Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 11.09.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
Dzień wstawał, kiedy wyczerpana siadła na schodach. Promień słońca dotknął kredowobiałej twarzy, przez chwilę igrał w zgasłych oczach. Westchnęła i oparłszy głowę o chłodny mur, chłonęła ciszę. Kurczowo zaciskając w dłoniach resztki pokręconego życia powiodła wzrokiem w stronę wzgórza. Drzewa pomalowane złotem, karminem, ochrą, rudościami, w zamyśle miały cieszyć oczy, a wywołały cierpki grymas na myśl, że obok przeszło lato. (Jutro znienawidzona zima zmrozi nadzieję.) Powiew wiatru przyniósł szelesty wierzb nadrzecznych, słodki aromat dzikich malin, okrzyk odlatujących gęsi - wszystko co kiedyś tak kochała tłukło o przydymioną szybę. Na nic to piękno, życie na nic.7 punktów
-
jestem głodna zakochana jestem głodna proszę Pana brak mi Ciebie i dotyku jestem głodna na odwyku chodzę śpiewam słów warkocze w wersy splatam w myślach proszę podaj rękę daj mi ciało bo wspomnienie to za mało na tej diecie niespokojna jestem głodna a nie wolna6 punktów
-
3 punkty
-
schyłek lata wiatr rozrzuca zawiniątka złotolistne szeleszczące tajemniczo chwytam w locie melancholia i tęsknota wyfruwają z kruchych zwojów jak motyle z trzepotaniem skrzydeł krążą mącą myśli od niechcenia dotykając ust i oczu wywołują w sercu burzę srebrnym pyłem zdobią aurę drżę z księżycem na jeziorze naznaczona wzruszeniami wchodzę w jesień przewiązując srebrną nitką dzień wczorajszy wyśpiewuję radość gdzieś za widnokresem wrzos rozkwita różowieje świat jak z baśni3 punkty
-
Otwieram okno a tam… pachnie wrzesień. Wspominam smak kawowych pocałunków i bezgwiezdne noce, snujące własne opowieści na dobranoc. Wszystkie niespełnione sny, okazały się być zbyt piękne, aby mogły dotknąć ziemi swoją magią. Nie pozostało nic innego, jak przepisać uczucia w inny kajecik. Staram się czerpać z niego siłę na kolejne dni; mniej efektowne lecz dobre. Późne lato lub wczesna jesień rysuje na nowo nasz kształt. W wyobraźni. Tam możemy się spotkać.2 punkty
-
jeśli ubiorę je w słowa będą jak zwierzęta skazane na polowanie jeśli ich nie wyrażę będą polować na mnie2 punkty
-
2 punkty
-
Dzisiaj może poproszę morze żeby mi wyjaśniło o ile za mały jest człowiek. Może morze odpowie, bo przecież jest znane z niepojętej i najgłębszej wielkości. Ale jest ale, bowiem morze nie rozmawia z każdym, a i wiatr swoje wtrąca i dopowiada i świszczy. Władysławowo, 11.09.2022r.2 punkty
-
daję mu coraz więcej swobody - dzień uczy mnie chodzić bez parasola a noc - zamknąć oczy i przeżyć2 punkty
-
Dotknij mych oczu Panie dotknij mych oczu Panie abym przejrzał abym widział trochę więcej niż powtarzane w mediach slogany opinie dotknij mych oczu Panie abym przejrzał i widział przyrodę tak ją stworzyłeś abym jej nie chronił jak nam mówią glosiciele ale o nią dbał dotknij mych oczu Panie abym przejrzał i zobaczył rodzinę przyjaciół ich potrzeby takie jakie są rzeczywiste a nie wyobrażenie o nich dotknij mych oczu Panie abym przejrzał i widział świat swoimi oczami 8.22 andrew Niedziela, dzień Pański2 punkty
-
Potężnie męskie haiku Dominium, w którym pomidor staje się mięsem za rozszalałą kotarą poprutych majtek Pieczara, dymem papierosa zasnuta pety w popielniczce na skromnym stoliku Listowie pokerowych kart w bezładzie porozkładane na owym blacie Pantalony przez oparcie przewieszone tamże i pod nimi skryte gacie Puszki po napojach toczą się w kącie na szafie kartony stoją jak w remoncie A na krześle goryl rozwalony ostatnie ustępy na maszynie dopieszcza zwis swój męski między nogami nagością rozpieszcza Potężny piękny kulturalny mężczyzna2 punkty
-
Pod wieczór tego samego dnia siedzieli razem przy ognisku. Przytuleni, trzymając się za dłonie. W pewnej chwili Soa odwróciła głowę i spojrzała na Mila. - Co teraz będzie? - w jej głosie słychać było smutek i rozterkę. - Nie powiem, było mi bardzo przyjemnie. Wciąż mam wrażenie, jakbym cię nadal czuła... w sobie. I chciałabym... no, jeszcze raz albo dwa. Właściwie nawet więcej razy. Tutaj, na tej wyspie, gdzie jest tak spokojnie. To raj. Rajskie chwile, rajski czas. Ale... - Tak, wiem - Mil odwzajemnił spojrzenie. - Zawsze jest jakieś "ale". Taki już jest ten świat. Przyjemności mniejsze... i większe - bardzo wolno przesunął końcami palców od jej lewego ramienia przez bark i bok ku pośladkom. Masz całkowitą rację - dodał, odpowiadając wypowiedzianym przez nią myślom. - To rajskie chwile i rajski czas. - Mil, co robisz?... - spytała, gdy ją pocałował. Czule i namiętnie. - Opowiadam ci o moich wątpliwościach i obawach, a ty... - A czy rozpaliliśmy to ognisko po to, by w jego blasku i cieple niepokoić się obawami? Chyba wprost przeciwnie - skierował dotyk w górę, ku jej piersiom. Położył dłoń tuż nad lewą, odbierając przyspieszające bicie serca. - Czujesz? - zapytał cicho, spoglądając w jej oczy. W pierwszej chwili chciała zaprotestować, ale szybko porzuciła tę myśl i zamiar. - Niech mu będzie - pomyślała, składając na jego wargach pocałunek, a po kilku minutach pociągając go na siebie, wciąż całując. - Jeszcze nie kochaliśmy się przy ognisku - przytaknęła, zanim zanurzył w nią palce. - Może i ma rację z tym cieszeniem się chwilą, z tym jego "Carpe diem". Nie tylko zresztą dzień - zdążyła jeszcze pomyśleć, nim zastąpił dotyk inną częścią swojego ciała, tak samo jej spragnioną. - Także noc. Nie była w stanie określić, jak długo trwał ten ich kolejny raz. Intensywność doznań, światło ogniska i mrok wokół sprawiły, że upływ czasu, którego tak nie lubiła, znów przestał ją obchodzić. Nie wiedziała, kiedy zasnęła w jego ramionach. Wtulona tak blisko, jak tylko potrafiła. Cdn. Voorhout, 11.09.20222 punkty
-
stary rodzinny dom skrzypiące drzwi magia okiennic słomiana strzecha dziadek przesiadujący na ławce podwórko z drobiem rządził tak kogut studzienny żuraw koza koń przy wozie dobry stróż burek pamiętam wszystko choć byłem malcem chwile te zostały ukryte w pamięci dziś je odtwarzam i chociaż już jestem dużo dorosłym coś serce ścisnęło a po policzku łezka ciepła spłynęła2 punkty
-
A ja chciałem jej tylko powiedzieć żeby dbałość o własną duszę nie przesłaniała jej komfortu dobrego samopoczucia i wesołości drugiego człowieka stojącego obok (nie każdy musi marzyć o zbawieniu). Władysławowo, 11.09.2022r.2 punkty
-
życie to nie tylko fałsz smutek oraz łzy to potęga która ma fajne drzwi życie to nie tylko ciemne chmury o których człowiek boi się śnić - życie to czysta poezja to ona prawdą która racją częstuje - pomaga zrozumieć trudy którymi częstuje świat2 punkty
-
przez otwarte okno wnika obiecana ziemia wpisana na jutro na co dzień tłumaczy tożsamość od teraz do wczoraj od zawsze z potrzeby rozbitka wiem jak kochać wyspę1 punkt
-
1 punkt
-
Mądrość Powietrze zatrzeszczało i zakołysało żylastymi skrzydełkami, skrzydełkami małej muszki - muszki małej, powietrze zesztywniało jak jeden grom muzyki, powietrze trzeszczy ledwie i ledwie kołysze żylastymi skrzydełkami, skrzydełkami małej muszki - muszki małej, na świeżo zielonkawej i jak dąb starej ławeczce lśni czarna mała plamka: to taki pogrzeb śmieszny... (z tomiku: Kowal i Podkowa) Łukasz Jasiński (maj 2008)1 punkt
-
Błotnistą ścieżką w mrocznym, gęstym lesie, biegnę co tchu,aż oddech echem się niesie. Słyszę przejmujące wycie wilka. Widzę go... Nie jeden jest a kilka. Strach opanował całe moje ciało. Odwagi w mym życiu ciągle za mało. Wiatr rozkołysał nade mną drzewa, nawet ptak żaden tu nie śpiewa. Wilk wyczuł już moje ślady, dla mnie to noc zagłady. Mój Przyjacielu- znajdź mnie teraz,proszę! Przy Tobie zawsze cień odwagi noszę. Nagle poczułam Twą dłoń na ramieniu.. Nie zapomniałeś o moim istnieniu! Dotyk Twój podarował mi wielką moc, tak wielką, że rozjaśniła tę czarną noc. Wilk zniknął w promieniach wschodzącego słońca. Wdzięczności mojej nie będzie Tobie końca! Dałeś mi odwagę jakiej wcześniej nie mialam. Dlaczego się tak ciągle bałam? Teraz przez życie pójdę już śmielej, ale nie sama ,lecz z Tobą. Będzie weselej.1 punkt
-
przedarłeś się bezczelnie neuronami wprost do krwi informacja biegnie rdzeniem nie bez znaczenia omija mózg przegrzane synapsy zagotowana w sobie rozszczelniona zwrotnie sprzężona dni śnię półorgazmem nie domykam powiek zapachu nie zmywam nie odraczaj mnie nie odkładaj jeszcze nigdy tak nie tęskniłam1 punkt
-
Eucharystia jednoczy wszystkich, także mnie i moich bliskich Jedność buduje się przez łamanie chleba, lecz czasem trzeba złamać swoje racje by ta jedność miała ciągłość Jezus się uniża, budując jedność między Nami, nie jesteśmy sami1 punkt
-
„Boże spraw, żeby wszystkie moje dziewczyny były zdrowe i nigdy na siebie nie wpadły!” — dobrodziejstwo tego życzenia miałem docenić poniewczasie. Gdyby nie małe niedopatrzenie, wszystko poszłoby zgodnie z planem, jednak diabeł siedzi w detalu i to on w końcu decyduje o naszym losie. Pociągi wjeżdżały o tej samej porze. Pomachała mi ręką z okna w pierwszym wagonie i kiedy przeszedłem na koniec peronu, czekała tam na mnie. Miała na sobie białą bluzkę i brązową spódnicę, na ramieniu zwinięty żakiet, w ręku niedużą torbę z podręcznym bagażem. Przywitałem ją, chwyciłem za torbę i ruszyliśmy w kierunku wyjścia: ja przodem, ona pół kroku za mną, ściskając w ręku bukiet kwiatów, które dostała przed chwilą. Dobrze było zobaczyć jej stęsknione oczy, więc czemu akurat w tym momencie pomyślałem o tej drugiej, która według precyzyjnie opracowanego planu powinna witać wschód słońca trzysta kilometrów stąd? Myśl ta to był zły omen: stała z plecakiem na ramieniu przy przeciwnej krawędzi peronu. Uszczypnąłem się, nie chciała zniknąć. Widząc mnie, podskoczyła z radości i zaczęła biec w moim kierunku. Nagle stanęła jak wryta, a uśmiech momentalnie znikł jej z twarzy. Ta obok mnie zauważyła ją również i ich spojrzenia skrzyżowały się w powietrzu jak szpady. Stały tak przez chwilę, taksując się nawzajem wzrokiem, a potem spojrzały na mnie, cóż to wszystko znaczy? Usiłowałem szybko zebrać myśli, szukałem najgłupszej choćby wymówki, ale wciąż nie mogłem uwierzyć, że stoją tam blisko siebie, na tej samej stronie, chociaż są postaciami z różnych książek. Stan osłupienia długo mnie nie opuszczał, widziałem to w ich oczach. — Uhm… poznajcie się, to jest Róża… — Próbowałem odzyskać zimną krew. — A to Stokrotka — powiedziałem w zabawny nawet sposób, ale nikomu nie było do śmiechu. Stokrotka ściągnęła plecak i położyła go na peronie. Była nieco wyższa od tej drugiej, dość szczupła, włosy blond, upięte z tyłu czarną klamerką, oczy niebieskie, kolorem trochę podobne do moich. Miała ładną twarz, choć nigdy nie używała mocnego makijażu. Atrakcyjna, ale nie obnoszącą się tym przed światem. Ponadto bardzo wysportowana: na dwieście metrów mogła się uplasować w pierwszej trójce, na czterysta złoty medal murowany, w zespole uniwersyteckim oczywiście, bo na olimpiadę musiałaby jeszcze trochę potrenować. Róża była zupełnym przeciwieństwem: brązowe włosy, długie i proste, które czasem sobie kręciła, piwne oczy, duże i ciekawe świata. Kolor włosów znakomicie kontrastował z jasną karnacją. Ubierała się elegancko i gustownie, jakby przyjechała prosto z Paryża lub Mediolanu. Chodziła na lekcje baletu i znakomicie tańczyła. Do tego była małomówna, co uważałem za dużą zaletę. Widząc moje zaambarasowanie, uśmiechnęła się nieznacznie na znak, że doskonale rozumie jego powód. Tym pół-uśmiechem naprowadziła mnie na jedyne rozsądne rozwiązanie: udawać, że wszyscy znaleźliśmy się tutaj przypadkiem i powinniśmy to spotkanie traktować jako szczęśliwy zbieg okoliczności. — Wyjdźmy przed dworzec… Nie będziemy przecież tak wystawać na peronie — zaproponowałem, lecz w moim głosie nie było pewności siebie. — Wiesz, ja może jednak zaczekam na pierwszy powrotny pociąg do Szczecina — odcięła Stokrotka. — Następny pociąg podstawiają dopiero po południu. — Wolę stać tutaj cały dzień, niż być w twoim towarzystwie choćby minutę dłużej. Podniosła plecak, podeszła w kierunku najbliższej ławki i usiadła na niej, bokiem, żeby nie patrzeć na mnie. Mogłem się tego spodziewać. Na jej miejscu zareagowałbym tak samo. Było mi okropnie żal, że to uczucie, które miała dla mnie, stało się nagle siłą niszczącą. Przed oczami przesunęła mi się scena nad Jeziorem Głębokim: Leżeliśmy pośród wysokich traw, głaskanych delikatnie podmuchami wiatru. Przy brzegu fale kołysały kajak, w którym schowaliśmy ubranie. Trzymając się za ręce, patrzyliśmy na obłoki płynące lekko po niebie. Jej ciało miało zapach łanów pszenicy, brzemiennych, mokrych od deszczu. Nigdy przedtem, z żadną kobietą, nie było mi tak dobrze. Teraz wiedziałem, że ten dzień już nie powróci, jest wspomnieniem, jak pożółkła kartka papieru w pudełku z listami. Gdyby nie ta głupia pomyłka mielibyśmy przed sobą wiele takich dni, może nawet całe życie. Róża wciąż stała obok mnie. Poprosiłem aby usiadły razem, niech nie myślą, że biorę stronę którejś z nich. Sam przycupnąłem na krawędzi ławki. — Jaką miałaś… miałyście podróż? — zapytałem, żeby przerwać nieznośne milczenie. — Nie najgorszą — odpowiedziała Róża. Wydawało mi się, że lepiej znosi konfrontację. Zawsze wychodziła z założenia, że nie ma sensu się martwić, skoro i tak niczego to nie zmieni. — A ty? — zwróciłem się do Stokrotki. — Jakby kogoś to obchodziło. — Obchodzi mnie. — Tak? A to, jak ja teraz wyglądam, o tym nie pomyślałeś? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Gdybym był swoim obrońcą, wniósłbym natychmiastowy sprzeciw: Wysoki Sądzie, nie mogłem przewidzieć sytuacji, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Na świadka powołuję diabła. — Nawet jeśli nie dziś, to i tak kiedyś bym się dowiedziała. Miała rację, dwa zero dla niej, ale obrywam w bańkę! — Jak długo się znacie? — zapytała Różę. Zostałem wyeliminowany z dalszej dyskusji. Nie pozostawało mi nic innego, tylko biernie się przysłuchiwać rozmowie. — Trzy lata. — Tak długo? — Nie mogła uwierzyć. — A wy? — Poznałam go trzynastego kwietnia, o godzinie dwudziestej osiemnaście… — mówiąc to wyjęła z plecaka cienki zeszyt i zajrzała na jedną z kartek. — Tak, nie pomyliłam się. Wyciągnęła z kieszeni długopis i zaczęła coś zapisywać. — Wynika z tego, że znamy się… przepraszam, znaliśmy się… cztery miesiące, dziewięć dni, czternaście godzin i trzydzieści sześć minut. Popatrzyła na mnie z ironicznym uśmiechem, jakbym był jej partnerem w konkurencji o puchar świata i zawalił wyścig kilka metrów przed metą. — Nie najgorszy wynik, co? Czemu one to robią? Mówią takie rzeczy, jakby szukały zemsty. Czemu nie chcą ocalić tego co piękne? Popatrzyłem na ten zeszyt, który wciąż trzymała w ręku, jakby zamierzała wrzucić go do kosza stojącego obok ławki. Jego istnienie odkryłem w drugim miesiącu naszej znajomości. Przyjechałem wczesnym rankiem, kiedy jeszcze spała. Nie chcąc jej zbudzić, ostrożnie rozpakowywałem torbę i wówczas zauważyłem zeszyt leżący na stoliku, przy głowie łóżka. Otworzyłem go, zacząłem czytać, a linijka po linijce ciekawość zamieniała się w przerażenie. Zapisywała w nim każdą chwilę spędzoną beze mnie, każdy szczegół, który mógł mnie przypominać, najintymniejsze zwierzenia, słowa jakich ja sam nigdy nie miałbym odwagi powiedzieć, cóż dopiero zapisać. Łechtało to moją próżność, jednocześnie zasiewało wątpliwość, czy ten brak równowagi pozwoli nam długo być ze sobą. — Nie wyrzucaj tego, proszę! — To mój pamiętnik, mogę zrobić z nim co zechcę. — Właśnie dlatego. To jest twoje życie, nie niszcz go, bo możesz tego żałować. — Po co ja to w ogóle pisałam — rzekła do siebie, lecz jednak schowała zeszyt do plecaka. Odetchnąłem z nadzieją: jeszcze nie wszystko stracone. Na tor obok wtoczono skład pustych wagonów. Peron zaczął się zapełniać ludźmi; co chwila przejeżdżały po nim elektryczne wózki z bagażem. Minęło południe i słońce przygrzewało coraz mocniej. — Słuchajcie, nie ma sensu tkwić tutaj w nieskończoność. Chodźcie, usiądziemy w cieniu drzew po drugiej stronie dworca. Nie czekając na reakcję, złapałem za torby z bagażem i skierowałem się w stronę schodów na końcu peronu. Dziewczyny podniosły się i bez słowa poszły za mną. Usiedliśmy na jednej z ławek przy alejce ciągnącej się wzdłuż dworcowego placu. — Chcecie coś do picia albo lody? Pewnie jest wam gorąco. — Teraz przynajmniej nie będziesz musiał mówić wszystkiego dwa razy — dogryzała Stokrotka. Róża zdawała się być bardziej wyrozumiała. — Gdybyś mógł mi kupić tylko butelkę wody. Poszedłem do pobliskiego kiosku i stanąłem na końcu długiej kolejki. Upłynęło trochę czasu zanim wróciłem i zauważyłem, że dyskutują o czymś zawzięcie. — Ach tak, to dlatego nie chciał się wtedy spotkać… Bo w tym czasie był z tobą. — Róża uzupełniała brakujące elementy układanki, unikając mojego wzroku. Czułem, że nawet i jej pobłażliwość ma się ku końcowi. — A następnego miesiąca, kiedy chciałam go odwiedzić, powiedział że nie może, bo maluje mieszkanie. — Maluje? Ty w to uwierzyłaś? — Kłamca! No tak, proszę, śmiało… Ulżyjcie sobie kwiatki, powiedzcie kim naprawdę jestem: uwodziciel, niewierny, niewdzięcznik, egoista, nieczuły, ignorant, impotent… Co takiego? Chyba już trochę przeholowały. Byłem znużony tym wysiadywaniem na ławce przed zatłoczonym dworcem. Chcą dokonywać nade mną sądu, to niech tam argumentują choćby i cały wieczór, ja wracam do akademika. — Kwiatuszki zbierajcie się, przenocujecie u mnie. Stokrotka przeszyła mnie wzrokiem, jakby się przesłyszała. — Widzisz go? Ale bezczelny, proponować nam coś takiego w tej sytuacji. — A macie inne wyjście? Chcecie się telepać do domu nocnym pociągiem przez pół Polski? — Już ty się o nas nie martw. Wynajmiemy pokój w hotelu na jedną noc. Co o tym myślisz? — Czemu nie — zgodziła się Róża. — Przecież nie znacie miasta, a teraz pełnia sezonu, wszystko wynajęte. — To może raz w życiu zachowasz się jak dżentelmen i zdobędziesz się na gest? Przeszliśmy na postój po drugiej stronie placu. Po kilkunastu minutach nadjechała taksówka. Usiadły z tyłu, ja obok kierowcy. — Hotel Nadmorski, proszę. — Panie kochany… Tu jest bulwar nadmorski, teatr nadmorski, restauracja nadmorska… To całe miasto jest nadmorskie. — Taksówkarz popatrzył na mnie jakbym był nietutejszy. — Adres pan zna? — To ten nieduży hotel, zaraz przy plaży, jak się jedzie do Redłowa… — Aha, kurwidołek! Od razu trzeba było tak mówić. Jazda zabrała niecałe dziesięć minut. Róża i Stokrotka miały miny, jakby nie były pewne, czy będzie to odpowiedni kąt na nocleg, ale się uspokoiły gdy dojechaliśmy na miejsce: stylowy, dwupiętrowy budynek, otoczony bujną zielenią, na malowniczej skarpie z widokiem na morze. Pokoju jednak nie było, chyba że za specjalną cenę, o czym doskonale wiedziałem, lecz zależało mi, żeby się przekonały same. Ponadto chciałem zyskać na czasie i pozbawić je możliwości powrotu nocnym pociągiem. — Niech pan zaczeka — zawołałem w stronę kierowcy, który nie zdążył jeszcze odjechać. — Kurs na Grabówek, ulica Kapitańska. W akademiku zajmowałem duży pokój z balkonem. Właściwie nie był to typowy akademik, ale zwykły blok mieszkalny, zakupiony przez szkołę morską. W mieszkaniu znajdowały się jeszcze dwa pokoje, kuchnia, łazienka i oddzielna ubikacja. Zwykle kwaterowało w nim siedmiu studentów, ale podczas wakacji mieszkałem tylko z jednym kolegą. Jutro niedziela, a w niedzielę nie spodziewałem się gości. Zaprowadziłem dziewczyny do kuchni, bagaże zaniosłem do pokoju. Stokrotka usiadła na parapecie przy oknie. Było to jej ulubione miejsce. Stamtąd roztaczał się widok na port, stocznię i zatokę, po której zaledwie miesiąc temu płynęliśmy statkiem do Jastarni. Róża skorzystała z łazienki. Zostałem ze Stokrotką i zauważyłem, że początkowe rozgoryczenie już jej odeszło. Przecież ona cały czas czuje do mnie to samo. Te kilka słów, które powiedziała dziś w złości, nic nie znaczą. Chciałem dotknąć jej włosów, lecz odsunęła głowę. Do kuchni weszła Róża. Popatrzyła na nas badawczo, ale zaraz się uspokoiła i zajrzała do świecącej pustką lodówki. — Ładnie się przygotowałeś na mój przyjazd — wygarnęła mi w oczy, zamykając prędko drzwiczki. A kiedy miałem zrobić zakupy, skoro cały dzień zmarnowaliśmy na dworcu? Niezrażona wyciągnęła z torby słoik z wekowanym mięsem, drugi z grzybami, a także kostkę masła i chleb, które przezorna zabrała ze sobą. Znalazła w szufladzie nóż i zaczęła przygotowywać coś do jedzenia. — Daj spokój, ja się tym zajmę. — Chciałem odebrać jej nóż, ale nie pozwoliła. — Siadaj i nie przeszkadzaj, też musisz być głodny. Nie jadłeś cały dzień. Zastanawiałem się, co dalej. Nie pojechały do domu, to znaczy, że chcą zostać ze mną. Kolacja była gotowa. Siedliśmy do stołu: kwiatuszki pod ścianą, ja pośrodku. Razem tworzyliśmy doskonały trójkąt równoramienny. Tak się nie da żyć, żadna kobieta nie zaakceptuje takiego układu. Było idealnie kiedy nie wiedziały o sobie. Teraz nasz trójstronny związek nie ma sensu. — Czemu nic nie jesz? Róża chciała poznać moje zamiary już teraz, pewnie dlatego, żeby mogła spać ze spokojną głową. — Nie mam ochoty — odpowiedziałem wymijająco. — Idę, pościelę wam łóżka. Nie siedźcie zbyt długo. Zgasiłem światło i położyłem się na tapczanie, obok drzwi wychodzących na balkon, ale z nadmiaru wrażeń nie mogłem zasnąć. Przysłuchiwałem się o czym rozmawiają, lecz docierały do mnie tylko strzępy słów. W łazience zaszumiał prysznic. Kąpie się, która z nich? A może obydwie? Starałem je sobie wyobrazić pod prysznicem: Mokre włosy każdej z nich wyglądały tak samo. Róża miała bardziej kuszące usta. A piersi? Obydwie miały za małe, Róża ociupinkę pełniejsze. Punkt dla niej. Czekałem aż się odwrócą. Ta po lewej stronie była nieco szersza w biodrach i miała okrąglejsze pośladki. Punkt dla Stokrotki. Zmierzyłem nogi. Stokrotka miała dłuższe. Remis. Drzwi od łazienki się otworzyły i weszła do pokoju. W ciemności nie widziałem jej twarzy, ale po krokach rozpoznałem Różę. Położyła się na dolnym łóżku. Po chwili prysznic w łazience zaszumiał znowu. Wydawało się, że Stokrotce kąpiel zajęła nieco mniej czasu. Czy to znaczy, że tamta dba bardziej o higienę osobistą? Chciałem się przekręcić na bok, ale do pokoju weszła Stokrotka. Przymknąłem oczy i leżałem bez ruchu, jakbym przyrósł do krawędzi łóżka. Stanęła blisko balkonu, dokładnie w miejscu, gdzie sączące się przez firankę promienie ulicznej latarni oświetlały jej postać. Miała na sobie białą haleczkę z prześwitującego tiulu, zdobioną czarnymi kwiatkami pod dekoltem. Tą samą, którą założyła kiedy spędziliśmy pierwszą noc. Wiele bym dał, by móc cofnąć czas. Postała chwilę koło mnie, po czym podeszła do łóżka, gdzie leżała Róża, wspięła się po krótkiej drabince i położyła na górze. Leżeliśmy tak w milczeniu udając, że śpimy. Jakie to nienaturalne. W pewnej chwili, któraś z nich się odezwała: — Śpisz? — Nie. — A on, śpi? — Chyba tak. Mówiły szeptem i nie mogłem rozpoznać ich głosu. — Czy pamiętasz dzień, w którym się poznaliście? — Oczywiście. Pracowałam z jego ciotką w redakcji. Przygotowywałam się do egzaminów na studia, a w wolnych chwilach chodziłam do teatru albo na wystawę. — Sama? — Tak, bo nie znałam w tym mieście nikogo. — To jak się poznaliście? — Jednego razu, jego ciotka zabrała mnie do jego domu na obiad. Byłam przerażona kiedy zobaczyłam, ile on potrafi zjeść. A więc teraz Róża oskarża mnie, że jestem żarłokiem. — Gdzie mu to idzie? Przecież jak ja go poznałam to musiał nosić szelki, bo spodnie mu zlatywały. — Nie miał mamusi, żeby mu gotowała. Do tego jeszcze jestem maminsynkiem. — A jak go zobaczyłaś pierwszy raz, spodobał ci się? — Nie od razu. — A kiedy? — Następnego lata. Przyjechał po mnie do redakcji. Był opalony i miał na sobie taką modną koszulę, wąskie spodnie… Myślałem, że wreszcie zasnęły, ale po kilku minutach któraś wyszeptała: — Co z nami teraz będzie? — Ja jutro wracam do domu, ty rób jak chcesz. — Zostawisz go? — Nie widzę innego wyjścia. — Ja też już z nim nie będę. Zasłużył na to. Najlepiej pojedźmy pierwszym porannym pociągiem. Zostawmy go tutaj samego. — Ja pojadę tym o dziesiątej, chcę się wyspać. — W takim razie śpij, dobranoc. — Dobranoc. Kobiety zasnęły w doskonałej zgodzie. Kiedy się obudziłem, łóżka były puste. Wszedłem do kuchni. Siedziały przy stole i jadły śniadanie. — Smacznego. Mruknęły coś pod nosem, nie odrywając wzroku od talerza. Do diabła z tym! Niech jadą precz. Mało to dziewczyn w świecie? W każdym porcie jedna, a na promach to nawet kilka na jednym rejsie. Niech tylko wyjdę w morze, zapomnę o nich. Zapaliłem i mocno się zaciągając, patrzyłem na nabrzeże daleko w dole, gdzie zacumował olbrzymi statek Ro-Ro załadowany fajnymi autami. Skończyły jeść, poszły do łazienki, a potem zajęły się pakowaniem rzeczy w pokoju. Gdy były gotowe do wyjścia, stanęły wyprężone przede mną, jak na odprawie warty honorowej. — Musimy jechać — oznajmiła Stokrotka. — Przecież możecie zostać tu do następnej niedzieli. W dzień mam praktykę w porcie, ale popołudnia wolne. — Zostać? Jak ty to sobie wyobrażasz? — Zwyczajnie, jak troje prawdziwych przyjaciół. — Nie nadajesz się na przyjaciela. — Ach tak? — Zdusiłem peta w popielniczce i podszedłem do nich tak blisko, żeby patrząc mi w oczy musiały zadrzeć głowę do góry. — Wobec tego, na co czekacie? — Musisz wybrać jedną z nas — postawiła warunek Stokrotka. — A co się stanie z tą, której nie wybiorę? — Pojedzie i więcej jej nie zobaczysz. — To straszne. Do końca życia jej nie zobaczę. Żartujesz sobie, czy życzysz mi, żebym umarł tak wcześnie? Starałem się ją przegadać, zyskać na czasie, ale wiedziałem, że nadeszła ta chwila i nie można jej odwlec. Nie chciałem i nie potrafiłem dokonać tego niemożliwego wyboru. To tak jakbym miał zdecydować, którą nogę dać sobie odciąć. Lepiej być odrzuconym, aniżeli zmuszonym odrzucić kogoś. Żadna nie zasługiwała na taki los, a jednak jedną z nich musiał spotkać i to zaraz. Złapałem Stokrotkę za rękę i pociągnąłem ją do stołu. Usiedliśmy. Nie wypuszczając ręki, spojrzałem jej prosto w oczy. — Wybrałem. Chwilę siedziała blisko mnie, próbując się uwolnić, lecz nie puszczałem. W końcu rozluźniłem uścisk. Wtedy się wyrwała i pobiegła do pokoju. Złapała za plecak i usiadła na łóżku. Podszedłem do niej i zobaczyłem, że po policzkach spływają jej łzy. Wyjąłem z kieszeni chusteczkę i zacząłem je ocierać. — Żaden facet nie jest wart twoich łez, a tym bardziej ktoś taki jak ja. Zanim się rozstaniemy obiecaj, że nigdy więcej nie będziesz płakać, nie z takiego powodu. Wyszedłem na korytarz i poprosiłem kolegę, żeby odprowadził ją na dworzec. Dotrzymałem towarzystwa Róży. Dlaczego jej, nie byłem całkiem pewien. Może dlatego, że nie nalegała tak kategorycznie, żeby wybrać jedną z nich. A może pozostać wiernym dziewczynie, z którą spędziłem tylko cztery miesiące to było zbyt wiele. Cokolwiek zrobiłem, musiało boleć jak diabli. Bóg dał ludziom wolną wolę, aby zadawali sobie rany.1 punkt
-
Chodźmy na papierosa i zapomnijmy wreszcie i nareszcie o tych wszystkich teoriach i wartościach Zdefiniujmy na nowo nasz świat gdzie ty i ja i długo długo nic i nic pozwólmy tylko od czasu do czasu pobyć z nami przez małą chwilkę adwersarzom i czytelnikom. Władysławowo, 09.09.2022r.1 punkt
-
Znów stoję przy oknie i liczę samotnie te gwiazdy srebrzące na niebie ta miłość minęła po drodze zginęła już nie powrócę do ciebie Nie chciałam cię ranić i tak pozostawić byś cierpiał przeze mnie jedynie dziś lepsze rozstanie niż puste kochanie choć z czasem i ból ten przeminie A teraz wtapiam się w ciszę czy może skargę usłyszę czy wyrzut własnego sumienia za te uczucia zranione za te marzenia skreślone do końca rozwiane złudzenia1 punkt
-
1 punkt
-
-Jeździłem podobnym autem, jak Pan tyle, że i Irlandii. Pracowałem jako elektryk - powiedział nagle Janek. -Można było z tego żyć? -Jasne, ja jeszcze mieszkam z mamą i jej chłopakiem - odpowiedział Janek. -Znudziła się Panu praca? -Nie było źle, ale ja nie nadaję się do regularnej i powtarzalnej pracy. Teraz piszę książki. Trochę inwestuję. Słyszał Pan o dochodzie pasywnym? -Coś słyszałem - odpowiedział Kierowca i od razu pomyślał o piramidzie finansowej. -Co to za książki - zainteresował się Kierowca. -Interesuje się samodoskonaleniem, medytacją i nadświadomością - odpowiedział Janek. “Za młody na trenera-psychologa” pomyślał Kierowca i w końcu wrzucił piątkę, zbliżali się do L. Roboty drogowe się skończyły, autko wpadło na czteropasmówkę. -Dużo medytuję. W moich książkach dzielę się spostrzeżeniami na temat medytacji. Staram się również uczyć innych. Nagrywam krótkie poradniki na e-tubie. Buduję powoli moje źródła utrzymania w ten sposób. Oczywiście uczę również siebie. Kiedyś podczas medytacji umarłem i narodziłem się na nowo, niezliczoną ilość razy. -O kurde - powiedział Kierowca, ale tak naprawdę, nie wiedział co ma powiedzieć. -Dużo Pan zarabia w ten sposób? - dorzucił pytanie Kierowca. -Na razie może nie kokosy. Ale lepsze to niż elektryka. Teraz właśnie wracam ze zjazdu samo doskonalącej się grupy. Dwa tygodnie medytacji i ćwiczeń siłowych, które pomagają wejść w trans. “Trochę pachnie mi tu sektą” przemknęło przez głowę Kierowcy. Włączył radio, ale cicho, żeby nie musieli się przekrzykiwać. -Ta grupa, to jakieś religijne stowarzyszenie? - zapytał już na głos. -Nie, nic podobnego - odparł szybko Janek. -Dążymy do nadświadomości poprzez nasze ćwiczenia i przemyślenia a podstawą jest medytacja. - dorzucił jeszcze. Kierowca ucieszył się. Niedawno czytał książkę znanego psychologa na temat regresji hipnotycznej i podświadomości. Zainteresował go ten temat. “Może powie coś odkrywczego” pomyślał. Kierowca interesował się również tym,jak inni postrzegają Boga. -Co to jest nadświadomość? - podpuszczał Kierowca. -Nie wiem czy będę w stanie to dobrze wytłumaczyć. Brakuje mi polskich słów i nie mam jeszcze wiedzy - Janek odetchnął głęboko i ciężko. -Proszę się postarać, lubię rozmowy na ten temat - dalej podpuszczał Kierowca. “Życie jak droga kajś nos prowadzi, kożdy musi kierować som” chrypiał wokalista Obersleisen w radiu, jakby chciał podkreślić temat dyskusji i dalej “Kożdy kajś jedzie bo droga mo, tako se wybrał i wierzy w to. Tam zaś na końcu ponoć jest raj” -Myślę, że jestem dopiero na początku drogi, którą chciałbym tutaj przejść. Uważam,że jestem tutaj, to znaczy na Ziemi przejściowo, jak każdy z nas. a nasz pobyt można wykorzystać aby osiągnąć wyższy poziom. -Osiągnąć poziom nadświadomości? - zapytał Kierowca. -Tak właśnie - odparł Janek - jedną z dróg wiodącą do tego poziomu, jest droga medytacji - dorzucił jeszcze. -Kiedy osiągniemy nadświadomość, stajemy się istotami astralnymi - kontynuował. -I wtedy spotkamy się z Bogiem? -Bóg jest wszędzie - odparł Janek - cała materia, która nas otacza to Bóg. “Zadziwiająca jest jego pewność siebie, ludzie studiują teologię, mędrcy potrafią rozmawiać z Bogiem a czasem wątpią w jego istnienie. Tymczasem dwudziestolatek ma pewność, że materia, która nas otacza jest Bogiem.” Pomyślał Kierowca i wyłączył radio. -Wierzy Pan w reinkarnację? - zapytał Kierowca, ale znał już odpowiedź. -Myślę raczej, że są różne wymiary przez które przechodzimy. Przypuśćmy, że jesteśmy w jakimś kole a od tego koła odchodzą takie wypustki. I tam powstają następne koła - mówił powoli, dobierając słowa, ale średnio to wyszło i zdawał sobie z tego sprawę Janek. -Mamy niezależność daną nam od Boga w tworzeniu i wyborze tych kół - cały czas powoli mówił Janek. -Jeśli dobrze zrozumiałem, to jesteśmy w świetnej sytuacji. Możemy tworzyć, kreować swoje światy. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Jeśli bym sobie to postanowił, to mógłbym zacząć latać albo być milionerem. Czy tak? -Dokładnie tak - odpowiedział Janek - ale musimy to zrozumieć a stanie się tak, wtedy gdy osiągniemy nadświadomość. Jechali teraz w kierunku W. drogą krajową, równolegle do autostrady. “Nawierzchnia super jak na polskie warunki.” Pomyślał Kierowca. Od W. trzeba będzie lecieć autostradą, niestety płatną. Po lewej stronie minęli bar orientalny “Ha long lin pin”. Kierowca kiedyś tam się zatrzymał. Bar prowadzą dziewczyny, ale nie mają nic wspólnego z orientem. Może tylko wystrój jest chiński czy wietnamski a równie dobrze może być japoński. Serwują dania typu; kurczak w pięciu smakach, sosy tajskie, zupa pho itd. Lecz jakoś wszystko smakuje po polsku. -Wszystko co Pan mówi, pasuje mi do Buddyzmu lub Hinduizmu. Nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, ale trochę czytałem. C.D.N.1 punkt
-
Robi się coraz ciekawiej... To ja podekscytowana poczekam co dalej :) Pozdrawiam niedzielnie :)1 punkt
-
Nie jest mądrze kopać się z koniem. Lepiej się nim zachwycić, gdy spokojnie skubie trawę na łące.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
I. Starożytnego Egiptu nieprzebrane skarby, Których nie pojmą największych mędrców rozumy, Pustynnym piaskiem zakryte przez wieki, Od stuleci będąc wyzwaniem dla archeologii, Skarby ukryte w piramid głębi, Przed szaleństwami nowoczesnej ludzkości, Przed dwulicowych paserów spojrzeniem chciwym, I chorych czasów pędem do destrukcji zgubnym… Na straży wielkich faraonów mumii, Stanęły zdobione złotem sarkofagi, Przyozdobione złotymi, pośmiertnymi maskami, Chronione rzuconymi przez kapłanów klątwami, Sarkofagów zaś strzegą piramid grube mury, Będące zaporą dla chciwych złodziei, Twierdzą będące dla faraonów pamięci, Piramid zaś strzeże Sfinks od tysiącleci… II. Gdy ciemnymi egipskimi nocami, Nad prastarego Nilu wodami, Na wysokim czarnym niebie księżyc złoty, Oświetlał swym skromnym blaskiem egipskie mroki, Przypatrując się prastarym piramidom olbrzymim, Egipskim mrokiem w całości spowitym, W egipskich ciemnościach ledwo dostrzegalnym, Ostrymi swymi konturami czarną noc przecinającym, Począł swym księżycowym blaskiem nikłym, Wielkiej Piramidy Cheopsa dotykać krawędzi, Niczym swymi niewidzialnymi dłońmi, I naświetlił swym blaskiem potężnej piramidy kontury, Gdy tak snuł się samotny księżyc, Pod nocnym niebem starożytnej Gizy, W blasku jego zarysował się tytaniczny, Monolityczny posąg tajemniczy, Hen z wysokiego nocnego nieba, Dostrzegł księżyc w swym blasku prastarego Sfinksa, Kompleksu piramid w Gizie odwiecznego strażnika, Którego większa od mroku okrywała tajemnica, Większe od mroków nocy, Skrywały go mroki wielkiej tajemnicy, Tajemnicy w egipskiej ziemi zapisanej, Pustynnymi piaskami w pomroce dziejów spowitej, A i kamiennemu Sfinksowi, Złoty sierp księżyca zdał się tajemniczym, Tajemnice nieskończonego wszechświata symbolizującym, A i tajemnice świata starożytnego bezbłędnie znającym, Gdy tak wzajemnie na siebie spoglądali, Wzajemnie między sobą przechwalać się poczęli, Który z ich dwójki jest ważniejszy, Od którego w ziemi faraonów więcej zależy… III. Spojrzały nieruchome oczy kamiennego Sfinksa, W stronę wiszącego pod egipskim niebem księżyca, Któremu zazdroszcząc blasku złotego, Prastary Sfinks uniósł się dumną pychą, Gdy prastary strażnik faraonów ziemi, Mierzył spojrzeniem odwiecznego strażnika gwiazd skrzących, Chcąc animuszu sobie dodać, Ku złotemu księżycowi w duchu zawołał: „To JA jestem piramid tych strażnikiem, Przez samego wielkiego Ra ustanowionym, Gdy czas płynie wciąż w nowe wieki, Ja piramid tych strzegę od tysiącleci, Twarz ma oddaje rysy faraona Chefrena, W czym zawiera się wielka ma duma, Przed wiekami tym mnie wielce wyróżniono, Iż rysy Chefrena na mnie wykuto, Gdy niegdyś mnie skryły piaski pustyni, Przyobiecałem we śnie młodemu Totmesowi, Przyrzekając mu wielkich faraonów władzę, Za z objęć pustynnego piasku mnie uwolnienie, Z wdzięczności za objawionej w śnie obietnicy spełnienie, Młody faraon oddał mi dziękczynienie, Poprzez umieszczenie między mymi łapami, Z aktem dziękczynnym kamiennej steli, Była mi ona skarbem prawdziwym, O jakim ty księżycu możesz jedynie pomarzyć, Wbijała mnie w dumę przez wieki całe, Strzegłem jej jak oka w kamiennej głowie, To mnie Arabowie panem grozy nazywali, Wielkiego mego oblicza srogie żywiąc obawy, Na którego widok w duchu się trwożyli, Zrozumieć nie mogąc mej historii tajemnicy, Liczni arabscy kronikarze, Snuli o mnie niestworzone historie, Które w swych kronikach skrzętnie spisywali, Ciekawszych od hollywoodzkich filmów scenariuszy, Po dziś dzień skrywam wielkie tajemnice, O poznaniu których marzą całego świata historycy, Wielkich zagadek historii wymownym jestem symbolem, Dla współczesnych starożytnej cywilizacji niemym głosem…” IV. Nie chcąc pozostać dłużnym, Wyniosłemu i dumnemu kamiennemu Sfinksowi, Złoty księżyc na czarnym niebie, Począł w myślach układać ripostę, Skrzących gwiazd ukradkiem się poradziwszy, W duchu ripostę zaraz skleciwszy, Jaśniejąc tym mocniej na nocnym niebie, Wygłosił Sfinksowi dumną przemowę: „Ja tych ziem będąc niebiańskim strażnikiem, Sekretów wielkich faraonów byłem nocnym powiernikiem, Gdy swej władzy gnębieni troskami, Księżycowi na niebie nocą się zwierzali, Widziałem jak sam Imhotep nocą pracując, Plany piramidy w Sakkarze kreśląc, Od umysłowej pracy szukał wytchnienia, Spoglądając w przestwór egipskiego nocnego nieba, Ja sam widziałem z nocnego nieba, Jak królowa Egiptu Kleopatra, Chcąc zdobyć serce Juliusza Cezara, Do sprytnego podstępu się uciekła, Widziałem jak sprytna, młoda Kleopatra, Zwiodła strażników będąc zawiniętą w dywan, Jak uwolnioną z dywanu przed Cezarem padła, Wielkiemu Cezarowi sojusz swój ofiarowała, Widziałem jak ukryta na lichej łódeczce, Płynąc nocą przechytrzyła pilnujące Nilu straże, Powierzając swe młode życie zaufanemu słudze, Zamierzyła podstępem ujrzeć Juliusza Cezara oblicze, Ja jej to szepnąłem z nocnego nieba, By w piękny dywan się przyoblekła, By przez ramię zaufanego sługi przewieszona, Za moim podszeptem cel swój osiągnęła, Gdy tak z ramienia potężnego męża zwisała, Niczym złoty sierp księżyca z firmamentu świata, Pośród wielkiego nieba w duchu się ucieszyłem, Widząc w młodej Kleopatrze swą siostrzaną duszę, Choć przed oblicze Cezara w sekrecie niesiona, Wkrótce powiła maleńkiego Cezariona, Któremu ja sam śpiewałem z nieba kołysanki, Gdy nocą zaglądałem do dziecięcia komnaty…” V. Gdy tak od tysięcy wieków, Od samego świata początków, Z końcem dnia każdego noc nowa, Egipską ziemię mrokiem spowija, Od samego w wapiennej skale Sfinksa wykucia, Od pierwszego przez księżyc posągu ujrzenia, Od pierwszego spojrzeń ich skrzyżowania, Sypią się niesłyszalne ludziom słowotoki przechwał, Nad prastarego Nilu wodami, W świętej faraonów ziemi, Wciąż wykłócają się całymi nocami, Który z ich dwójki jest ważniejszy, Wykłócać się będą do końca świata, Przechwalać wzajemnie tak przez długie lata, Który z nich w starożytnego Egiptu ziemi, Był, jest i będzie od drugiego ważniejszy…1 punkt
-
@Tyrs Jedną z inspiracji do napisania tego wiersza był dla mnie sześciogodziny film Cleopatra z 1963 r. Ten wiersz dlatego jest taki długi ponieważ został zainspirowany sześciogodzinym filmem!1 punkt
-
@Annuszka . Piękne łączenie się z naturą. Pozdrawiam, + Miłego popołudnia1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
miejsce pełne snów i marzeń tych pewnych i niepewnych jak worek z prezentami dla grzesznych dziewczynek utkwiło w pamięci pokusą oblaną rumieńcem wśród uliczek na których latarnie dyskretnie odwracały oczy za błędy trzeba było ponieść karę przez niedowierzanie - uwierzyć na słowo a miejsce u boku - oddać za free z powodu "myślenia o szerokiej podstawie" istotność tego miejsca to od dawna nie sen a zadanie i ulica między hotelem a dworcem nic szczególnego1 punkt
-
O skwapliwa pani poemów wszelkich wnijdź i na mnie kwieciem wielkim. Rozkoszom upust zawartych przenik, kochańcom odbiera w niebyt miłowanie. Mawiają przeto wieki nieugięte, żeś jedynym światłem człowieczej udręki, tedy w uniżeniu ku tobie lico zwrócę. Wprost, pod tę kaplicę. I nim powiek jedwabnych, mrugnięcie przywoła, nie będę głuchym dźwiękiem bezkresów przestworza. Jeno złotem sztab wykłuwających strażnicę na obronę, życie. autor wiersza: a-typowa-b1 punkt
-
1 punkt
-
Dobrze powiedziane... Dobro samo w sobie, bez żadnego wsparcia bywa często skazane na porażkę.1 punkt
-
1 punkt
-
@Cor-et-anima Teraz to czuję się jakbym rozmawiał z psychologiem ;)) I to pod mocno w kontrze psychologicznym tekstem. Tak, z pewnością choroby psychiczne łączą się z fizycznymi (przepraszam ale nie znam wielu medycznych terminów). Pisałem o tym wielokrotnie, że często o szczęście i radość się rozchodzi. Mam wrażenie, że lekarze często o tym zapominają. W ogóle my zapominamy. Długo by pisać, a okoliczność, że o radość i szczęście mi chodzi bardziej niż o zdrowie też jest jedną z moich prawd, o których również medyczni mi nie powiedzieli. Przynajmniej nie wprost. Zresztą zauważyłem pewną prawidłowość medyczni z racji zawodu chcą żebyś do zdrowia dochodził tylko za pomocą zdrowych środków, a u niektórych to właśnie gorzej działa. Temat rzeczywiście rzeka ;))1 punkt
-
@aff @iwonaroma @Kapistrat Niewiadomski Dziękuję bardzo :) @aff Ano tylko dwa, bo lubię minimalizm. @iwonaroma Chocholi taniec to taniec niemocy, niezbyt energiczny i stąd tytuł, może lepszy byłby - jesień.. nie wiem.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Nie było nas gdy płonął las szumiały stare knieje a ciemny bór roztaczał mur spisywał dawne dzieje W porannej mgle na nieba tle blask łuny się roztaczał i zwierząt krzyk i głośny ryk to milknął to powracał Czas zatarł ślad odległych lat lecz wilków pełno wszędzie bo kiedy tak miłości brak kim człowiek wtedy będzie1 punkt
-
Promyczek słońca, Ten piękny, ten jasny, Wciąż oświetla te dziwaczne, Stworzenia, istoty niebiańskie, Wciąż znika i pojawia, Rozszalały, ach dziwaczny, ależ wspaniały, Piękny jak liliowy kwiat, Ognisty i palący, Duszący i to nieraz''. Lecz bez niego, by nie było nas, I tego co żyje wokół nas.1 punkt
-
1 punkt
-
Wersja skrócona. Po co więcej. rozmawiasz z kroplami deszczu może mrok rozwodnią do samego świtu na podeptanej ulicy gdzie z rozciętej żyły latarni przez żeliwną kratkę duszy ścieka martwe światło na brudne sierści szczurów a jednak skowronek szybuje nad nimi wysoko przez ścierwa ciemnych chmur przesącza śpiew koloru krwawego błękitu1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne