Ranking
- uwzględniając wszystkie działy
-
Wprowadź datę
-
Cały czas
8 Kwietnia 2017 - 13 Października 2025
-
Rok
13 Października 2024 - 13 Października 2025
-
Miesiąc
13 Września 2025 - 13 Października 2025
-
Tydzień
6 Października 2025 - 13 Października 2025
-
Dzisiaj
13 Października 2025
-
Wprowadź datę
19.04.2023 - 19.04.2023
-
Cały czas
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 19.04.2023 uwzględniając wszystkie działy
-
W moim mieście pada deszcz pada też ludziom na głowę z przygnębienia Ktoś rozwiesił swoje życie na sznurze żeby było radośniej ksiądz kazał śpiewać w chórze nie umiem Marian też nie notorycznie gapi się w okno jakby miał dostrzec coś niezwykłego przychodzę czasem do Mariana, bo nie może chodzić siedzimy razem gapiąc się w okno Widzimy swoje odbicia odbicia też mamy choć czasem chce mi się ryczeć no to rycz! krzyczy Marian nie! odkrzykuję a potem robimy głupie miny i przedrzeźniamy przechodniów A w czwartek Mariana zabrali myślałam, że kiedyś oddadzą ludzie mówią, że Marianowi padło na głowę, bo gapił się w okno i coś zobaczył W końcu zaświeciło słońce.9 punktów
-
chłopcy w telefonie w szafce nocnej wibrator chciałam tylko zapomnieć ale świat wysiadł zupełnie nie wróci dokąd tym razem prowadzisz mnie lęku ciało napięte nie pójdzie ból je wkrótce wytropi i pożre kobiety pierwszej kategorii odpoczywają od niczego oblatując zagraniczne kurorty robią nagie zdjęcia drugiej rodzą dzieci każdego dnia podnoszą otyłość by do wieczora zamęczyć się na amen załamanie nerwów u każdej boli tak samo6 punktów
-
Zajrzała bieda do chaty. Nie mieszkał tam nikt bogaty. Babcia z kotem na kolanach i kilkoro wnucząt - nie była sama. W zardzewiałym garnku na starej " angielce" - ziemniaczki w mundurkach. Dzieci klaszczą w ręce. Sól też się znalazła, obiad był królewski. Babcia łzę otarła, żywot miała ciężki. Zasiadła do stołu z gromadką krasnali. Nie mieli widelców lecz wszyscy się śmiali. Nie znosiła śmiechu bieda. I nie było więcej trzeba... Babcia pieczeń nastawiła. Dzieci klaszczą w ręce, nie chcą biedy więcej.5 punktów
-
po śniadaniu uczę się francuskiego później kolorowy park cieszę się wiosną w tym roku wyjątkowa pragnę czekolady do kawy uroczej jak mały ptak z sałatką i cienką pizzą razem5 punktów
-
nasze rozmowy stały się płytsze spojrzenia powierzchowne chropowate w miejscach oszlifowanych a dotyk nieprzenikniony stalowa barwa okryła nam spojrzenia uratuj nas losie! strzałą Amora przebij zakochaj ostygłe serca jeszcze raz!5 punktów
-
poznałeś mnie przez drżące ciało otoczona blasku jaskrawą aurą wtargnęłam w twój splot słoneczny w złudzeń gorące opary weszłam z impetem w granice gęsto między nami rosnące przez milczenie ustami kreślone dotykałam cię róży kolcem gdy odurzona tobą zamknąłam oczy sen zabrał mnie w zakręt ostry do dni przykrytych grubym kurzem do innych nie z tobą wspomnień poznałeś moje ciało pierwszej nocy byłeś nim do głębi nasycony niewiele pozostało do wypełnienia już się oglądasz by tamtej marzenia spełniać5 punktów
-
pewien grzesznik postanawia przemianę poganiany przewinami odrzuca dobra wychodzi wtapiając się w tłum na chodniku robotnicy obok wylewają smolisty zapach oblepia ulicę; niemal sunie nad ziemią biją dzwony i trochę się przeciera, mijanym przechodniom rozdaje uśmiechy i pieniądze dostrzega ich tylu po raz pierwszy, wreszcie wspina się na schody kościoła żeby leżąc w jego progu pozwalać wiernym deptać po sobie tak długo dopóki nie skruszeje4 punkty
-
Ktoś na wskroś nieżyczliwy nad wyraz zbił z tropu moją kumpelę poetkę stwierdzeniem, że świat nie jest wierszem, ani poezją, ani niczym tym podobnym i niczym w tym stylu. Chciałbym kiedyś tego kogoś (mordercę wyobraźni i fantazji) móc zapytać czyż smakowanie świata nie jest przypadkiem doświadczeniem obserwacji? Seranon, 18.04.2023r.4 punkty
-
odrywam kolejne płatki "przyjdziesz czy nie" płatki lecą na ziemię już ich nie chwycę nawet w locie umkną mi w ogrodzie zakwitł bez nie wrócisz zbyt wcześnie...4 punkty
-
od nowa uczę się jak mówić nie mówię jak mi mówią długo lecz czytam wciąż i pisać lubię ustami chyba będzie trudno mam krótszą pamięć mniej się ścieram uśmiech jak maska tkwi przyszyty wszystko w porządku ktoś zapewnia potem wypełnia chemią żyły nie nie liczyłem na nikogo byłem jak mięso z galaretą co gdzie zaszyją i w co włożą jest mi już dzisiaj wszystko jedno składali mnie od kiedy z ziemią nie dali rady ego włożyć w końcu wepchnęli w masę z czegoś coś co ma z czasem wyjść na korzyść od nowa uczę się jak chodzić jak mi na imię nie wiem nie mam jakbym się wcale nie narodził coś amputować chcą coś sprzedać miałem rodzinę i wspomnienia uśmiech pod szwami w grymas przeszedł że takich nosi matka ziemia udaję że nie słyszę grzeszę spotkałem miłość i wiedziałem jak nikt kochała mnie też ona ale nam w drodze wyrósł kamień i stał się górą skał wkoło nas3 punkty
-
Nikt nas tutaj nie zapyta czy czujemy, które rozumiemy, czy wiemy, kogo widzimy, czy lubimy, które kochamy, co nam gra... Nas się pyta jak wszystko powyższe ubierzemy w słowa i czy udaje nam się porwać czytelnika i przenieść go między baśnie, wersje i wersy. Ktoś dociekliwy może nas jeszcze dodatkowo zapytać czy będzie dobrze, na co nie przyjdzie nam łatwo odpowiedzieć. Seranon, 17.04.2023r.3 punkty
-
wczoraj wieczorem obserwowałem jak zapada zmrok moich myśli w lustrze może nie jestem sam na tym świecie wypaliłem papierosa powiedziałem do siebie: "życie to jedna wielka niewiadoma" do którego siebie wciąż słyszę odbity chichot gdy opadał popiół innych ja we mnie wciąż tak głośno krzyczą dookoła machają rękami z podpalonych zapałek3 punkty
-
Tylko on - przyjaciel z dzieciństwa - zawsze cierpliwie słucha mych gorzkich wyznań. Tylko on robi to nawet dziś - nie używając przeciwko mnie słów ostrzejszych od noża. Tylko on - mały ale o dużym sercu miś z którym rozmawiać znaczy być kimś.3 punkty
-
Kiedy się stało jasne, że muszę przejść przez ogień, szukałam takiej siły, która rozpuszcza trwogę. Znalazłam ją w spojrzeniu, tym bliskim i dalekim i w szepcie słów żarliwych, ukrytych pod powieką. I przeszłam. Z drżącym sercem lecz z podniesioną głową. By przetopiona dusza, zrodziła mnie na nowo.3 punkty
-
dzisiaj w nocy zadrżało wszystko wokół- neonami błyszczę. w myślach ląduję na wirtualnej ziemi gdzie klawiatura rządzi światem nieraz to chaos szaleństwo i szum. patrzę przez filtry ekranów gdzie cyfry tworzą obrazy nowe prawdy w świecie strun nie potrzebuję czuć dotyku i wiatru. wirtualnie czuję ich puls widzę świat pełen kontrastów wciąż wierzę że odnajdę swój cel w sieci. odkryję drogę dla siebie między kubitami stłamszony jako zero środek i jeden3 punkty
-
Wyrwij mi słowa Z poukładanego wiersza I niech będę pierwsza W kolejce do twojego serca3 punkty
-
kochał poezję nade wszystko lecz tym razem zgotowała prozę życia trafił na zaborczą pełną złudnych deklamacji przydusiła zakrwawioną przerzutnią z ostrymi zębami rytmu oraz tego co autor miał na myśli co jeszcze bardziej ugruntowało zwątpienie gdyż nie znał przesłania sprawnie i boleśnie przerzuciła go w głąb siebie przywiązując ręce cierniową średniówką jedno co mu pozostało to odchylać głowę do tyłu by ujrzeć nad sobą drabinkę wersów oraz jasny prześwit u góry jednak rymy częstochowskie były przesadnie dokładne co chwila spychały głowę w przeciwną stronę odbierały nadzieję czuł wokół gęstą aurę wiersza niespieszno wirował umysłem twórcy na kolistych ściankach dostrzegał freski rymów średniówek przerzutni oraz delikatnych acz mocnych pajęczyn poezji spowijały zewsząd ciężkim całunem poetyckiej klaustrofobii stawiały uparcie niedokończoną kropkę nad i nie wiedział jaką rolę w tym wszystkim odgrywa wiersz a jaką on może muchy? jednak po pewnym czasie zaczęły w nim narastać sprzeczne odczucia tym bardziej że rozpoznawalne przesłanie coraz bardziej chłonął umysł lecz nie do końca zrozumienia które można bez przeszkód i za nic deklamować spojrzał jeszcze raz w górę wtem zupełnie nagle nie poczuł więzów mógł zacząć wędrówkę szczebel po szczeblu wers po wersie na jednym z nich powyżej przysiadła metafora nakazała że ma nie zwątpić a zatem nie zwątpił bo cóż innego mu pozostało nagle jakby wiedział że tam u góry na tle prześwitu jest tytuł wystarczy że stanie na początkowym wersie może go dosięgnie odczyta zinterpretuje więzienie na miarę przynależnych danych mu możliwości a później rozbuja ciało i wyleci poza by wylądować na trampolinie prozy tylko dlaczego właśnie tam?3 punkty
-
Co jeszcze zostało Zapytam dziś losu Emanując nadzieją Krzyczy chaosem Aż przyjdzie Na co czekam I tęsknię zarazem Etiudą w duszy zagra2 punkty
-
ale tylko cienką skórką pod spodem brak tchu w zwaliskach gniotące skały otchłań i piekło trzeba to wszystko przejść by zaczerpnąć powietrza a potem z tęsknotą spojrzeć w niebo2 punkty
-
do Rudego należała zawsze prawa strona szukał butelek z żółtą wodą z bąbelkami uciekały przed nim jak niejadalne o tej porze roku kobiety potem pisał palcem na chmurach pozdrowienia do przyjaciół których ciągle było za mało co ma być, to będzie, tyle jedzenia się dziś marnuje brodził w liściach, nadawał imiona i puszczał kopniakami do nieba niebo nad domami jest przecież dla każdego ulica nie należy do nikogo a ja i tak nigdzie nie pojadę - odgrażał się tirom które woziły rzeczy bogatych z telewizji na końcu ulicy płoty liniały reklamami chodnik przewrócił go na pysk i wyrwał butelkę w krematorium jak co dzień mafia paliła wrogów alkoholu z akcyzą to moje miasto - pokazał na dym z komina2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Światło wiszącej lampy spada na dno moich źrenic. Ładnie mi w tej mdławej aureoli żółtawej poświaty. Kiedy za oknami noc. Kiedy deszcz… Kiedy… Coś zaszeleściło w pokoju za ścianą. Za ścianą pełną rdzawych smug i wilgoci. Za ścianą z pajęczyn i pęknięć. Matka tam śpi na łożu śmierci, wpatrzona w sufit, sina i zimna jak bryła lodu. Wśród rozrzuconych zdjęć, starych fotografii, albumów… Coś zaszeleściło, jakby poruszona niczyją ręką płachta gazety. Gdzieś, coś zaskrzypiało. Drżę od chłodu i samotności. W dziwnej zawiesinie czasu. W wirze otchłani bez początku ani końca… … pomiędzy czymś a czymś… Kto tu jest? Czy jest tu kto? Milczenie. Matka leży martwa niczym głaz. Śpi, nie-śpi… Szepcze jak w gorączce. Sprzecza się z kimś. Jednak, ktoś tu jest. Kto taki? Przechadza się w tę i z powrotem. Słychać wyraźnie trzeszczenie podłogowej klepki. To znowu uginają się stropowe deski. Wiruje kurz. Nade mną noc. Nic. Nade mną śmiertelny mrok rozpadliny. Z sufitu zwisają zwielokrotnione ręce. Kołyszą się. Próbują dosięgnąć za wszelka cenę. Chwycić… Rozczapierzają palce. Zaciskają je aż po biel kosteczek. Nieruchomieją… Zamykam oczy. Pod powiekami rój świecących kropek. Taniec pikseli jak w kalejdoskopie. Otwieram. Zamieniają się miejscami plamy zacieków. Szarpie za włosy zimny skądś wiatr… W drugim pokoju śmierć rozgościła się na dobre. Jeszcze nasłuchuję… Lecz nic… Przystawiam do pulsujących skroni dłonie.. Padam na kolana, otwierając usta w niemym krzyku. W uszach piskliwy szum. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-04-18)2 punkty
-
Ziemniaki i sól to nie jest najgorzej. 👍 Kartofelki uratowały świat przed głodem, a piaszczysta polska ziemia im służy. Znałem rolnika, który nakładał plasterki upieczonych ziemniaków na pajdę chleba i wołał: delicje!2 punkty
-
Załkały gołębie pod lnianą poduszką, wyfrunął ksiądz spod ołtarza; policzył wszystkie krople rosy, nawlekł na krokwie kalendarza. Śniące kolana drażnią nos smukłym smyczkiem, oblało łąkę chłodne niedzielne tchnienie. Każde źdźbło trawy płynie pod policzkiem leniwie po skórze jak Brutusa sztylet. Malinowi bracia knują cichy rozejm. Wiódł wieżę z kości słoniowej cień malin. Hen w dole łopocze biała chorągiew; przemyka się jak lis między brzozami. Czemu się boję, we mgle chowam oddech? Nadchodzi nad las zmarszczka nocy. Pocałunek wypiekam jak pierwszy chleb, nim obrus lata nam spadnie na oczy.2 punkty
-
Izabeli 799 na kominku ogień płonie syczy sykiem smolny szczap obejmuję twoje dłonie czułych pieszczot sypnę grad czuję jak ci wzrasta tętno mnie podnieca świeża krew kły mam w buzi twarde piękne jam wampirek drobny jest już w tętnicę się zapuszczam w uniesieniu znika ból dla mnie dzisiaj piękna uczta zaraz nic nie będziesz czuć pocalunkiem zgaszę oczy a językiem zliżę twarz wieczór piękny i uroczy kocham kocham jeszcze raz2 punkty
-
Poszukiwane było raz zastępstwo dla lwa (wiadomo od zawsze jest zwierząt królem) lecz cierpiał teraz bardzo z wielkim bólem bolały go bowiem zęby i to aż od razu dwa Żółwie odpadły bo są za bardzo powolne żyrafy zbyt wyniosłe nie nadały się wcale i z wiadomych względów hieny i szakale odrzucono małpy bo za sprytne i za zdolne Żaby za wygląd odpadły tak samo krokodyle antylopa za chuda a zebra w swojej pidżamie wygląda śmiesznie, papuga za często kłamie a węże i jaszczurki kojarzą się bardzo niemile Słoń jest za ciężki, w dodatku jeszcze z tą trąbą mrówki pracowite ale w oczy się nie rzucają sowy są mądre ale w dzień często przysypiają ciężko było wybrać zastępcę nad rzeką Kongo Hipopotam jest taki gruby a pająk chudszy niż trawy źdźbło na polu lub dużej leśnej polanie cały dzień kandydatów trwało to przesłuchanie … zastępcą została mała i cicha szara mysz2 punkty
-
Znów stałem się niewidzialny. Noc. Ściany przytłaczają i miażdżą. Szepczą… Ze ścian wyciągają się ręce. Rozchodzi się szmer rozbudzonych widziadeł, chcących mnie dosięgnąć. Poruszają żywo kościstymi palcami. Rozwierają je. Ściskają w pięści. Rozkurcz. Skurcz. I niczym tętniące serce. Niczym drgająca bryła mięsa. Puls i krew. Zegar bije w jakiejś dziwnej sentencji odwrócony czas. Bomm… Bomm… Chrzęst zegarowego mechanizmu… — i znowu gong… Jeszcze jeden raz. Jeszcze… — tym razem śmierć… Wychodzę chyłkiem, tylnymi drzwiami, próbując się opędzić od nagromadzonych gestów, symboli i mar. (mojego odejścia nikt nie zauważy) Krążą wokół mojej rozpalonej głowy. Brzęczą, jak zgon pszczół w koniczynie, w trawie, w czerwonych różach, które płoną… Które miały być dla ciebie, jedyna… I znowu śmierć mnie dopadła znienacka i chciwie. W bełkocie i wrzawie napastliwych ścian. W pęknięciach tynku, w rdzawych nalotach skorodowanych rur, zaciekach, pajęczynach. Nade mną trzeszczenie stropowych desek. Ktoś tam chodzi w tę i z powrotem. Ktoś umarł. I przedziera się przez zimne obszary ciszy nagle zbudzonej. Za oknem szum. Deszcz skapuje z liści drzew. Za oknem szmer. Noc jest chłodna i tkliwa. Noc. Przejmująca otchłań bezkresnej pustki, która idzie przez pola, przez łąki, przez step. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-04-16)2 punkty
-
Wszechświat Poezji: milczy jak źródło - głębokiej tajemnicy, ukrytej, tajemnicy - nagiego życia: nektaru - życia, najniższe, przeszedłem, najniższe ścieżki - piekła i widziałem - najgorsze ludzkie, podłości, ludzkie upodlenia, hierarchia: to - nic innego jak praktyka błędnego koła - rutyna - śmierci... Łukasz Jasiński (kwiecień 2023)1 punkt
-
Dwaj królowie Na niebosiężnej górze stał diamentowy zamek Przepięknie lśnił on w słońcu i złoty miał krużganek. Naprzeciw druga góra, podobny zamek stoi, Tam także król na tronie, i rządzić się nie boi. Z kryształów wycinane korony na ich skroni W lewicy srebrne jabłko a berło w prawej dłoni. Szkarłatne aksamity, klejnotem zdobne szaty, By dobrze móc królować, król musi być bogaty, By móc pokazać światu, jak wielka jest w nim siła, By mu się żadna inna moc przeciw nie stawiła. Patrzyli na kwitnący u podnóża góry kraj, Dumali nad tym, jakby na ziemi stworzyć raj, A jeśli nie dla wszystkich, przynajmniej coś dla siebie, Królować tutaj w dole, jak aniołowie w niebie. Puszyste poduszeczki, nocniczek pozłacany, Przy takim majestacie nie może być gliniany. W kielichu rubinowa, przedniego słodycz wina, Winiarz, by je wytłoczyć, w mozole grzbiet swój zgina. W umizgach i ukłonach co rano cała świta Swym nosem przy posadzce takiego króla wita, A on sobie hulaszczo popuszcza swego pasa – Dla chama miska ryżu, bo nie dla psa kiełbasa. Zaś w dole, tam w dolinie, tam prosty człowiek wierzy, Że tak już jest pisane, tym w górze się należy. „Dobrobyt niechaj cierpią ofiarnie dla narodu! Nam pajda chleba starczy aby nie upaść z głodu!” I byłoby tak dobrze, gdyby nie na widoku Jednemu zamek drugi był cierniem w jego oku. Bo: „Taki piękny zamek!” Ach cóż tu wiele gadać, Dlaczego miewać jeden, gdy można dwa posiadać? Że kraje swoje władcy do bólu wręcz kochali, Przykładnie i w szeregu do boju iść kazali. Zalśniły w słońcu pułki, toczyły się armaty, Bezpiecznie i z oddali dowodził pan bogaty, Wysyłał raz za razem do krwawej tej roboty, Widziałeś ciężkie czołgi, leciały samoloty. Zasobne żniwa zbiera kostucha i zatrata, Już matka nie ma syna, a brat już bije brata. Strzaskane, bezimienne się bielą w polu kości, Debaty na komnatach o zgodzie i miłości. Jak, kiedy, za co, czemu i ile kto dostanie, Apele, groźby, skargi, morały i bujanie. W dolinie wrze pożoga, łzy, gwałt, strach, śmierć, wybuchy, Do nieba i do piekła leciały zmarłych duchy. Leciały do nirwany, leciały do hadesu, Bo jeden pan drugiego nauczyć chciał moresu. Podkuty stalą twardą, tratował świat koń wojny, Za długo chyba był już bezpieczny i spokojny. Los zatrząsł ziemią, skałą u podstaw gór tych obu, Ściągając powolutku ważniejszych też do grobu. Skruszony głaz się sypie, się chylą zamków wieże, Szczerbate mury stoją, nikt więcej ich nie strzeże. I jeden król gdzieś uciekł, a drugi gdzieś się schował, Na trzeciej górze zamek król trzeci zaś budował. Marek Thomanek Lato 20221 punkt
-
Belby zbudził się wczesnym wieczorem na obcych sobie przedmieściach, bo zeszłej nocy położył się do łóżka i łyknął pigułkę od łysego mentora. Spokojna burza oddalała się od miasta. Chmury, jaśniejsze i ciemniejsze, jeszcze bardziej przyspieszyły. Kotłowały się jak dwusmakowa krówka gotowana na wolnym ogniu. Wiatr rozszalał się, możliwe, że w swej skrętności zaginał tu prawa fizyki. Rozwidlał się i kręcił jak rój nanobotów. Belby wkraczał w głębiny cyber-urbanu. Napotykał coraz więcej cichociemnych przechodniów, podążających za nim chytrymi oczkami, taksującymi ubiór naszego świata. Większość z nich była cyborgami, cybernetycznie podrasowanymi obywatelami, którzy mleczka pod wieczór to raczej grzecznie nie piją. Tacy raczej przesiadywali już w swych domostwach, niskich, niewyszukanych zabudowaniach, z których okien wydobywały się ciepła światła. Na ścianach grasowały graffiti, na dachu nierzadko brzęczały lub syczały dziwne maszyny, tłokopodobne i sykliwe, płyty elektroniczne z diodkami zajebiście strzeliste lub wielomodułowe wiatraczki zmechanizowane śwarne w swych obrotach. Ponad dachami przelatywały czasem małe, kulkowe pojazdy z płetewkami metalicznymi, za małe jednak, by wiozły pasażerów, toteż musiały być to robaczki samoistnie fruwające lub zdalnie sterowane. W obskurnych zabudowaniach centrum szybko odnalazł wskazane przez łysego mentora wejście na tyłach opuszczonego teatru. Obejrzał się za siebie na blokowiska, w którym większość okien zabito dechami. Ruszył przed siebie i wyważył barkiem drewniane drzwi. Zszedł po zbutwiałych schodkach, kierował się korytarzem, mijając pokoje. Siedziały w nich cyborgi, grały w karty i popijały tequilę z brudnych szklanek. Nikogo nie dziwiła obecność Belby’ego, został zapowiedziany. Dotarł do salki na końcu, gdzie czekali na niego za stołem. Położył się. Ci, którzy pili kawę, odstawili kubki na blat przyścienny. Wstrzyknęli mu coś w ramię. Gęsta, luminescencyjna substancja, wpychana tłokiem w system żylny. Wbili mu sci-fi strzykawki w drugie ramię, nogi i korpus. Rury z ssawkami, jak głowy hydry, wypełzły z baniaka w suficie i przyssały się do ciała Belby’ego. Cyborgi w kitlach uwijały się nad jego ciałem, wykrawając zdrętwiałe członki. Wstawiali blachy, moduły cyfrowe i mechaniczne kończyny. Belby zamknął oczy, wsłuchując się w odgłosy cięcia, wiercenia i spawania. Cyberpunk, nie jestem już człowiekiem. Młodzieńcze ciało stawało się doskonałe. Ściągnął brwi, uśmiechnął się. Pierwsze, co zrobi, gdy wstanie ze stołu, to weźmie jeden z tych kubków na blacie i zmiażdży go w mechanicznej dłoni.1 punkt
-
@Rafael Marius a prawda jest jak zawsze po środku :) Szukanie równowagi wydaje się być najlepszym rozwiązaniem 🤔1 punkt
-
@Kwiatuszek Ja zjadam co dzień pół kilo, ale w tym roku słabo się przechowały. Trudno kupić ładne, a będzie coraz gorzej.1 punkt
-
@Tectosmith Im mniej czasowników tym lepiej:) może mieć rację, mogę zawsze zamienić na naukę i radosną wiosnę :)1 punkt
-
@Tectosmith wszystko przychodzi i odchodzi. Taka kolej rzeczy. Wszystko płynie :) Pozdrawiam ciepło :)1 punkt
-
Witam - miłości nigdy nie za dużo to fakt - miłość to horyzont który zawsze cieszy - Pozdr.serdecznie.1 punkt
-
1 punkt
-
Bardzo dziękuję za podobanie, komentarz i chyba dość adekwatny cytat. Z sierściem na dłoni pozdrawiam. :)1 punkt
-
@Rafael Marius Tak, właśnie o to chodzi, dziękuję. @Marek.zak1 Właśnie dlatego ja zadowolony jestem... że to szok. Ogłoszenia parafialne: Na fejsie porządki robiłem i przypadkowo Cię usunąłem. Wysłałem Ci zaproszenie, ale do mnie cały czas ktoś się wbija, wiec jak chcesz, to najlepiej ty mi wyślij. Pozdrawiam.1 punkt
-
Hałas udający ciszę, tak głośny że go nie słyszę. Tak intensywny, że nie wyczuwalny, tylko przez nielicznych usłyszalny. Tak cichy że zbyt głośny. Często zwyczajnie nieznośny.1 punkt
-
ciągle pędzimy chcąc świat gonić lecz tak naprawdę cel nieznany nowe techniki i atomy ale mentalnie niedorastamy tu życie ludzkie najważniejsze tam już dla dzieci eutanazja wyższej etyki brak na świecie a nadmiar kasy bół i śmierć sprawia1 punkt
-
Chłopcze - puchu marny miesiąc to zwykle naście nocy, pozostałe okrywam bielą. kiedy zmierzch tuli mnie w ramiona, reperuję ściegi w poduszce, a mój chłopiec szuka kłębka do nitki. poszukam i ja, bo zgniatam wszystkie wzorce myśli. który to raz szykują młodym boje, byle nie moje, a tam... nie wiem jak tam jest, ale wiem, że dziwny jest ten świat , gdy w ziemię każą wbijać oddechy, nim wstaniesz strzępią się ciała. plamy krwi niczym maki na łąkach. obumierają kwadraty ziemi. na amen wykrwawia się niebo, a w poświacie wschodzącego słońca czernieją nawet motyle. kwiecień, 2023 r.1 punkt
-
@ais Podziwiam ais, naprawdę... osobiście nie byłabym w stanie napisać wiersz na zadaną literę i jeszcze utrzymać w nim sens. Powtórnie podziw wyrażam i pozdrawiam :)1 punkt
-
jutro będzie nowy dzień czy na szczęście? to zagadka jaki będzie dwa kolory mają rolę do zagrania biały z czarnym błękit będzie dopełnieniem scena znana sztuka z gruntu improwizowana1 punkt
-
Życie wieść proste jak groch z kapustą Jeść aby żyć i kochać z miłości Prosto być, mało posiadać włości Tylko przystań, zatokę pirata Tam się schronisz ,aż minie pościg świata Ile jest człowieka w człowieku, zadawać pytanie Nieważne ile w banku na procent dostaniesz Lepiej jak duch wolny w prawdzie cierpi Niźli miał ugrzęznąć w kłamstwach wygodnych Nie ma co losu w złotej klatce zamykać Jak czas w drogę ruszać, to ruszaj !1 punkt
-
Chodź ze mną do pralki, rozłóżmy nasze wspólne szaty, aktywny tlen przesiąknie do krwiobiegu. Uruchomię program którego nie ma, podarłem instrukcję obsługi, Ty ukradłaś kartę gwarancyjną. Odbijamy się razem o frontowe drzwi, testujemy obietnice wytrzymałości zamka, kręcimy na przemian w nim. Od tych zawirowań, straciłem orientację, odurzony ilością proszku, tak się jeszcze nie spieniłem. Czas zatańczyć w objęciach zapachu, wykręcić wyższy stopień, hienom sparzyć nozdrza. Za chwilę będziemy spłukani, skąpaniem w jednym strumieniu. Woda nie zna granic, chrzci łzami przyszłe tunele. Powykręcało nas, w wilgoci zastygamy, wysuszymy ją by skurczyć bezwstydność Jestem taki lekki, środki piorące mam w duszy. Nakryty gumowym płaszczem, marzę o grającym w ciszy bębnie, rytmem z brudnego prania, farbującym tylko uszy.1 punkt
-
Słucham Twoich oczu, i gubię słowa wyrzucone z ust Polana z różową trawą, słońcem, i morzem burz Świadomy otoczenia, potrzebuję się wycofać w cień Więcej się uśmiechać, śmiać, i kochać mniej Skruszone lodem serca, co nie chcą już bić wcale Koszmarne dni, co uparcie brałem je za sny stałe Moment, w którym radzisz mi, żebym ruszył dalej A ja nie pamiętam, kiedy ostatni raz się zatrzymałem Otoczeni uniwersalnymi radami, co nikomu nie pomogły Pozwolić Ci iść swoimi śladami? Piekło bez modły gdzie ogień pali serce, aż zostanie wspomniany lód Stoisz u wrót rozdroża dróg, może któraś wynagrodzi trud a przecież nigdy nie było tej prawidłowej1 punkt
-
W ramach wyjaśnień, wiersz dotyczy mitologii greckiej. Nieśmiertelna bogini do hor należąca, córo ojca bogów stworzyciela ludzi. Matka twa dzierży róg obfitości, wiąże i karze surowości pełna. Panią sprawiedliwości jesteś, tak jak rodzicielka. Żyłaś wśród ludzi w złotym wieku. Trwałaś na miejscu mimo zmian na gorsze. Długo próbowałaś przetrzymać nieprawość. Nie zniosłaś żelaznej epoki. Pleniła się zdrada, podstęp za broń służył i przemoc powszechna. Kłamstwo jak prawda powszechnym się stało, przeważyło szalę. Zapadła decyzja. Opuściłaś ziemię, na rzecz niebnych szlaków. Na firmamencie masz miejsce o Gwiezdna Panno.1 punkt
-
Północne, lodowe pola, zimno z Krainy Mgieł. Spustoszona Kraina, ogień pożera wszystko: gorący i okrutny. I Bezdenna Otchłań kusząca głębiną. Tysiące lat... Buzują wulkany, walczą z lodami para wiruje, gęstnieje, obmywa ulewą. Bezkres wód rodzi olbrzyma Ymira. Mleko Audumli pokarmem mu było, pożywne, mocne, świętej krowy dary. Potomstwo Ymira, kiedy czas już minął dało ród Thursów Obfita Bezroga lizała lód Północy, i powstał Buri o magicznej mocy. Nie dostał cór Thursów, więc odszedł, albo zasnął gdzieś w mroźnej krainie.1 punkt
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne