Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 04.09.2022 w Odpowiedzi
-
Ciągle przeciągle jest we mnie więcej kosmatej przekory aniżeli nie pytającej pokory (taką mam autonadzieję i autowrażenie) czego chciałbym się przytrzymać niczym mocno krętej metalowej balustradki nocą w mocy krzykliwych kolorów zresztą możliwie jak najdłużej i najpełniej. Warszawa – Stegny, 04.09.2022r.5 punktów
-
Myślenie o Tobie ratowało mi życie więc przychodziłam do Ciebie codziennie masz taki piękny kolor oczu a kiedy walił się świat i trzaskało z nieba piorunami ja się chowałam pomiędzy myślami przez pustynne Piaski biegłam do Ciebie biegłam po drodze rozbitych butelek i złamanych serc kalecząc sobie stopy lecz tak bardzo lubiłam myśleć o Tobie znacznie częściej niż o sobie i tak kiedyś biegłam za tobą, że dziś nie potrafię nawet chodzić.5 punktów
-
Zostawiłabym ci płuca ale są tak przepełnione papierosowym dymem Że i tak do niczego się nie przydadzą Zostawiłabym ci nogi ale zagubione przeszły tyle samotnych kroków że donikąd cię nie doprowadzą Zostawiłabym Ci serce ale rozwalone na milion małych kawałeczków już dawno jest niezdolne do miłości Zostawiłabym Ci dusze ale jest tak zraniona że krwawi łzami z każdej strony Tylko mózg praktycznie nieużywany.4 punkty
-
Niczym sieć pajęcza w zapomnianym lesie ciągnie się wszędzie pomroka, ta absolutna. Gdy wielkie kłody pod nogi stacza, okrutna śmieje się — myśli, że zwycięstwo odniesie. Lecz po każdej nocy zawsze wstaje nowy dzień, złocistych promieni blask rozświetli znów ten cień.4 punkty
-
Panoramy dziwactwa, jakieś tam mamy słowa, granicę ich znamy znaczenia, znaczy się szukamy oczekiwanie, bez słów na coś czekamy despotyzm, trzy dwa jeden odliczamy myślenie, powstrzymać biegu nie damy ogólnie, zawsze wszystkiego są jakieś ramy3 punkty
-
Genom ty jesteś powrozem ty jesteś cierniem ty w plecaku nosisz kompaktowy pręgierz ty chowasz za plecami flagrum pobrzękujecie bretnalami ze szczyptą ojcowizny żeby wykiełkować Golgotę wraz z drzewem krzyża na deski stodoły w kieszeniach patrz kamienicom w rynku oczy świecą szkarłatnem Śmierć ma szkarłatne oczy ta Stara Kurwa królowa Polski tu nowy kościoł to stary cmentarz my pośrodku przekażmy sobie garść popiołu dziękuję postoję3 punkty
-
-Mistrzu, pewni autorzy zawsze przynudzają. -Oni duże zasługi wszak dla zdrowia mają. Skoro waść nie pojmujesz, powiem ci to jaśniej, przed snem czytaj ich dzieła, wtedy zaraz zaśniesz.3 punkty
-
Kim jestem? Kolejny raz te pytanie sprawia okropny ból na dnie duszy Czuje się jak brakujący klocek lego zgubiony gdzieś pod kanapą w sypialni Jak kolejny złamany ołówek rysujący burze myśli którą mam w głowie Jak wypisujący się długopis starający się wytłumaczyć za czym tęsknie Jak kolejny papieros odpalony od poprzedniego którym staram się spalić wszystko co mam w głowie Kim jestem? Boje się, że odpowiedź którą w końcu odnajdę złamie mnie do końca i nie pozwoli mi się już nigdy pozbierać3 punkty
-
kamienna posadzka jest zimna marmurowe gesty nie niosą ciepła drżę a ciało pokrywa gęsia skórka księżycowy strumień wpada przez owal wyciągam rękę niestety wciąż nie dosięga zrezygnowane ramiona opadają w dół osuwam się plecami po nierównościach ściana jest chropowata i nieszczera to tu kończy się czas miejsce zamiera przestrzelona pierś faluje pod napływem pulsujących emocji topionych w szkarłacie którego płaszcz podchodzi już pod kostki z góry patrzy na mnie znajoma twarz jej usta szybko rodzą nieme dźwięki ptaków wylatują by spijać ostatnie moje spojrzenie3 punkty
-
Są w niedzielę urodzeni i kierowcy są niedzielni w swych mniemaniach jednakowoż bardzo dzielni. Jedni mają po dwie ręce oczywiście lewe obie drudzy wolno bez pośpiechu na przejażdżkę jadą sobie. Niby wszystko jest normalne lecz gdy się przyjrzymy z bliska leworęczni dbają o to by pod nosem stała miska. Zapracować na nią nie chcą więc w szemrane interesy wchodzą z mafią lub z gangami by gotówka szła do kiesy. Z kierowcami jest inaczej bo w niedzielę sobie jadą wioząc żonę na przejażdżkę super szybką autostradą. Auta mają z górnej półki do dwusetki na liczniku lecz jak jadą to ich szybkość jak pieszego po chodniku. Mógłbym o nich pisać szerzej lecz blokują mnie rozmiary bo drukarkę mam A4 i do tego model stary.3 punkty
-
cała noc życia w skorupie to przez uwsteczniony ząb jajowy między czymś podobnym do wodorostów obok domków chruścików i mchu z mokrego kamienia pozwalam sobie na strach śledzę odbijanie promieni maleńkie tęcze rozproszenia wszystko płynie przez oddalenia tracę dotykalność miejsc z tobą wspólnych karmi się larwa alkoholicznego snu ozdobiłam paznokcie pasują do smutku nie sięgam już ciepłem do ciebie nawet jezioro z czasem wysycha2 punkty
-
to nic że lato się kończy że pająk z babim latem się z nim droczy że pakuje wakacyjne chwile do walizki ma smutne oczy to nic że lato już mija przeprasza za to i tamto patrząc za siebie koło czasu się toczy minie zima i jesień znowu do nas wróci2 punkty
-
dokonal ostatniego aktu aktu zgonu mam na to potwierdzenie z urzedu nowe pachnace drukiem mam tez dokument jego pierwszego aktu porwany pozolkly jak jego zimna skora2 punkty
-
@Saramuzykowa Jest potencjał, a dokładniej: warsztat jeszcze w powijakach (ale nad tym zawsze da się pracować, proponuję czytać dużo poezji współczesnej i recenzji dobrych krytyków), natomiast widzę wrażliwość i pomysły, które tylko czekają na dobrą oprawę słowną. Pozdrawiam.2 punkty
-
@Kapistrat NiewiadomskiNiekwestionowanie taka prawda. :-) Pozdrawiam! @Waldemar_Talar_TalarDzięki za wizytę Waldku! Pozdrawiam! @Rafael Marius...jakby nie patrzeć wszystkiego nie widać.2 punkty
-
Najpierw zgnilizna później szkielet i proch W naszym wymiarze to marność marności I coraz szybciej sypiesz w klepsydrze piach Trawa już wyschła noc jej nie odrodzi Kiedy mnie porwiesz na powrót ulepszysz? Ześlesz na łąki i zielone wzgórza Pomiędzy rzeki na wschód od Aszszuru I będziesz wołał mnie po imieniu Czy zasłużę na Światłość? Psalm (Ps 90 (89), 3-4. 5-6. 12-13. 14 i 17 (R.: por. 1b))2 punkty
-
Wszystkie moja słowa zostały skradzione przez Twoje usta tak samo jak każdy mój oddech I mam teraz tak po prostu się po tym podnieść? Jeżeli powiesz mi, że tak właśnie powinnam to będę próbować z całych sił. Bo nie błagałabym cię o życie gdybyś przyłożył mi pistolet do głowy Dlatego, że zawsze wspierałam każdą Twoją decyzję. I to ty byłeś tym który miał rację Nawet jeśli ja czułam się z tym jak worek śmieci.2 punkty
-
2 punkty
-
śpij kochanie pozwoliłam sobie odejść dzisiejszej nocy naszą historię zna tylko wiatr nikomu jej nie opowie śpij kochanie żegnam się szeptem noc jest ślepa nie widzi moich łez śpij kochanie kiedyś zapomnisz wszystko zamilknie stanę się jedynie ciszą w twoim sercu2 punkty
-
ciepłem szepczesz po skórze którą wdycham pokrywam się opalenizną dłonie pocierające korę albo trawę przepływają jak zapach kwiatów pomarańczy oblepiasz ramiona słodkim akcentem że wracam do upału miodu2 punkty
-
2 punkty
-
O, jakże prawdziwe słowa, z tą wszakże poprawką: nie „pewni autorzy”, ale „nieomal wszyscy autorzy”. Im wybitniejszy autor, tym głębszy sen. ??2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Coś mi wygląda na jednostronne uczucie, do tego prowadzące nad krawędź przepaści. Tak bywa. ? Zgubiłaś kilka ogonków; warto poprawić, bo wiersz naprawdę dobry: ?? Myślenie o Tobie ratowało mi życie wiec przychodziłam do Ciebie codziennie masz taki piękny kolor oczu a kiedy walił się świat i trzaskalo z nieba piorunami ja się chowałam pomiedzy myślami przez pustynne Piaski biegłam do Ciebie biegłam po drodze rozbitych butelek i złamanych serc kalecząc sobie stopy lecz tak bardzo lubiłam myśleć o Tobie znacznie częściej niż o sobie i tak kiedyś biegłam za tobą, ze dziś nie potrafię nawet chodzić.2 punkty
-
2 punkty
-
nie chcę dlatego przebieram wybieram i odrzucam wybaczcie słoweńka z pewnością jakiś miłośnik podniesie was przytuli a potem odda innemu a czarodziej utka cudny wiersz1 punkt
-
1 punkt
-
Nie gaś nie jesteś deszczem a ja - nie pożarem to tylko jakiś odblask się nagle we mnie zabłąkał jak ptak za chwilę się wzbije do ciebie1 punkt
-
dziękuję ci Panie za miskę pełną deszczówki piachu i kamyków jestem najedzony dziękuję ci Panie za łańcuch wrzynający się w skórę jestem blisko ciebie dziękuję ci Panie za dom z desek zbutwiałych i kruszącej cegły jest mi ciepło dziękuję ci Panie za pchły które nieustannie mnie gryzą nie jestem samotny dziękuję ci Panie za niemiłość za niewdzięczność za obojętność za niewolność za bezdotyk za bezczułość twój wierny sługa ________ 26.08. obchodzimy Międzynarodowy Dzień Psa i każdego innego dnia też...1 punkt
-
Podszedł do mnie, usiadł przy łóżku i począł mówić jaki ja gruby. Ja zaś słuchałem i nieszczerze się śmiałem. W głębi cierpiałem, bo coś czułem, czegoś się obawiałem.1 punkt
-
przepraszam bolało nie mogę nabrać powietrza odwołuję wizytę u dentysty nadstawiam drugi takie wychowanie nocą wynoszę śmieci przepraszam już nie będę w brzuch urodziłam ci syna mężczyźni szczęścia nie dają1 punkt
-
1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski tak to jest, że poprzez poezję czy prozę odsłaniamy siebie i swoje wnętrze. Trzeba tylko mieć na uwadze to, że fantazja też nie jest nam obca :) @Michał_78tak - grzesznych - racja! Zmieniam, bo przecież te grzeczne dziewczynki też grzeszą, a wyraz taki trochę przewrotny w znaczeniu. Ciągle nie rozumiem czemu w warsztacie te dobre wiersze. No właśnie dlatego - patrz wyżej :) Pozdrawiam i dziękuję za zainicjowanie dyskusji!1 punkt
-
Zapytaj pusty pokój, czy w cokolwiek wierzy. O, czyżby wszyscy już wyszli ... ? Wolę pozostać w bezpieczeństwie tego wszechświata, który znam: nieważkość, inercja i odciąganie ziemskie. Jakiż duch nas tutaj zesłał, że jesteśmy aż tak cieleśni, że nawet kubki smakowe parują od obfitości wędlin, cygar i rozcałowanych komet ... ? Nie jestem atrakcyjna dla Boga - to dlatego nigdy nie prosi mnie do tańca i zawsze ignoruje mój bełkot, zadrapuje igłą adaptera moje ulubione płyty: "w kółko powtarzasz te smęty o żalu za grzechy, jednocześnie mówiąc, że niczego nie zamierzasz żałować ..." Zdarta płyta. To w końcu jak? Zmierzamy donikąd, czy zamierzasz określić cel w momencie ustępowania z drogi? "Puść proszę następny utwór." Wolę iść sama. Jeśli nie doznam olśnienia dalsze życie nie ma sensu. Dalsze życie człowieka nagiego, czyli: odartego ze wszelkich złudzeń. Potykam się o wieszak, ale wiem że coś nas musi tu trzymać, w tej poczekalni do marzeń. Pusto. Czuję się ... Niecierpliwość? "Następny proszę."1 punkt
-
1 punkt
-
@Henryk_Jakowiec Poeta urodzony z pana, panie Henryku. ? Koleje też mają swój urok, tyle że trudniej jest kierować pociągiem siedząc za kierownicą.?1 punkt
-
Czarna dziejów pomroka, Czarna niczym najczarniejsza noc, Większą cześć historii świata zasnuła, Dla umysłu historyka nieznaną czyniąc ją, Historia świata całego skrywa zawiłe tajemnice, O których pojęcia nie mają najstarsi nawet zakonnicy, Nie słyszeli o nich najstarsi nawet mnisi, Lecz poznać je nadzieję mają pasjonaci historii cisi, Zew wielkich tajemnic zakrytych pomroką dziejów, Wzbudził ciekawskich historii pasjonatów, Ogromną ciekawością historii świata natchnieni Największe tajemnice historii odkryć zapragnęli… Cudowna świata historio, Wielkich tajemnic strażniczko, Ukrytych przed rozumem najwybitniejszych historyków, Pozwól malowane obrazy ojczystych dziejów, Zobaczyć oczyma duszy w mistycznym natchnieniu… Najbliżej serca każdego historyka, Znajduje się jego prywatna biblioteka, Nad którą zwykle portret wisi, Ukochanego bohatera z dziejów ojczystych, Jak przyjemnie jest wertować stare księgi, Średniowieczne kroniki, sekretne prywatne dzienniki, Cały swój umysł w tajemnice historii zatopić, Wiedzę swą ogromnie tym wzbogacić, Niejeden stary archeolog, gdy wieczorem kładł się na posłanie, W duszy swej zadawał sobie pytanie, Czy wielkie tajemnice historii w ziemi skrzętnie ukryte, Na światło dzienne zostaną jeszcze kiedyś wydobyte, I niejeden stary historyk gdy wieczorem do wanny wchodził, Nad wielkimi tajemnicami historii się rozwodził, I w rozmyślaniach swoich tak się zatapiał, Że świtania dnia za oknem nie zauważał, W środku nocy Klio muza historyków, Płacze sama pośrodku ruin wiekowego zamku, Bezgłośnie płacząc wniebogłosy ludziom wypomina, Że nie pamiętają tego wiekowego historii dziedzictwa… Lecz każdy z nas sprawić może, Że Klio łagodnie się uśmiechnie, Wystarczy w dziejach świata się zaczytać, Pasjonatem historii zarazem zostać…1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski nie trzeba być jakimś super znawcą poezji. Według mnie: zrozumiemy, o co chodzi w wierszu, jeśli znamy motywy/okoliczności powstania utworu. Chyba, że tematyką są: ptaszki, drzewa, kwiatki, zjawiska przyrodnicze. Jeśli niewiele wiemy o autorze, który na dodatek próbuje przekazać jakieś swoje przemyślenia, wartości, wspomnienia - nic dziwnego, że nie bardzo rozumiemy, co miał na myśli... Bardzo dziękuję za pochylenie się na moim "tworem":). Wiem, że trochę zawiły, dlatego doceniam chęć przedarcia się przez gąszcz myśli. Pozdrawiam!1 punkt
-
Gdy mówiłeś mi ,,na zawsze" To co miałeś na myśli? Aż tak krótko dla Ciebie trwa nieskończoność? Jeżeli życie pośmiertne istnieje I jest wieczne To poproszę by ta wieczność była twoją wiecznością Bym nie musiała męczyć się zbyt długo.1 punkt
-
1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomskia rozrzedzałam, jak mogłam :) i dlatego, w końcu, zogniskowałam temat tylko na miejscu z przeszłości. Inne wątki wyczuwalne? A miały nie kłuć w oczy :(1 punkt
-
1 punkt
-
Zatrzymaj się i zostań na dłużej. Ja Twoje ciało okryję i dam Tobie wody. Zaśpiewam kołysankę, i uśmiechnę się gdy otworzysz oczy. Tylko powiedz cokolwiek, dlaczego ciągle milczysz? Wyjdziesz rankiem z matką słońce i ojcem noc, by iść przed siebie. Czy wiesz dokąd idziesz? Ciepło stało sie ciężkie, a uczucie nie do zniesienia. Egoistą jest ten kto uszczęśliwia? Kim więc ktoś kto szuka, lecz sam nie wie czego.1 punkt
-
@Rolek Ja myślę, że tak naprawdę wszystkie drogi ostatecznie prowadzą do... ;) Pozdrawiam :)1 punkt
-
Dobre, ale wiesz, organ nieużywany zanika, więc skoro uczciwie piszesz, że nieużywany, to popytu nie będzie:)1 punkt
-
- Jak przyjemnie! - Soa położyła się na kocu obok Mila. - I jak ja tego potrzebowałam... Piasek... słońce... prawdziwy relaks - wysunęła stopę poza koc. - Au, jaki gorący! - Woda też jest na pewno ciepła - Mil odwrócił się na brzuch i spojrzał na Soę z zachęcającym uśmiechem. - Co powiesz na kąpiel? - No nie wiem... - postanowiła, że podroczy się z towarzyszem podróży, chociaż spodobał się jej ten pomysł . - Dopiero co się położyłam... I jest tak fajnie! - No dobrze... - Mil udał rezygnację, kładąc się z powrotem na plecach. - Masz rację, jest bardzo przyjemnie. Już dawno marzyłem, żeby tu się znaleźć. - Ale ze mną, czy w ogóle? - po kilku minutach ciszy Soa droczyla się dalej. - Trudno powiedzieć - Mil zerknął na nią powtórnie. Uśmiechnął się do niej i zarazem do własnych myśli, ujmując jej nadgarstek. - Chodź do wody. * * * - Było fajnie, prawda? - zapytał retorycznie, bo z jej błyszczących oczu i uśmiechu mógł odgadnąć, że było. - Fantastyczna woda - dodał, gdy kładąc się obok niej tak, by razem z nią patrzeć na ocean. - Czy dobrze pamiętam - zaczął Mil po następnych kilku chwilach - że marzył ci się relaks? - Tak... - odpowiedziała, z rozmarzonym uśmiechem. - I relaks jest. Zobacz, jaki tu spokój! Piasek... Cisza... Ciepłe morze... - pominęła myśl, że to ocean. - Palmy... Jest wprost cudownie! - Masz piasek na stopach - Mil postanowił przejść od myśli do dotyku. - I krople wody na nogach - zauważył lekkim tonem, czyszcząc je delikatnie z piasku, a w moment później przesuwając powoli palcami wokół kostki. - Mil... - głos Soy zabrzmiał odrobinę inaczej, jakoś tak bardziej miękko. - Co robisz?... Czy to... wypada? Nasz mistrz... - Myślisz - zaczął odpowiedź - że nie wie o niczym? Przecież wie wszystko - wędrował dotykiem w stronę jej uda. - Przestań... - szepnęła. Znów jakoś bez przekonania. - Zasłaniasz mi słońce. - Teraz tak - pochylił się nad nią nieco bardziej. Dotyk dotarł już nieco wyżej i był równie czuły. Odwróciła głowę w jego stronę. - Mil, to niestosowne... - wyszeptała. - Nie wiem, czy... - Czego nie wiesz? - jego ton stał się odrobinę delikatniejszy, podczas gdy jego palce wciąż wędrowały po jej udzie, w dół i w górę. - Zasłaniasz mi słońce - spróbowała zdobyć się na bardziej zdecydowany ton. - Zasłaniam - przyznał, pochylając się jeszcze niżej i całując delikatnie jej wargi. - Ale tylko trochę. Gdy nie odwzajemniła pocałunku, złożył go na jej wargach ponownie. I po chwili jeszcze raz. Tym razem doczekał się odpowiedzi. Spodziewanej. Powoli obróciła się na plecy i objęła go za szyję. - Jedno drugiemu nie przeszkadza - mignęła jej myśl, nacechowana wszakże nutką kobiecego uporu. - Czemu nie? Cdn. Voorhout, 03.09.20221 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Długo odkładałem wyjazd na wakacje — pierwszego roku nie miałem samochodu, drugiego roku nie wiedziałem dokąd jechać, później przywykłem do ślęczenia za biurkiem i ciułania grosza, a wakacje uznałem za fanaberię bogatych ludzi. Aż jednego ranka obudziłem się z niejasnym uczuciem pogoni za uciekającym szczęściem i wyszeptałem do żony: — Pakuj się. Wyjeżdżamy. — Co, tak nagle? — odszepnęła zaspanym głosem, po czym przekręciła się na drugi bok. Pomimo zaskakującej decyzji, byliśmy już po godzinie znikającym punktem na północnej wylotówce. Przodem, z tyłu, obok nas, każdym pasem pędziły pojazdy rozmaitej marki i modelu, załadowane ludźmi i bagażem. Ekwipunek wypełniał całą przestrzeń, zasłaniał widok w tylnej szybie, furgotał w wietrze na dachu. Ci, którzy lubili podróżować swobodnie, ciągnęli przyczepy albo samoczynnie się rozkładające kapsuły — pękate, kanciaste, niziutkie i opływowe, druciane, przykryte brezentową plandeką, wąskie i wysokie, dla koni nawet, bo z jednej wystawał koński ogon, a jak komuś niczego się nie chciało ciągnąć, stawiał dom na kółka i wyruszał całym gospodarstwem: z kuchnią, pralką i lodówką, sypialnią i pokojem gościnnym, w którym jadąc mógł oglądać na telewizorze filmy ze swojej kolekcji DVD. Wielka jest pomysłowość człowieka! Za wjazdem na autostradę rozpoczął się wyścig: w spragnionych przygód podróżnikach budził się duch rajdowców. Ci z tyłu najeżdżali mi na zderzak i trąbili, żebym jechał szybciej. Wyprzedzający wygrażali pięścią lub pokazywali środkowy palec. Zjechałem na lewy pas. Jadący przede mną prędko się oddalali, za wyjątkiem kilku ciężarówek, puszczających kłęby czarnego dymu. Po każdym kłębie rozlegało się głośne warczenie motoru, zmęczonego jazdą pod górę. Wspinaczkę umożliwiał wydrążony w skale korytarz o pionowych ścianach. Na ich powierzchni wciąż widniały ślady po świdrach do wiercenia głębokich otworów. Przy pomocy ładunków wybuchowych detonowanych wewnątrz tych otworów, wycinano olbrzymie bloki piaskowca, równiutko jak nożem. Prawdziwe arcydzieło inżynierii, rozmyślałem przejeżdżając środkiem następnej góry i jeszcze jednej, ale Maria wolała patrzeć w drugą stronę: na turkusowy kolor wody zalewającej mangrowia, zgadywać do czego służą długie rzędy kładek, bo nigdy jeszcze nie widziała jak hodują ostrygi. Ryczenie ciężarówek ustało na chwilę: droga opadała ku rzece. Przejechaliśmy przez długi most, za którym mordercza wspinaczka zaczęła się od nowa. Góra, dół i tak za przecięciem każdego wąwozu. Maria rzuciła okiem na kobietę w oknie mijanego samochodu. Chociaż był dość obszerny i raczej nieprzeładowany, kobieta trzymała stopy wysoko pod szybą, na desce rozdzielczej. Pojazd przyspieszył i zniknął za zakrętem, pozostawiając widok nóg gołych i całkiem zgrabnych. Maria chciała to samo zrobić ze swoimi nogami, ale nie była pewna mojej reakcji, więc tylko zerknęła na dzieciaki, zrzuciła klapki ze stóp i zapadła po chwili w krótką drzemkę. Na końcu autostrady wyrwało mnie z atmosfery monotonnej jazdy dudnienie na wybojach, specjalnie w tym celu zainstalowanych, a potem krzyk starszej córki: — Jestem głodna! — A mnie się chce pić! — zawtórowała jej siostra. Ich brat nic nie powiedział tylko zaklaskał w dłonie. W pośpiechu nie zdążyliśmy zabrać niczego do jedzenia. Na szczęście krajobraz ożywiło wkrótce jakieś miasteczko, a właściwie kilka rozrzuconych wzdłuż drogi zakładów przemysłowych. Między nimi, na szczycie wysokiego słupa wypatrzyłem charakterystyczne żółte łuki w kształcie litery M, jak na złość po prawej stronie i żeby tam dojechać, musiałem nadłożyć drogi i zawrócić. W samą porę, bo z tylnego siedzenia dolatywały jęki: — Daleko jeszcze? „Z dzieciakami to żadne wakacje” — przypomniałem sobie słowa kolegi z pracy. Teraz na własnej skórze mogłem się przekonać, że miał rację. Dopijając czarną kawę obserwowałem długi pociąg jadący po nasypie koło restauracji. Liczyłem wagony wypełnione po brzegi węglem, lecz w okolicy stu iluś straciłem rachubę. Skończyłem pić, a pociąg wciąż sunął ociężale, jakby to był taśmociąg obracający bez przerwy między kopalnią i morskim portem. Świat jest pełen niespodzianek. Mniej przyjemną niespodzianką był zator w dalszej części drogi. Na co tyle węgla, żelaza, złota, skoro brakuje środków na wybudowanie jednej porządnej drogi łączącej miasto ludzi pracy na południu z miastem ludzi odpoczywających w tropiku? Siedzieliśmy w samochodzie w nadziei, że przyczyna zakorkowania zostanie usunięta i kawalkada ruszy niebawem do przodu. Ruszyła, ale tylko do najbliższego drzewa. Zniecierpliwieni kierowcy wyszli na drogę, rozglądali się dookoła, wymieniali te same niezadowolone spojrzenia. Już nie rajdowcy, ale towarzysze niedoli, gotowi sobie pomagać, zjednoczeni wspólnym kłopotem. Pobocze szosy szybko się zamieniło w jarmark. „Najsmaczniejsze lody” — zapraszał napis nad wejściem do sklepu. „Najlepsze mięsne placki na południowej półkuli” — wychwalał następny. „Arbuzy i mango prosto z ogródka”. Mijałem te kramy i otaczających je ludzi, aż doszedłem do zapory utworzonej z kordonu policji. Dalej nie wolno było iść. — Co się tam dzieje? — Zaczepiłem gościa wychylającego głowę ponad granatowy szpaler policyjnych czapek. — Most zablokowany — odpowiedział nie odwracając głowy. — Przecież puszczają samochody… — Ale tylko jednym pasem. Faktycznie, za kępą krzaków ujrzałem most, dość nisko przerzucony nad mętną taflą wąskiej rzeki. Na moście stała karetka pogotowia, obok niej kręciło się kilku ratowników medycznych. — Zasłabł kierowca furgonetki, pechowo na samym środku mostu — wtrącił ktoś z boku. — Ale my tu stoimy już chyba z godzinę. — Zanim nie ustalą co mu jest, nie wolno im go ruszać z miejsca — tłumaczył tamten tonem eksperta. — Właśnie oczekują decyzji lekarzy ze szpitala. Nie zadając dalszych pytań, wróciłem do samochodu. Po drodze kupiłem arbuza, tego prosto z pola, bez pestek, za podwójną cenę. Pić bardziej się chciało niż jeść. Wyciągnąłem ze schowka przy kierownicy mapę i obliczałem, czy zdążymy na czas. Minęła następna godzina zanim udało się przejechać niefortunnym mostem na drugą stronę rzeki, ale jechaliśmy powoli, zderzak na zderzaku. Czerwona tarcza słońca dotykała krawędzi wzgórz po zachodniej stronie, a my wciąż się posuwaliśmy w ślimaczym tempie. Za pół godziny będziemy jechać w zupełnej ciemności. Spojrzałem na mijany kierunkowskaz: „Tea Gardens 20 km”. Skręciłem w tamtym kierunku i wjechałem na wąską, za to opustoszałą drogę, prowadzącą w głąb lekko pofałdowanych pastwisk o wysokiej, płowej trawie, nakrapianej z rzadka eukaliptusami — ich cętkowane pnie stawały się coraz mniej widoczne. Zmrok zapadał znienacka, bez zbytecznych zapowiedzi. Włączyłem światła i zmniejszyłem prędkość, bo właśnie przejeżdżaliśmy przez osiedle letniskowych domów, całkiem dobrze utrzymanych, tak na pierwszy rzut oka, bo bliższe oględziny utrudniała głęboka ciemnica. Za ostatnim domem wjechałem na dobrze oświetlony most, którego stromość oraz wypukłość przęsła wskazywała, że dołem musi kursować coś zawadzistego, nie tyle szerokiego, co kołyszącego wysokim masztem. Dalej jechaliśmy po strzałkach do pola namiotowego, jak podczas zabawy w podchody. Księżyc z bezchmurnego nieba oświetlał nam drogę bladym światłem, lecz gdy dotarliśmy na teren biwaku, ogarnął nas pod zwartym poszyciem z palm i paproci nieprzenikniony mrok. Stawialiśmy namiot w pośpiechu i raczej chaotycznie, podczas gdy dzieciaki spały wygodnie w samochodzie. Rankiem się okazało, że rozbijanie poszło nam całkiem nieźle, trzeba było tylko wymienić jedną tyczkę, poprawić kilka linek i odsunąć minimalnie namiot od zarośli, żeby żmije, jadowite pająki i inne przyjemne stworzenia nie właziły nam do środka. Przy okazji odkryliśmy dodatkowe atrakcje: Woda z kranu nadawała się tylko do zmywania naczyń, po pitną należało jechać kilka kilometrów do źródełka. Latryny nie miały kanalizacji i dzięki temu można je było łatwo zlokalizować po charakterystycznym zapaszku. Dobrze przynajmniej, że teren obozowiska był rozległy, wczasowiczów niewielu, a stojące daleko od siebie i ukryte w gęstym buszu namioty zapewniały wystarczającą prywatność. Najbardziej cieszyło sąsiedztwo jeziora o czystej wodzie, bogactwo ptasiego śpiewu, oraz dziewicza roślinność, nietknięta zębem cywilizacji. Zaraz po śniadaniu poszliśmy wąską ścieżką prosto z namiotu na plażę. Bóg stworzył wodę, żeby dzieciaki się nie nudziły i dały rodzicom chwilę wytchnienia — tylko nie wolno ich spuszczać z oczu. Siedzieliśmy na złocistym piasku pod parasolką w czerwone grochy, tam gdzie zatokę oddzielał od morza wąski cypel, zakończony górą w kształcie foremnego stożka. Dochodził stamtąd łoskot fal, zamierający jedynie w powiewach lekkiego wiatru. Patrzyłem na przeciwległy brzeg: w oddali majaczyły zarysy jakiegoś luksusowego resortu, gdzie ludzie kąpią się w basenie, a potem wylegują w leżakach, popijając dla ochłody koktajle przez bambusową rurkę. Z plaży przeszliśmy na wydmy, u podnóża złociste jak piasek nad zatoką, wyżej kremowe, a na samym szczycie białe niczym śnieg, bo to był śnieg, odmrażał stopy. Gdy czegoś jest za dużo, kiedy nie można tego wytrzymać, to samo uczucie wraca do nas pod postacią innych zdarzeń, zazwyczaj tych z przeszłości. Morze, plaża i wydmy zniknęły pod naporem myśli. Już nie czułem palącego gorąca; byłem daleko stąd: wystawałem na przystanku w Śródmieściu, niedaleko mojego liceum. Obok mnie stali ludzie okutani w grube kurtki i szaliki. Poruszałem odruchowo palcami stóp, brzeżkiem buta potrącałem drugi but, przeskakując z nogi na nogę czekałem na autobus linii 180, który zawiezie mnie do domu. Nad jezdnią tańczyły pierwsze płatki śniegu, powietrze ściął mróz, autobus nie nadjeżdżał. Nadciągała zima: sinymi chmurami, lodowatą zawieją, tylko nie wiedziałem, że będzie to zima stulecia. Drugiego dnia wybraliśmy się na wędrówkę po lesie. Dziwny był to las. Miejscami straszny: olbrzymie drzewa liczące kilkaset lat, obdarte z kory, z gałęziami rozpostartymi szeroko w powietrzu, niczym powykręcane ręce upiora. Zakrywały wstydliwie miejsca okaleczone pęknięciami, przeżarte próchnicą. W zagojonych ranach powstawały dziuple: podłużne, owalne, bezkształtne i szkaradne, niektóre wielkości studni. Cały czas drzewa bacznie nas obserwowały ciemnymi czeluściami po sękach, potrząsały drobnymi listkami, z kołysanych wiatrem konarów dobiegały jakieś westchnienia i krzyki. Dotknąłem dłonią gładkiego pnia: zimny jak lód. To dlatego ciągnęło nas w upalny dzień między drzewa. Trzeciego dnia wstałem o świcie. Maria i dzieci spały głębokim snem. Usiadłem w przedsionku namiotu, wystarczająco przestronnym, żeby postawić w nim rozkładany stolik i dwa krzesła. Rozsunąłem zasłonę i wyjrzałem przez siatkę na komary na zewnątrz. Przy samym brzegu jeziora spostrzegłem namiot. Mały namiot, z dwóch tyczek złożonych na krzyż. Jeszcze wczoraj wieczorem tego namiotu tam nie było. Obok namiotu, pod srebrzystym pokrowcem, stał oparty o drzewo górski rower. Pomyślałem, że dobrze byłoby się napić gorącej herbaty, tylko nie wiedziałem, czy zaczekać aż Maria wstanie. Zdecydowałem się nie czekać. Zaparzyłem herbaty na gazowej kuchence, a wtedy z namiotu wyszła kobieta. Nie widziałem wyraźnie jej twarzy. Miała brązowe włosy, rozjaśnione nieco opalenizną na plecach. Była całkowicie naga, ale mogłem oglądać tylko połowę jej nagości, ponieważ stała odwrócona tyłem. Weszła do wody umyć twarz i ręce. Potem zanurzyła się po szyję i popłynęła: cicho i leciutko, zostawiając za sobą warkocz wzburzonej wody. Patrzyłem za nią zahipnotyzowanym wzrokiem. Było w tej scenie coś osobliwego, uroczystego, nieomal nieziemskiego. Jakimś niepojętym sposobem czułem się związany z tą kobietą: tylko my dwoje, tu i teraz, na dzikim pustkowiu, sobie przeznaczeni. Może mnie zauważyła, może wie, że popijając herbatę, obserwuję ją ze swojego namiotu. Może sprawia jej to nawet przyjemność. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że tak musi być. Próbowałem sobie wyobrazić kim ona jest. Podróżuje samotnie. Rozbija się na jedną noc, wczesnym rankiem rusza w dalszą drogę. Przemierzyła w ten sposób rowerem setki kilometrów: z deszczowych lasów i plantacji bananów lub nadjeżdża z przeciwnego kierunku: kamienistych zatok i wzgórz spalonych słońcem, pachnących mirtem i lawendą. Podekscytowany jej wizytą w gaju herbacianych krzewów, czekałem aż przypłynie do brzegu, wyjdzie z wody, będzie wykręcać rękami długie włosy, a później niechybnie zacznie iść w moją stronę, żebym mógł docenić również drugą stronę jej nagości. Po raz pierwszy odczułem ciężar małżeństwa: praca w nadgodziny, dodatkowe obowiązki, to wszystko można jakoś znieść, ale wyrzec się wolności? Rzucić to wszystko. Pojechać razem z nią. Do następnego jeziora. Wejść razem do wody. Potem się suszyć przy ognisku, pić wino, śpiewać do północy, zasypiać licząc gwiazdy na niebie. Czemu z Marią jest inaczej? Nie odważyłaby się płynąć obok mnie nago, choć tyle lat jesteśmy po ślubie. Jednak Marię znam każdą cząstką swego ciała, jak ten kubek w ręku, a tamta to zjawa. Zjawa nęci, z kubka można pić. Patrzyłem jak zwija namiot w pakunek nie większy od podręcznej torby, kładzie go do bagażnika na tylnym kole, przyczepia z boku plecak, po drugiej stronie zawiesza plastikowy pojemnik na drobiazgi. Usłyszałem dźwięk rozsuwanego zamka w drzwiach namiotu. Zza płóciennej ściany wyjrzała głowa Marii. — Z kim rozmawiasz? — Z nikim, przecież wszyscy jeszcze śpią. — A ja wyraźnie słyszałam, że mówisz coś do jakiejś dziewczyny. Założyła sweter, bo ranek był pochmurny i wilgotny. Podeszła do brzegu jeziora, tam gdzie stał przed chwilą mały namiot. Po dziewczynie nie było śladu.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne