyrzeczeń dla słusznej sprawy. Jednakże głównym motywem rzeczonych opowiadań (gawęd) pozostanie wielowiekowa historia polsko-węgierskiej przyjaźni... Niestety nie mogę ze swojej strony obiecać że uda mi się rzeczony zbiór kilkudziesięciu opowiadań mojego autorstwa szybko ukończyć, ani też nie mogę obiecać że uda mi się szybko znaleźć wydawcę, który zgodzi się wydać go drukiem... ------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Jeżeli podobają się Państwu moje teksty o tematyce historycznej i szanują Państwo moją pracę, mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! KRAKOWSKI BANK SPÓŁDZIELCZY 96 85910007 3111 0310 9814 00011 punkt
-
A ja bym tak chciała czasami spektakularnie zwariować i zalać się cała łzami. Niech myślą: wariatka skończona. I przestać dźwigać skały - niech stoją tam, gdzie stały i rzeki nie zawracać, bo to za ciężka praca. I bym też chciała czasami rozwalić futrynę z drzwiami i rzucić je z łomotem na to co będzie potem. (Bo ile grzecznych dziewczynek zmyliły kierunkowskazy i w obietnicy nieba na ziemskim ruszcie się smażą?) Tak, przestać robić za świętą i podnieść wysoko głowę. I szepnąć: mój świecie sp....j już więcej Ci dawać nie mogę. (Bo skoro już będę wariatką, a wszystko przystoi takowej, przestanę się światem przejmować... (I co? obetną mi głowę?)1 punkt
-
kolejną noc słońce topi promieniami jasnego dnia sen ucieka w opary mroku i niestety budzę się sam pamięć gryzą chwile namiętne kiedy tango zamawiał świt nasza para na łuku tęczy rozpraszała wschodzące mgły twoje ciało muzykę grało słońce witał magiczny dźwięk noce były za krótkie dla nas tańczyliśmy dalej też w dzień nie potrafię tego zapomnieć w domu zawsze otwarte drzwi tak nie może wyglądać koniec wierzę kiedyś w nich zjawisz się ty1 punkt
-
Poszukiwana tylko żywa martwych już nie szukam same przychodzą czasami zmartwychwstają po północy niestety oczy bezkresne kształty niebiańskie ktokolwiek widział ktokolwiek wie niech uważa jest niebezpieczna ma głos karaibskiej syreny usłysz i ciągle szukasz1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne