Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 23.03.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
na skraju lasu w starej chacie zapomnienie z ciszą rozmawia o tym jak było jak uśmiech izby bawił jak młoda dziewczyna chłopaka kochała tak jak on ją jak pająk z cieniem uczyli się czarów tak mocno że nie tylko mysz się bała jak wiatr okiennice zamykał nawet gdy słońce się ciepło uśmiechało na skraju lasu gdzie kiedyś czas się nie spieszył gdzie echo echo wołało j5 punktów
-
Podkomorzy raz w komorze Podskarbiemu rzekł, że może dać mu wszystkie skarby świata wśród nich marchew i sałata a Podskarbi rzekł mu, o nie możesz je przekazać Bonie bowiem Bona z tego słynie, że gustuje w zieleninie. Dla niej szpinak, szczaw, brukselka to radocha i to wielka a więc w kuchni swej szefuje zieleniną nas futruje a po cichu na zapleczu nam sałatkę robi z mleczu sobie zaś karkówkę smaży wie, że nikt się nie odważy by wygarnąć Bonie zdradę gdyż się boi o posadę a przy Bonie mieć etacik to każdemu się opłaci.5 punktów
-
Zabijasz z zawiści zimny zbrodniarzu ziejesz zbroczoną zgorzeliną zamiast zabawek zdradzieckie zabójstwa zewsząd zardzewiała zieleń zapamięta zraniona ziemia zimne zadowolenie zauszników zaburzony zabójco zobacz zapłakała zaorana ziemia zburzone zbijane złote zyski zostało zero zaufanie znikąd zginiesz zgubiony zawiśniesz za zbrodnie zapłacisz za zło zatrważające Z złowieszczy znak znaczy zostaniesz zwyciężony5 punktów
-
umówiłem się z tobą już w myślach układałem gesty i słowa nie wyśmiałaś nie śmiałaś nie przyszłaś ułożę znów wszystko od nowa za oknem marcują się koty stare drzewo pąkami odbija a w głowie mi jakieś głupoty i ty nieswoja nie moja niczyja4 punkty
-
Nie bój się marzyć. Śnij na jawie, błądź we mgle, ściągaj kolejne warstwy strachu z suto odzianej wyobraźni. Pocałuj gniew, opanuj kulistość kwadratu harmonią bezładu. Maszeruj ku życiu bo Cię wyprzedzi.4 punkty
-
Czasem jesteś Jesteś zachwytem patrzącym na piękno zachodzącego słońca. Błyskiem w oczach pochłaniających w zadumie tę cudowną chwilę. Myślą pędzącą w czasoprzestrzeni, której śmierć ciała nie zatrzyma. Jesteś jakże trudną do zdefiniowania niepowtarzalnością istnienia, podążającą wybraną ścieżką, w ramach przeznaczenia. Czasem spotykasz się z sobą, odbijając się w lustrach braci. Wybierając już z głową, metamorfozę postaci. Wyruszając w ziemską odkrywczą podróż z białej metafizycznej przestrzeni, zdobywasz wiedzę i doświadczenie, czekając na duszy przebudzenie. Podczas trudnej ziemskiej wędrówki, próbujesz rozszyfrować tajemnice życia. Z czasem uświadamiasz sobie, że przecież, to ty właśnie jesteś, największą z nich, do odkrycia !!!4 punkty
-
Wczoraj jak dawno było to wczoraj… dziewczyno z błękitno szmaragdowymi oczami a ja jeszcze dziś pamiętam dotyk twojej dłoni przy powitaniu zapach twoich włosów i aurę jaką wniosłaś jest ona zawsze ze mną byłaś taka piękna spacerujesz w mych myślach jak wtedy delikatna subtelna pełna wdzięku wyglądałaś jak księżniczka z pięknego snu teraz czas mi chce ciebie odebrać myślę że ty mu w tym nie pomagasz czy ja cię jeszcze kiedyś zobaczę czy może cię stracę jesteś zawsze taka piękna 2022 andrew Środa, dzień radości.4 punkty
-
Skończyłem już wszystkie projekty, układy Kładę się na łożu twej dobroci Jak zmęczone zwierzę, które gonił gepard Nurzam się w błękicie zrelaksowania I widzę już białe chmurki Jak z reklamy proszku do prania Świeżo wyprasowane by móc się położyć I brudem strudzony naznaczyć je śladem Ty inaczej uważasz, na chmurkę swą wsiadasz I jesteś już hen, hen daleko Na niebie rozlanym jak mleko I rozlana butelka Johnnego Walkera4 punkty
-
4 punkty
-
Kobieto moich marzeń! Szukałem cię w wielu, nie znalazłem w żadnej. Matko dobra, siostro miłości, przyjaciółko piękna, żono roztropna i mądra, cicha przystani na wzburzonych morzach, oazo na pustyni codzienności. Może gdzieś byłaś, może jesteś teraz, tutaj lub w innym wymiarze. Szukałem cię w wielu, nie znalazłem w żadnej. I chociaż nieraz tonąłem w złudzeniach, że jesteś tuż obok, to mógłbym przysiąc, że ciebie nie było i nie ma, nie spotkałem się z tobą. Mógłbym, lecz ciągle nie mogę. Żyłaś w marzeniach.3 punkty
-
Jak już oczy łzy wyleją co do jednej kropli, wejdę z tłumu na obrzeża by usiąść na skale. Boga wtedy wnet zapytam, co mam robić dalej? Jak coś powie to zostanę - będzie bezgłos... odpłyń. W ciemno mówię znów afonia, bo go wcale nie ma, człowiek sobie go wymyślił dla własnej wygody. Choć katechizm przybrudzony, mówią... że wzorowy, jak ktoś głodny, zabiedzony - krzyczy... dajcie chleba! Zamiast dawać - zabierają, czy to Boga wymysł, tysiąc stwórców jeden wszechświat, popsute liczydło? Akord może czy inflacja, wszyscy oczy mydlą, siedzieć cicho, rzuć na tacę - po uszy w tym tkwimy. Wiara cierpka za pieniądze by wystroić księdza, czy zasada to wyzysku w majestacie prawa? Ludzie dają, oni biorą - nie waż się okradać, z jednej strony masz bogactwo, z drugiej tylko nędza. Nie mówiłem... milczy sknera, krawędź góry także, lecz ktoś szepcze mi na ucho - poczekaj że jeszcze. Mieszko wierzył i Jagiełło, modlił się i esbek, zejdę na dół, czy nie zejdę, pierwszy będzie zakręt. "Kto nie ma pieniędzy, tego Pan Bóg nie kocha." - Jerzy Pilch.3 punkty
-
Kręcący się w kółko po pokojach Jak tandetny bączek puszczony w ruch Zbieram chwile wczorajsze Do dziurawego worka Zbieram resztki z zabawy Jakieś puste butelki I śmiech w nich zaklęty Jak śpiew w muszli Gdy przykładam do ucha I pytam: – Halo, to ty? – Tak, przecież dzwonisz3 punkty
-
w gwiazdach kołysanka rozmyta myślami wiatru pełna miarka roztargniona snami czarna kominiarka kocia z pazurami usta bezdźwięk toczą nie zajmując miejsca gdzie świty już mroczą na widok topielca zagubiona barka imituje walca nierówno przemaka ściema i zawraca noc taka nijaka2 punkty
-
Błądziłem przez szarość Gdy pokazałaś mi karty Nie twoje i nie do grania Te z obrazkami Kolorowe z historiami Które pokazywały jak docenić życie Zadawały pytania o pokój i ciszę Które towarzyszyły ci gdy śniłeś W swym dziecięcym przebraniu W kostiumie nieudolności Lekkiego zawieszenia Rozwijającym się w poczuciu odrębności W zastanym pakcie cichego przyzwolenia Przez aniołów i pokuszycieli Zostałeś powołany z wybuchu wielkiej gwiazdy Przed wiekami milczenia i w nagłym gwiździe przemiany Narodziłeś się z pąka ogrodu miłości W którym spacerowali kobieta z mężczyzną Zauroczeni swą wonią jak dwa sobą kwiaty2 punkty
-
Wylane łzy Na bruk Po którym depczą Codzienni Drepczą w miejscu Odmierzając Krok Sekundę Spojrzenie Szukają w cenie Samorodka Jednej kropli Perły Rzuconej W sieć Byle nie złowić Zwyczajności Oszukać wzrok Złudzenie Ubrać Lustro W nowy garnitur Przeczytać Nowe szaty króla Z pożyczonej Książki Bo przecież nie ze swojej2 punkty
-
@[email protected] Ludzkość budzi się, co rusz w nowym stuleciu i nadal wie, że nic nie wie... Sedno jest w wierszu a rozdzielając na poszczególne wątki do każdej strofy trzeba elaborat, a ja to raczej na kółko matematyczne chodziłam ?. Flaszę to nie, bo jest post... ale kieliszek nie zaszkodzi. Możesz polać, byle czysta była, żadnych tam miętówek ani tym bardziej z czarnym bzem... Finlandię lubię, nie pali, biały Nemiroff też może być ???.2 punkty
-
@[email protected] Agusi buziaczek nie skusi... Tematyka wiersza oprócz osobistego rozważania jednostki zawiera również ogólne postrzeganie wiary w społeczeństwie. Jest wielowątkowy, momentami kontrowersyjny, zadaje wiele ważnych pytań, tych kąsających, na które człowiek nadal nie potrafi odpowiedzieć...2 punkty
-
krew zamiast dawać życie szuka cienia na dnie twojego wzroku sumienie ocieka krzykiem tych którzy szepczą najciszej czy miłość jest substytutem na który każdy zasłużył wierzę w Boga lecz Bóg prawdopodobnie nie wierzy w człowieka twoje myśli w mojej głowie umierają na kolanach nucą preludium do apokalipsy stopy podróżnika zostawiają jeszcze ciepłe ślady na promenadzie wolności na poboczu wiodącym bez drogowskazów do piekła samotność wciąż zerka przez dziurkę od klucza chce oszukać miłość co grzeje moje sumienie pozwól zrozumieć skąd w człowieku tyle zamiłowania do nienawiści2 punkty
-
Jak się sprawy mają? Czy obcy ludzie Sobie miłość wyznają? Czy całkiem sami W rozpaczy zostają I się ze strachu Przed samotnością chowają?2 punkty
-
2 punkty
-
Ależ jest z Bony hipokrytka Niejedna u niej mięsna skrytka Rano kiełbaska, wieczorem schab Brakuje tylko niedźwiedzich łap Szepczą po cichu tak poddani Od Bony złoto licząc w garści Nie widząc własnych przywar i wad Tak urządzony jest ludzki świat2 punkty
-
@Henryk_Jakowiec Zielenina... jej służyła w Bari kopy lat dożyła, aż ją otruł własny rodak, zieleniny, Bony - szkoda! Pozdrawiam Heńku.2 punkty
-
Zawieruszyć dzisiaj się musisz szepce do ucha wiatr zaprzedać diabłu duszę Halny nazywam się wszak Bies stoi sobie za rogiem szelmowsko ze mnie drwi cyrograf trzyma w dłoniach chodź utoczę ci ździebko krwi Będziesz jeździł powozem dziewczyny będziesz rwał ta która ciebie nie chciała teraz będziesz ją miał Dam ci czego zapragniesz pragnienia przecież masz znam twoje najskrytsze marzenia czemu odwracasz twarz ? Zastanowić się diable muszę czy mi opłaca się to bo jeśli sprzedam duszę co mi zostanie no co ? Założyć na szyję postronek z góry rzucić się w dół to mi się nie opłaca bywaj Czarcie bądź zdrów2 punkty
-
Jej słowa jasne jak gwint czy cholera a moje ciemne i jak na kartki niedopowiedzenia niedorozumienia perforowane dialogi szrapnele banałów sloganów pociski gołosłowia biała broń eksplozja ekspresji i cisza2 punkty
-
Silva Rerum Pokażę ci praktykantów za kulisami - Haskalę i nic nie mów, tylko: bardzo uważnie słuchaj, czasami z uśmieszkiem na twarzy jak Mona Lisa. Leonardo da Vinci na pewno byłby dumny ze świętego zakonu Eruvai Ravi - międzynarodówki wtajemniczonych mistrzów, która posiada własnych sobowtórów. Sir Edom Wildstorm trzymał w dłoni fajkę z kości słoniowej - teza ta, rzekł: - Ma uzasadnienie w tytoniu - tu - dał dyskretny znak spojrzeniem na blat okrągłego stołu i kontynuował: trzy lata temu podwójny mecenas Sanhedrynu z Grupy Stu zapowiedział w radiu nową wizję - nadejście potopu łupkowego... Sir Edom Wildstorm spojrzał przez okno na niebo - tam - dostojnie wypuścił parę kółek z dymu, robiąc dyskretną aluzję: - Adonaj ma w głębokim poważaniu Amalekitów, a wołanie upadłej anteny jest zwykłą grą słów - Ali Kabe... Wiesz, Vick, ty gówno wiesz! Poklepał po ramieniu młodego studenta z Wyższej Szkoły Handlowej sir Edom Wildstorm. Jest wojna, sir, musimy przyjąć trójwymiarowe maski i zorganizować zamach na redakcję koszer nostry, oni zamknęli nam oczy - będziemy lepiej widzieć - iluzję, a syn poranka jak dymiący wagon przyniesie nam dwa sztandary - divide et impera i vox populi - errata. W domu nad rozlewiskiem Tolsam zagra na pianinie idyllę jako sygnał - pogranicze najwyższego czasu, pamiętaj, oni zamknęli nam oczy - będziemy jeszcze lepiej czytać paragrafy tajnej policji w sanatorium pod klepsydrą - NASK-u i UKEF-u, a tutaj - bez przenośni - zmieniłem technikę na OKA - Obserwacja, Kontrola i Analiza - archetyp najemnika z operacji Samorgas. Jest wojna, sir, nie zabijemy - zabiją - na pewno starym sposobem - przypadkiem uderzymy autem w przydrożne drzewo, a może umrzemy za wolność i niezawisłość w schronisku dla samotnych wilków? Nie wiem co się dzieje: bezwładny chaos na biegunie mózgowym, jądro próżność jest zbyt mocno widoczne - zabija i niech będzie na zawsze przeklęty ten świat. Półkula magnetyczna zmienia obrót o sześćset sześćdziesiąt sześć stopni - czwarty jest tryptykiem niczym melodia nokturnowa, a przymioty nie są przypadkowe - trójca, naprawdę, nie wiem co się dzieje: bezwładny chaos na biegunie - zabija i niech będzie na zawsze przeklęty ten świat. Półkula socjotechniki stworzy alternację pentagramu - alogię: in nomine Patris, et Spiritus Sancti, fides et ratio - opus dei - cogito ergo sum. Sir Edom Wildstorm skończył czytać raport, bełkot - rzekł z przekąsem i wyrzucił do kosza lupę z rogów barana, syndrom zniewolenia - pomyślał... Eli, eli, lama sabachtani... Eli, eli sabachtani lama - eli, eli i skończył - nucić... Pieszcząc rękojeść laski: zbyt spokojnie wyszedł ze służbowego Range Rovera... - Good morning - przywitał gościa nowy lokaj prezydenta na mazurskiej daczy. - Thank you - sir Edom Wildstorm podał do ucałowania pierścień ozdobiony srebrną ważką. - With all due respect - rzekł gospodarz i najmocniej prosimy - odejdź z tego świata! - Gambling - you are welcome! Sir Edom Wildstorm odstawił na grzbiet fortepianu kieliszek z krwistym winem i momentalnie wsłuchał się w echo poloneza, to koniec - szepnął sam do siebie - nic już po nas nie zostanie, może idea, przecież jak mówi pismo - po owocach. Rozmyślania przerwała służąca, wtargnęła nieproszona - rzuciła okiem na zielony stolik i zgarnęła resztki żetonów - elokwentnie wypięła tyłek... Sir Edom Wildstorm zerknął szybko na wyższą półkę i czarnym klawiszem przywołał do porządku agentkę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - dokładnie dał do zrozumienia: wskazując - wzrokiem na okruszki popiołu, zostanie po nas szarobury pył, o la la o lu, będę do końca grał, grał i grał na ramionach żywiołu - będę do końca śnił, śnił i śnił, o la la o lu, będę do końca grał, grał i grał... Wiesz? Opowiem ci prawdziwą bajkę o zatoce różowych świń, pamiętaj, śmiech jest zdrowiem i nie miej żadnych złudzeń poza pewną granicą solidarności. Raz na zawsze porzuć marzenia: one są tylko dziekanią w unii giermka, możemy? Nazywam się Alexis Brimeyer, znacie legendę o czarnym szlachcicu? Bardzo dobrze, to ja - należę do Komitetu Trzysta, a ty byłeś tylko szarfą kozła ofiarnego w Izbie Hymnu Jedności i co? To niepotrzebne słowa, zostawię je na pamiątkę, tak po prostu - zwyczajnie. - Regni regino, sapiens nihil invitus facit, sapienti sat... Pamiętasz? Wybacz, nie było cię na świecie, po prostu: nazywam się Alexis Brimeyer i znacie legendę? Znamy! Jesteście kłamcami - nie znacie! Sir Edom Wildstorm położył różę na grobie białego kruka... Nie zapaliłem świeczki i system może w każdej godzinie runąć: wypolerowany na błysk - krzemień - pucybut przepowiedni. Nadal płonie kompozycja trójkątnego placu, a po obu stronach - fotel, tak: uwielbiam ten hotel - przynosi zyski i wtedy zapaliłem świeczkę - system przed chwilą upadł. Masz wolną wolę? Naprawdę? Kup sobie spokój za cenę kłamstwa. I błysk! I zysk! I pysk! Sir Edom Wildstorm skończył oglądać pomnik generała Franco, on nie żyje - umarł za wolność. Racja, pomyślał, nie sądźcie - sądzeni będziecie. Wiesz? Nie bądź błaznem! Umyj tablicę! Ładnie! Jedno z najgorszych błogosławieństw: obdarcie niewiernego z posiwiałej aureoli, osamotniony z garścią ziemi - pielgrzym niebezpiecznej prawdy, iluzjo z podwójną maską - bar, bar i bar - baranku melodramatycznego nieba - zagrajmy w dwie - frazy w jednej - jedynej. Nikt tego nie zrozumie, dokładnie wszystko jest potężnym chaosem i poza powstaniem świata zostanie pot - wór, wór i wór - marny, przepraszam, gardło mnie rozbolało - nic tutaj - tu po nas, słowem: bez bezzz sensss. Sir Edom Wildstorm cierpliwie słuchał... - Dajcie mi willę w stylu kosmopolitycznym, pokaźne konto i limuzynę, a w zamian obdarzę wszystkich prostotą serca i mogiłą słów! Sir Edom Wildstorm wskazał laską na trzy palce u prawej dłoni: pas a pas - odrzekł z kamienną twarzą. - W porządku, dołóżcie mu jeszcze na barki krzyż... Tylko ja, ja i ja - egoista z rodu warana - jesiotr w jeżowym jeziorze nad jesionem - marsz morsa i pana na mars - przekwita poezja polska zamknięta w sejfie - naćpana! Zanim powrócę z końca czasu przez czerwoną noc - rozdam światło i nie szlochaj. To takie zwykłe szatańskie paragrafy: czujesz na karku zimno? To dobrze, zagrajmy w ruletkę i pociągnij pierwszy za głowę okupanta. Sir Edom Wildstorm złowił szlachetnego dorsza i rzekł do Adama Weishaupta: - Wypierdalaj! Zanim powrócę przez czerwoną noc - rozdam światło. Ukochana, nie płacz za mną! Pisz słowo po słowie, inaczej nie zrozumieją i nie pojmą twoich myśli, tłumacz się ciągle z popełnionych grzechów, oni są mądrzejsi od ciebie, zaniżaj własną wartość i niszcz w sobie zmysł krytyczny - oducz się myśleć samodzielnie. Pisz słowo po słowie, inaczej nie zrozumieją i nie pojmą twoich myśli - nie używaj obcych wtrętów, aluzji i tropów, oni są mądrzejsi od ciebie - wykreśl na zawsze ze słownika niedopowiedzenia i miłuj pokój podczas wojny - może zostaniesz wtedy szeregowym poetą. Sir Edom Wildstorm wyjął kalendarzyk indeksowy i zanotował coś ołówkiem: bądź wierny i nieprzekupny, nigdy nie szczekaj, odgryzaj krtań, szczaj na kości rzucone ze stołu i zawsze bądź sobą - wilkiem. Łukasz Jasiński (Warszawa: 2010)1 punkt
-
1 punkt
-
W oceanie niepewności zanurzam myśli, każdy posiada nieco inną wizję świata. Czy jego prawdziwy obraz sam się nakreśli? czy bez eureki miną znów kolejne lata. Szara codzienność nas czasami zaskakuje, nieprzewidywalnością nawet prostych zdarzeń. Aura tajemnicy życia nas wciąż nurtuje, mimo enigmatycznego odbioru wrażeń. W gęstwinie wiedzy już i tak przeogromnej, w meandrach teorii, pewność zagrożona. Trzymamy się mocno wybranej myśli mądrej, po czasie traci znaczenie, również i ona. Stopniowo pojawiają się nowsze odkrycia, głoszone wcześniej prawdy, nagle żyć przestają. Rośnie w nas świadomość złożoności życia, a odkrywcze tezy, pewności nam nie dają. Nurtuje nas ogrom pytań bez odpowiedzi. Cel istnienia pozostaje wciąż tajemnicą. Ziemska prawda w algorytmie Stwórcy siedzi, w prawach wszechświata zarzuconą kotwicą.1 punkt
-
A kiedy się zastanawiam, czy miejsce i czas są odpowiednie, naraz odpowiedniość staje się tak wyraźna, że pytania przestają do niej pasować. Słowa, które straciły pion kładą się na płasko, nie mając pewności co do zasadności wyłaniania się. Chociaż robią za plon uprawy trwającej przez całe dekady, zdają się nie być dojrzałe, albo nie być odpowiednim tutaj owocem. Nastaje cisza... zawiesza się jak coś, z czym właściwie nie wiadomo, czy powinno się robić cokolwiek, bo co miałoby się z tym zrobić, poza przedłużaniem i przeciąganiem. Świat mógłby się tak właśnie skończyć, w ogromie tego co odpowiednie, kiedy temperatura i od zewnątrz i od wewnątrz sprawia przyjemność na tyle, że umysł jest w stanie skupić się na samych tylko doznaniach, kiedy tu o... i tu - łączy się tak ściśle, że nawet nie sposób w tym odszukać centralnego zasilania. Na tę chwilę, na teraz... teraz mogłoby przestać istnieć, a jednocześnie stać się jedynym co istnieje. Ale nie jest łatwo pozostać w odpowiedniości, nie jest łatwo rozgościć się w tym. Przebiegła proza nie pozwoli zbyt długo nakładać poetyckiej mgły na krajobraz życia. Przybiera najbanalniejszy z kształtów, bo oto jako dzwonek budzika wciska się przez uszy... ale przecież ja nie śpię, ja nie – chciałoby się zaprotestować - ja, jeszcze przez chwilę... jeszcze pięć minut... poleżę po prostu... poleżę tylko, przecież jest odpowiednio... tak bardzo odpowiednio.1 punkt
-
Mieszkała w dwunastym wieku w Kilkee dziewczyna urody cudnej, O twarzy jędrnej, pogrubłej od smagania morskimi wichrami, Hoża dziewoja, krew z mlekiem, wesoła, o włosach rudych (Jak to Irlandka!) i cudownymi, szerokimi biodrami. Miała w zwyczaju, ilekroć zapadał ciepły, letni wieczór, Zamykać się w swej pracowni zielarskiej, warząc dekokty, Do wtóru zawodząc fałszywie tęskne pieśni irlandzkie, Aż wszędzie wokoło więdły kwiaty. Upatrzył ją sobie dziedzic na zamku w Kilkee I pragnął koniecznie mieć za kochankę, Wysłał więc wojów, aby ją przywiedli, Skrępowawszy ją niczym brankę.1 punkt
-
Prosta historia Już istnieje Dla opowieści z mega kosmosu Tylko jej skrawki Sprzyjają ludziom Jednym Do jednych podobnym Dźwięk Zanucił symfonię świata Szmaragdy sztuczności Przybrały postać Z krwi i kości Pochodząc od sądów W oprawach probówki Ślad szedł Krok w krok Za śladem Trzymając się zewsząd ... przykład za przykładem W plamistej Godzinie rozlanego wina Teoria z sieci . . . . . . teoria urwana Z gałęzi szlachetności Cecha niespecjalnie zdeptana Nad przypadkiem Pod afektem ... teorie Względne teorie wymierne WARSZAWA1 punkt
-
1 punkt
-
autorytety do sług ideologii zbiegły się w praniu * nadeszła wiosna spaliłam transparenty znów widzę niebo1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@[email protected] U mnie dziki też bywają lecz na działce mi nie szkodzą bo pod siatką beton, murek ryj na kwintę i odchodzą. Po alejkach to buszują ale to już po sezonie a jak nie to jestem chojrak i za płotem widły w dłonie. Pozdrawiam1 punkt
-
@[email protected] Działka na obrzeżach miasta lecz to miasta jest granica tam uchować się jedynie może myszka lub nornica. Pozdrawiam1 punkt
-
A I ZAPIEKANKA, JAK NA KEI PAZIA. NA PYRY PAN MIELONE FENOLE, IM - ARA - PORA. MAT Z SERA DAJ. I JADA RESZTA - MARO - PARA. MIELONE FENOLE IM NA PYRY PANA. I ZAPIEKANKA, JAK NA KEI PAZIA. (DAJ SOS, JAD)1 punkt
-
@Henryk_Jakowiec Henio co masz na ogrodzie, który skrzętnie żeś budował, czy schabowy też się schował, z kalafiorem gdzieś w symbiozie. Jak certolę... utucz wieprzka, gdzieś w altanie na obrzeżach, jak Sanepid nie dowierza, daj wałówkę, a on pierzcha. Pozdrawiam.1 punkt
-
Ja tam wolę schaboszczaka obok młode kartofelki i kapustę zasmażaną do popicia zaś bąbelki. Pozdrawiam1 punkt
-
Witaj - delikatny wiersz takie lubie - a poniższy fragment na piątkę - Pozdr. usmiechem. próbujesz rozszyfrować tajemnice życia. Z czasem uświadamiasz sobie, że przecież, to ty właśnie jesteś, największą z nich, do odkrycia !!!1 punkt
-
Znowu znakomity uniwersalny wiersz o zdrowym żywieniu, pracy, podporzadkowaniu i wolności, czy jej ograniczeń tego, któremu płacą. Wtręty historyczne bardzo trafione. Pozdrawiam1 punkt
-
Inna wersja ----------- Nagle niebo kłębiasto soczysto błękitne, nad falującym rozwichrzonym morzem, białych nieznośnych bałwanów, naocznie ujrzałem. Rozbijały marchewkowe sumiaste nosy, o szary bok ogromnego zająca, z nacią zamiast słuchów, schowanego w kształcie horyzontu o strukturze kapusty ze śpiewającymi bielikami. Bum bum! Tra la la. One same pozostawały całe. Miały głęboko w węgielkach, taką lichą stratę. Wtem zupełnie znienacka, zielony księżyc ze zwisającym kogucikiem na patyku, wychynął zza chmur. Najpierw trochę, jakby nieśmiało czubkiem sierpa ze zdechłym młotkiem, przestworza przedziurawił, by po chwili okazać cały majestat pięknego skrzywienia. Słyszałem wyraźny odgłos rozdarcia, o sile grzmotów, co zawyły nieposkromione. Chryyyyyyy. Eyyyyyy. A wtedy największy bałwan w czapce z cumulusa, wziął do drzewiastych rąk ów sierp i zaczął kosić wystające tu i ówdzie, promienie słońca. Kosi kosi łapki, pojedziemy do babki. Po chwilach wnerwionego czasu, same przypalone pieńki zostały, na białych wełnach rozczochranych baranków. Rzucał je wesoło na ziemię, a gdziekolwiek rzucił, tam już były. Gorące rozczochrane oszczepy, spadały na cokolwiek, ewentualnie w inne miejsca przeznaczenia. Nie barany, tylko promienie. Patrząc spłoszony zachwytem na te dziwy, uchylić się musiałem, gdyż jeden z nich leciał wprost na mnie, z jadącym na oklep ptaku. A miał on skrzydła z podmuchu wiatru zrobione, ślimaków z tylżyckim na rogach i szeleszczących w trawie motyli. Szu szu szu. Szu szu szu Spojrzałem znowu w nieposkromione niebo. Ujrzałem jak sklepienie się rozdziera, że aż uszy zakryć musiałem stoperami z mchu uciamcianymi. A w tym rozdarciu, galaktyka spiralna się ukazała, niewielkich jednakowoż rozmiarów. Wirowała bardzo szybko, klekocząc. Podobne dziwo widziałem kiedyś i słyszałem, w mojej pralce Frani. Kling kling, klang klang. Wirowała coraz szybciej i jeszcze szybciej. A wtedy ze ściany horyzontu i gęstej mgły, istota ogromna się zrodziła. Miała sześć nóg, sześć słonych, smacznych paluszków i na szczęście pięć i pół głowy. Wyglądała straszliwie, lecz obiecująco. Z pyska zwisały niedojedzone resztki satelitów. Wisiała nade mną niczym całun. Pulsujący ożywiony baldachim, wystrugany ze wściekłego pluszu. Nagle jedną z rąk, galaktyczkę spiralną od matki bezczelnie wyrwała i w jasny gwint butelki zamaszyście wkręciła. A butelka były duża, a apetyt na toast jeszcze większy, co dopiero wyciągnięty ze szuflady wszelkich emocji tańcujących zawzięcie. Mniam mniam. Na zdrowie ci. Patrzyłem do góry, a moje myśli wylatywały ze mnie, niczym stado gęsi o siedmiu skrzydłach. Na końcu każdego skrzydła, doczepiony był silnik bioelektryczny. Lecz nie brzęczały wcale. Były cichutkie. Trzech wisielców na pobliskim drzewie też. Może zdjęły z nich rozkład przykładów. Szybowały z wolna do góry i wlatywały do butelki, gdyż ogromny korek już dawno wystrzelił i poleciał do czarnej dziury, poza horyzont zdarzeń, widząc plecy samego siebie. A niech to. Faktycznie łukowate i koślawe. To moje. Wtem z chmur dwie wielkie dłonie się zrodziły, a w nich dwa kielichy. Nalały z butelki i wypiły za zdrowie, a ciała ich nasiąkały jak gąbka, a niektóre z nich przeciekały obficie w zatrzymanym beknięciu, niestabilnego czasu. Tik tak. Tik… spadaj sekundnik w pieprzone minuty. Nagle jeszcze bardziej ogromnego bałwana ujrzałem, co nadgryzioną marchewką wszystkim rozpaczliwie groził. Zawył puszyście wicher i tu na dole i tam na górze. A przy mnie naczynie złote się ukazało. Rój kryształków wszechświata, leciał w nie jak ćmy do rozpalonego namiętnością, łona lampy. Słyszałem rytmiczne, żarzące stukanie: Puk puk. Cześć dno. Dochodzimy następne. A dno nie było jedno. Nieskończenie wiele. Uniosłem głowę do góry na wyciągniętych rękach. Rzuciłem okiem w kierunku wzroku. Ujrzałem cząstki kilku światów. Na tle błękitnego nieba, miniaturowe anioły, ewentualnie wróżki, bzykały pośród gimnastykujących świerszczyków. Aż nagle słońce wyjrzało lub jakaś inna rozpalona gwiazda. Roztopiła część bałwana i wyparowała zawartość butelki, a horyzont skrzywił się od rauszu żaru, spływając do resztek morza. Plum plum. Obłoczki pary syczały gorącem. Pieczone ryby, odruchowo płynęły w kierunku obiadu, którego nie miał kto zjeść. Ja też się spociłem od tej ciepłoty, a na głowie co wróciłem na swoje miejsce, miałem nać od marchewek i wspomnienie ostrej krawędzi księżycowego sierpa, na kształt biało czarnej blizny. Wtem słońce przygasło i zrobiło się prawie ciemno. Uuuuuuu hu hu. Jest tu ten czubek? Na szczęście z naczynia przy mnie unosił się świetlisty blask. Znowu spojrzałem przed siebie pionowo. Przeraziłem się powabnie, gdyż nieboskłon obniżony był. Wisiał metr nade mną, a wszystko się jakby zmniejszyło. Moja klaustrofobia była ogromna, chociaż niebo małe. Dusić się zacząłem wielce, każdym niedopowiedzianym oddechem. Wstałem z wolna na całą swoją wysokość. I nagle niebo przebiłem, złapałem haust powietrza i ujrzałem co nad nim jest. Dostrzegłem samego siebie, rozmiarów ogromnych, stukającego w klawiaturę. Ja pierdzielę – podrapałem głowę zdziwieniem. Siedziałem przy stoliku, a za mną horyzontu nawet nie widziałem. Odgłosy stukania były ogłuszające. Uzmysłowiłem sobie, że to co tam piszę, staje się rzeczywistością pode mną. Nagle wielka twarz zwróciła się ku mnie. Nie miałem wątpliwości, czyja. A ku kuk. To ja. Niestety taką masz./ Aż nagle owa istota, wzięła do ręki klapę na muchy i mnie nią walnęła. Stałem się osobą piszącą. Jego umysłem. Jedynym albo tym drugim. Widziałem wielką klawiaturę przed sobą i ogromne dłonie. Niebo pode mną zaczęło falować. Coraz mocniej i głośniej. Zacząłem tonąć w przestworzach, z trudem łapiąc wydech za ogonek wdechu. Wleciałem pod nieboskłon. Przestałem pisać, lecz ktoś nadal stukał. Pewnie gdzieś tam wysoko liczył, co nabroiłem. Słyszałem ciche niewyraźne odgłosy. A ti ti ti. Bum bum. Niegrzeczny. A masz. Leciałem pod niebem, ocierając raz po raz, plecy o błękit. Szybciej i szybciej. Uniosło trochę wyżej jedwabisto szorstkie cielsko, jakby chciało pomóc, lub przynajmniej nie przeszkadzać. Szybowałem plackiem na kawałku klawiatury. Nagle znalazłem się na skraju dziwnej przepaści. Stanąłem w miejscu. Nawet czułem lekki powiew wiatru. Wszystko wyglądało tak jak dawniej. Zobaczyłem kładkę nad otchłanią. Sięgała do połowy drogi. Postanowiłem po niej biec. Wiedziałem, że na końcu nie spadnę. Na przykład tak: AAAAAAaaaaaaaaa…………..ałaj! Prosto z kładki, wleciałem do obszernego ogrodu. Był bardzo piękny. Aż za piękny dla takiego. Nie wiedziałem, czy biegnę, czy też fruwam. Na końcu, przy ogrodzeniu, ujrzałem stół i krzesła. Siedzieli na nich moi bliscy. Kiwali do mnie. Znowu ujrzałem wśród nich samego siebie. Nieopodal stał niewielki horyzont zdarzeń i białe baranki, a obok nich złote naczynie, ze srebrnymi kryształkami. Wśród nich ujrzałem i usłyszałem, silniczek bioelektryczny. Brrrrrry Nadal leciałem. To wszystko zobaczyłem w ułamku sekundy. Nie mogłem się zatrzymać. Przebiłem ogrodzenie, uplecione z pomarańczowych skórek jabłkowych, wylatując poza ogród. Przez chwilę nie wiedziałem, gdzie jestem. Nagle zaczęło przyjemnie kołysać. Poczułem się bezpieczny jak nigdy dotąd. Nad sobą ujrzałem malutkiego, ślicznego bałwanka. Miał kota na tle błękitu i kwadratowego, żółtego słońca, którego pole było równe polu koła, kiedy jeszcze owa gwiazdka, okrągła była. Kiedy go trącam niewielką rączką, to przez chwilę śpiewa mi kołysankę.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Spisałaś się na medal pisząc co popadnie i co wpadnie na długopis. Zaraz, zaraz tylko pamiętaj że medal - nawet ten z najcenniejszego kruszca - ma więcej niż dwie strony. Swranon, 22.03.2022r.1 punkt
-
mocium panie mocium panie me wezwanie mocium panie Jowisz. Saturn. Mars. jak naszyjnik pereł sznur gwiazd fraktali i kwarków wiedzie mnie do rajskiej planety Ardanis popijam dzban duży ampatuzy i pod egidą Zeusa przemierzam gwiezdne szlaki żołnierze !!! 20 wieków spogląda na was! wstrzymajmy słońce a ruszmy Ziemię lubię ptysie eklerki i co jeszcze nie wiem ahoj!1 punkt
-
@Lenuszek09 Każda ścieżka gdzieś się kończy, prześladuje jak pies gończy. Pozdrawiam Lenko.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne