Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 30.06.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Nuciłem sobie - Zdrowaś Maryjo, Aniele Boży czy Wierzę w Boga. Tak w ciszy myślę - przecież nas kochasz, chociaż czasami grozisz co chwila. Pytałem Boga o jego adres, żachnął się tylko, popukał w czoło. Chodzi mopanku by nie błądzono, a dictum moje - zawsze łaskawe. Cóż mi do tego mój drogi stwórco, Biblię jak czytam, nic nie rozumiem, Bliska lektura kapłańskich sumień, a dla wiernego lekcją wybiórczą. Chciałbym ja z tobą raz pogawędzić, w oczy popatrzeć których nie widzę. Zawsze w modlitwie... pokażesz figę, głos ugrzązł w gardle - pilnujesz twierdzy. Smutek, niepokój... choć jedno słówko, rzeknij że jesteś w przestworzach czuwasz. Gniewasz się czuję... na niebie burza, ludziom na dole, złudzenia umkną. Natura krzykiem - cisza nagrodą, Boskie przesłanie... przekaz niemowy. Ludzie rozumni chcą rządzić rajem, dlatego może - ziemi swej szkodzą!? "Nie spiesz się, spieszą się tylko naiwni, którzy myślą, że mogą gdzieś zdążyć." - Kalina Błażejowska.
    6 punktów
  2. małe okruchy dobra bez fleszu i rozgłosu cerują serce świata nie obwiniając losu
    4 punkty
  3. Pacjent doktora Hansa* Starałem się, naprawdę, walczyć już nie umiem; Zostaję, wzrok wytężam, widzę każdą kroplę; Za chwilę znów przepadnę. Głębiej muszę dotrzeć, By w końcu mechanikę kropli tych zrozumieć. Wszechświata realnego wciąż nie kontroluję; Dotyka mnie i wzbudza uporczywym bodźcem, Nieznośnie dokuczając drażni coraz mocniej, I pragnie bym jak wczoraj znów zakręcił kurek. Zrobiłem to, wygrałeś, padam ze zmęczenia, A chciałem tylko poznać kropel tajemnicę. Na twarzach neurotypów szukam swego cienia; Szukając bezowocnie nie przestaję krzyczeć. Nieważne, już nieważne, zaraz się posklejam, Bo słyszę jak nachalnie woła mnie znów życie. --- * - chodzi o doktora Hansa Aspergera.
    3 punkty
  4. Pływają nieraz grube ryby. Często mylą je z rekinami.
    3 punkty
  5. Rozłożyć skrzydła w śmiech wszystkich zebranych, nad grobem do którego nikt wejścia nie ma, tylko sam Bóg. I może jak Łazarz wstanę, nie szukając niemego nieba. Pierw umrzeć jednak trzeba. autor: atypowab
    2 punkty
  6. patrzę Bogu w oczy a On patrzy w moje i już się nie boję niezliczonych luster wokół rozstawionych jestem tak jak potrafię
    2 punkty
  7. Gdybym mogła być kimkolwiek, ze wszystkich ludzi na świecie - byłabym sobą. Gdybym miała okazję, przeżyć życie od nowa - żyłabym moim. Gdybym znów mogła podjąć ważne w życiu decyzje - podjęłabym te same. Gdybym miała możliwość miłością kogokolwiek obdarzyć - najpierw pokochałabym siebie. Moje błędy, radości i smutki, cząstka po cząstce, tworzą mnie w całości. Tylko tyle i aż tyle. Bo każde uczucie, zdarzenie, emocje, napotkane osoby są i były potrzebne, żebym dzisiaj mogła być po prostu SOBĄ. Jestem wdzięczna, jestem spełnieniona, jestem dumna z bycia mną. I to wystarczy.
    2 punkty
  8. Urodziny. Dziewiętnaste. Dziś obchodziłbym je z przyjaciółmi na pikniku, gdzieś w górach, na ukrytej w lesie polanie, pod fioletowym baldachimem jakarandy, albo na jednej z plaż, których jest tutaj więcej niż kin i teatrów: każda wykuta w piaskowcu, oddzielona od następnej niczym alkowa stromymi skałami — skały obsuwają się prosto do morza i zagradzają drogę nieproszonym gościom. Najcenniejsze są te, do których nie ma dojścia od strony lądu i trzeba płynąć wzdłuż brzegu, zakotwiczyć łódź w malowniczym miejscu, położyć się na materacu z kolorowej pianki, kołysać w rytmie fal z twarzą zwróconą ku słońcu. W takich chwilach należy przestać myśleć o czymkolwiek i wyczuwać instynktownie pluskające wokoło życie, wchłaniać je każdą tkanką ciała, otworzyć się na wszystko bez obaw, jak muszelka kryjąca najdroższą perłę… Ale kiedy kończyłem dziewiętnasty rok, takie magiczne chwile były mi nie znane. Otaczał mnie chłód poranka, ścieląca się nad wilgotną ziemią mgła, mokre od deszczu ulice, w których odbijają się światła sunących powoli, kopcących białym dymem samochodów. Bokami ulicy szli ludzie: pochyleni nisko, grubo opatuleni w szare ubrania, nie patrzący sobie w oczy, niczym konie ciągnące na grzbiecie ciężar jeszcze jednego dnia udręki zwanej życiem. Jesienny wiatr strącający zeschłe liście z drzew, zimowa plucha, w której dziewiczy śnieg stapia się w błotnistą breję. Promyk słońca, suchy kąt, jej oczy wypatrujące tego samego… Jedyne co miałem naprawdę to młodość i choć było to więcej niż wszystko co przyszło później, nie zdawałem sobie wtedy z tego sprawy. Tak samo nie potrafiłem patrzeć na siebie z boku, obserwować skąd przychodzę, czemu idę właśnie tam, a nie gdzie indziej? Dawali jeść, to wymiatałem talerze do czysta; polewali, wypijałem do dna; a gdy zagrali, tańcowałem do utraty tchu. Wystarczył nieśmiały uśmiech, a goniłem ją za siódmą górę, aż zaczęli dzwonić w kościołach, bić na alarm, strzelać na postrach, a ja się z tego śmiałem i goniłem ją z jeszcze większą ochotą dalej. Dlatego gdy dziś myślę o tym młodym człowieku, którym byłem niegdyś, nic do niego nie czuję, nic mnie z nim nie łączy, oprócz nazwiska i dnia urodzenia. Tym łatwiej jest mi o nim pisać: słowa przychodzą same, bez emocji, obojętność to mój sprzymierzeniec, sędzia, któremu pozostawiam jego losy. Czekałem zniecierpliwiony długie chwile na telefon. Pamiętam, że założyłem granatowy garnitur, ale co mnie do tego skłoniło, nie potrafię w żaden sposób wytłumaczyć. Paczka z liceum rozpierzchła się na cztery strony świata, nowych znajomości nawiązałem niewiele, bo większość kolegów z roku szła zaraz po zajęciach zakuwać intensywnie do akademika. Z tej posuchy towarzyskiej usiłował wyratować mnie brat cioteczny, Jurek, który obiecał zaprosić dziewczyny, o jakich mógłbym sobie tylko pomarzyć: studentki z czwartego roku. — Będziesz się mógł od nich sporo nauczyć — powtarzał przy każdej okazji. Dopiero po ósmej zadzwonił uprzedzić, że są jakieś problemy, ale żebym się nie martwił, bo wszystko idzie zgodnie z planem. Po kilku papierosach i szklance mdłej herbaty rozległ się dzwonek u drzwi, w których zamiast studentek ujrzałem Jurka z kolegą. Stali na chwiejących się nogach i przyglądali zdziwieni: Kim jestem i czemu ich zaprosiłem? Kolega taszczył na plecach pękaty worek, jakiego Mikołaj używa do transportowania prezentów pod choinkę, tylko tym razem worek pobrzękiwał szkłem od butelek z francuskim winem la’patique. Połowę zdążyli już wypić po drodze, ale z tego co zostało, wciąż można było nieźle się narąbać. Usiedliśmy przy stole, każdy z nosem w butelce i zasępioną miną: jest co wypić, ale nie ma się z kim bawić. Na górnym piętrze grała głośno muzyka, dolatywało znad głowy rytmiczne walenie butami w sufit, co nas wpędzało w jeszcze podlejszy nastrój. Po bliższym rekonesansie ustaliłem, że mój sąsiad spędza wieczór w towarzystwie dwóch koleżanek z pracy, które również są w nie najlepszym nastroju, pewnie z tego samego powodu, co my. Wprawdzie były to nie studentki, ale po krótkiej wizycie nabrałem przekonania, że również od nich będę mógł się nauczyć czegoś pożytecznego — oczywiście w kontekście doświadczenia, którego w obchodzeniu się z kobietami wciąż nie miałem. Moje koleżanki z liceum należały do innego świata: nie przywiązywały uwagi do muskułów, wprost przeciwnie — mięśniak kojarzył się im z jakimś nieoczytanym matołkiem, nie szukały facetów nadzianych, bo kasa kojarzyła się z półświatkiem, za to sięgnąć w odpowiednim momencie po Hellera, mówić jak bohater „Gry w klasy”, czymś takim można było nawet najpiękniejszej zawrócić w głowie. Niestety żadnej z tych od sąsiada, bo choć urody im nie brakowało, książkowe zaklęcia nie zdawały się na nic. Cytowałem najlepsze kawałki z Cortázara, a ona w kółko, że ładne włosy, takie gęste i pozawijane, ma większą przyjemność przeczesywać je palcami, niż słuchać mojej opowieści, a tyle w niej przecież artystycznej bohemy! Widocznie na co dzień w pracy otaczali ją starzy, bezbarwni ludzie, a jedyne co im w życiu wyszło, to właśnie włosy. Jacuś bajerował tą drugą, do czego miał wrodzony talent, a Jurek siedział w kącie z ponurą miną, bo widok roześmianych twarzy budził w nim zawiść. Patrzyłem ze zgrozą, jak kipi pod spodem, krew napływa mu do oczu i lada moment wybuchnie z siłą wulkanu. Poderwał się z miejsca i jednym skokiem złapał mojego sąsiada za gardło. Starałem się ich rozdzielić, powstrzymać od idiotycznej konfrontacji, która rozdzierała mi serce, bo Jurka kochałem jak brata rodzonego, ale również lubiłem sąsiada, za to, że choć starszy o kilka lat, zapraszał mnie do siebie i opowiadał przy piwie o swoich przygodach podczas prowadzeniu pociągów szlakami PKP. Poza tym podobała mi się jego siostra, która na szczęście tego wieczora bawiła u swojego narzeczonego, sierżanta milicji. Patrzyłem z żalem jak sąsiad zabiera koleżanki na górę, ale przynajmniej bratu wrócił humor. Złapał za telefon i wydzwaniał po znajomych, bełkotał coś do słuchawki, dopóki nie zmorzył go błogi stan pijaństwa. Nad ranem wyrwał mnie z odurzenia alkoholem natarczywy dzwonek naciskany kilka razy — w drzwiach stała jakaś kobieta: twarz jak u aktorki na amerykańskim filmie, jasne, farbowane włosy, długie, ciemne rzęsy, mocno pomalowane usta. Bluzkę na piersiach wypychał biust w kształcie okrągłych piłek, na ramionach miała biały płaszcz z lisa, rozpięty na całej długości, żebym nie przeoczył zgrabnych nóg. Taksowała przez chwilę moją zmęczoną twarz, ale chyba nie przedstawiałem większej wartości, ponieważ odsunęła mnie na bok i ruszyła korytarzykiem prosto do kuchni. Usiadła na taborecie, otworzyła lodówkę i schwyciła za pieczone udko indyka. Zajadała się tym udkiem, później resztą indyka, nie pytając mnie o pozwolenie i tak łapczywie, jakby od kilku dni nie miała nic w ustach. Po jedzeniu oblizała palce, zrzuciła płaszcz i patrzyła na nas badawczo: który ma pójść na pierwszy ogień? Jurek i Jacek wymieniali głupkowate spojrzenia, czy czasem nie popsuję im tej kretyńskiej zabawy, a wtedy pociągnęła mnie do najmniejszego pokoju. Był tak nieduży, że poza biurkiem i wąskim tapczanem nie dało się w nim postawić nic innego. Złapała mnie bez ceregieli za rozporek, rozpięła zręcznym ruchem guziki i już miała włożyć rękę do środka, gdy ktoś otworzył kluczem drzwi i do mieszkania wszedł mój ojciec. Prędzej bym się spodziewał trzęsienia ziemi! Stał w przedpokoju i rozglądał się zdumiony: czy to rzeczywiście jest jego mieszkanie, czy może trafił przez pomyłkę do sąsiada, bo wszystkie drzwi w budynku wyglądają identycznie. Utkwił wzrok na półce pod ścianą i natychmiast wszczął dochodzenie: gdzie się podziały butelki z drogim alkoholem, kto zrobił plamy na perskim dywanie i czemu wszędzie jest taki chlew? Na szczęście nie zadał sobie trudu, by zajrzeć do środka i zobaczyć turlające się po podłodze puste butelki, naczynia z kryształu i porcelany zapchane niedopałkami, a co najgorsze: spaloną firankę w balkonowych drzwiach. Rzuciłem okiem na pianino i szybko odetchnąłem z ulgą — było wciąż w jednym kawałku. Tymczasem kobieta, której imienia nie znałem, a z którą miałem zawrzeć tak bliską znajomość, podeszła do mojego ojca i zarzuciła mu niespodziewanie ręce na szyję. — Czy pan jest właścicielem mieszkania? Zdezorientowany ojciec patrzył na nią, potem na mnie, to znowu na jej słodko uśmiechniętą buzię. Wiedziałem, że usiłuje zachować fason, chociaż wszystko w nim się gotuje. W innych okolicznościach pokazałby co potrafi: zakręciłby kółeczko, stuknął w parkiet obcasem, może nawet zagrał na pianinie coś ckliwego, ale skrępowany naszą obecnością, ledwie odpowiedział na jej uśmiech, pogroził mi palcem i zniknął prędko w mroku klatki schodowej. Nie pozostawało nic innego, tylko zabrać się za sprzątanie. Moja nowa koleżanka zdążyła zgłodnieć, bo znowu powędrowała do kuchni. Opróżniła w ciągu godziny zawartość lodówki, zjadając zapasy, które mnie i ojcu miały wystarczyć na tydzień. Nie żywiłem o to pretensji, nawet czułem coś w rodzaju sympatii: pod mocnym makijażem musi się kryć zwykła, uciekającą od nudy dziewczyna. Jackowi było najwyraźniej przykro, że przyjęcie się nie udało i postanowił postawić mi na pociechę urodzinowego jeża. Przyniósł z łazienki plastikowe wiadro i powkładał do środka butelki po winie, szyjkami do dołu. Potem zapalił papierosa i wpatrywał się jak reszta wina skapuje powoli z każdej butelki do wiadra. Kiedy przestało kapać, zaczerpnął z dna chochlą i podsunął mi ją ostrożnie pod nos, żeby nie uronić jednej kropli. Poczułem wstrętny odór, skręcający mi kiszki i zmuszający do wymiotów, ale pogardzić takim wspaniałomyślnym gestem byłoby niewybaczalną obrazą. Wychyliłem całą zawartość, a wtedy zadowolony z siebie Jacek złapał za wiadro i przytknął je do ust. Wyssał jeża do sucha, otarł dłonią grube usta i mrugnął do mnie tajemniczo okiem. — Pora usunąć świadków! To mówiąc, pozbierał puste butelki i poszedł wyrzucić je do śmietnika. Gdy zszedł na parter, rozległ się nagle dźwięk tłuczonego szkła, jakby butelki spadały po schodach, a moment później usłyszałem przekleństwa i odgłos szamotaniny. Drzwi otworzyły się gwałtownie i do mieszkania wpadł Jacek. Trzymał się ręką za czoło, z którego spływała krew. — Zamykaj! — krzyknął w moją stronę. — To jej alfonsiak! Rozglądał się przerażony po mieszkaniu, które miejsce nadaje się najlepiej na kryjówkę, a potem podbiegł do kobiety, będącej przyczyną zamieszania. Zareagowała na to spokojnym głosem: — Uregulujcie należność i nie ma sprawy. — Ile? — Dwa tysiące złotych. — Co?! — ryknął mój brat. — Za otwarcie rozporka? Ta uwaga nie zbiła jej z tropu, bo zrobiła minę, jakby chodziło o pranie bielizny lub mycie okien. — Liczymy od godziny. Jacek spojrzał na Jurka, ten na mnie. Nie śmierdzieli groszem, a ja również byłem spłukany. Wprawdzie matka przysyłała mi trochę zielonych, lecz ostatni przekaz przeznaczyłem w całości na zakup magnetofonu w Pewexie. Niech go zabiera i wynosi się razem ze swoim naganiaczem, ale jej to nie wystarczało. Noc zmarnowana na podśmiechujki z jakimiś gnojkami, którzy chcą ją teraz odprawić z kwitkiem. Nie wpraszała się tutaj, przyszła na zlecenie i jeszcze podpadnie swojemu pracodawcy. Fakt, uczciwa zapłata się należy, gdybym tylko mógł znaleźć sposób, jak się jej odwdzięczyć, a ona widząc moje rozterki, spuściła z tonu. Zrozumiałem, że tak naprawdę chodzi jej nie o pieniądze, tylko odrobinę ciepła i kąt, gdzie mogłaby przytulić głowę do poduszki. Włożyła płaszcz i opuściła bez słowa mieszkanie, dając mi szansę zapomnieć o całym zajściu i wrócić do porządkowania bałaganu, lecz zanim zdążyłem schwycić za odkurzacz, usłyszałem jej krzyki. Wyszedłem na balkon i zobaczyłem jak jakiś drab okłada ją pięściami po twarzy: raz za razem, coraz wścieklej, jeszcze raz w drugi policzek, żeby pamiętała za co. Nie mogłem uwierzyć, że można bić kobietę tak bezkarnie za nic, na podwórku przed moim blokiem, na moich oczach. Przewrócił ją i szarpał za włosy, i kopał z każdej strony, kulącą się od uderzeń, wołającą o pomoc. Złapałem za słuchawkę. — Dzwonię po milicję! — Daj spokój. — Powstrzymał mnie mój brat. Rozłączył telefon, po czym dodał cichym głosem: — Tak będzie lepiej. Dla niej i dla ciebie. Krzyki nagle ustały. Nie miałem odwagi wstać i sprawdzić, czy wciąż tam leży. Dopiero po dłuższej chwili podszedłem do okna. Na podwórku nie było nikogo, za to wiatr szeleścił liśćmi w trawie. Coś do mnie szeptały: pożółkłe, wyschnięte, strząsane mroźnymi podmuchami z gałęzi…
    2 punkty
  9. nauczyć się rozmawiać o tym co było jest będzie nie chować za parawanem strachu i nieprawdy mój drogi miły czytelniku niby nic prostszego a jednak bardzo trudne czasem do spełnienia ponieważ wydaje się nam że lepiej się wycofać nie wdawać w trudne zamieść je pod dywan
    2 punkty
  10. Szkoda, że bez tytułu... ogólnie podoba mi się, ale zastanawia mnie, to "w" w drugim wersie... 'podrzucam' .. gdzie.. co wydaje mi się poprawniejsze w kontekście pierwszej strofki. Ostatni wers 'psuje' ogólne wrażenie, ucinam go sobie... Pozdrawiam.
    2 punkty
  11. Z innej planety : o rety, świat przeklęty (zaklęty) ! Same przekręty !
    2 punkty
  12. Dobry wiersz, a szanuję podejmowanie ważnych, fundamentalnych tematów. Ten przekaz niemowy bardzo mi pasuje, a i puenta, pozornie nielogiczna, czy dyskusyjna, a jednak może być prawdziwa. W temacie też niedawno napisałem, że jakakolwiek ingerencja Boga i aktywne opowiedzenie się po czyjejś stronie byłaby w sprzeczności z zasadą wolnej woli, danej przez Niego. Pozdrawiam
    2 punkty
  13. adhezja przyklej się przyklej się do mnie na klej uczuć na lep pożądania przyklej się punktowo przyklej obwodowo i na ślinę się i na mur beton przyklej się na mokro na sucho się przyklej na zimno na gorąco na zawsze
    1 punkt
  14. gdzieś w kłębowisku emocji dużych i wielkich silnych i pyskatych emocji zachowała się postać cicha niezraniona przez nikogo gdzieś po prawej stronie mości sobie małe gniazdko bez dzwonka i domofonu spokojnie mijają jej sezony od truskawek po winogrona gdzieś tam w czerwieniach są usta jej słowa całe wyrazy układane jeden przy drugim sypiają w odcieniach różu kiedy się z bielą wymieszają gdzieś... kto śmie jej poszukiwać
    1 punkt
  15. Zakochana w tęsknocie Z trudem biorąc oddech Patrząc w gwieździste niebo Myśli ciągle o telefonie Kolejny łyk i kolejne wspomnienie Kolejny człowiek i kolejne nadzieje Ciągłe poszukiwania Spojrzenia Tego spojrzenia Już raczej nie będzie
    1 punkt
  16. @Henryk_Jakowiec Arcyciekawy !!
    1 punkt
  17. słowami w pajęczynie pisanymi pomiędzy nićmi plecionymi jak pająk w locie w dół naprędce do niczego wyrażonego by nie uronić centymetra niezbędnego do złapania nieświadomej niczego ofiary balansuję pomiędzy dziewiczą świadomością teraźniejszości i nieskalaną wiarą w przyszłość może z naciskiem na wczoraj niedokonane jutro które nie przyszło dzisiaj nie nastało żongluję słowami jak w cyrku życia mały klaun na arenie żałosnej z kolorowym nosem udaję cokolwiek tam i tu grunt że wierzą i śmieją się wszyscy nie widząc ukrytego smutku i poniżenia bo nie po to kupili bilety by mieć moralnego kaca karuzela żałosna kręci się dalej zataczając kręgi radosne dusze połykając w locie do nikąd jak odkurzacz do worka bez dna potem tylko śmietnik ale lepiej być na górze śmieci więcej widać słońca nim przyjedzie wielki zielony potwór śmieciarka z eko opcjami oczyszczająca miasto z odpadów komunalnych ale tak łatwo nie poddam się będę walczył o wczoraj by nie umarło jutro i nastało dzisiaj /pitu-pitu 2021/
    1 punkt
  18. Złodzieje, mordercy, gwałciciele… - zoo.
    1 punkt
  19. @[email protected] Nie tylko z Nim rozmawiasz, ale Go też czujesz, Grzegorzu... Czyli Ci odpowiada :) Jednak wiem, że nie jest to łatwe byc z Nim w dialogu. To dla mnie nowe, niezwykłe doświadczenie. Pozdrawiam!
    1 punkt
  20. Bardzo mnie ujął Twój wiersz, a najbardziej puenta:)
    1 punkt
  21. wciąż schodzę z chmur ziemia też jest święta zanurzam w niej dłonie i serce
    1 punkt
  22. mały czarny punkt za oknem koncertuje z pełnego dzioba
    1 punkt
  23. Odnaleźć ciebie chciałbym cię odnaleźć w zgubionych słowach których nie było w minionych snach których nie śniłem dowiedzieć czy w ogóle istniałaś spotykam cię w myślach gdzie spacerujesz w parkowych alejach... uśmiechasz się tajemniczo zaglądasz do moich marzeń widać że czujesz się z tym dobrze jesteś szczęśliwa wyobraźnia podsuwa mi różne widoki gdzie spodziewam się ciebie spotkać ogrody pełne kwiatów ptaków ładnych roślin wśród których coraz częściej nie potrafię cię odnaleźć gdyby nie twoje śliczne lśniące jak diamenty błękitno szmaragdowe oczy pewnie bym cię już nie zobaczył a tak mogę ciebie zawsze piękną uśmiechniętą podziwiać jesteś cudowna promienna i pełna wdzięku jesteś zjawiskowo tajemnicza i tak blisko... bajkowy świat cieszy się twoim istnieniem a ja z nim także 2022 andrew
    1 punkt
  24. @duszka A ja patrzę... i nie widzę, zgubiłem do nieba wizę. Pozdrawiam duszko, my dzisiaj o Bogu... ma powodzenie.
    1 punkt
  25. A_typowa.. dziękuję za szerokie odniesienie i cieszy mnie, że tak fajnie bronisz treści. Rozumiem Twoje intencje... opisaną sytuację, próbuję wejść w 'to'... :) skoro peelka już po tamtej stronie, to faktycznie mogłaby, jako duch, wejść.. w .. śmiech, pomyśl na spokojnie, co Ci bardziej... To, że skróciłaś o ostatni wers, to dobrze. Raz jeszcze ślę pozdrowienie.
    1 punkt
  26. Elastyczność naszkicowałeś... :) to ważna życiowa cecha, byle mądrze z niej korzystać. Trzeci wers... (z)godzić się, zawsze z 'się', ale przecież Ty wiesz o tym... :) lepiej uzupełnić i podwójne "się" mogłoby zostać, ale wtedy podmienić słowa w następnym, żeby wypadło kolejne "się. np. gryzę język.. itd. V- ta "strofka"... a gdyby za.. dotknąłem.. dać, dotykam (?) Ostatnia 'cząstka'.. spójrz, ile .. ą.. i.. ę... (5).. zostawię Ci próbkę... i tylko twoja odmowa niczym zapowiedź . . . pozwoliłam sobie na wycięcie czasownika naiwnie nie baczy na skalę pomyłek ........... zostało jedno.. ę Na tę chwilkę to wszystko.. nie zezłościsz się za mieszanie w treści.?.. :) Serdecznie pozdrawiam.
    1 punkt
  27. @Nata_Kruk oj tak pisząc te wspaniałe słowa przegrzałem się z lekka ;)
    1 punkt
  28. ...pocieszny tekst, pierwszy wers oraz "tłustek" rozbawił mnie. zostałem... gdzie.?.. a wyżej o czymś innym. Czy nie poprawniej, zostałem kimś... kim być chcę.. buu Rzucam Ci kostki lodu, dla ochłody... :)
    1 punkt
  29. @Waldemar_Talar_Talar Waldku lubię prawdziwą, rzetelną historię opartą na podstawach naukowych, jak wiesz religia chrześcijańska oparta jest na określonej doktrynie wiary. Nie czytam czegoś czego nie rozumiem, chociaż czasami zaglądam, jak piszę określony wiersz. Pozdrawiam. @Nata_Kruk Nato kto nie ma wątpliwości w jakiejkolwiek sprawie, jest wewnętrznie pusty, powiem więcej - jest po prostu głupi. No może nieco przesadziłem, bo są sprawy zapięte na ostatni guzik, ale czy guzika nie brakuje? Pozdrawiam, dziękuje że zajrzałaś w taką pogodę uff!
    1 punkt
  30. @Nata_Kruk Świat widziany z perspektywy peela jest do ogarnięcia, a jakże, ale częstokorć jest tak nielogiczny... :)
    1 punkt
  31. już tam ich nie ma one czmychnęły na strychu tylko myszy grasują w tużurku jednak pełne rękawy sypią się słówka wiersz wyplatają . . . . ;) Pozdrawiam.
    1 punkt
  32. Ogólne.. tak... dla treści. Różnie mogą wyglądać rozmowy z Bogiem, w tej wyżej da się wyczuć wątpliwości, to jakby naturalne dla człowieka, który czasami powątpiewa, a to twierdza, na którą trzeba się wspiąć.. sercem. Pozdrawiam.
    1 punkt
  33. Z odrobiną goryczy Pamiętam, wtedy w nocy Wielki wóz widziałem; Niech będzie, pomyślałem, jakiś wiersz napiszę, Bo przecież żem poeta więc do gwiazd się zbliżę, By w końcu czarną dziurę w konstelacjach znaleźć. Pamiętam ten początek, brzmiałem tak przed laty; Kosmosy, galaktyki, gwiazdy prawie martwe. Czy jest w tym chociaż magia? Ile to jest warte? Wciąż pyta mnie przy stole pusty Mogen David. Już wkrada się do głowy ten nieznośny chaos; Wyczuwam go i widzę, wciąż się przed nim bronię Lecz wkrótce mu ulegnę, poddam się nieśmiało, By zostać tuż po bitwie własnym epigonem. Ja wiem, że czterowiersze różne rymy mają, Lecz mam to gdzieś, milordzie - Tak mi wyszedł sonet. ---
    1 punkt
  34. @Pani. Pozdrawiam.
    1 punkt
  35. Witam - cieszy mię twoje podobanie - Pozdr. @Krzysica-czarno na białym - dziękuje -
    1 punkt
  36. @A-typowa-bSmutek, ale chyba bardziej tęsknota ... tak mi się zdaje. Bardzo mi się podoba, zresztą jak pozostałe. Są takie szczere. Pozdrawiam
    1 punkt
  37. Aby, zgodnie ze słowami Dona Vito Corleone - z którym Jezus przedyskutował wiele godzin o biznesowej etyce - że w taki dzień nie powinno być na niebie żadnej chmurki, nawet w oddaleniu,* skorzystał On ze swej mocy bycia Władcą Czasu. ** Uczynił to w ten sposób, że spowolnił znacznie upływ czasu w wymiarze, w którym pozostawił żony i czekających na ratunek rozbitków. Uczynił to przede wszystkim z myślą o swoich ukochanych, ale też i o doświadczających lekcji marynarzach. Jako bowiem Bóg i człowiek w jednej osobie, myślał jednocześnie o wszystkim. Pragnął, aby Jego wybranki nie tęskniły zbyt długo i aby nie obarczać Mai zbyt czasochłonnym zajmowaniem się jednym ze Swoich stworzeń. Które zresztą też nie czuło się komfortowo, będąc kierowane przez obcą wolę i przebywając na powierzchni morza - w przestrzeni, od której wolało głębiny. Niezależnie od prawdy, iż obecna w nim dusza, wybierając takie wcielenie, zgodziła się na owo awygodne przygodozadanie, żeby inne dusze, będące w innych osobach, mogły mieć szansę postąpić krok lub więcej ku światłu. A przynajmniej móc skorzystać z szansy uczynienia tego. Zjawiwszy się wraz z Ewą z powrotem na pokładzie Nautilusa, gdy skończył się ich miesiąc miodowy, a na Ziemi upłynęło zaledwie kilka godzin, i zaraz po tym, jak wraz z Nim przywitała się ze współżonami oraz z kapitanem Nemo i jego gośćmi, w tym Soą i Milem - Pierwszy Nauczyciel udał się wraz z Maią do pozostających pod swoistą opieką ośmiornicy rozbitków. Która w celach dydaktycznych krążyła wokół nich, to zanurzając się, to wynurzając. To pokazując się w całej swojej wielokilogramowej i wielometrowej okazałości, spoglądając wielkimi, bladymi oczami, to chowając się pod powierzchnią i trącając kolejno jednego z pływających po drugim. Tych zaś, od których czuła silne negatywne emocje, owijała macką i unosiła ku górze, kołysząc. Ku przerażeniu ich samych, podnoszącego serce do gardła. I ku niewiele mniejszemu strachowi ich towarzyszy. Mających świadomość, że kraken może na tym nie poprzestać. I że za chwilę lub dwie oni sami mogą znaleźć się w mackouścisku. Lub gorzej, eufemistycznie sprawę ujmując. Ewa podeszła do swoich współżon zarumieniona... Cdn. * Patrz M.Puzo, "Ojciec Chrzestny". ** Tu w sposób oczywisty nawiązuję do serialu "Doctor Who". Warszawa, 29.06.2022
    1 punkt
  38. Hej! Tak! Dodałem go celowo, bo z mojej strony, nie będzie to ostatni wiersz o Ukrainie - lekko parafrazując twoją wypowiedź. Przepraszam i zostawiam pozdrowienia!
    1 punkt
  39. Byłaś bryzą falowaniem rytmem zagłuszając czas nieskończeniem dnia przesłaniem tajemnicą ruchu warg byłaś chwilą zaskoczeniem wirowaniem tu i tam uchwyceniem oczu marzeń kołysania słodką grą
    1 punkt
  40. Zamyśleć się Na Times Square Dwa brzegi złączyć Mostem w Avignon Nie sposób Przestwór oceanu Przed pocałunkiem Zatrzymać na chwilę Łódką brodzić Prościej nie pytać Twarz Greya zameldować W szklanych domach Z betonu na jakiś czas Zamienić bochen chleba Na chipsy i takt muzyki Na dwa lub cztery Łatwiej. I głośniej wtedy Muzyka upada na chodnik
    1 punkt
  41. Witam - podoba się - Pozdr.
    1 punkt
  42. @[email protected] Gdzieś w równoległym wymiarze tej dwójce się udało. Niestety ja tkwię w tym. Również pozdrawiam.
    1 punkt
  43. Josefina Ten dzień jak każdy inny nie przyniósł nic nowego a jednak w HAGS Aneby na potężnym Kalmar o udźwigu 12 ton, jedna młoda, drobna dziewczyna z Krakowa z tatuażem o szerokim szczerym uśmiechu ma na imię Josefina załadowała na moją ciężarówkę 24 tony tarcicy wjechałem do kraju jadę na rozładunek do Zagłębia Dąbrowskiego dostałem SMS o promocji podjechałem na Shell w Sosnowcu wszystko się zgadza zapłaciłem za sześć paczek Neo odebrałem osiem i do tego elektroniczne urządzenie Glo po tygodniu wracam do domu jadę A1 w kierunku Łodzi minąłem Mykanów do Radomska idą wszystkie dopiero co oddane trzy pasy w pogodny dzień na autostradzie zdarza się układam w głowie wiersze jednak w ten dzień jak każdy inny akurat tak wyszło nie ma co układać po prostu na potężnym kalmar o udźwigu 12 ton, jedna młoda, drobna dziewczyna z Krakowa z tatuażem o szerokim szczerym uśmiechu ma na imię Josefina. Aneby/Sosnowiec, 23. 06. 2022.
    1 punkt
  44. @Gosława Mhhhh ;), dziękuje za szczerość wypływającą z komentarz aż po brzegi :). Miłego dnia Reniu :). @Starzec zależy mi by każdy znalazł w nich coś dla siebie, w tym przypadku niech wyobraźnia zaniesie Cię gdzie chcesz. Pod warunkiem że na dobre wyjdzie :) @Nefretete przyznam że wzruszasz mnie postawą, ostatni wiersz (a nie lubię czytać tych o Ukrainie)faktycznie wyszedł nieźle. Idąc dalej, dodałeś Jana, co jeszcze bardziej mnie w Tobie zaskakuje ( pozytywnie, bo trafny komentarz).
    1 punkt
  45. Jeża igły wyróżniają, bardzo wiele ostrych mają, nie dotykaj zatem jeża kiedy dokądś sobie zmierza.
    1 punkt
  46. Egzekucja Rzucono mnie pospiesznie myślom na ratunek; Wciąż leżą rozsypane, ze mną, na podłodze, A ja, miast je pozbierać, patrzeć tylko mogę, Jak ścieka z mojej głowy jaźni wartki strumień. Wierzyłem aż do końca, wciąż wierzyłem, czułem, I wiem, że jednakowo czuli współwięźniowie. Czy przeszłość wystraszona komuś o nas powie? Czy z mojej potylicy wyjmą kiedyś kulę? Wnet czasów nieodległych blakną powidoki, Zmącone jak złudzenia śród rozbitych luster, I choćbym nimi zdołał oczy znów ozdobić, Przemienią je powieki w czerstwą już iluzję. A jeśli martwa cisza zmysłów nie spustoszy, Czy będę uwięzionym przy nadziei głupcem? ---
    1 punkt
  47. @Wędrowiec.1984 Miło sie czyta i nie jeden raz. Pozdrawiam
    1 punkt
  48. Mistrzu , jesteś wielki. Tym razem jak u Ciebie w formie, ale treść i klimat zupełnie inne ironiczne i takie z dystansem do siebie i do własnej poezji,, co jest dodatkową wartością dla mnie. Tego wina nie znam i nie poznam, bo od 3 lat zero alko, a piłem codziennie od lat, 2-3 kieliszki wina po kolacji, a w lecie piwo po treningu. Lubiłem to i dawka była niezmienna, ale pewnego dnia postanowiłem przestać. Z perspektywy chwalę sobie, a zrobiłem to bez żadnych problemów. Niedługo kolej na mięso. Pozdrawiam, jeszcze raz, sonet cudny:). M
    1 punkt
  49. @Wędrowiec.1984 forma u Ciebie jak zwykle znakomita, miło poczytać. tak mi to "chodziłopogłowie" aż przekopałem kosz ze szkłem i..... pusty Mogen Dawid – i nie zapytał mnie niestety.....
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...