Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 01.02.2023 w Odpowiedzi
-
Już niedługo wiosna się uśmiechnie niebo ozdobią dzikie gęsi i żurawie W ogrodzie obudzi się trawa zakwitną bazie po nich ucieszą nas pierwsze kwiatki Już niedługo wiosna drzwi marzeń otworzy będzie jak w bajce Świat będzie radosny mniej będzie smutku człowiek poczuje życia sens5 punktów
-
Moja droga moja najmilsza po doktrynę tutaj nie do mnie a uderzaj do uważnego kolegi Ja wcale o realiach nie myślę i w domu i w barze i pod sklepem i gdzieś jeszcze zamysłu mi brak Piszę co mi niemyśl przyniesie słowa wdzięczące się i uśmiechnięte oby fajowe i tęskne wygibańce Nie ożenię mózgu z penem no bo często bywam dużym leniem ważne dążenia są często na kartki A pomysły wartko płyną ciurkiem strumyczkiem w te i wewte a skąd? i gdziekolwiek i donikąd To nie złoto, bo to mosiądz !! Warszawa – Stegny, 01.02.2023r.5 punktów
-
Jesteś oddalony o tysiąc gestów I dwa razy więcej słów Ale wciąż jesteś Pomiędzy mną a morzem snów O tobie O nas Jesteś Aż za bardzo Czuję dotyk A przecież wszystko daleko O mile stąd Za twardą skorupą Znaków zapytania Za milczeniem ust Jesteś4 punkty
-
trzeba było ich zabić zanim wsiedli do czołgów matkom łatwiej rozpoznać ciała wzdłuż drogi plątanina zwęglonych resztek wycisnął ich ból tysięcy nagie dziąsła cięły sutki pęczniejących mlekiem piersi miłość bezradna synowie wojny Putina3 punkty
-
główce szpilki która mogłaby pozazdrościć zadrze miejsca pod stertą desek gdzieś na obrzeżach gdzieś na marginesie3 punkty
-
Wspomnienie słońca rozlanego na obłoku mam w pamięci najgłębszej. Rzadko umiem cię zatrzymać - jak to słońce, co zachodzi - choć je proszę by świeciło jeszcze.3 punkty
-
odkąd nie mam czasu czterech pór roku brakuje słońca na niebie złoto jest ciut wyblakłe kolory mają też kwiaty pachną jakby inaczej brzoskwinie od niby-lat dojrzałe też i życie smakuje jakąś inną słodyczą, niczym zdrowotną stewią posłodzona herbata, do której za cholerę nie mogę się przyzwyczaić3 punkty
-
zmatowiałam w pęczniejących dłoniach tak dużo i niewiele jednocześnie obietnice spadają wraz ze śniegiem zmieniając się w lód zamarzanie to naturalny bieg zdarzeń gdy za oknem luty przegląda nasze wspomnienia nie wiadomo które przeżyją do wiosny za bardzo chcemy być jednym odcinkiem czasu kiedy świat pędzi3 punkty
-
niewiadome kryje się pod powierzchnią wystarczy naciąć by wszystkie tajemnice nabrały lepkości opowiedz o nich nazwij to co później zmyjesz zimne ciało nie ma zdrowego ducha — dusza sączy się szybciej niż światło pełna wybroczyn określa położenie podczas gdy ja wciąż tutaj jestem dokończ to co zacząłeś — opowiedz o glinianym sercu tekturowych płucach woda jest wszędzie mętnieje w miejscu w którym nigdy nie zadrżała ci ręka2 punkty
-
Wszyscy stańmy w jednym szeregu . Pokażmy światu , że nasza siła jest wielka. Ułóżmy życie tak jak my chcemy . Nie pozwólmy niszczyć co natura dała . My gramy , oni tańczą . Czynami ich pokonamy. Czas już zacząć grać . Niech słuchają co gramy. Wszyscy jesteśmy dziećmi tej ziemi. Kochajmy ją póki jesteśmy na niej z nią . Każdy kamień i każdy kwiat stworzony do miłości . Otulmy ziemię naszymi sercami . Jesteśmy to jej winni2 punkty
-
Patrzę na niego i myślę, że jest piękny Taki cały mój... I te niebieskie, wielkie jak orzech oczy Blondynek po mamusi Myślę - zwariowałam "Wszystkie dzieci nasze są" Ale ja mam jedno - Najkochańsze I właśnie się do mnie uśmiecha - Narozrabiał A chce żeby plazem mu uszło I uchodzi czasem I dobrze że nie zawsze... Patrzę na niego i patrzę "Mój ci on!" Przecież wiem że nie tylko teraz Ale na zawsze Więc patrzę z uwielbieniem Natrętna myśl przelatuje - oszalałam Ale trudno Czasem można Odrobinę... Tylko przez chwilę Za moment znów przywdzieję minę surową Jak rodzic przykładny Gdy coś przeskrobie Czasami... Przecież on cały mój2 punkty
-
Dzisiaj Wam się zwierzę, że jest dziwne zwierzę co kręci uszami, jak człowiek rękami Choć miło wygląda, bardzo twardo stąpa krewkie i zadziorne, zabić nawet zdolne Biegiem galopuje, tym życie ratuje żyje razem w grupie, jedno broni drugie Widzi kolorowo, niepomarańczowo w starożytnym Rzymie nosiło boginie Prawie wyginęło, lecz nie przeminęło jasność je zrodziła, noc przyozdobiła Bywa, że jest słodka, choć to może plotka jest na całym świecie, nosi nas na grzbiecie Ochrony synonim, choć życia nie chroni. __ 31 stycznia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Zebry (Zebra - zwierzę, ciasto, przejście dla pieszych)2 punkty
-
- dla Belli ... Podążał dotykiem najdelikatniej, jak potrafił, zdobywając się na całą swoją czułość. Dzieląc ją na pocałunki i na dotyk właśnie. Uniósł się ostrożnie, by móc spojrzeć Jej w oczy. Otworzyła je właśnie w tym momencie, jakby usłyszawszy jego myśl. - Nie jakby - pomyślał króciutką chwilę później. - Przecież oczywiście, że usłyszała. Spoglądał w przełagodną toń Jej wzroku, skupiony jednocześnie na dotyku. Zagłębiał w Nią palce najwolniej, jak tylko był w stanie. By sprawić Jej jak najwięcej przyjemności. Czuł, że tego właśnie oczekuje. Widział to, zaglądając w ciepło Jej oczu. Widząc przed sobą cały Jej urok. Czując go wzrokiem i widząc przestrzenie umysłu. Spokój rozświetlonej słońcem majestatycznej, cedrowej puszczy. Polanę, której trawy poruszał łagodny wiatr. Które właśnie teraz pocałował cieniem muślin obłoku, rozpraszającego słoneczny blask. Zrozumiał, że czeka na kolejne pocałunki. - Naprawdę jesteś aniołem... - wyszeptał w myślach. Cdn. Voorhout, 01.02.20232 punkty
-
Problemem człowieka nie jest na pewno to, że myślimy. Ale to, że myśląc zbyt często krzywdzimy. Problemem człowieka nie jest na pewno to, że żyjemy. Ale to, że żyjąc zbyt często myślimy.2 punkty
-
@Starzec ogromnie Ci gratuluję. Masz niesamowite wyczucie. Cieszę się, że nie obawiałeś się podejść do tego wiersza. Zastanawiałam się nad tytułem, czy aby nie nazbyt enigmatyczny, ale jak widać poradziłeś sobie doskonale. Dzięki raz jeszcze. @Tectosmith @Leszczym dziękuję za ślad. Pozdrawiam.2 punkty
-
och zimo, jak ciebie dawno tu nie było. i twojego puchu białego, i szronu podsiwiałego, i chłodu i mrozu. a my czekamy, tęsknimy. brakuje nam twych lodowych sopli, które słońce, jak tylko wyjrzy, skropli. brakuje twych zamieci nieopamiętanych, twych wichur rozpętanych. prosimy przyjdź. choć na ostatni raz, choć na ostatnią chwilę. daj się nacieszyć twym surowym pięknem, bądź naszego serca oknem, przez które inni zaglądają, a tak niewiele zauważają.2 punkty
-
Anais obudziła się o siódmej rano. Codziennie wstawała o tej samej godzinie bez budzika. Spojrzała stalowo-błękitnymi oczami na okno. - Dzień dobry, mój piękny dniu! - wyszeptała zaspanym jeszcze głosem, jednocześnie przeciągając się we wszystkie strony. - Bo ja wiem czy taki dobry? Piękny też chyba nie - mruknął chrapliwie dzień. Tylko spójrz za okno, jest szaro, ponuro, zaraz będzie padać. Anais patrzyła na dzień ze zdumieniem: - Dlaczego on się tak denerwuje? Kropelki porannego deszczu zaczęły uderzać o szybę w sypialni. Dziewczyna uniosła kąciki ust w delikatnym, ledwo zauważalnym uśmiechu. Lubiła każdy, nawet deszczowy dzień. Miała wtedy czas na różne zajęcia, których nie robiłaby w dzień słoneczny. Wtedy zwyczajnie byłoby jej żal zostać w domu. Kiedy padało mogła to robić bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Dzień nadal narzekał: -Dziś miałem przynieść deszcz, ale kto to zrozumie? Wszyscy będą na mnie biadolić do samego wieczora. -Nie przejmuj się, ja to rozumiem. Deszcz jest potrzebny, rośliny chcą pić, zwierzęta też. A i człowiek musi dać sobie chwilę wytchnienia...1 punkt
-
Dziewczyna pośpiesznie zeskoczyła z łóżka. Wiedziała, że zbyt długie leżenie powoduje zbytnie rozleniwienie. Dlatego też starała się nie przedłużać tej nadzwyczaj słodkiej chwili. Pierwsze kroki skierowała do kuchni po szklankę wody. Jakże ona była pyszna i co najważniejsze " była"! Dzień skrzywił się ponuro: - Doprawdy nie rozumiem, jak można się zachwycać zwykłą wodą? - To bardzo proste - powiedziała z uśmiechem Anais. - Cieszę się, że mam wodę. Tak wielu ludzi na świecie doświadcza pragnienia. Jestem wdzięczna, że nie tylko mogę ją pić, ale też wziąć w niej prysznic. To prawdziwy luksus! Idę się umyć i ubrać. Mamy dziś tyle do zrobienia, mój kochany Dniu! Dzień trochę zaskoczony postanowił poczekać jakimi to pomysłami zaskoczy go jego wierna koleżanka. Fakt był taki, że była z nim niezależnie od pogody, niezależnie od okoliczności jakie los stawiał jej na drodze. Zawsze go chwaliła a nawet jeśli coś poszło nie tak - odbierała to jako kolejne doświadczenie. Kiedy tak patrzył z jaką radością Anais ubierała poszczególne części garderoby, z jaką pasją szykowała sobie kanapki z białym serem, sam nabrał ochoty by jej potowarzyszyć. - A może pójdziemy na spacer do lasu? - nieśmiało zaczął. - Zawsze lubisz tam chodzić i ciągle powtarzasz, że drzewa mają tyle dobrej energii... Dziewczyna uśmiechnęła się i zrobiło jej się bardzo miło, że Dzień pamięta wszystkie jej madrąści, które codziennie wygłasza. - Oczywiście, że uwielbiam spacery po lesie. W deszczu również byłoby miło, tylko jest jedno " ale" odnośnie energii. Energia drzew podczas deszczu jest bardzo rozproszona, dlatego niewiele jej nam przekażą. Lepiej zróbmy coś innego a spacer do lasu zostawmy kiedy przyniesiesz trochę bezchmurnego nieba.1 punkt
-
Granatowo - szare chmury zbierające się nad lasem i przenikliwa cisza zwiastowały tylko jedno. Nadchodziła burza. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, w końcu burza w sierpniu to normalność, gdyby nie to, że nie padało od trzech tygodni. Nie znosiłam upałów. Mimo, że lubiłam czasem się poopalać i pływać w jeziorze to wolałam bardziej chłodną pogodę. Dlatego wizja burzy na horyzoncie obudziła we mnie nadzieję. - Deszcz! Nareszcie! - pomyślałam. - Wreszcie będzie można normalnie oddychać! - z niecierpliwością wpatrywałam się w coraz groźniej wyglądające niebo. Robiło się coraz ciemniej a przenikliwą ciszę zaczął zagłuszać porywisty wiatr. Można było wyczuć rześkość deszczu, w którą wmieszana była woń ryb i tataraku z pobliskiego jeziora. Niesamowita kompozycja zapachowa wyczuwalna tylko przed deszczem i znajoma tylko tym, którzy wychowali się nad jeziorem. Wzięłam głęboki oddech i z tarasu małego, białego domku przeniosłam się dwadzieścia pięć lat wstecz. Siedziałam razem z tatą nad taflą szaro-błękitnej, delikatnie falującej wody. Mieliśmy wędki i jak co wieczór łowiliśmy ryby. Kochałam te nasze wspólne wypady. Życie piętnastolatków w tamtych czasach tak bardzo odbiegało od życia w naszym świecie. Nie było telefonów, komputerów i zdecydowanie więcej czasu poświęcaliśmy na bratanie się z matką naturą. Zapach ryb i tataraku nigdy się nie mylił. - Chodźmy już lepiej - powiedział tata. - Zaczyna kropić i widzę, że burza przedrze się przez jezioro a wtedy lepiej żebyśmy już byli w domu. Lubiłam burze, ale tata miał rację. Zdecydowanie bezpieczniej podziwiać takie zjawiska przyrody z domu. Nagle potężna błyskawica rozświetliła niezbyt pozytywnie nastawione niebo. Towarzyszący jej, rozdzierający grzmot wybudził mnie z zamyślenia i w ciągu sekundy przeniósł z powrotem na taras mojego małego, białego domku...1 punkt
-
Kolejny dzień przywitał nas piękną, słoneczną pogodą. Mój mąż i synek mieli w planie wybrać się do miasta na drobne, męskie zakupy. Nie przepadałam za miejskim gwarem, więc postanowiłam wykorzystać chwilę wolnego czasu na spotkanie z przyjaciółką. Nie musiałam jej długo namawiać na odwiedziny. Mieszkałyśmy tylko kilka kilometrów od siebie, jednak zabieganie dnia codziennego powodowało, że rzadko się widywałyśmy. Przyjechała zaraz po obiedzie. Zaparzyłam kawę i pokroiłam chlebek bananowy, który zdążyłam upiec z samego rana. Jeszcze niedawno nie znajdowałam czasu na pieczenie. Teraz, kiedy większość zysków czerpię ze sprzedaży książek, mam zdecydowanie więcej czasu na delektowanie się życiem. Tak, tak , zaraz ktoś powie : -Jak to? Nie masz czasu na spotkanie się z przyjaciółką a za chwilę chwalisz się jego nadmiarem, który wykorzystujesz na upieczenie chlebka bananowego, tak bez okazji? - Otóż sprawa jest bardzo prosta. Do tanga trzeba dwojga, jak to mawiają. Ciężko było nam się zgrać, bo kiedy jedna miała chwilę wolną druga akurat była zajęta. I tak potrafiło minąć trochę czasu. Usiadłyśmy wygodnie na czekoladowym, welurowym narożniku. Otoczone niezliczoną ilością kremowych, miękkich poduszek. Na szklanej ławie postawiłam kubki z kawą, której aromat roznosił się chyba po całej okolicy. Świeżo upieczony chlebek bananowy świetnie się z nim komponował. Monika wzięła łyk kawy i położyła sobie na talerzyku kawałek ciasta. Jej wzrok zatrzymał się na szklanej ławie. - Aga... Kiedy byłam tu rok temu na tej ławie miałaś zawsze stosy kartek - przypominajek. Przeniosłaś swoje karteczki pamięciowe w inne miejsce? - zaśmiała się. - Pamiętam, że na lodówce też było ich pełno a dziś zauważyłam tylko kilka. Odwzajemniłam jej uśmiech : - Powiem Ci , że ciekawa historia z tymi kartkami. Kiedyś faktycznie musiałam wszystko na nich zapisywać. Ciągle wmawiałam sobie, że jak nie zapiszę to na pewno zapomnę - tłumaczyłam przegryzając świeżo upieczony chlebek bananowy. - Zrobiłam sobie jednak pewien test. Raz i drugi celowo nie zapisałam czegoś na kartce powtarzając jednocześnie w myśli " będę pamiętać, będę o tym pamiętać... " . I wiesz co? Ku mojemu zdumieniu te rzeczy same przychodziły mi na myśl w idealnym dla nich momencie. Myśl o kupnie płynu do mycia naczyń pojawiała się w sklepie zanim skręciłam w alejkę z artykułami chemicznymi. Załatwianie ważnych spraw również dawało o sobie znać odpowiednio wcześnie bez spoglądania na kartkę. - To aż niewiarygodne! - zdziwiła się Monika poprawiając mięciutką, pluszową poduszkę. - Spróbuj - powiedziałam. - Nie masz pojęcia jaką fajną zabawą mogą być ćwiczenia z własnym umysłem. Cały czas robiłam błąd, bo sama programowałam go mówiąc " na pewno zapomnę " . A wystarczyło zamienić to na proste " będę pamiętać "...1 punkt
-
Jak to możliwe: tyle przeżyłam, a przecież jeszcze nie koniec sztuki. Tyle radości i łez nanosiłam, tyle nauki. Jak to możliwe, że nadal jestem, tyle wyboin i niespodzianek na drodze życia, od maleńkiego, w oczach mi staje. Cud życia również w tym się objawia, że znowu rankiem mogę się zbudzić. Stojąc nad grobem kogoś innego wspomnień moc użyć. A przecież jeszcze nie koniec sztuki, zanim i plany polegną w grobie. Wspiąć się po tęczy z wachlarzem przeżyć. Znam się na cudach! (po cichu powiem).1 punkt
-
26.12.2082. Jechaliśmy prawie pustą drogą na wschód od Warszawy. Siedziałem z przodu, obok Rodzica nr 2, który prowadził. Auto sunęło bezgłośnie po równiutkim asfalcie, lekko poprószonym zmarzniętym śniegiem, niczym cukrem pudrem. Wysokie drzewa na poboczach, tworzyły taki tunel, przez który mknęlismy w milczeniu, zachwyceni niecodzienną chwilą. Minęliśmy już posterunki na rogatkach, farmy wiatrowe i fotowoltaiczne, krajobraz był nie zakłócony, prawie żadną cywilizacją w tamtym momencie. Wjechaliśmy do lasu. Igły sosen, pierwotnie obsypane mokrym śniegiem, zamarzły. I teraz gałęzie, przypominały grube białe ramiona. Ale od początku. Nasz wyjazd odbył się pierwszego dnia Przerwy w Pracy. Poszliśmy z samego rana do Centrum Samochodowego. Pięknie tam. Prawdziwy salon. Najpierw poczęstowali nas kawą i herbatą. Zamówiłem cafee macchiato i pijąc ją, miałem wrażenie, że nie jest syntetyczna. Coś wspaniałego. Ale trudno się dziwić. Bywa tu tylko elita. Dyrektorzy różnych Korpo, rzadziej ludzie szczebla kierowniczego, rządowcy i funkcjonariusze służb. Odkąd ogłoszono program "fit for ninety fifth", na jazdę samochodami stać tylko takie osoby. I słusznie. Robią tyle dobrego dla Matki Ziemi, że mogą tworzyć, ten minimalny ślad węglowy. Jako świadome społeczeństwo, jesteśmy na to przygotowani. Rodzic nr 2, odebrał swoją Teslę, dzięki karnetowi ode mnie, mieliśmy ją na cały dzień. Rodzic miał plan. Wyguglał pewną restaurację niedaleko Kampinosu. Nazywała się "Zapomniana Ostoja". I tak, przybyliśmy na odśnieżony równy parking. Wysiedliśmy i tu trzeba było pomóc Zydze, bo podczas ostatniego sqosza, zwichnął sobie nogę. Serena bardzo się nim opiekowała i współczuła. Miło było potrzeć na ich miłość. Naprawdę Rodzic nr 2, miał szczęście, że trafił na ten poliamoryczny kolektyw. "Zapomniana Ostoja", była drewnianą karczmą z bali ze spadzistym gontowym dachem. Wiem, że używam zapomnianych słów. Kto chce, może sobie sprawdzić w sieci. Nad wejściem siedział lalkowy "Dziadek Mróz" a z głośników dobywała się muzyka. Właśnie, cały czas w karczmie towarzyszyła nam ta muzyka. Właściwie były to piosenki, bardzo przyjemne dla ucha, nigdy ich nie słyszałem. Sprawdziłem później, nazywały się kolędy. Są to piosenki, opowiadające o narodzeniu niejakiego Pana Jezusa, później zwanego Chrystusem. I tu połączyłem, tą sektę, którą niedawno odwiedziłem z owymi piosenkami. Okazało się, że ci tzw. chrześcijanie, pozostawiają po sobie ślady, nawet w popkulturze. Wnętrze "Zapomnianej Ostoi", było bardzo przytulne. Drewniane ściany pokrywały jakieś dywany, futra (chyba prawdziwe) i dekoracje ze starej broni, szabel i pistoletów. W kominku na środku izby, wesoło harcował i trzaskał ogień. Blisko komina znajdowała się obszerna ława, na której rozgościliśmy się. I tu spotkało nas coś najbardziej niesamowitego, czyli obsługa. Kelnerka była prawdziwą kobietą, mało tego, ubraną w strój, podkreślający jej kobiecość. Miała dekolt, spódnice wpół łydki, podkreślająca krągłość bioder i pośladków. Za barem, nagle pojawił się prawdziwy mężczyzna w białej koszuli, czarnych spodniach i kamizelce. Na głowie miał jarmułkę a owal twarzy zdobiła wspaniała ruda broda. Rodzic nr 2, uprzedzał nas, że restaurację prowadzi samodzielnie żydowska rodzina. Ponoć ileś set lat temu tak było zawsze. Ok, rozumiem ale taka rodzina? To było najbardziej niecodzienne, co mnie ostatnio spotkało. Ale postanowiłem się dobrze bawić. Na początek zamówiliśmy antydepresanty. Dostaliśmy do nich mały bochenek chleba i taki dzbanek wypełniony tłuszczem i skwarkami, zwany smalcem. Wyszedłem do toalety i tam to usłyszałem. Jako jedyny z naszej rodziny nie wyłączyłem chipa. Tak więc w kiblu, dopadł mnie najważniejszy news ostatnich czasów. Ale to opiszę już następnym razem. Za dużo wrażeń miałem ostatnio.1 punkt
-
postapo bifor wszyscy jesteśmy pracownikami tej samej kostnicy bez dodatku za pracę w trudnych warunkach za stalowymi drzwiami licząc że nic nie pierdolnie na naszej zmianie jedni zbieramy zapasy inni zmieniamy się w karaluchy bo te mają najwyższe notowania kwaśniejemy z deszczem niespokojnym w potarganym sadzie wszystkie grzechy już popełniliśmy dzisiaj ty przybijasz mnie jutro ja przybijam ciebie i jakoś kręci się kręci dzień się uświęci oni muszą się zatrzymać ale to do nas należy decyzja wybór rzucony jak psu ochłap twoje kroki to twoje kroki twoje słowa to twoje słowa tutaj podpisz1 punkt
-
- Książę - Jezus przeszedłszy śmiało jako pierwszy salę tronową po uprzednim otwarciu odrzwi przez strażników, skinął uprzejmie głową siedzącemu na tronie władcy. Podążający za nim Jego towarzysze mieli, mimo wszystko, trochę mniej dziarskie miny. Z pewnymi wszakże wyjątkami: wysoko urodzoną Mariko, księżniczką Maią i Arweną. Z legionistami było podobnie, jako z przywykłymi do bycia w obecności imperatoris, cesarza oraz wysokich urzędników dworskich. Wliczając w to, rzecz jasna, Poncjusza Piłata. * - Jezusie - uśmiechając się, książę Jurij uczynił szeroki gest dłońmi. Pełen dostojeństwa, ale bynajmniej nie władczy, na co zwrócili uwagę żołnierze. Mariko także, chociaż i ona nie zareagowała na to w jakikolwiek widoczny sposób. Po czym wstał i zszedł po stopniach tronowego podwyższenia, by przywitać się z każdym z gości. - Wyjdźcie - polecił strażnikom tonem nie znoszącym nawet cienia sprzeciwu. Gdy zamknęli drzwi, kontynuował powitanie. - Jezusie - powtórzył, obejmując Go serdecznie. - Drogie damy - ukłonił się dwornie po kolei każdej z żon Jezusa, udając, że nie dostrzega onieśmielenia Małgorzaty i jeszcze większego Ewy. I dając im odpowiednio długą chwilę na złożenie stosownego ukłonu. Równie szanowny ukłon złożył Soi. Zarumieniła się, dygnąwszy. Chyba jeszcze bardziej niż Ewa. - Padawanie Mistrza nad Mistrzami - wyciągnął z kolei rękę do Mila. - Wreszcie wy, panowie - lekko skłonił się profesorowi, jego służącemu i Nedowi, zupełnie pomijając ich nie najwyższe pochodzenie. - I wy, panowie wojowie - powtórzył ukłon. Mimo iż witani w tym momencie nie byli wojami w ścisłym znaczeniu tego słowa. - O ile mi wiadomo - podjął - chcecie zwiedzić moją stolicę. - Jest to marzeniem szczególnie twoim, pani - zatrzymał przez chwilę wzrok na Małgorzacie. - Ale, jak widzę, trochę i twoim, Milu - spojrzał nań powtórnie. - Tak, mości książę - ukłonił się Mil, maskując zdziwienie. - Nie dziw się - książę Jurij odpowiedział uśmiechem. - Przecież Mistrz Mistrzów was uprzedził. Wyższa świadomość - dodał, przesuwając spojrzenie po twarzach gości - wiąże się ściśle z pewnymi duchowymi umiejętnościami. Ponadnormatywnymi, że tak to pozwolę sobie ująć - uczynił gest, dziwnie przypominający gest rycerza Jedi, a przy tym dostojny. Gest, który Milowi od razu skojarzył się z Quai-Gon Jinem ** . - No tak, Quai-Gon... - władca Moskwy uśmiechnął się smutno. - Cóż. - Lepiej jednak będzie - zawrócił spojrzeniem - porozmawiać przy uczcie. - Jesteście głodni po długiej podróży - stwierdził bez cienia wątpliwości - a powietrze w moich czasach, o niebo lepsze niż w waszych, wzmaga jeszcze wasz apetyt. - Jezusie - zwrócił się Doń równie swobodnie, jak poprzednio - Ty oczywiście przyłączysz się do uciech stołu? - Zaśbym śmiał odmówić - zaśmiał się Właśnie Zapytany - księciu się nie odmawia. Tym bardziej takiemu, który ośmiela się czytać Bogu w myślach. Cdn. * W sposób oczywisty nawiązuję tu zarówno do "Mistrza i Małgorzaty", jak i do tak zwanego Nowego Testamentu. ** Ta postać jest chyba wszystkim znana, zatem i kojarząca się tak, jak należy - z właściwym filmem i reżyserem. Warszawa, 30.01.20231 punkt
-
Ręka do uścisku się wyrywa Ale nie ma komu... Nikt mi swojej nie podaje ... Tylko trochę mnie to dziwi... Odrobinę inna jestem Rękę chowam po kryjomu - Nikt nie widzi Może lepiej Jestem tutaj obca Ruszam dalej W długą podróż1 punkt
-
I nie zapytali jej O nic nie zapytali Sami wszystko Rozstrzygnęli Poukładali też sami Jej życie po swojemu Wg słusznego porządku Rozwidleń własnych... Myśleli, że o to chodzi - Układać, porządkować Z kąta w kąt przenosić... Niczym mebel... A nieswoje losy Jak drewno szlifować Jak biżuterię Złocić... Sami zdecydowali Co dla niej będzie lepsze Nie spytali o zdanie... O nic... Może nie chcieli wiedzieć... Czego ona chce? ... Doprawdy... Nie zapytali jej? Ciągle zgadywali... Pomylili się1 punkt
-
@Ewelina Jakaś skomplikowana relacja, aż za... jak na moją uporządkowaną głowę. Czasem ktoś chowa bliskość za murem zbędnych słów. Wstydzi się swojego lęku przed dotknięciem. Czuje się bezpieczny za pozorem ust.1 punkt
-
1 punkt
-
jak być kimś, a równocześnie nikim? jak być kimś ważnym, a równocześnie nic nieznaczącym? jak być kimś troskliwym, a równocześnie obojętnym? jak ufać, a równocześnie być oszukiwanym? jak kochać, a równocześnie być niekochanym? jak rozumieć, a równocześnie być nierozumianym? jak chodzić? jak oddychać? jak żyć?1 punkt
-
Jakże prawdziwe :) To tak jak z tymi obrazkami znanymi z psychologii ukazującymi złudność spostrzegania (raz widzisz piękną młodą kobietę a raz staruchę :))1 punkt
-
1 punkt
-
@A-typowa-b, @Leszczym, @Michał78, @jag, @aff, @staszeko Dzięki, że przespacerowaliście się ze mną w moje zalasy. Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Kwiatuszek @Tectosmith @A-typowa-b@sisy89 @Dragaz @goździk Bardzo Wam dziękuję, podziękowania trochę spóźnione, ale szczere;-))1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Ja za stewią też smakowo nie jestem, natomiast polecam Fit Cukier kwiatowy. Wystarczy szczypta, a wzbogaca smak aromatem:). No i niemal zero kalorii. Polecam. Co do wiersza, brak czasu rzeczywiście męczy i zabija radość życia, no bo brak czasu na radość:). Pozdrawiam1 punkt
-
Dręczy narząd słuchu, gdy w ciemności próbuję liczyć wszystkie martwe muchy. Od początku istnienia rzeczy wszelkich. Odpalam świeczkę, niestety ostatnia zapałka okazuję się bezskuteczna. Mrok oblepia coraz gęściej witraże w oknach, a do zachodu jeszcze kilkanaście mgnień, może nawet wiosny. Lecz ta nie nadejdzie, jak stwierdzają przepowiednie starszych, brodatych mężczyzn w szpiczastych czapkach. Śmiesznostka, ale uniformizacja wykaligrafowana złotymi zgłoskami w kontraktach. Na wróżenie z fusów kawy parzonej po wielokroć. Recesja oraz, oczywiście, uparty dźwięk naruszający podstawy rzeczywistości. I poniekąd ciszę.1 punkt
-
1 punkt
-
@Ewelina drobiazgi - a cieszą bo to sztuka nauczyć cieszyć się z drobnych rzeczy :) pozdrawiam!1 punkt
-
Szczególnie dzieci tęsknią za zimą, bo w tym roku jakoś nie było jej wiele, choć przez chwilę trochę śniegu padało... Zaraz luty, więc ja już raczej czeka na wiosnę, mimo wszystko. Pozdrawiam serdecznie :)1 punkt
-
@tetu z chirurgiczną precyzją otwierasz wszelkie interpretacje, począwszy od tytułu:) Pozdrawiam:)1 punkt
-
1 punkt
-
Za sam tytuł się należy ❤️, za obrazek następne 💜, a pocałunek spadający nagle niczym krople deszczu, nie jest zdradą. 🌈👍1 punkt
-
Zenobiusz Bałwan nad brzegiem Wisły, dziwaczne miewa często pomysły. Ostatnio z tego dziś żyje, że zawraca Wisłę kijem. Biedak na starość postradał zmysły. Benek Kapusta spod miasta Sztumu, raz u doktora narobił szumu. Bo wszystkie rozumy zjadł i szybko w depresję wpadł. Bo nie przybyło jemu rozumu.1 punkt
-
Inspiracja @Kwiatuszek Dla Skrzata Brodatego spod wsi Całowanie Niezmienną pasją było ranne grzybobranie Lecz gdy Jodełkę skrzacicę poznał Nagle wielkiego olśnienia doznał Odtąd dla niego ważniejsze jest przytulanie 21.01. obchodzimy "Dzień Przytulania"1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne