Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 31.01.2023 uwzględniając wszystkie działy

  1. Pocałował mnie, tak mocno zdziwiłam się i dziwnie mi jest, jakbym zdradziła cię chociaż nie jesteśmy razem. I myśle o tym cały dzień, że czemu tak jest, że to nie ty mnie całujesz i jesteś tam gdzieś. Siedzisz sobie tam daleko stąd, i wysyłasz piosenki jak mocno kochasz mnie wciąż. A ja mam wyrzuty, że on mnie pocałował i czuję że to nie było to. I niewiem bo mętlik w głowie mam, bo gdy pocałował mnie on przed oczami miałam ciebie.
    5 punktów
  2. Pierwszy kontakt z Zachodem był mało romantyczny, zgoła prozaiczny, jeśli nie brutalny. Nie znałem języka, natura poskąpiła mi specjalnych talentów — dla takich pozostaje fizyczna praca na farmie i w fabryce, za grosze. Kiedy skończyłem pielić sałatę, trzeba było ścinać kalafiory, potem zbierać pomidory i dynie, a na końcu rąbać drewno. W czerwcu nastała zima, ziemia odpoczywała, ja również. Z letargu wyrwały mnie dopiero kwiaty przypołudników, które zabarwiły szare skały fiordów na różowo. Zaciągnąłem się na statek rybacki i jak na złość, od razu zapanował w tej branży kryzys: po pierwszym rejsie szyper ogłosił bankructwo, trawler sprzedano i zostałem ponownie bez pracy. Chwytałem się każdego zajęcia, mogącego przynieść choćby najskromniejszy dochód. Czas mijał, zabierał młodość, ale przybliżał w zamian obyczaje kraju, który miał być dla mnie ziemią obiecaną. Po krótkim szkoleniu zostałem zatrudniony jako składacz na taśmie w manufakturze produkującej sterowniki do wózków inwalidzkich. Płaca była mizerna, lecz regularna i pozwalała na pewną stabilizację życiową. Zawisłem wbrew oczekiwaniom w ciasnej pętli niezmiennych zdarzeń: praca, dom, więcej pracy i tak w kółko, bez szansy na jakąkolwiek poprawę. Nigdy nie będzie mnie stać na własne mieszkanie, ani opłacić córce szkołę. Jedynym wyjściem z tej pułapki było wznowić studia, a koszta pokryć z pożyczki na lichwiarski procent. Pierwszy rok poświęciłem wyłącznie nauce angielskiego, a moją tutorką była Jane. Jane miała już po czterdziestce, ale wyglądała na taką, którą faceci oceniają jako „w dobrym stanie technicznym”. Wiele kobiet w tym wieku ma wilczy apetyt na młodszych mężczyzn, choć nie po każdej to widać; ja jednak zapamiętałem Jane z całkiem innego powodu: namawiała mnie do prowadzenia pamiętnika. Początkowo pisanie w obcym języku sprawiało mi duże trudności, lecz Jane pilnowała, żebym nie rezygnował, przywołując mało znany precedens: — Twój rodak, Jospeh Conrad opanował płynnie angielski gdy miał dopiero dwadzieścia lat, wiedziałeś o tym? Nie tylko o tym nie wiedziałem; nie przeczytałem również żadnej z jego książek, ale głupio było wyjść na ignoranta, więc tylko skinąłem w milczeniu głową. Jane nie zwróciła uwagi na moje zakłopotanie i ciągnęła z niezwykłą pasją w głosie: — I niech mnie drzwi ścisną, jeśli urodzony Brytyjczyk potrafił napisać coś lepszego! Po angielskim przyszła kolej na specjalizację i wtedy poznałem Petera, który był wykładowcą w przedmiocie programowania. Nauka szła mi łatwiej niż pisanie pamiętnika, dzięki dobremu początkowi w Polsce, o czym jednak wolałem nie wspominać. Peter urozmaicał zajęcia anegdotami i jednego dnia nadmienił mimochodem o 'Reverse Polish Notation', bacznie mnie obserwując. Wiedziałem, że jest to rodzaj zapisu używanego do arytmetyki w mikroprocesorach, oparty na metodzie wymyślonej przez polskiego matematyka. Mimo to nie podniosłem ręki, żeby moi koledzy nie myśleli, że nie jestem jednym z nich. Na zakończenie roku szkolnego zorganizowano przyjęcie w restauracji mongolskiej typu smorgasbord, czyli żryj ile wlezie. Dziś takie przyjęcia są na porządku dziennym, lecz wówczas była to dla mnie atrakcja zupełnie nowa. Zamiast wykwintnie przystrojonych stołów, miłej obsługi i bufetu zapraszającego widokiem egzotycznych potraw, wciąż widziałem siebie w barze studenckim „Karaluch” na Krakowskim Przedmieściu: wychylam wazę pomidorowej, wbijam potrójne pyzy, a wychodzę z baru głodny. Po drugiej stronie stołu siedział Peter, co bardzo mnie ucieszyło, bo choć starszy o dwadzieścia lat, był moim najlepszym kolegą. Po kilku porcjach jagnięciny, plastrów rostbefu i polędwicy na kości, podlewanych sowicie czerwonym pinot noir, nabrałem ochoty do rozmowy i nieopatrznie zacząłem od filozofii, nie zdając sobie sprawy, że Peter to niekwestionowany mistrz w tej dziedzinie i wkrótce nasza konwersacja przybrała formę monologu, przypominającego odbijanie rakietą piłeczki o ścianę. Kiedy Peter zauważył, że argumentuje od dłuższego czasu sam ze sobą, natychmiast zmienił temat: — Czytałeś może książkę Michenera 'Poland'? Dziwny zbieg okoliczności, że akurat o to zapytał, bo widziałem tę książkę w mieszkaniu u mojej siostry, ale nie zajrzałem do niej ani razu. Zresztą, po co miałbym czytać historię Polski napisaną przez Amerykanina, skoro znam ją dobrze ze szkoły. Słysząc to, Peter posłał mi wyrozumiały uśmiech i rzekł: “Yes, you know it, but you don't appreciate it”. O co mu właściwie chodzi, że niby nie doceniam historii Polski? A czy on docenia historię swojego kraju? Historię należy znać, nie doceniać. Peter doskonale zdawał sobie sprawę, że tym pytaniem będę łamać sobie głowę do końca przyjęcia, ale nie znał mnie tak dobrze: to co powiedział, dręczyło mnie o wiele dłużej. Nazajutrz z samego rana pojechałem do siostry. Kilka minut zabrało mi przeszukiwanie półki w dużym pokoju, zanim znalazłem nieduży egzemplarz w niepozornej oprawie z flagą stylizowaną na znak Solidarności. Złapałem za książkę, wsiadłem do samochodu i wkrótce byłem z powrotem w domu. Przebiegłem kilka pierwszych stron z podziękowaniami, ominąłem nieco przydługi wstęp i zacząłem czytać na początku następnej strony. Ciekawość ustępowała powoli miejsca rozczarowaniu: opis dobrze znanych zdarzeń i postaci, na temat których wylano morze atramentu. Peter chyba sobie zażartował, a może piękny umysł upija się szybciej niż normalny? Za oknem świeciło słońce, powiał cieplejszy wiatr, dlatego postanowiłem już bez wcześniejszych emocji doczytać do końca pierwszego rozdziału i na tym poprzestać. Szkoda pięknego dnia na tak pospolitą lekturę; zabiorę dzieciaki na plażę, niech sobie pobaraszkują w piasku; tylko zerknę, czy dalej jest o tym samym? Przewróciłem stronę, przeczytałem pierwsze zdanie i książka wypadła mi z rąk. Podniosłem ją ostrożnie, patrzyłem przez okno, lecz słońce, plaża i wszystko o czym myślałem przed chwilą, przestało mnie kusić… Nie pojechałem nigdzie tego dnia, ani następnego. Zamknąłem się na klucz w najmniejszej sypialni, służącej mi za pokój do nauki. Nie odpowiadałem na zawołania. Czytałem bez przerwy, aż zmorzył mnie krótki sen… Śniłem, że galopuję na białym koniu, w hełmie na głowie, srebrzystym pancerzu ze skrzydłem orlich piór za siodłem i kopią z biało-czerwonym proporcem u boku. Co było potem, nie wiem, bo coś mnie wyrwało ze snu i czytałem dalej. Kiedy skończyłem, za oknem zapadła już noc. Nie miałem siły zapalić lampki, żeby spojrzeć na zegarek. Czułem, że mam wilgotne oczy, ale umysł wyjątkowo czysty. Nad ranem obudziło mnie pukanie do drzwi. — Długo będziesz tam siedzieć? Chodź, zjesz śniadanie. Usiadłem przy stole. Popatrzyła na mnie zatroskanym wzrokiem, czy przypadkiem nie jestem chory. — Co to za książka? — Przerzuciła kilka kartek. — Historia Polski jakiej nie doceniamy. — Ale to po angielsku i napisane nie przez Polaka — zauważyła zdziwiona. „Właśnie dlatego warto przeczytać” — pomyślałem, a na głos wyjaśniłem: — Polak stworzyłby dzieło wyczerpujące, może nawet pasjonujące, lecz brakowałoby jednego elementu. — Jakiego? — Punktu odniesienia. — Nie rozumiem. — To proste. Wyobraź sobie, że w tej chwili ktoś puka do drzwi. Otwieram, wprowadzam gościa do środka, a on widząc ciebie, mruga do mnie okiem: „Masz piękną żonę”. A ja na to bez przekonania: „Ach tak, naprawdę?” — To znaczy, że obcemu mogę się podobać, a tobie już nie, bo ci spowszedniałam… Czy to miał być komplement? — Tak, bo ważne jest to, co powiedział ten obcy, a żebym ja to docenił, muszę patrzeć na ciebie tak samo jak on. Autor tej książki mógł pisać na temat innego kraju, wybrał jednak Polskę. Podziwiał nasz naród i jego kulturę bardziej niż my sami. — Chcesz przez to powiedzieć, że ja Polski nie kocham? — Czy kochasz tego nie wiem, ale wstyd ci o niej mówić. A co jest warta miłość powstrzymywana wstydem? Skończyłem jeść i siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Poczułem lekkość w sercu, jak po spowiedzi. Chciałem zapomnieć o nieprzespanej nocy, ale pytania same płynęły do ust. — Czemu daliśmy dziecku na imię Katherine, nie Katarzyna? — Bo nikt takiego imienia nie wymówiłby, a tym bardziej napisał. Sam mnie o tym przekonywałeś. — Tak i żałuję, bo jest i pozostanie dla mnie Kasią, a co ma wpisane w świadectwie urodzenia nie ma żadnego znaczenia i stanowi tylko biurokratyczną uciążliwość. A pamiętasz, co ci powiedział zaraz po przyjeździe Marek z Shirley? — Jaki Marek? — No, ten budowlaniec, co ma własny biznes. Powiedział, żebyś zapomniała o Polsce, bo im dłużej będziesz pamiętać, tym trudniej będzie ci tutaj żyć, zgadza się? — Powiedział tak, ale ja mu nie przytaknęłam. — Za takie słowa, to ten kieliszek wina, który trzymałaś wtedy w ręku, powinnaś wylać na jego gębę. — Tego tylko brakowało… Już widzę jak podnosi wrzask: Wracajcie skąd przyjechaliście! Skoro nie możecie żyć bez Polski, co tutaj robicie? Słuchałem jej z niedowierzaniem, zapominając, że zaledwie dwa dni temu, myślałem podobnie. — To, że tutaj przyjechałem nie znaczy, że mam zapomnieć o miejscu urodzenia. Można żyć za granicą i być cały czas Polakiem, choć nie zawsze jest to łatwe. — Dlaczego? — Ponieważ większość Polaków opuszcza kraj w poczuciu winy. Później żyją w poczuciu winy. Wmawiają sobie i innym, że odnieśli za granicą sukces… — Co w tym złego? — weszła mi w słowo. — Każdy chce, żeby go widzieli w pozytywnym świetle. — Nie ma nic pozytywnego w ukrywaniu prawdy przed samym sobą… Urwałem, widząc, że nic do niej nie trafia. — To tak, jakby zjeść skisłej zupy i powtarzać jaka smaczna, a gdy nikt nie widzi, chodzić do kibla i wymiotować nią. — O tym rozmyślałeś zamknięty dwa dni? — Tak, ja już zwymiotowałem i więcej tego świństwa jeść nie będę! Od tej rozmowy minęło kilka lat. Jednego ranka zauważyłem po drodze do pracy kobietę siedzącą z boku chodnika na krześle. Obok krzesła stało kilka tekturowych pudełek wypełnionych książkami o miękkich okładkach. Zajrzałem z ciekawością do jednego z nich. — Ile za to? — Dwadzieścia centów. Nie miałem dwudziestki, więc dałem jej pięćdziesiąt centów i podziękowałem. Po wejściu do biura zamknąłem za sobą drzwi, włączyłem klimatyzację, usiadłem za biurkiem. Wyciągnąłem z teczki książkę i rzuciłem okiem na okładkę: James Michener THE COVENANT Przewróciłem kilka pierwszych stron i zacząłem czytać…
    4 punkty
  3. I nie zapytali jej O nic nie zapytali Sami wszystko Rozstrzygnęli Poukładali też sami Jej życie po swojemu Wg słusznego porządku Rozwidleń własnych... Myśleli, że o to chodzi - Układać, porządkować Z kąta w kąt przenosić... Niczym mebel... A nieswoje losy Jak drewno szlifować Jak biżuterię Złocić... Sami zdecydowali Co dla niej będzie lepsze Nie spytali o zdanie... O nic... Może nie chcieli wiedzieć... Czego ona chce? ... Doprawdy... Nie zapytali jej? Ciągle zgadywali... Pomylili się
    4 punkty
  4. Taką mam radość w sobie Gdy pomyślę o kubku do herbaty - Tym co dostałam w prezencie Mój świat wygląda piękniej Takie moje głębokie Jak ten kubek - szczęście
    4 punkty
  5. niewiadome kryje się pod powierzchnią wystarczy naciąć by wszystkie tajemnice nabrały lepkości opowiedz o nich nazwij to co później zmyjesz zimne ciało nie ma zdrowego ducha — dusza sączy się szybciej niż światło pełna wybroczyn określa położenie podczas gdy ja wciąż tutaj jestem dokończ to co zacząłeś — opowiedz o glinianym sercu tekturowych płucach woda jest wszędzie mętnieje w miejscu w którym nigdy nie zadrżała ci ręka
    3 punkty
  6. znowu zima do drzwi puka czas zadumy tej grudniowej dzięcioł w drzewo przestał stukać światło świecy adwentowych czas zadumy tej grudniowej ciche myśli do świąt biegną światło świecy adwentowych mrok rozjaśnią chłód ocieplą ciche myśli do świąt biegną opłatka jak śnieg białego mrok rozjaśnią chłód ocieplą śpiewy chóru roratniego opłatka jak śnieg białego wszyscy się nim podzielimy śpiewy chóru roratniego znikną waśnie wśród rodziny
    3 punkty
  7. Ręka do uścisku się wyrywa Ale nie ma komu... Nikt mi swojej nie podaje ... Tylko trochę mnie to dziwi... Odrobinę inna jestem Rękę chowam po kryjomu - Nikt nie widzi Może lepiej Jestem tutaj obca Ruszam dalej W długą podróż
    3 punkty
  8. Życie nauczycielem co dzień uczy swoje wie Jest wyzwaniem dźwiga to co mu dane Życie to droga zakręty ma nie nie boi się ich Nigdy nie kłamie prawdę zna wie co to ból Życie to nie wstyd fajnych chwil dużo ma Jest pięknem pełnym bram za którymi czeka lepsze Życie to świat zna uśmiech i płacz Ma niebo ma piekło jest w sam raz
    3 punkty
  9. gdy rozkosz w cykaniu zegara dreszcz po obojczyku się wspina jeśli tak wyglądają umierania ciche to obyś mi nigdy nie mijał o północy łza skradała się w oku gdy usłyszałam jeszcze raz twój głos spadałam w głębiny amoku którym zadrwił ze mnie nasz los nienazywalnym to nazwałam w otchłaniach siebie odłożyłam gdy w pajęczynach myśli umierałam wtedy czułam że najbardziej żyłam disclaimer: wiersz pierwiastkowo inspirowany utworem "Bez nazwy" autorstwa @error_erros
    3 punkty
  10. Pijemy wodę z parasoli, podziurawionych, może od kul, może od gwiazd zrzucanych z nieboskłonu. Przez wiatr tańczący w pustych torbach z zatartymi nadrukami sentencji w języku Sumerów, którego nie rozumiemy. Na szczęście w zasięgu rozmoczony bochenek i garście pełne soli. Tej ziemi, grząskiej aż więzną stopy obute w sandały z kory spalonych drzew. Jest popiół do posypywania ran niezabliźnionych. Tylko tatuaże błyszczą świeżą krwią. Spływa osładzając wodę wypełniającą uszy. Ciągłym szmerem przekleństw i błogosławieństw. Pijemy wywar wzmacniający niepamięć.
    3 punkty
  11. Im więcej wart człowiek, tym większy po nim ból. Stanęli, wołali: W miłości nawet złamana kość nie boli! Złamali sobie kość. Poczuli. Zwątpili. Zaniemówili.
    2 punkty
  12. główce szpilki która mogłaby pozazdrościć zadrze miejsca pod stertą desek gdzieś na obrzeżach gdzieś na marginesie
    2 punkty
  13. Dzisiaj Wam się zwierzę, że jest dziwne zwierzę co kręci uszami, jak człowiek rękami Choć miło wygląda, bardzo twardo stąpa krewkie i zadziorne, zabić nawet zdolne Biegiem galopuje, tym życie ratuje żyje razem w grupie, jedno broni drugie Widzi kolorowo, niepomarańczowo w starożytnym Rzymie nosiło boginie Prawie wyginęło, lecz nie przeminęło jasność je zrodziła, noc przyozdobiła Bywa, że jest słodka, choć to może plotka jest na całym świecie, nosi nas na grzbiecie Ochrony synonim, choć życia nie chroni. __ 31 stycznia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Zebry (Zebra - zwierzę, ciasto, przejście dla pieszych)
    2 punkty
  14. igrał Jasiek w zboża stogach aż spaliła się stodoła kusił Kasię bo był gotów i doigrał się kłopotów naigrywał się z prawiczka a sam był jak w płocie tyczka
    2 punkty
  15. Jesteś silny, wiesz Idż naprzód Nie obawiaj się Choć droga wyboista Ty stawisz czoła temu losowi Nie poddawaj się tym trudnym życiowym czasom Czuję potrzebę iść naprzód Pokażę siłę tym wszystkim zwątpionym Ziemia jest dla wszystkich , którzy ją kochają i szanują Pokażę Wam , że kolory wrócą do Was i nastanie miłość Wszystko wróci na swoje miejsca i będzie OK
    2 punkty
  16. Błądzę w tym domu między salonem a kuchnią Przeplatam nogami w pokoju złączonym Odwiedzam łazienkę gdzie krzyki me milkną Wychodzę i kładę sie w łóżku natchnionym Na jedną osobę a dwie sie zmieściły Z wiatrakiem skierowanym na rozpalone ciała Oddane uczuciu akt prosty a miły To szczęście, bo nadzieja niestety przebrzmiała Styki spalone tęsknotą i pamięć dysk twardy Nie odpuszcza nie zapomni bo zaszyfrowany Nie pęknie jak guma ta bańka bom hardy Zewnętrznie a środek miękki, garbowany Na zawsze zapamiętam ten uśmiech w sukience Na schodach zawiniętych niby pętla na szyi Gdy me oczy utkwione w prześlicznej panience Mnożyły w żołądku stu-rzędy motyli W dniu ślubu pierwszym a dwudziestym piątym Przypieczętowałem zgubę i zawierzenie duszy I stanąłem przed ołtarzem z sercem mym wątłym Z nadzieją że to ona chwyci mocno i poruszy Na zawsze zapamiętam klękanie pośrodku Na sali ze wzrokiem świdrującym na wylot Gdy oświadczyłem wierność wprost od duszy spodku Oddałem plany i wizje na cały mój żywot To piękne i niezapomniane, na zawsze w pamięci Jak słowa dwa pierwsze wypowiedziane w kawiarnii "Ty istniejesz" mi rzekła i rozlużniła swe pieści Bo stres nas zjadał gdy upał jak w Narnii
    2 punkty
  17. Z tymi koncepcjami jest jak z ubraniem — każdy wybiera tę, w której się dobrze prezentuje. Przymierz, zanim w niej pójdziesz na randkę. 👗😉
    2 punkty
  18. @sam W pisaniu lubię się trzymać zasady „góry lodowej” stosowanej przez Hemingwaya, a końcowy paragraf umieściłem celowo, żeby podkreślić uniwersalny charakter zdarzeń: mogły się przydarzyć każdemu — Polakowi, Niemcowi, nawet Afrykańczykowi. 🇿🇦👨🏿 Jestem szczególnie zadowolony z konstrukcji tego opowiadania i nie sądzę, żebym cokolwiek chciał zmienić, ale to oczywiście nie znaczy, że każdemu musi się podobać. Pisanie prozy to duże wyzwanie, bo jest jak maraton; poezja to sprint, a jak wiadomo trudniej przebiec długi dystans. Dziękuję za krytyczny komentarz i pozdrawiam. 👋
    2 punkty
  19. Człowiek codzienny wychodzi z ciemności i do niej nieustannie wraca, Musi w lustrze duszy zobaczyć swój skryty wszechświat Zabiera w ciemność swoje największe problemy i stłumione wcześniej uczucia Przychodzą jak ćmy do światła duszy Pojawiają się ciągle i stanowią jego prawdziwe jestestwo Mało kto zna człowieka codziennego I mimo pozorów nigdy nikt nie dostanie się do jego najbardziej zaciemnionych korytarzy Tak już jesteśmy stworzeni Tak już nas ulepiono, powstaliśmy z ciemności Tego miejsca nie należy się bać Trzeba je polubić i pokochać Tak już jesteśmy stworzeni.
    2 punkty
  20. Są takie chwile w życiu przewrotnym, Kiedy bańka rozdęta do granic pęka - kiedy toczy się lekko mydlana opera, zaś w ciszy wielebnej myje rękę ręka. I kiedy wszystko się gładko zazębia, Gdy słodki trel ptasi krąży nad nami, Piękny mechanizm się nagle zaciera, A sens dalszy znika i jest do bani. Do bani właśnie jest na straganach, Ugiętych pod górą chrzanu, ogórków, Które w porozumieniu, nagle zdrożały - A to z przyczyny hiszpańskich nurków. Pani Pelagii, z baru : "Pod Szprotem", Zwartej i czujnej, w białym mundurku, Solniczkę i rower gwizdnął żul jakiś - Nie przewidziała hiszpańskich nurków. A że był czwartek, więc czekał fryzjer - Balejaż, czesanie, cięcie pazurków. Przychodzi, lecz darmo drzwi szarpie - "Awaria z powodu hiszpańskich nurków" Mąż sprawiedliwy szedł prostą drogą. Prawą szedł stroną, lecz gwizdał fałszywie. Czekając na tramwaj, leżał do rana - Wiedział o nurkach z Hiszpanii wypływie ? Wzięty kochanek i macho w jednym, Już był w ogródku, lecz zaciął w rozporku. Choć bardzo się starał, metal nie puścił - Też nie przewidział hiszpańskich nurków. Na jakiejś komendzie, w jakiejś stolicy, Ktoś słuchał nocą basowych chórków. Wtem bas się urwał, padł strzał armatni - Ktoś nie rozpoznał hiszpańskich nurków. Naczelnik kraju na obiad, w czwartek, Barszczu i ruskich przybywszy, smakował. Lecz barszcz się skwasił Magister Julii, Gdyż Prezes o nurkach nie informował. Wieści przez eter jak stado słoni pędzą, Sens zadeptując, choć jeden złapałem. Lecz mimo wysiłków i mnie się urwał - Hiszpańskich nurków nie przewidziałem. YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona)
    2 punkty
  21. Mieczysław spod Gubałówki wypasał na wzgórzu krówki. Rozglądał się wkoło idąc dumnie - goło, bo szukał drugiej połówki. __ 26 stycznia obchodzimy Dzień Drugiej Połówki
    1 punkt
  22. trzeba było ich zabić zanim wsiedli do czołgów matkom łatwiej rozpoznać ciała wzdłuż drogi plątanina zwęglonych resztek wycisnął ich ból tysięcy nagie dziąsła cięły sutki pęczniejących mlekiem piersi miłość bezradna synowie wojny Putina
    1 punkt
  23. Znalazłam myszoskoczki, powstały od nowa jak feniksy na pewno nie z popiołu. Groteska za groteską, twarz za twarzą, przebarwione słodyczą. Jakby na tarce ścierały przysadkę, potem korę, płat czołowy. Nie wiedziałam, że tak można! Uprać kogoś. Wyrzucić resztki do kosza, bo przecież potem, nic nie zostanie. Pewnych rzeczy się nie robi, ze zwykłej przyzwoitości. Chyba, że przyzwoitości już nie ma, prawda dawno umarła, a po świecie chodzą same trupy.
    1 punkt
  24. Widzę. Dostrzegam cię jasną w długiej smudze księżyca. Idziesz wolno, wcale nie podnosząc oczu. Idziesz z pełną automatyką ruchu. Zatrzymujesz się przed zatrzaśniętymi drzwiami. Stajesz. Po chwili krótkiego namysłu ÷ przechodzisz na drugą stronę. Idziesz dalej przed siebie długim korytarzem. Przenikasz kolejne drzwi, ściany… Zaciskam powieki. Znikasz. Otwieram. Pojawiasz się na moment. I znowu ogarnia mój umysł straszliwa pustka szalejącej nicości. * W tej pustyni półmroku. W tej poczekalni między życiem a śmiercią. W tej nocnej otchłani zimnych, popękanych, wilgotnych ścian. W mdłej, żółtawej poświacie ulicznej latarni. W potoku piskliwej ciszy. W szumiącej rzece wezbranej w uszach krwi… W drugim pokoju – noc. Jedynie martwy szmer. Resztki dawnego życia. Czarne kikuty. Porozrzucane kartki, papiery, listy… Stosy gazet z czasów zimnej wojny. Testy atomowe. Pierwsze bomby kobaltowe nadzieją chorych na raka. Jakieś pozrywane druty. Kable. Drewniane skrzynie czarno-białych telewizorów. Wmurowane na stałe w ziemię betonowe radiole. Szpulowe magnetofony… Na przeciwległej ścianie ogromne zdjęcie Ray ‘a Charles`a, w czarnych, spawalniczych okularach i z odsłoniętą szerokim uśmiechem oślepiającą bielą zębów. Lecz przesłaniają, co chwila obraz, przechodzące widma, zakapturzonym, jakby mniszym konduktem. Podzwaniają w kościstych dłoniach maleńkimi dzwoneczkami. I szepczą nieustannie niezrozumiałe słowa z dudniącym w meandrach mózgu echem. Toczą się z chrzęstem puste butelki po alkoholu. Po podłodze… Spadają ze stołu. Roztrzaskują się na miliardy kryształowych iskier… Musiałem wypić, ażeby zrozumieć, przebić się przez barierę tajemniczej treści przekazu. Broni dostępu żelbetonową skorupą przeciwatomowego schronu. Nienaruszalną w swojej potędze. Ciągną coraz bardziej w lodowaty niebyt Wychodzą z ciemności. Wchodzą z powrotem w ciemność. Pojawiają się nowe, ale w jakimś dziwnie pozrywanym tempie, niby na starej celuloidowej taśmie przedwojennego filmu. I coraz bardziej zamazują się ich kontury. I coraz bardziej nikną. Rozrzedzają się. Rozpływają w niebieskawych obłoczkach nie wiadomo czego… * Przede mną nowa perspektywa. Wyłania się z hałaśliwej kakofonii gorączkowych majaków chorego snu. Ostre jak nóż przedmioty. Rzeczy. Wypływają z kątów niezliczonych, zagraconych pomieszczeń. Pojawiają się nowe i wciąż nowe… Korytarze. Załomy. Otwarte pokoje. Sale… Labirynty monstrualnej fabryki? Nieskończonych czeluści podziemnego szpitala?… Regały, gabloty pełne medycznych eksponatów. Dręcząca woń chemicznych odczynników. Tablice, wykresy. W drewnianych ramach wyblakłe portrety anonimowych laborantów… Chrzęszczą po kątach miliardy bakterii. Dojrzewają w mżącym blasku szarej pleśni. Czekają na swoją kolej w wyłaniających się z kurzu i pajęczyn szklanych próbówkach. Zielonkawy odcień kafli. Sala chirurgiczna z wiszącym talerzem wielookiej lampy nad stołem. Obłe cielsko stalowego aparatu do naświetlań. Poprzewracane, poobijane na kółkach łóżka z resztkami przegniłych, cuchnących moczem materacy… Bijąca po oczach martwota brudu i korozji... Na krzyczącej bieli ślady, tak jakby zakrzepłej krwi. Pod stopami gruz. Rozbite szkło. Plątanina kabli. Pył… Coś wciąż krzyczy i niknie w otchłani czasu. W wygasłych ekranach monitorów zwielokrotnione odbicia czyjejś zniszczonej twarzy. Jakaś przechadzająca się postać zgięta w pół. Coś wciąż krzyczy, jarząc się jakimś wewnętrznym czerwonawym blaskiem. Skąd ten blask? (Włodzimierz Zastawniak, 2023-01-30)
    1 punkt
  25. I gdzież mi tam do pisania sonetów Czy pieśni powabnych Tu ja i te moje rymy Jak i moje serce - Nieskładne Nie jestem fachowcem od sylab I zwrotek Nie będę pisać z regułą Dobrą czy nikczemną Bo tego nie znoszę Przepraszam O wybaczenie Czytających proszę Jestem wolna jak skowronek Reguły dla mnie nawet jeśli złote - Jak klatka Nie mogę, nie chcę... Odkładam Na wieczne - "Potem"
    1 punkt
  26. @Ewelina Pewnie od bliskiej serca osoby?
    1 punkt
  27. @Elwira dziękuję bardzo :) Samo życie scenariusze pisze... Choć na szczęście nie zawsze to moje osobiste doświadczenia tylko zaobserwowane Pozdrawiam ciepło
    1 punkt
  28. @Ewelina Tak, dopust boży z tymi układającymi nam życie i wciskającymi do ręki scenariusze, które niewiele mają wspólnego z nami samymi. Lubię te twoje życiowe tematy...Tak trzymaj :) Pozdrawiam z uśmiechem
    1 punkt
  29. zapakowałeś mi na święta czas wychudły list od mikołaja o rosnących gwiazdach sterczące żebra wilka w żałosnym napięciu oddech szkarłatny z potłuczonego lustra ale to tylko fraktal późny pulsar samotności szklanka do połowy wrzeszcząca nic takiego
    1 punkt
  30. I owszem, otarłem się prawie kiedyś o małżeństwo aranżowane. Panna była posażna, atrakcyjna. Niestety aranże trwały zbyt długo i znalazła sobie innego. Szkoda. Może by się powiodło. A tak jej małżeństwo z własnego wyboru nie przetrwało nawet 2 lat.
    1 punkt
  31. @Rafael Marius i to właśnie jest najpiękniejsze w wierszach... Każdy czytając wiersz nakłada własne filtry, doświadczenia, przekonania i to wszystko wpływa na odbiór i interpretację
    1 punkt
  32. Co do ambicji to się zgodzę. Myślałem jednak, że w wierszu bardziej chodzi o ożenek, czy jakiś rodzaj aranżowanego małżeństwa.
    1 punkt
  33. Ale to chyba w dawnych czasach akcja wiersza się rozgrywa, bo dzisiaj to już chyba tak nie ma. Coś tam rodzice próbują wymóc, ale młodzie się nie słuchają.
    1 punkt
  34. @Rafael Marius rodzice, opiekunowie... Tak...
    1 punkt
  35. Światło w tunelu i czarna dziura.
    1 punkt
  36. Chowie wspomnienia w pamięci niech dojrzewają Chowam wspomnienia podlewam uśmiechem i łzami by czuły Że są życia sensem który raz cieszy a raz boli Kiedyś tam je obudzę by to i tamto mi przypomniały Przecież nie tylko dziś się liczy minione też jest coś warte
    1 punkt
  37. Wydaje mi się, że czytając to spodziewałeś się czegoś nieco innego, stąd ów niedosyt. Czasem wiele sobie wyobrażamy, ale kiedy spodenki spadają, zostaje naga prawda… do następnego razu. 🌵 Osobiście cenię krytyczny komentarz, zwłaszcza gdy jest poparty rzeczowymi argumentami, ponieważ daje więcej do myślenia, aniżeli puste pochlebstwo. 😊 Dziękuję za uwagę i cenny czas poświęcony tej publikacji. 🙏
    1 punkt
  38. @staszeko święta prawda! 👍 dobrą koncepcją jest ta, która jest dobra 😄
    1 punkt
  39. oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba Mars. Jowisz. Saturn. planety jak tęczowe korale wirują w ramionach DRogi Mlecznej w swym astralnym szale! wiem już jaki jest rym do biskupa.... Logarytmy. Pierwiastki. Całki. ten matematyczny wywód jest jak prosta droga na marsjańskiej pustyni nowa a nawet supernowa! władze w ręce ludu i partii woła Lenin do Stalina kapitan Nemo płynie dalej!
    1 punkt
  40. Kiedy dzieci zasypiają, Gwiazdy walca zaczynają. Tańczą w snach dziecięcych pięknie, Rozświetlone, uśmiechnięte… Błyszczą, srebrzą się, migają, Kołysanki dzieciom grają, I czarują, roztańczone, Ich zabawki ulubione. Misie, lale teraz również Tańczą w kółko z klasą, dumnie. I, za rączki się trzymając, Rymy z gwiazdkami śpiewają. Księżyc złoto na świat wylał I nad rzeką się pochyla. W jej zwierciadle obserwuje, Jak świat w rauszu gwiazd wiruje… Porwał nagle noc do walca I oszalał w rytmie tańca Noc magicznie rozjaśniała, Szczęściem dzieci obsypała. W pięknej nocy diamentowej, Harce gwiezdno-księżycowe Otulają małe twarze W radość słodkich, sennych marzeń.
    1 punkt
  41. znów targnęłam się na swój pełen zwątpienia uśmiech i oczy lekko zbłądzone który to już raz z pogardą traktuję chwile swojej słabości widać baza wirusów nie została jeszcze zaktualizowana
    1 punkt
  42. W zapomnianej chacie na skraju lasu echo i wiatr o byłym rozmawiają Cisza do nadziei się tuli stary pająk to widząc po swojemu się uśmiecha W zapomnianej chacie kiedyś tętniło życie słońce tu zaglądało było fajnie i miło W ogrodzie kwitły róże burek radośnie szczekał na ławeczce dziadek pykał fajeczkę Dzieci w berka się bawiły obok była studnia żuraw cierpliwie czekał Babuleńka w wannie cynkowej pranie krochmaliła była szczęśliwa Dziś ta chata pusta las częstuje ją cieniem który po cichu popłakuje
    1 punkt
  43. ;) Dzięki @Leszczym :) @ais .... pająki milutkie! ? No nie :) Tekla to kreacja artystyczna :) prawdziwe pająki są straszne... ;) Chociaż przyznam, że karaluchy też robią na mnie wrażenie :);)
    1 punkt
  44. Zostawić za sobą musiałem Co dotychczas znaczyło wszystko Aby dzierżyć oręż ciężki Dać słowo, że śmierć swą złożyć Gotów będę dla ziemi w darze Którą przecież ukochałem Umysłem całym W domu który za plecami Bardziej gościem nikim innym Z życiem więź zerwana Ja tu A ono tam Dusi mnie i piecze tęsknota okrutna Za drzewami Które w milczeniu nieprzerwanym Obserwowały każdy mój krok koślawy Może jeszcze kiedyś tam wrócę…
    1 punkt
  45. @Leadeer Dla mnie bardzo bardzo... Ten wiersz mogę z czystym sumieniem nazwać nowoczesnym...
    1 punkt
  46. za przecinkiem kołyszą się słowa koniec i kropka dalej jest las świeży wczoraj malowany po srebrnej stronie brzegu niedokończone rozmowy i fragment pobliskiej wioski w cieple znoszonej fufajki rozbudzona przestrzeń szczęście zawisło na podkowie galopującego czasu
    1 punkt
  47. Spoglądał na nią jak na słońce Tak w jego ramionach jaśniała... A błękit jej oczu Jaskrawy był i tak czuły przez wachlowanie rzęs Jak smoła gęstych Spod których na niego z zachwytem Patrzyła Spijali z siebie wilgoć rześkiego powietrza Rozwijali zdania o usta je odbijając Niektóre treściwe, mięsiste A inne puste jak wydmuszka O miłość duchową ocierali się Tylko czasem I zupełnie niedbale Taki sens ich spotkań był... Nijaki Żyli ze sobą Bawili się pod gołym niebem Świergocząc jak małe gołębie pisklaki Z głodu, radości, z wariactwa młodości? Któż to dzisiaj zgadnie... Ale wiesz... Było im ze sobą cudownie I tak szelmowsko Zabawnie
    1 punkt
  48. na straganie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy niech pan się tu o mnie oprze pan tak więdnie panie koprze a to feler! westchnął seler! Mars. Jowisz. Saturn. czarne dziury pieszczą parseki traktów w ramionach Drogi Mlecznej kocham świat i galaktykę Rumcajsa Hankę i Cypiska w tej miłości wiecznej dwa serduszka w walentynki w kawiarence miłej całusami wypełniają pożegnanie zimy! Wiosna idzie! i Lenin zaprasza towarzyszy na pochód 1 Majowy ! o tak...hartuje się stal na szczycie Wielkiej Sowy!
    1 punkt
  49. Stanęły zegary Zatrzymał się czas W uśmiechu i słowie Gdzie nikt nie powie O ulotnych marzeniach jak piórko na wietrze Co w sercu skrywa ocean pragnień I poprzedzające łzy W głębokim spojrzeniu Tylko cisza ja i Ty Zabiera czarna uczuć toń Bez opamiętania Czuć przepiękną kwiatów woń Jak w błogim śnie Serce ogrzewa Twa dłoń A usta spotykają się
    1 punkt
  50. od kiedy udomowiliśmy ogień nigdy dotąd nie było takiego nagromadzenia duchów wiatr z piekieł przypiera do muru zbliżcie się do płomienia pogardy i niechęci w głębi gruzów senne koszmary bezgłośnymi strugami spływają stalowymi żebrami schodów splatając ze sobą żywota nieświętych w stęchłym odorze spoconej skóry przy akompaniamencie wilczego chóru ból pulsuje w rytm tunguskich bębnów aż wchłania mnie step szeroki w przybranych wodach potopu skurczona wersja mojego ciała łaknie powietrza i wiatru
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...