Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 26.05.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
bunt alkohol amfetamina nie dla mnie uciekam subtelnie bez rozgłosu i szoku uważnie i zgodnie z planem z chirurgiczną precyzją wycinam światu bolące organy pozostaje ażur wciąż większe prześwity coraz cieńsza koronka wycinanką kupuję cenne chwile wytchnienia ale przez otwory dziurawego świata złowrogo przegląda zimna głębia pustki czarna toń wszechświata skalpel wypada z drżących rąk5 punktów
-
PD/TS Przyszedłem tu tylko z wizytą a chciałbym zostać na stałe żreć pod nos podsuną przypomną o potrzebie toalety i ćwiczeń fizycznych prześcielą łóżko opiorą czas drepcze szurając łapciami doby ślizgają się po lustrzanej posadzce ciągając za sobą ludzkie historie jak odpustowe zabawki wszystko co jest jest na zewnątrz zło zostało na zewnątrz wojny zostały na zewnątrz serca złamane inflacja zostały na zewnątrz tutaj można siedzieć i patrzeć jak paproć chciwie wyciąga ramiona w kierunku podłogi spokojnie jest i cicho są pastelowe uśmiechy jest przymglony tembr głosów są kolorowe draże żeby chciało się rano otworzyć oczy żeby się chciało wstać żeby się chciało jeść żeby się chciało chcieć i żeby się nie chciało umierać przyszedłem tu tylko z wizytą a chciałbym zostać na stałe ale już kończą na dzisiaj zapraszają ponownie4 punkty
-
Z okazji Dnia Mamy, podzielę się z wami wierszem, który już kiedyś zamieściłem tutaj. ******* mama nie zerwij nigdy tej nici moc miłości to cud przetrwa bez znaków taką jest3 punkty
-
3 punkty
-
Bizneswoman z ulicy Rogatki bukiet chciała raz wieźć na Dzień Matki; lecz tak była zajęta, że dotarła na Święta. Matka na widok jej: "Ładne kwiatki!"2 punkty
-
Plotkuje pani gdzieś w Nieporęcie Podczas wystawy: - Masz pan pojęcie, krytyki tuz tego lata Matejkę wziął za Fałata. - Jak? Co? Przy ludziach? I to w Zachęcie?2 punkty
-
poezja nie boli oddycha widzi więcej niż dal poezja to drzewo miłość nadzieja to barwny kram poezja światłem drzwi do lepszego radość i żal poezja pachnie kaliną i bzem to fajny świat poezja nie kłamie zawsze szczera jak tęcza i mgła poezja dla każdego nie umie dokuczać to ocean prawd2 punkty
-
patriotyzm dzieli naród to bardzo stara tkwiąca jeszcze w legendach teoria podboju Ruś dziecko gwałtu Waregów przez wieki stawała na wiecu pieczęcie z długiego zdobionego w głowę smoka statku zniósł dopiero jarl w szeptach słowiańskiej mowy przetrwać i posadzić kniazia niestety nie miała tego szczęścia długa od oligocenu linia ssaków olbrzymich utknęła w pułapce między zlodowaceniami ukryta w mroku ludzka kolebka bez usprawiedliwień istnienia w bruzdach na czole w odsłoniętych diastemach nieprzerwaną to pierwsza wojna na żywo patriotyzm dzieli ludzi poszedł dym z pieców Oświęcimia2 punkty
-
Moja mama wyszła do przedpokoju po prostu gotowała rosół niedziela lekarz powiedział nie żyje w progu2 punkty
-
Widziałem, jak nic nie może się równać z mocą poświęcenia, bezwarunkową miłością i oddaniem do ostatniego tchu. Poznałem ułamek bólu i strachu napędzający odwagę samobójczej misji chronienia przed złem swego światełka. Czułem śmiałe i pewne kroki, które sprowadzały z drogi do samego dna piekła; dotyk podnoszący z umarłych i szept przywołujący do istnienia. Doznałem siły drobnych dłoni podtrzymujących wolę bycia i przez łzy dzielenie się swym neonatusem. Zapamiętam uśmiech i szloch, dłoń na twarzy i ostatni hołd. Wiem, byłem i jestem całym światem. Dziękuję za otarte łzy i opatrzone kolana, za wszystkie przyszyte guziki przy koszuli i słowa pocieszenia, za ciepło i wyrozumiałość. Przepraszam za bezsenne noce, złe uczynki i nieuwagę. Obiecuję być i pamiętać. Kocham Cię, Mamo… Oddaję honory wszystkim matkom czasu wojny i pokoju.2 punkty
-
Tuż obok, duszący zapach sfermentowanych oczekiwań W środku, smród spleśniałych rozczarowań obrastających myśli Wokół, gnijące nie-owoce porzuconych ambicji Zobacz, tłuste robaki pełzające tunelami niekończących wymagań Poczuj, zjełczałe pragnienia oblepiające serce Porzuć, spróchniałe marzenia trawiące duszę I jak się teraz czujesz, wolny człowieku?2 punkty
-
Umarła moja matka. Pochowałem ją w szarym lastrykowym grobie. Chciała mi coś jeszcze powiedzieć tuż przed śmiercią, lecz, nie zdążyła… Pamiętam, był pochmurny dzień… Chciała mi coś powiedzieć, ale nie zdążyła… Pamiętam ten dzień. Pamiętam każdą minioną chwilę… Umarła o 9.45, zdziwiona bezkresem pustki, mroku i milczenia… Umarła, patrząc w okno, jakby wiedziała, że może już ulecieć jak ptak, w bezkres, w wieczność, w nic… Lekarz stwierdził zgon beznamiętnym głosem. Wypisał kwit… Dlaczego? Dlaczego? ― Co jej dolegało, panie doktorze? ― „A, boja wiem?”. Straszliwa pustka targnęła moją duszą. Uderzyła momentalnie krew. Do tej pory słyszę nieustanny szum płynącej rzeki, wzburzony gorączką nurt… Noc ściska moje skronie. Dusi i miażdży. Noc. Okrutna noc… Bezgwiezdna pomroka samotności i smutku. Bezgraniczna pustka. Zapalam światło. Na ścianach plamy, pajęczyny i kurz. Na ścianach olejne krajobrazy. Na ścianach plamy wilgoci, pęknięcia, pył… Dotykam palcami. Muskam. Głaszczę… Całuję namiętnie, jak tylko można całować jedyną miłość… Jak tylko można. Jak tylko… Napijesz się ze mną? Chcesz? Mam jeszcze trochę… W takim razie naleję sobie do pełna. Alkohol rozlewa się tak cudownie w przełyku, żołądku. Otumania i rozluźnia. Rozgrzewa. Potęguje myśli. Otwiera wyobraźnię, sny… Pozwala wyrzucić z siebie wszystko, co ukryte, co stłamszone codziennym dniem. Przepraszam. Posiłkuję się „Obcym”, Alberta Camusa. Przepraszam, lecz, kogo to, u licha, tak naprawdę obchodzi? Nikogo. Jemu też umarła matka, tak jak i mnie, ale w przytułku. Moja umarła w domu, na rękach… Lecz, kogo to obchodzi? Nikogo. Podziwiam jego prozę. Pisarski kunszt. Gdzie mi tam do niego. Gdzie… Kondolencje złożył mi wuj, jemu szef. A może i nie złożył. Jakie to ma znaczenie… Jego przyjął dyrektor przytułku, mnie ― nikt. Bo i kto mnie mógł przyjąć? Jego matka przed śmiercią często płakała, moja nie mówiła nic. W każdym bądź razie nic ważnego. Podawałem jej leki, bo sama już nie potrafiła. Nie umiała. Plątały się jej odrętwiałe palce… 11 marca, w czwartek 2021 roku o 9.45 stanęło jej serce. Jej ostatnie słowo brzmiało: „Dzwoń „. Cokolwiek miało to znaczyć. Cokolwiek, to było. Lecz, nim zdążyłem wybrać numer ― dopadłem do niej i zobaczyłem śmierć. Ostatnie westchnienie. Ostatnie uderzenie serca. I zamknięcie powiek. Wiem, nie chciała, abym je zamknął. Wolała sama… Sama… Jej dusza uleciała przez okno, kiedy je otworzyłem. Kiedy odsunąłem firankę… Jej dusza uleciała w niebyt albo do Raju. Jej dusza uleciała bezszelestnie. Cicho. W tajemnicy przed światem, przysiadłszy na chwilę na parapecie, aby spojrzeć po raz ostatni… Na mnie? Na miejsce życia? Uleciała. Odfrunęła. Zniknęła. Rozproszyła się w nic… Lekarz stwierdził zgon. Beznamiętnie. Urzędowo… Lecz, cóż to mogło lekarza obchodzić. A czy to jego pierwsza stwierdzona śmierć? Wypiłem wszystko i nie mogę wstać. Ale mogę pisać. Po wypiciu dobrze mi się pisze. Może z błędami. Nie wiem. Mam to gdzieś… Kocham cię, słyszysz? Kocham cię… Albert Camus uśmiecha się do mnie znad grobu w błękitnawym obłoku, popalając papierosa. Dozorca biegł za nim, aby mu przekazać, że chce otworzyć trumnę, by mógł rozpoznać zwłoki. Pożegnać się z matką. Mnie nie gonił nikt… Mnie dogonił bezdech okrutnej śmierci. Ścisk. U niego obijały się w południe dwa szerszenie o szybę Mnie otulała marcowa, przedpołudniowa cisza. Otulało zamglone słońce, aby po południu uderzyć z całą mocą straszliwej śnieżycy. U niego panował skwar… Ktoś, coś do mnie mówi. Kto? Nikt. Ja sam do siebie mówię. Szepczę. Włączam światło. Wyłączam. Jest tu, kto? Czy ktoś tu jest? Nie ma nikogo. Jestem sam. Ja, i mój na ścianie cień. Już nie trzeba. Nie trzeba, o, zmory, o, mary nieśmiertelne. Wypiłem wszystko. Czy ma ktoś jeszcze coś? Dobrze zapłacę. Szukam, lecz nie znajduję niczego. Moja ręka grzęźnie w głębokiej kieszeni dziurawych spodni… Przepraszam. Jeśli, ktoś chce zadzwonić, to mój telefon jest na mankiecie koszuli. Proszę dzwonić. Śmiało. Wiem. To moja wina. Moja wielka wina. Moja wielka cholerna wina… Czy jest tu, kto? Ostre światło żyrandola oświetla moją twarz. Ćmy uderzają o żarówki, wzniecają kłęby kurzu… Ćmy uderzają. Łopoczą skrzydłami. Umierają. A, ja? Czuję, jak i mnie wyrastają skrzydła… Zapalam obskurne światło kinkietu. I znowu jestem w barze, pośród innych ciem. Na blacie widzę kręgi po alkoholu. Która to już szklanka? Butelka? Czy, ktoś wie? Nie wie nikt. Bo i po co miałby wiedzieć? Barman poleruje szkło z kamienną miną. Ogląda je pod światło…. Za barem ogromne lustro. Moja zniszczona twarz… Ktoś się przysiada. Ktoś odchodzi… Już nie odróżniam twarzy. Wszystkie są zamazane i mgliste, o nieustalonych rysach. Ale chyba jakiś robotnik portowy, magazynier, bankier… Być może dyrektor jakiegoś ważnego instytutu… Czy jest tu, ktoś? Nie ma nikogo… Wszyscy są jacyś obcy, niekomunikatywni, milczący… Wszyscy są, a jakby nikogo nie było… Chyba zdrzemnąłem się na chwilę. Budzi mnie jakiś szelest. Rozwieram szeroko powieki. Olśniewa mnie jaskrawe światło. Poranek, to? Wieczór? Środek dnia? Nie wiem tego na pewno, gdyż błądziłem dopiero, co w malignie niepamięci, w odmętach przeszłości… Jawa, to, czy sen? Boję się westchnąć głębiej, aby nie wzruszyć sadzy w kominie, popiołu buzującego kominka… Gdzie ja jestem? Nie wiem. Tu albo tam. Albo, gdzie indziej… Albo nigdzie… Ktoś, coś do mnie mówi, pociągając nosem. Płacze? Ale z jakiego powodu? Próbuję zapytać, lecz mamrocze dalej i łka w tych samych równych odstępach… Nie mogę się dowiedzieć niczego. Niczego… Zwisa z krzesła z żałosną miną. Nie patrzy na mnie. Mówi cicho, prawie szeptem: „kochałem twoją matkę” ― Kto? Kto, ty jesteś? „Nie poznajesz mnie?” ― Wpatruję się uważnie, usilnie… Nieostrość zamienia się w jaskrawość umysłu… ― Tato, tato… ― Nasłuchuję i słyszę: „Już dobrze. Jest ze mną” ― Tato… ― „Nie mów nic… „ Przez okno wchodzi zapach bzu. Wdycham łapczywie. W uszach szum buzującej krwi. W uszach szum upływającego czasu. Za oknem maj. Deszczowa ciepła noc. Za oknem pustka. Bezbrzeżna melancholia. Za oknem noc. Jakaś muzyka spływa na mnie z nieba. Wdycham zapach świeżej wilgotnej ziemi. Puste podwórze. Krzewy, drzewa… Chyba sobie pójdę. Dokąd? Donikąd… Szelest wiatru. Liście oklaskują czyjeś przybycie, czyjeś odejście… Już nie musisz niczego mówić, Tato. Nie mów nic… Właśnie wychodzę z domu. Wychodzę naprzeciw niczego… (Włodzimierz Zastawniak, 2022-05-26)2 punkty
-
Stare kamienice wąskie uliczki oplatają ratuszowy plac Noc taka cicha Czasami przebiegnie kot w blasku lamp klimatycznego światła oświetlającego bruk... Zamknięte okno dnia prowadziło w głąb lasu ludzkich drzew wspomnień i teraźniejszości.... Smutne to okno... Uderzony wiatrem w twarz poczułem spływające łzy duszy... Zatopiony w powietrzu jak cząstka za cząstką umiera wnętrze Moja dusza przeciw życiu... Poruszam ustami szeptu nikt nie słyszy Opowiadam swoją historię wśród murów gdzie echo kroków zagłusza prawdę o mnie... Wierzyć że coś jest ważne Abstrakcja... Płomień pochłania wszystko Życie zatrzymuje się na drabinie Pędzącego szumu... LRD2 punkty
-
oczy zaraz sen zmorzy piżamy nie założył kładzie się tak nieskładnie bajeczki czeka ładnie śpiący - jak nieżyjący płomyk jakby gasnący jedno tedy ich różni status tejże ich próżni jedna tak w obłęd biegnie światem tym - żywe brednie druga - raz cię zabierze nie obudzisz się na zerze2 punkty
-
Spłoszyłeś ostatnie miłosne słowo. Przyzwyczaiłeś do kłamstwa, którego tak mi brakowało. Czy jutrzejszy sen będzie wielokropkiem wieńczącym zdanie, jakie uroniłeś prosto z serca? Nie chcę umierać według regulaminu, zatracać się we łzach, tak brakujących tegorocznemu niebu. Zanim się pomylę, obudź we mnie światło, wskrześ bezludną duszę. Nie doszukuj się zalążków kamieni w tej modlitwie.2 punkty
-
1 punkt
-
Polorysta rodem z prawdziwej kwiaciarni kawiarni zakolorował mój świat. I nawet sobie przypomniałem ukradkiem poproszę, dziękuję, przepraszam. Stokrotne dzięki, że nie wymógł na mnie wszystkiego. Dalej odkładam sztućce jedynie na dwa sposoby. Fakt, że różne. Życie czasem jest prostsze niż polorysta pomyśli i układa się niekiedy nie po jego myśli. Nawet polorystę wypada czasem przecedzić. A czynią tak również ą ę artyści. Warszawa – Stegny, 26.05.2022r. PS. Tekst zdecydowanie nie o mamie. Pewne zbieżności są niezaplanowane. Wszystkim mamom życzę wszystkiego dobrego! Inspiracja: Poeta Michał1975.1 punkt
-
-Mistrzu, milczenie złotem. Wielu się z tym zgadza. -Nie zawsze, ale wtedy, gdy ktoś głupio gada.1 punkt
-
ja tak kocham kocham mocno, uwielbiam głaskać, zachwycam się, że nauczyłam mądrości w życiu. umówiłam się na deser w sobotę, a do mojej mamy w niedzielę na obiad.1 punkt
-
@Nata_Kruk Nie lubię laurek i tyle @Dared Mam po mamie nos, kiedyś się wstydziłem teraz jestem dumny, mamy nie mam od trzydziestu lat a boli1 punkt
-
1 punkt
-
Pamiętasz ten wiersz? http://wierszykidladzieci.pl/tuwim/lokomotywa.php *** Julian Tuwim Lokomotywa Stoi na stacji lokomotywa, Ciężka, ogromna i pot z niej spływa: Tłusta oliwa. Stoi i sapie, dyszy i dmucha, Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha: Uch - jak gorąco! Puff - jak gorąco! Uff - jak gorąco! Już ledwo sapie, już ledwo zipie, A jeszcze palacz węgiel w nią sypie. Wagony do niej podoczepiali Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali, I pełno ludzi w każdym wagonie, A w jednym krowy, a w drugim konie, A w trzecim siedzą same grubasy, Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy, A czwarty wagon pełen bananów, A w piątym stoi sześć fortepianów, W szóstym armata - o! jaka wielka! Pod każdym kołem żelazna belka! W siódmym dębowe stoły i szafy, W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy, W dziewiątym - same tuczone świnie, W dziesiątym - kufry, paki i skrzynie, A tych wagonów jest ze czterdzieści, Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści. Lecz choćby przyszło tysiąc atletów I każdy zjadłby tysiąc kotletów, I każdy nie wiem jak się wytężał, To nie udźwigną, taki to ciężar. Nagle - gwizd! Nagle - świst! Para - buch! Koła - w ruch! Najpierw -- powoli -- jak żółw -- ociężale, Ruszyła -- maszyna -- po szynach -- ospale, Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem, I kręci się, kręci się koło za kołem, I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej, I dudni, i stuka, łomoce i pędzi, A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost! Po torze, po torze, po torze, przez most, Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las, I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas, Do taktu turkoce i puka, i stuka to: Tak to to, tak to to , tak to to, tak to to. Gładko tak, lekko tak toczy się w dal, Jak gdyby to była piłeczka, nie stal, Nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana, Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana. A skądże to, jakże to, czemu tak gna? A co to to, co to to, kto to tak pcha, Że pędzi, że wali, że bucha buch, buch? To para gorąca wprawiła to w ruch, To para, co z kotła rurami do tłoków, A tłoki kołami ruszają z dwóch boków I gnają, i pchają, i pociąg się toczy, Bo para te tłoki wciąż tłoczy i tłoczy, I koła turkocą, i puka, i stuka to: Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!... Tekst © Copyright by Fundacja im. Juliana Tuwima i Ireny Tuwim, Warszawa 20061 punkt
-
1 punkt
-
Teraz to mi przykro. Nie wstydź się własnych myśli... a my, 'postujący', mamy czasami inne widzenie danej treści... Niekiedy ile odbiorców, czasami tyle samo opinii.1 punkt
-
1 punkt
-
@WarszawiAnka Powiem tak - choć może poezja nie do końca w moich klimatach, to muszę przyznać, że wiersz bardzo ciekawy i oryginalny pomysł (powyżej przeklejone to, co wg mnie najbardziej zwraca uwagę). Będę zaglądała z zaciekawieniem. Pozdrawiam.1 punkt
-
Zważyłam dziś słowa okazały się zbyt świeże więc z powrotem włożyłam je do kotła, by mogły dojrzeć. Zapomniałam jednak, że w kotle jest gorąco i duszno, że będą rozgotowane, ale to przecież dalej słowa, pozbawione jedynie aromatu. Nie były, nadal zaskakiwały niedojrzałością zostawiłam je więc na dłużej, z nadzieją, że tym razem będą idealne w sam raz na podanie. Zapomniałam jednak wyjąć w porę, przeoczyłam moment al dente. Okazało się, że słowa mogą zgnić, a wtedy nie zostaje już nic prócz miejsca na pestkę po awokado1 punkt
-
1 punkt
-
Trochę zamieniam sobie kolejności. Lekarz powiedział od progu - nie żyje. Bo chyba to też bardziej poprawnie - 'od progu', niż 'z progu'. To drugie kojarzy mi się z np wybijaniem z progu w skoku w dal. Pomijając, łączę się w bólu. W przypadku mojej było podobnie.1 punkt
-
1 punkt
-
Mamo - pamiętam Twoje oczy smutne, Skryte tajemnie jak plama pod płótnem. I łzy kryształowe pod maską uśmiechu Spływały w rytm pulsującego oddechu. Mamo - wspominam, Twoje ciałko - choć drobne, A mogło oręż nosić z gracją, swobodnie. Gdy do domu wracałam - dom wydawał się nowy! Utkać chciałaś świat lepszy szyjąc lniane zasłony... Mamo - przepraszam, Gdy słowem czasami Jak sztyletem szarpałam piekące już rany, I solą sypałam , bo cukru brak W buntowniczym biciu serca tak wściekłym na świat! Mamo - pamiętasz Tulipana w dzień Matki? W palpitacjach go rwałam z ogrodu sąsiadki. Choć z drzazgą na dłoni i nogą obdartą By widzieć Twoją radość - i tak było warto! Mamo - rozumiem Jak czasem trudno być mamą... Gdy z serca chcesz dobrze, a wyszło jak chciało... Gdy kochasz najmocniej - a kłody pod nogi! Ciepły blask w oczach dziecka ten ból wynagrodzi... Mamo - dziękuję Że dałaś mi kawałek siebie Urodziłaś mnie wczoraj, dziś ja rodzę Ciebie, Otaczasz mnie światłem, dźwiękiem i gestem... Choć nie chciałam być jak Ty - z każdym dniem bardziej jestem... Weronika Pas1 punkt
-
@Klip Jaś kierowca w Nieporęcie Raz wpadł w poślizg na zakręcie Wyszedł z tego cało Lecz mu było mało Ściga ciągle się zawzięcie1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
JAKI KOLEŻKA, JAKŻE... LOKI, KAJ. ANI KADRA - BARDA KPINA. I Z DOWODEM... I MI ME DOWODZI.1 punkt
-
czasami łatwiej nad ścieżką szybować niż zostawiać ślady których nikt nie szuka * na pewno nastąpi mówi się trudno chwila ostatnia co zablokuje jutro1 punkt
-
:) Dzięki Również pozdrawiam Delikatnie? :) To miłe spostrzeżenie, czasem mam wrażenie, że piszę kawę na ławę :) Dzięki i również zdrówka Ja też czasem nie nadążam :( Dzięki i również pozdrawiam1 punkt
-
Między chmurami Dzisiaj słońce jest markotne, nie pogada sobie z nami, wiatr się pyta 'czemu jesteś za chmurami?', słońce się wychyla, ale mówi, że nie powie co usiadło mu na nosie i za chmury znów się skrywa. Wiatr rozdmuchał całe niebo, 'a dlaczego, czy zrobiłem ci coś złego, czemu się tak na mnie złościsz?'. Słońce mówi, że nie lubi, kiedy wiatr przychodzi w gości, wtedy panie się chowają, nagie ciała okrywają, mówią 'zimno jakoś'. Słońce, ty masz rację, bo i ja gdy chcę popatrzeć, to mnie wszyscy unikają, ostre słowa padają, przykro się robi, serce boli, na płacz mnie zbiera, ale nikt się mną nie martwi, wszyscy uciekają z plaży. Co się dziwisz wietrze, bardzo ostry jesteś, więc nie przychodź tak nachalnie, tylko skradaj się delikatnie, powiej lekko we włosy, one lubią jak wiejesz we włosy, potem na stopy, możesz też pamiętać o innych rozpalonych miejscach np. powiać po plecach, tylko zrozum to wreszcie, i nie przychodź tutaj z deszczem, ja chcę by pogoda była piękna, a on się wszystkich czepia, na nikim suchej nitki nie zostawi, dlatego świecę miedzy chmurami.1 punkt
-
Gość z Poznania (przy tym kibic Lecha) zawsze trząsł się cały na dźwięk echa. Choć są pomieszczenia bez głosu dudnienia, to dlań marna, niestety, pociecha.1 punkt
-
Konstelacja lutni. A harfy grzmią kryształem ciszy kiedy nasze dłonie tulą się do siebie Czasem bywasz tak odlegle bliski, tak blisko niezdobywalny Oblodzony szczyt wyrastający spod ziemi moich obaw, moich końców świata Na przekór temu śnią mi się muzyki, Skandynawie i autostrady całe w girlandach wczesnego lata ... Pojedźmy gdzieś! Zatrzymajmy spadającą gwiazdę Zabierzmy zmarznięte oczekiwania czułym autostopem! Zakręćmy ziemią - w odwrotną stronę Oplećmy ją nicią Już babie lato! Najczulszy kordonek ....1 punkt
-
Czasem tańczę Jak obłąkana W obłędnej sukience Na szklanej klepsydrze Nieugiętym czasem Się nie przejmując Jakże tegoż spokoju mi brak W obliczu własnego odbicia Zwyczajnie chwytam W dłonie nieba kryształy Lub dojrzałe czerwone czereśnie Klaudia Gasztold1 punkt
-
Biorąc łyk wody nie wiedziałem że będzie mym ostatnim. Wyswobodzając się z od myśli nadal żyje, nie jest to łatwe. Myślę tylko o tamtym zajściu które ukształtowało mnie i odmieniło mój wzrok. Wracając, dzisiejszy dzień nie był za trudny. Wstałem zjadłem kolację, i wpatrywałem się w uszkodzoną ścianę. Jeśli chcesz wiedzieć Stefanie nie było tak zawsze... teraz tylko jest deszcz, ah tak i jescze te panie piętro niżej - ciągle krzyczą. A ja chcę tylko troszkę ciszy, nie zrozum mnie źle, jest mi tu dobrze jednak, to nie moje miejsce. Stefan z marszcząc czoło wypuścił nerwowo powietrze, jednak jego oczy odbijały tafle zmartwienia. Czułem sie za nią odpowiedzialny jednak stosunkowo było mi do niej daleko. Po pewnym czasie poczucie porzucenia oswaja nas tak bardzo że nie czujemy juz nic, nawet potrzeby nawodnienia. Ruszyłem więc rankiem, nie wiedziałem gdzie trafię więc postanowiłem nie martwić sie o to. Wiatr łaskotał mnie po szyi czułem się wolny a przy tym stłamszony. Trafiłem do pabu w którym neony oślepiały mój wzrok. Zamówiłem jedno piwo i usiadłem. Nigdy nie lubiłem piwa. Szkolne czasy przypominały mi jednak o dostosowaniu się do ohydnego społeczeństwa.1 punkt
-
... utwór do odsłuchania, nawet fajny, ciutkę ciężkawy... i... podobno z wiekiem wyrasta się z wielu rzeczy... ;) ... następny cover... to akurat mi leży.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
....hmmmm....to na tym to polega, no proszę, a ja gupi myślałem do tej pory, że to przez złośliwość ;)1 punkt
-
1 punkt
-
Z Leśmianem wędrowałem przez zielone morza, lasy i łąki W ogródkach działkowych siedzieliśmy i czytaliśmy swoje zapiski Z pożółtych kartek starego zeszytu i z prostokąta świecącego ekraniku Wchodziliśmy w stany zazielenienia “Ciesze się, że znalazł Pan dla mnie trochę czasu I z wędrówek gwiezdnych lasów zjawił się tutaj na trawie” I uśmiechały się lekko siwe wąsy i oczy I słońce głaskało po jego łysinie I był tak żywy że mogłem dotknąć jego rękę Pocałować w policzek, powiedzieć - dziękuję… Przybrany pradziadku, że nauczyłeś mnie wchodzić W stany zazielenienia1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne