Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 20.08.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Całe życie bronię się przed tym wierszem Synu, zamknij mi oczy, sam tego nie zrobię. Przytul się do mojej dłoni. Czujesz, jeszcze ciepła. Czujesz, twarde niczym skała odciski. Trzy palce do połowy ucięte. Wtedy, co na stolarni robiłem po piętnaście godzin, żeby w domu niczego nie brakowało. Synu, odetnij ten sznur. Ludzie powiadają, zachowaj fragment sznura wisielca, że na szczęście. Synu, jaja sobie robią z ciebie i mojego sznura. Moje ciało już nie ciąży ale to zdaje się przez ten naprężony sznur słyszę bicie zegara w przedpokoju. Podnieś moją sztuczną szczękę z podłogi, nie wygląda ciekawie. Nie ma w tym nic tragicznego, tym bardziej śmiesznego, więc po prostu podnieś, zawiń w chusteczkę, może być jednorazowa do nosa. Synu, wybacz tak mnie wychowano, tak podotykałem. Inaczej nie potrafię. Mój ojciec twój dziadek mój dziadek twój pradziadek. Oni wszyscy w ten sposób. Taka nasza rodzinna, bezsensowna lojalność. Synu, pamiętaj dobrze zrobiona pętla, jak mocno się wokół ciebie zaciśnie. Będzie za późno. Tutaj na Westerplatte, 14. 06. 2020.
    8 punktów
  2. gdy ci coś chodzi po głowie ale do końca nie wiesz co to wtedy zaśpiewaj sobie ten pasożytniczy song: nużeńce nużeńce nużeńce jak nic dopadną cię wszędzie i będą radośnie cię chrupać choćbyś się pozbyć ich uparł pozbyć się trudno kolonii gdy się tylko osiedli to zaraz się szybko zapłodni i zacznie cię zjadać bo: nużeńce nużeńce nużeńce masz je na głowie na ręce do oka ci włażą do ucha bo uwielbiają cię chrupać choć ich nie kochasz na pewno bez znaczenia to dla nich jest kiedyś cię w końcu dopadną i będą ochoczo cię żreć nużeńce nużeńce nużeńce choćbyś się pozbył ich chętnie to małe ohydne potworki szczerzą do ciebie wciąż mordki
    7 punktów
  3. Ostrym wzrokiem mierzy posiwiały starzec, koło zodiakalne silną dłonią trzyma, przenikliwy, mądry despota nad światem: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zrównuje. Człowiek poszukuje, jak zerwać okowy: przeszłości już nie ma, więc się nie wycofa, w przyszłość nie pójdzie, tam panuje pustka, uwięziony żyje w teraźniejszości. Fizyka pomocą, sygnał buntu daje, upływ czasu niby tak niepodważalny, strzałka czasu kreśli cień powątpiewania. Potasujesz talię, nie dasz rady króla. Aeon rządzi mnogą, jednostki nie sięga, na arenę wkracza już nowy wichrzyciel: jest względny, powiada, nie tak jednolity. Zachwiana potęga i kontrofensywa. Tyran nie ustąpi, kompromisu szuka, człowiek wciąż odpiera kolejne ataki. Narzędzie znajduje w czasoprzestrzeni, gdzie świadomość płynie, a czas nieruchomy. Jak koło turkoce po bezruchu drodze, jednym tylko punktem dotyka nawierzchni. Przeszłość określona, przyszłość wielodroga, nie jest łatwa wojna, do końca daleko. Łamigłówki czasu dziwnie zapętlone, ciągle niepoznane, zgrabnie umykają. Czemu światło biegnie jedynie od źródła? Wiele pytań gnębi naukowe głowy. Zbyt wczesny optymizm, gdzieś chichot Chronosa. Ciut ograniczony, nadal ma się dobrze. Ile niespodzianek kryje czasoprzestrzeń? Człowiek walczy dzielnie, choć koniec daleki.
    3 punkty
  4. pytam gdzie tak pędzisz kogo chcesz dogonić czy ciasno ci tu i teraz pytam ciszę powiedz mi czy ci zemną żle bo jak tak to dlaczego przecież u mnie w kącie nie stoisz jesteś tu oraz tam a gdy śpię leżysz obok razem śnimy o jutrze czyli o lepszym ciszo powiedz kim ty jesteś czemu droczysz się ze mną przecież wiesz że kocham cię i lubię gdy jesteś obok mnie
    3 punkty
  5. zaczęłam mówić zbyt późno z powodu wychowania i edukacji gdy już stanęło mi w gardle (a 'tak' przemierzyło wszystkie niesłychane obszary) wyrzuciłam je przez usta i z mgnienia oczu wyskoczyło NIE! nie bój się kochany to nie do Ciebie bo przecież nie jesteś moim ciemiężycielem?
    3 punkty
  6. Rodziła się powoli, raz w bólu innym razem promienie słońca współpracowały z Tkaczem nadając radosny wyraz tego kim miała się stać. Tam czas miał zupełnie inny wymiar przychodził do nich i pobierał opłatę za istnienie. Ona jeszcze mało widoczna, niejawna, rozpoczynała się. Fakt ten zawdzięczała jakiemuś łaknieniu, które nawiedzało Tkacza w jego codziennym oddawaniu siebie innym wymiarom. Stawała się wyjątkowa, z precyzją dodawał, ale i ujmował, tak by idealnie się z nim łączyła. Małe jej fragmenty czuł w sobie silniej niż jakiekolwiek inne swoje dzieła. I tak kupował na kredyt, dni, lata, dla niej i aktów jakich częścią miała się stać. Kształtem przypominała rozbłyski jasnego światła, migotała nie tylko sobą samą ponieważ jeszcze niczego nie znała, świeciła radością Tkacza. Chciał mieć ją dla siebie, nabierała bowiem wyrazu a ten fakt zmieniał w Tkaczu pojmowanie jej istoty, nie do końca zgadzał się z własnym tokiem myśli o jej obecności. Przestał, dłonie zatrzymały się na krośnie, wtedy właśnie pierwszy raz zapukał czas. autor wiersza: Atypowa Pani
    2 punkty
  7. Modliszka liż mnie gryź mnie żuj połykaj mówiłaś że jestem jednym z niewielu których jesteś w stanie strawić liż mnie gryź mnie żuj połykaj obiecuję że nie stanę ością w gardle
    2 punkty
  8. pijemy whiskey ze słoika Irlandczyku przemierzając góry Kerry i Corku zakopaliśmy sakwę ze złotem pijani w sztok ciemną nocą Bóg jeden wie gdzie łabaduba-dada gdyby nie whiskey w słoiku strzeliłbym tobie w łeb Irlandczyku czort jeden wie uwiódł dziewkę mą w kukurydzy tej nam zostało znów tylko upić się Bóg jeden wie gdzie łabaduba-dada kiedy whiskey skończy się Bóg jeden wie gdzie Irlandczyku przyjdzie z diabłem nam dogadać i jeden tylko z nas zanuci pod nosem kolejny raz łabaduba-dada whiskey ze słoika
    2 punkty
  9. starość to starość ma swoje tory po których nadzieja się oddala starość to starość to nie zabawa to dni i noce udane albo nie starość to starość ma swoje prawa potrafi kochać pamięta łzy starość to starość nie ma że boli ten ból już był to nic odkrywczego starość to starość pachnie minionym może być piękna jak kwiat starość to starość jest jak skarb na który trzeba życiem zasłużyć
    2 punkty
  10. Wschody i zachody słońca to jest temat dla poety lecz nie dla mnie, bo w tym czasie ja się zagrzebuję w bety. Jak więc pisać o czymś, czego moje oko nie widziało a poza tym w tym temacie wiele wierszy już powstało. Mogę wziąć na warsztat słonia ponoć szczęście on przynosi lecz się lękam czy mi trąbą rękopisów nie zakosi. Ponoć słowik pięknie śpiewa czy to prawda ktoś to wie ja w tym czasie w moich betach choć się wiercę jednak śnię. Śnię, że wkrótce będę ptakiem może orłem lub kondorem szybującym po przestworzach z wielkim szykiem i wigorem. Przyjdzie jawa, sen uleci czy spamiętam jego wizje jeśli nie to żadna strata włączę sobie telewizję. Pooglądam i posłucham czego nie wiem, brak programu komu wiersz się nie spodoba to niech wrzuci go do spamu. * z dedykacją dla Iwy-Iwy
    2 punkty
  11. @Marek.zak1 @corival @heks Dziękuję za komentarze. Ja, w mojej poezji nie uciekam od odpowiedzialności i poprzez wierszę rozliczam się sam ze sobą. Tak prawdę mówiąc, wiersze są dla mnie, jak wdech i wydech. Czasem są to bardziej osobiste, czasem nie tak bardzo. Zawsze jednak w każdym moim wierszu jest część mojego życia. Nic nie bierze się literackiej fikcji. Moje wiersze, to moje życie. Tak mogę smiało powiedzieć o mojej poezji. Pozdrawiam.
    2 punkty
  12. Jest tam, czyli na zewnątrz i w środku ich wiele. Byłem na spotkaniu marketingowym i wykryto u mnie takich wiele miejsc z nimi, a następnie zaproponowano aparat do ich likwidacji za jakieś 5 tysięcy. Jako zawodowy negocjator zaproponowałem 200 złotych. Nie zgodzili się i rozstaliśmy się bez dealu:). Tekst fajny. Pozdrawiam
    2 punkty
  13. errorowi za inspirację:) -Tygrysie, co oznacza kompromis dla ciebie? - Ja zjadam antylopę, a ona jest w niebie.
    2 punkty
  14. dzisiaj się ślizgam tylko po wierszu może więc w głębi nie nie utonę gdy wokół słowa mi inni wrzeszczą nie w tonie w głowie mieć myśli tonę to nie jest żadna już wielka sztuka za dnia wypływać a nocą do dna w perlistych małżach szczęścia o szukać choćby bolała potem część zadnia dzisiaj się ślizgam tylko po wierszu więc się nie wpatruj zbyt w jego głębię to napisałem w sierpniowym zmierzchu co mnie nieskromnie nieco przygnębił
    2 punkty
  15. wędrowiec ścieżką podąża ślady zostawia głębokie ciężar co dźwiga osądza bo trudniej z każdym krokiem zatem przystaje co chwila zrzuca go z siebie po trochu łatwiej wędrówkę zaczynać wtem dzień utonął w mroku o świcie nic go nie męczy wielka spotkała go łaska zniknął ten ciężar przeklęty ostatnia tkwi w nim drzazga co w żyle już popłynęła lekka jak w piórko zaklęta nie musi dźwigać on teraz dotarła wreszcie do serca
    2 punkty
  16. Zloty blask wśród zieleni, przydymionej, nie świeżej, łuna rozświetla co dzień posiniały horyzont. Łzy nocy podkreślają misterną nić tkaniny, efekt cierpliwej pracy wytrwałych włókienników. Ciężki, siwy kobierzec utajnia zew zieleni. Skołtunione, wciąż bujne włosie, między paterami. Widać pierwsze znamiona nadejścia siwej Damy, tak chłodnej w obejściu. Pobladła złota tarcza. Jutrzenka wciąż prześliczna, choć cokolwiek spóźniona, i szare duchy przodków wędrujące po stawie. Przemawiają, tłumaczą, i wskazują dobitnie: czy widzisz, czy rozumiesz? Już blisko...
    1 punkt
  17. W Lizbonie został nieco dłużej niż początkowo planował. Nie dlatego, że polubił to miasto, ale nie chciało mu się wracać do Maciejówki. Włóczył się bez celu po mieście, przesiadywał w małych knajpkach popijając kawę lub piwo i wpadł w jakiś taki marazm. Myślał o wszystkim i jednocześnie nie myślał o niczym. Jakiś dziwny stan wytworzył się w nim i nazwał to stanem nieważkości duszy. Miał czterdzieści lat, lecz nic, poza tym. Nieco pieniędzy zarobionych przez te wszystkie lata, które nie dawały ani poczucia bezpieczeństwa ani radości. Po prostu był i nic więcej. Nie miał celu w życiu, żył z dnia na dzień, jak wielu innych i coraz częściej budził się nocą i stwierdzał, że takie życie nie ma sensu. Całe dorosłe życie przepracował na statkach i teraz nie za bardzo wiedział co miałby robić na lądzie. Pracować jako kto? Budowlaniec, kierowca a może nocny stróż, pilnujący opustoszałych budynków. Wydawało mu się, że ściga złudzenia, których wiedział, że i tak nie dogoni. Siedział w tavernie jeszcze nie wypełnionej ludźmi jak to widywał wieczorami i popijał zimne piwo, czekając, aż podadzą pieczoną ośmiornicę z ziemniakami. Kilka wiatraków przymocowanych do sufitu poruszało leniwie powietrze, dzięki czemu można było odpocząć nieco od upału, który rozlał się na ulice miasta. Malownicze uliczki, kolorowe domy, drzwi, okiennice, niekończące się schody, po których jednak warto się wspinać, by móc podziwiać panoramę miasta. Elektryczne tramwaje sunęły cichutko, zapchane w większej mierze przez turystów obwieszonych plecakami i aparatami. Zapalił papierosa. Jedyny jego przyjaciel, który nigdy nie zawiódł i zawsze był pod ręką. Zapachy smażonych ryb, mięsa czy frytek mieszały się z rozgrzanym powietrzem, asfaltem i dymem papierosowym. Wydawało mu się, że nad tym miastem unoszą się jakieś cienie, coś nieuchwytnego, czego nigdzie indziej do tej pory, może nie tyle nie widział co nie wyczuwał. Ciężko to określić, to jakby negatyw tego miasta, który czasem uda się dostrzec. Fascynujące i niepokojące zarazem. Miasto złudzeń i iluzji. Był głodny i nie mógł się doczekać jedzenia. Wstał z samego rana, pozbierał resztę rzeczy, choć zbyt wiele tego nie było, ot, kilka książek, elektryczna golarka, trochę ubrań przesiąkniętych zapachem starej szafy, które wczoraj musiał przeprać i kilka starych zeszytów, w których czasem, kiedy czuł taką potrzebę, zapisywał swoje myśli. Kelner ubrany cały na czarno podał zamówione danie, skłonił się lekko życząc smacznego i odszedł. Ośmiornica okazała się wyborna. Nie za twarda, nie gumowata a właśnie idealna. Jadał już w wielu miejscach na świecie ośmiornice, ale, musiał przyznać, nigdzie nie smakowała tak jak tu. Po prostu rozpływała się w ustach. W niemal każdej mijanej kobiecie widział Hanię. Jej oczy, uśmiech, włosy. Właściwie, gdyby się nieco mocniej opaliła mogłaby uchodzić za Portugalkę albo Greczynkę. Często powracał w myślach do tej chwili, kiedy zupełnie niepotrzebnie zapytał, czego od niego chce. Żałował tego, bo wszystko mogło potoczyć się inaczej, być może miałby do czego wracać a tak wszystko schrzanił i pretensje mógł mieć tylko do siebie. - Ma pan ognia? – wyrwał go z rozmyślań jakiś głos. Stała przed nim kobieta, blondynka o niewiarygodnie pięknych, niebieskich jak niebo oczach. Zaskoczony tym widokiem, zapatrzył się w te oczy, aż musiała powtórzyć pytanie. Przez te wszystkie lata nauczył się angielskiego, zresztą to był również jeden z wymogów, by pływać pod różnymi banderami. Wyjął zapalniczkę, wstał i bez słowa przypalił cienkiego papierosa. Podziękowała i wróciła do swojego stolika w głębi sali. Ta kobieta była jak sen, jak zjawa. Pojawiła się na chwilę i zawróciła mu w głowie swoją urodą, oczami, ciałem. Zamówił kawę i poprosił o rachunek. Próbował szukać nieznajomej wzrokiem i teraz żałował, że usiadł z przodu, prawie przy przeszklonej ścianie, by mieć widok na ulicę. Lubił patrzeć na ludzi, auta powoli sunące po zakorkowanych ulicach, tramwaje, którym nic nie przeszkadzało w swobodnym poruszaniu z punktu a do punktu b. Miasto miało swoje tajemnice, wąskie uliczki ukryte z dala od tego zgiełku, gdzie życie toczyło się całkiem innym torem, bez tego pośpiechu. Bieda wyglądała z mijanych bram, odrapanych drzwi i okien, ale właśnie tu słychać było śmiech dzieci biegających za piłką, z której prawie zeszło powietrze, ludzie siedzieli na schodkach przed domami, na ławeczkach, rozmawiali, śmiali się a czasem śpiewali smutne piosenki, zapewne o ciężkim życiu. Tu nie zapuszczali się turyści obwieszani aparatami, nie było sklepów ze złotem i srebrem, w których można by kupić coś na pamiątkę, słono przepłacając. Bezpańskie psy wylegiwały się w cieniu lub biegały za roześmianymi dziećmi. Dwa różne światy oddzielone od siebie niewidzialnym murem społecznego milczenia, zgody na to wszystko co działo się na całym świecie. Kawa ristretto w maleńkiej filiżaneczce i szklanka wody postawione przed nim przez tego samego kelnera wyrwały go z rozmyślań. Oczywiście, danie z ośmiornicy było bardzo dobre, ale kelner chyba dobrze o tym wiedział, zapytał się, bo tak trzeba. - Zapraszamy wieczorem na wieczór z muzyką fado – powiedział przynosząc resztę i zgarniając napiwek, za który podziękował szerokim uśmiechem. Za dwa dni wraca do kraju na statku wiozącym owoce. Gdyby nie pokazał papierów, musiałby wykupić albo miejsce na statku rejsowym, albo wracać samolotem na co nie miał już ochoty. Na takich statkach zawsze znajdzie się miejsce dla takich jak on, dobrze to wiedział. Wrócił do tej samej taverny późnym wieczorem, kiedy mieszkańcy miasta kładli się już do łóżek, by wstać z samego rana do pracy. Większość stolików była już zajęta, ale znalazł miejsce w rogu sali. Usiadł i zamówił dwie zimne wódki oraz talerz z zakąskami. Po piętnastu minutach zajadał ze smakiem świeże sardynki z grilla, oprószone solą i polane oliwą z dodatkiem soku z cytryny. W drugim kącie sali na maleńkiej scenie muzycy stroili instrumenty. Mógł sobie pogratulować, bo gdyby przyszedł dziesięć minut później już by nie znalazł wolnego stolika. Światła przygasły zmieniając barwę na czerwoną a po chwili na niewielkiej scenie pojawiła się kobieta w długiej czarnej sukni obszytej cekinami. W chwili, gdy rozbłysło światło reflektora muzykanci zaczęli grać i Emil ze zdziwieniem spostrzegł, że kobieta stojąca w jasnym świetle na scenie jest tą tajemniczą kobietą, której po południu przypalał papierosa. Aż się napił z wrażenia. Dwóch gitarzystów akompaniowało śpiewaczce. Żałował, że nie rozumiał o czym śpiewa. Chociaż może to i lepiej. Czasem, znając angielski i słysząc te wszystkie teksty wielkich przebojów, aż mu się śmiać chciało z ich prostoty i naiwności. Wychylił drugi kieliszek przegryzając sardynką i czekał, aż skończy się piosenka. Piękna, lecz nieco mroczna, pełna cieni i chłodu. Tak to odczuwał, bo przecież nie wiedział o czym jest tekst. Kiedy ucichła muzyka, skinął na kelnera pokazując, by przyniósł jeszcze dwie wódki. Miał ochotę napić się tak, aż zawiruje świat, aż wszystko rozmyje się w byle jakości. Bo świat jest byle jaki zarówno po trzeźwemu jak i po pijaku, tu się nic nie zmienia. Z czasem zacierają się granice między tym co było wczoraj a tym co jest teraz. Zdawał sobie sprawę z tego, że coraz częściej zaglądał w najciemniejsze zakamarki duszy, pozostając tam coraz dłużej. Jeszcze żył, oddychał, ale czuł, jak rzeczywistość przeradza się w krainę nicości. Czasem dopadały go dni takie jak ten, kiedy nie potrafił się cieszyć chociażby z tego, że jest teraz tu, w tak pięknym miejscu a wokół tylu uśmiechniętych, radosnych ludzi. W każdej chwili może wsiąść w podmiejski pociąg i wysiąść już chociażby w Caxias, by wykąpać się w Oceanie Atlantyckim, który o tej porze roku był niczym Bałtyk w bardzo upalne lato, o czym wielu może tylko pomarzyć. Może też w każdej chwili wsiąść na statek i popłynąć na drugi koniec świata, lecz mimo to, miał wrażenie, że gorzej nie może już być. Nie wiedzieć czemu, zawsze pijąc wódkę, odchylał głowę mocno w tył i zamykał oczy. Podpatrzył to jako młody chłopak u wuja Marka i tak utkwiło mu to w pamięci, że postanowił przywłaszczyć sobie ten gest, tak samo jak trzymanie papierosa w lewej ręce, chociaż był prawo ręczny. Czuł, jak alkohol zaczyna rozgrzewać najpierw gardło, by potem rozlać się ciepłem tam w środku, gdzie wydawało mu się, że powinna być dusza. Odstawił kieliszek i sięgnął po papierosa. Nie wiedział, która jest godzina. Stracił poczucie czasu. Do tego jeszcze ta muzyka, smutna, przytłaczająca a zarazem unosząca gdzieś w dal. Kobieta zeszła ze sceny żegnana dużymi brawami i zniknęła za kotarą, a zamiast niej pojawił się starszy, szpakowaty pan, który niemiłosiernie skrzeczał falsetem. Emil zastanawiał się czy był kiedykolwiek szczęśliwy. Może w dniu, w którym opuścił dom? Chociaż chyba nie. Na pewno poczuł wówczas ulgę, że wyniósł się wreszcie z tego miejsca, ale z drugiej strony, zupełnie nie wiedział, dokąd ma się udać. Bawił się papierosem, stukając nim o blat stolika, jakby chciał, aby tytoń był jeszcze bardziej ubity, aż w końcu włożył go do ust i sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki, kiedy ktoś podał mu ogień. Zdumiony przypalił i podziękował. - Nie za dużo pan pije? – Blond piękność, w której z pewnością mógłby się łatwo zakochać, usiadła obok nie czekając na zaproszenie i gestem przywołała kelnera, który zadziwiająco szybko pojawił się, jakby tylko czekał na jej sygnał - Carlos, dla mnie Martini a dla pana jeszcze raz to samo. Kelner odszedł w milczeniu a kobieta znów się odezwała czystą angielszczyzną: - Napiję się z panem, bo mi żal patrzeć, jak się pan upija w samotności. Ale będzie to dla pana ostatni dziś kieliszek. Potem zamówię panu taksówkę i wróci pan do hotelu, bo podejrzewam, że właśnie tam pan mieszka - Nad każdym pijącym samotnie facetem się pani tak użala? - Nie, tylko nad panem, ponieważ wygląda pan jak zbity pies. Zaciągnął się, wypuścił dym i zaśmiał się z porównania. Wyobraził sobie nie wiedzieć czemu, małego szczeniaczka moknącego na deszczu. - Z czego się pan śmieje? - Ciekawe porównanie. Właśnie z tego się śmieje. Prawdę mówiąc, nie mam ochoty wracać do mieszkania, do pustego łóżka, w którym nikt nie czeka. Mam ochotę powłóczyć się po mieście do rana, upić się w jakiejś obskurnej knajpie, a potem przespać cały dzień, aby nie musieć myśleć o niczym. - Specyficzne marzenia pan ma. - Każdy człowiek jest specyficzny, a marzenia, cóż, marzenia są po to, by umierały w samotności, z czasem zapomniane, przysypane stertą trosk, chorób i szarych dni. - No cóż, dużo jest prawdy w tym co pan mówi, ale nie do końca. Powinniśmy się cieszyć każdym danym nam dniem, bo nie wiadomo co przyniesie jutro. Sięgnęła do torebki po papierosy, wyjęła jednego i uprzedzając Emila, zapaliła. - Będzie pani jeszcze śpiewać? – zapytał z nadzieją w głosie, gdyż zdecydowanie bardziej wolał słuchać jej głosu, niż tego starszego pana, po którym widać było, że bardzo męczy się śpiewaniem. - Nie, na dziś już koniec. - Szkoda, bo wolałem zdecydowanie słuchać pani niż tego smutnego pana. Zaśmiała się. Jej czarna suknia obszyta cekinami pobłyskiwała w ciągle zmieniającym się świetle. - Ten pan to właściciel lokalu, któremu wydaje się, że potrafi dobrze śpiewać i że ci wszyscy ludzie przychodzą na jego występ, – Zaciągnęła się po czym odchyliła głowę i wypuściła dym. Po chwili, napiła się martini i powiedziała, że również ma ochotę pospacerować po mieście. - Dosyć mam siedzenia w tej budzie a miasto nocą jest takie piękne. Zresztą, dziś kończy mi się kontrakt. Za chwilę ten stary błazen skończy się wygłupiać, wypłaci mi pieniądze i wynoszę się stąd. Obrzucił wzrokiem jej szyję, ramiona, piersi i zastanawiał się, czego ona może od niego chcieć. Z pewnością nie była Portugalką. Mówiła tak dobrze po angielsku, że nie miał pojęcia skąd mogłaby być. Uroda typowo słowiańska. Może Czeszka albo Rosjanka? - Wydaje mi się, że źle zaczęliśmy naszą znajomość. Rozmawiamy już jakiś czas a nie wiem nawet jak pani na imię. To znaczy, słyszałem, jak panią przedstawiali jako Gabrielę, ale nie wiem czy to pani prawdziwe imię czy może pseudonim artystyczny. Ja mam na imię Emil - wyciągnął w jej kierunku ręka a ona podała swoją, mówiąc: - Gabriela to moje prawdziwe imię. Niech pan chwilę zaczeka, muszę załatwić jedną sprawę i będziemy mogli stąd pójść. Wstała, zgasiła papierosa, dopiła martini i odeszła. Zjawił się kelner i postawił przed nim kieliszek wódki. - To od firmy. – Uśmiechnął się i zaczął zbierać puste kieliszki. Podziękował, poprosił o rachunek i opróżnił kieliszek. Wyjął z paczki papierosa i zapalił. Zastanawiał się czy czekać na Gabrielę, czy może lepiej wstać i wyjść, powłóczyć się po mieście a potem wrócić do mieszkania. Gdyby nie to, że widział ją na scenie i nie słyszał, jak śpiewa, zapewne pomyślałby, że to prostytutka, próbująca poderwać klienta. Znów uczuł w sobie tę pustkę i tęsknotę za czymś nieuchwytnym, niezrozumiałym. Teraz, kiedy muzyka przestała grać, w lokalu panował jeden szum, kakofonia dźwięków, plątanina różnych języków. Zastanawiał się, czy warto wplątywać się w jakieś gierki damsko - męskie na dwa dni przed wyjazdem. Dlaczego nie trafił tu choćby miesiąc temu, kiedy cierpiąc na bezsenność, plątał się bez celu po mieście albo leżał na łóżku, wpatrując się w sufit i nasłuchując przez otwarte okno odgłosów miasta. Uregulował rachunek i wyszedł przed lokal. Dochodziła pierwsza i lokal powoli pustoszał. Ludzie stali jeszcze w grupkach, paląc i rozmawiając, czekając na znajomych i zastanawiając się, co robić dalej z tak piękną nocą. Miasto siedmiu wzgórz jeszcze żyło. Tętniło szumem aut, pulsowało kolorami neonów i reklam, kusząc i przywołując. - Chodźmy stąd. – Poczuł, jak Gabriela bierze go pod pachę i pociąga za sobą w kierunku głównej ulicy. Wychodząc z lokalu, jakby stała się inną osobą, porzucając wszelkie konwenanse i przechodząc na ty. - Jestem głodna jak wilk, zabieram cię na nieco późną kolację, do których ja już przywykłam. Zniknęła gdzieś suknia, w której śpiewała, a zamiast niej pojawiły się zwykłe dżinsy i niebieska bluzka. Długie włosy upięła w kok i musiał przyznać, że tak wyglądała zdecydowanie lepiej. - Weźmiemy taksówkę i pojedziemy do Alfamy, dawniej szemranej dzielnicy, zamieszkanej głównie przez robotników z doków oraz żeglarzy. Dziś jednak ta dzielnica pozostawiła za sobą mroczną reputację, stając się ikoną Lizbony, gdzie na każdym niemal kroku, można usłyszeć prawdziwą muzykę fado, nie to co tu w tym obskurnym lokaliku. To miejsce, w którym tradycja tego miasta zachowała się w najczystszej formie. Dziś zobaczysz Alfamę nocą, ale jeśli będziesz chciał, pokażę ci ją również za dnia, pod warunkiem, że założysz wygodne buty. - Zaraz, zaraz. – Udawał, że chce się wyrwać. – Miałaś mnie przecież wsadzić do taksówki i wysłać do łóżka a po drugie, to nie wiem, czy mi się to uda, ponieważ pojutrze wracam do kraju. – Niemal biegł za nią wzdłuż Rua Augusta, by złapać jakąś taksówkę, nim zrobią to inni. - Zmieniłam zdanie. Potrzebuję kompana, by nie być sama tej nocy. Mamy jakieś trzy kilometry do pokonania, czyli dwadzieścia minut spacerem albo bijemy się z innymi o taksówkę i dojedziemy w pięć minut, wybieraj. - Może lepiej zamiast walczyć z innymi, po prostu przejdźmy się. Nic nas chyba nie goni? Zwolniła nieco kroku, spojrzała na niego i powiedziała: - Masz rację. Nie wiem, dlaczego, zawsze wszędzie muszę się spieszyć. To jakiś wewnętrzny przymus i ciągły niepokój, że na coś nie zdążę, że coś mi ucieknie, choć tak naprawdę nie mam pojęcia co. Puściła jego ramię i szła przez chwilę w milczeniu, by po chwili wybuchnąć radośnie: - W takim razie zmiana planów. Do Alfamy wybierzemy się jutro a teraz pójdziemy na peixinhos da horta, czyli tak zwane rybki z ogrodu. Tu za rogiem ma swoją knajpkę Miguel i zawsze o tej porze można dostać coś dobrego do jedzenia. Manuel del Kiro
    1 punkt
  18. @dach Zapewniam, że od pewnego czasu wiem o tym, zresztą od Ciebie, ale jakoś w kontekście tego wiersza... nie byłam w stanie odpisać osobiście. Wybrnęłam jak wybrnęłam...
    1 punkt
  19. @dach Chciałabym żeby nikt nie miał powodów do napisania takiego wiersza, żeby była to czysta autorska fikcja, jednak wiem, że są takie rodziny. Brzemię nałożone na szyję wraz ze sznurem odciętym znad ojca. Przedostatnia strofa mnie rozstroiła, brzmi jak instrukcja, aż zabolał mnie brzuch. Chciałabym być cieniem tego syna, chronić go i nigdy nie pozwolić mu wstąpić na tę ścieżkę. Życzę peelowi, aby bronił się dalej. Wystarczy już słów.
    1 punkt
  20. Jak zwykle klasa :) Może zamieniłabym (żeby nie było - czasu czasu - na 'strzałka jego kreśli cień...' ? Pozdrawiam
    1 punkt
  21. Wiersz jest bardzo poruszający i bardzo osobisty i trudno tu o komentarz. Pozdrawiam
    1 punkt
  22. @dach Naprawdę nie wiem jak mam zareagować. To bardzo kiepska tradycja rodzinna... najwyższy czas, żeby peel ją przełamał. Wiersz w Twoim stylu. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  23. @dach czytasz i coś pęka za każdym przeczytanym wersem tak od trzewi od srodka
    1 punkt
  24. życie ma sens gdy tęskni za czyś co nie boli gdy widzi tylko to co nie kłamie życie ma sens gdy otwiera drzwi i okna dla prawd które nie umieją smucić potrafią cieszyć życie ma sens gdy żyjemy pełną piersią nie obrażamy się na wiatr zachody oraz siebie życie ma sens gdy czujemy mijane noce i dni - gdy widzimy piękno je ozdabiające
    1 punkt
  25. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak mnie rozbawiłeś :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))) Dzięki :) Również pozdrawiam :)
    1 punkt
  26. @corival @corival Wiersz spełniony swoją misją a zawarte w wierszu słowa potwierdzają jedną z zasad - dobrze jest, gdy myśli głowa bo to umysł razem z weną ciąg literek poustawia tak, że swoją treścią leczy - szkoda, że i nie uzdrawia. Serdeczne pozdrowienia od dziadka Henia - :)
    1 punkt
  27. @Henryk_Jakowiec Dziękuję dziadku za przyznanie mi za miano wnuczki mam nadzieję że stanę na wysokości zadania bycia Twoją wnuczką i będziesz jeszcze dumny z takiej wnuczki jak ja :)
    1 punkt
  28. @Marek.zak1 To dopiero kompromis. Iście po tygrysiemu przedstawiony. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  29. @Henryk_Jakowiec @Iwa-Iwa Wiersz radosny, pozytywny, pełen różnych barw i stworzeń, ducha wznoszący przedziwnie hen, wysoko, wyżej może. Piękno świata ponad ludźmi czasem można zauważyć. Kryształowe krople w studni, śliczna pokrzywa... niech parzy. Pozdrawiam Was oboje :)
    1 punkt
  30. stoję na baszcie, i patrzę w dal nad głową ciemnych chmur ciągnie sie szal przede mną wisła płynie, płynie, płynie żmudnie, lecz w końcu trafia ku głębinie stoję na szczycie, i patrzę w przestworza nad głową krąży czarny sokół niepokoju przepędzony zostaje przez orła spokoju zwycięzca z dumą szybuje i mnie do siebie wzywa chciałbym razem z nim cieszyć się victorią wzbić się, popatrzeć z góry, zerwać łańcuch i uwolnić się od uczucia, marnego jak puch ale nie mogę... bo gniecie mnie ono bez litości kręgosłup moralny się łamie, a z nim inne kości
    1 punkt
  31. @Henryk_Jakowiec jak mówiłam o Tobie dla siostry to mówiłam przyszywany wujek, ale już lepiej być Twoją przyszywaną wnuczką wujków mam pełno i to wrednych a dziadkowie oboje nie żyją więc to mi bardziej pasuje dziękuję dziadku :)
    1 punkt
  32. Fajny tekst, co do czasu, każdy ma swój i zatrzyma się w chwili śmierci. Pozdrawiam
    1 punkt
  33. Cały świat rzęsiście moknie, płacze nad moją głupotą.
    1 punkt
  34. @Sylwester_Lasota Są momenty, są. :)
    1 punkt
  35. @corival Muszę się przyznać, że z początku nie załapałam, zupełnie jak @error_erros (nie wystawiam żadnej faktury). Czytając drugi raz za to, byłam w szoku jak za pierwszym razem mogłam nie odczytać bohaterki. :) Ładnie, subtelnie.
    1 punkt
  36. ból głowy ból dupy kiszone ogórki grafomania przelana na portal wszystko to się gdzieś wydarza paskudnie rozcięta ręka krew leci nie przestaje zakażenie już w drodze ludzie przepychani przez granice bez kraju bez wiary bez nadziei na lepsze jutro - kapitalny kapitalizm zakażenie w cenie kiszonych ogórków czekam na pogodę ducha na uśmiech od ucha do ucha na Taliba co powie kobieta to samo zdrowie na naszej cywilizacji ucywilizowanie mamy środki ale czy tak się stanie herosów trzeba igrzysk naprawiania bez klasyfikacji medalowej bez kalkulowania wójku Samie zdziwiony wójku Samie przegrany miliardy utopione piękne to są tylko plany na pokój na demokrację na stabilizację wprostproporcjonalnie byliśmy dobrzy jak ogniwo najsłabsze została po was i po nas broń technologia i amunicja którą trzeba będzie wystrzelać...
    1 punkt
  37. @Pan Ropuch Pomimo komentarza, druga część dostarczyła mi dodatkowych emocji. Surfuj póki fala niesie. Pozdrawiam, Panie Ropuszu.
    1 punkt
  38. Tkanina świata zgęstniala w niektórych swych warstwach tak bardzo że myśl przestała docierać bezpośrednio od świadomosci do świadomosci, zaczęto więc posługiwać się dźwiękiem a potem znakami.
    1 punkt
  39. NASA: HOTELE TO HASAN. A NAWA? HOTELE TO HAWANA. O, NAGLE HOTELE? TO HELGA, NO.
    1 punkt
  40. scenariusze życia grafomańskie na co komu tyle łez Panie Kicz niebo błękitne dziś tak jarmarcznie dla dziewczynek z zakokardzoną główką szyk damy pik czasem myślę że tylko one nie boją się stać przy swojej prawdzie dziwi mnie zawsze hierarchia kolorów gustowność szarzyzny szaf elegantek a Pan uczepiony tiulowej spódnicy karnawałowej matki Panie Kicz wycina skrawek nieba z Wielką Niedźwiedzicą i szyje garnitur na dzień roboczy
    1 punkt
  41. @corival Bez obawy, bo jeżeli ktoś, kto prawa tu nie łamie jest bezpieczny jak niemowlę, które leży przy swej mamie. Serdeczne pozdrowienia od dziadka Henia - :)
    1 punkt
  42. Pewnie tak jest jak mówicie początkowo zaczynałem mieszać obrazy bawiąc się kilkoma farbkami, a później wpadłem na pomysł a właściwie coś mi ciągle nie dawało spokoju w tej czynności i chwyciłem za duży pędzel zanurzyłem i zacząłem chlapać. Druga część skręca w kierunku prozy poetyckiej z bardzo niewyszukanymi rymami by dodać kontrastu, odciążyć przekaz. Chyba czas by odpocząć od pisania. Pozdrawiam Pan Ropuch
    1 punkt
  43. @Henryk_Jakowiec Wobec takiego tercetu, broniącego tu ludności, strach pokazać bez potrzeby i narażać stare kości. Pozdrawiam dziadka H:)
    1 punkt
  44. Taka natura kompromisu, w realu tak, a w duchu może być inaczej, jeśli ktoś wierzy. Dzięki za koment:). M
    1 punkt
  45. Nie umiem Może i nie umiem na nim się modlić Muszę zawsze włączać Youtube Ale gdy na niego patrzę Dostałam od przyjaciółki Własnoręcznie go zrobiła Gdy jest mi źle patrzę Myślę że w ten sposób też to modlitwa jest Dziękuję ci droga przyjaciółko Ty wiesz do kogo kieruję te słowa dziś Dziękuję za chwile przy telefonie spędzane Bo innej drogi zobaczyć się nam Póki co nie jest dane Ale to nie jest ważne jaką forma kontakt Ważne są wśród nas Aniołki Które pomagają nam wysoko W obłokach latać Gdy świat się nam wali Czuję wtedy wielką moc Że nikt nie jest wstanie Mi podciąć tych skrzydeł Dla ciebie przyjaciółko na miły początek dnia Iwa
    1 punkt
  46. spaceruję ścieżką, ciągle taką samą od lat nic się tu nie zmienia stoją dumnie kwiaty, drzewa ta jedna aleja liście pożółkłe mech obsiadł konary błotnista dróżka butami udeptana została przeze mnie zapytana chodzę tu od lat wielu powiedz mi ścieżko kto pierwszy na ciebie nadepnął? kto pierwszy rozsławił zwyczaj przechadzania tym torem któż był tym improwizatorem? którym z rzędu jestem człowiekiem co przechadza się po ścieżce przed laty udeptaną byłaś tu odkąd pamiętam zawsze taka sama a wejściowa brama? czy sam bóg tu się przechadzał? jednym pstryknięciem przywołał ścieżkę nie, przecież jest ich więcej być może leśna sarna i polujący wilk przebiegli tą ścieżką myśliwy podążył za nimi, dźwigając strzelbę ciężką następnie pokazał wspaniałą zdobycz moją drogą przeszło kilku jeszcze polujących za nimi ruszyły ich żony następnie pobiegł i rzeźnik mięso ocenić sprytnie pragnął je wycenić wiele laty później ciągle używana moja ścieżka, taka sama lecz, powiedz moja miła to tylko hipoteza? eksperymentalna teza? i tak nigdy się nie dowiem kto tą dróżkę stworzył
    1 punkt
  47. Ja upadły Anioł podążam za szczęściem Ty kobietą jesteś, która daje mi cel bym wrócił do mojego królestwa. Chciałbym pocałować Cię niewidoczna codziennie, Chciałbym Cię uwielbić nieodwzajemniona ma Bogini, brak mi Twojego uśmiechu to ostatnie tchnienie Moje... ...pozwól bym zatańczył z Tobą to ostatnie życzenie piękna, pozwól mi śnić o Tobie ponieważ pięknem jesteś a moja miłość w nicości trwa na WIEKI.
    1 punkt
  48. @error_erros Kompromis w miłości to nic dobrego ba i w polityce nie może mieć nieustannego precedensu. Wychodzi z logicznego myślenia, że spotykanie w połowie drogi (jak większość błędnie myśli) dwóch stron ma swój bardzo policzalny limit (statystycznie osiem razy :D) Sęk w tym, że kompromis to nie spotykanie się pośrodku a wytyczanie nowego kierunku i tu zachodzi ten cały dysonans poznawczy - po kilkukrotnej zmianie obie strony czują się wręcz oszukane jak bardzo ten obecny kierunek odbiega temu pierwotnemu ba nie ma już z nim nic wspólnego. Pozdrawiam Pan Ropuch
    1 punkt
  49. Dobiega końca poranna myśl, dzień się z szarością ściska, jeszcze tu miejsca na słowa brak, jeszcze się z trudem witają ludzie na końcu mórz i ulic. Nadchodzi czas na czysty śpiew, wiatr czyta w piasku ułożony rytm, na dłoniach młode koraliki z lat, na ustach chłodna słodycz zmierza tam, gdzie strome zbocze sumień. Spotkali ludzie swoją dumną pieśń, nie słuchać-uciec? nie wierzyć? przecież... gdzie wstyd tajemnic oświetlać ma czyn, gdzie ścieżki w słabe mosty nadziemne się składają, tam bliski koniec dumań! Poznałem smutną czerń i gorzki zapach róży, która kolcami niepamięć uleczyła, oplatać boleść krzywd i kwitnąć w chmurny dzień, mnie-ubogiego starca nauczyła, zanim zmęczone zamarły dłonie. Dobiega końca poranna myśl, nie słychać melodii, która świat zbudziła. Czy to sen tworzył głupie domki z kart, czy to się wiara z prochu odrodziła? I cienie, co w obraz życia wkradły się złem, w róże bez cierni przemieniła?
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...