Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 18.05.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Rzekł poeta raz na rauszu kocham żonę i mą wenę lecz niestety za bigamię płacę zbyt wysoką cenę. Żonce trzeba dać na łaszki kosmetyki i pierdoły przez co pustkę mam w portfelu mówią o mnie, to ten goły. Mało tego, bo małżonce jeszcze muszę bo żonaty chce czy nie chce, ale musi co raz kupić świeże kwiaty. Nie zapomnieć jeszcze o tym gdy małżonka nie ma chandry jednak o tym nie napiszę nazbyt kręte to meandry. Z weną też mam perturbacje chociaż grosza nie wyciąga maltretuje mnie psychicznie w ten to sposób cel osiąga. Wena mówi nie chcę zielska dla mnie cenne dobre słowo a więc dla niej tworzę wiersze i do spółki z nią musowo. Jak więc widać nie jest łatwo być poetą bigamistą tylko, z którą mam się rozwieść nie jest sprawą oczywistą. Tak, więc chyba pozostanę bigamistą gdyż wiadomo, że inaczej mi cenzurę naśle wena, żonka ZOMO.
    11 punktów
  2. Na spokojnej górze, nieopodal lasu, mieszkał sobie karzeł, nigdy nie miał czasu. Biegał po zakątkach i szukał karlicy, znalazł na okładce... ganiał po próżnicy. Nazwał ją Maszeńką, zakochał się w oczach, piękne były - duże, wskazówka prorocza. Uwili wnet gniazdko gdzieś w pobliskim łęgu, lecz w którym to miejscu, nie wiemy - ad verbum. Zrodziło się wkrótce cudne karliczątko, a nasza bajeczka znowuż od początku. Pieścili, dziubdziali - karmili nektarem, a domek ukryty, trójcy uśmiech daje. Aż patrzcie przy nowiu - niedźwiedź porwał malca, szukali rok cały, rodzina najdalsza. Ślad po nim zaginął - wrócił na okładki karłowatych bajek... ot, temat nierzadki. Jak zobaczysz czasem, ruch liścia gdzieś w borze, dotknij, podnieś, zajrzyj - tyle chyba możesz? Ruszajmy, znajdziemy, zaspane maleństwo, przyniesiemy w koszu - kruszynę tajemną. "Dla karłów nic nie jest za niskie." - Stanisław Jerzy Lec.
    9 punktów
  3. ja wiem że chcesz lecieć wysoko balonem macać weny chmur kąpać się pod krawędzią nieba w wełnach słońca ale ktoś musi zebrać mocny jedwab na pokrycie jego żebra obsiać pola i policzyć plony utkać dni podobne do siebie ktoś musi sprzątać po czyiś marzeniach
    6 punktów
  4. To miała być tylko ich bajka lecz się przedwcześnie skończyła królewna poznała grajka i się w instrument zmieniła
    4 punkty
  5. Na drżących dłoniach gra deszcz, jak na fortepianie sam Bóg. Lecz zimny jest każdy ten dźwięk, czy melodię krzyku zna Munch? Palcami zmieniam więc tony, poruszam energię jak myśl. Co w moim sercu jest Bogiem? Moja miłość co w duszy lśni. Czy Mozart otwiera umysł? Wypływają wciąż perły z dna. Nic przecież mówić nie musisz, ja artyzm ten tak dobrze znam. Na małej czarnej korale, jakby sznur wydobytych chwil. Jak chcesz to z Tobą zatańczę, czy możesz moim księciem być? Instrument rozwinął skrzydła, a pióra wdzięcznie się mienią. W odcieniach nieba czuć więcej, bo zwija się w krąg biel z czernią. Tak szybko nabiera on barw, tęczowym słońcem się staje. Jesteś teraz w moich oczach, jak Ci we mnie jest kochanie? Dotykamy promieniami, bezkres naszego istnienia. Zobacz jak kwitną kwiaty, muzyka się szybko zmienia. Dlaczego więc cały czas śpię, a sen wydaje się jawą? Powiedz gdzie teraz ja jestem? Gdzie jest prawda a gdzie kłamstwo?
    4 punkty
  6. W ramach wyjaśnienia, wiersz dotyczy mitologii słowiańskiej. Pełen magii, potęgi, pluszcze w wodach zaświatów: tej ku życiu wiodącej i martwej ku śmierci. Wspomnienia nikną w rzekach niepamięci. Oczyszczone dusze wieczny spokój mają. Należy dbać o obydwie, zapomnienia pełne. Don prostą drogą do Welesa domu. Dziś w ofierze dziewica, by woda życiem kipiała. Skrzydlaty wężu, Żmiju u korzeni Kosmicznego Drzewa, prowadź dziewczę ku Nawi.
    3 punkty
  7. czas jesienny przysiadł z boku obserwuje kto odejdzie kto zostanie babka wróży mówią ponoć że jest w gwiazdach zapisane kto zapisał kto wymazał ot bajdurzysz ja tam byłam wino piłam w międzyczasie ta kawiarnia się nazywa pod ukradkiem w filiżance księżyc kąpał się z łyżeczką do godziny nie wiem której przedostatniej tak mi cudnie patrzył w oczy chyba wierszem byłam śniłam czy marzyłam nie powtórzę coś ścisnęło jakby w sercu zabolało przytulałam ciut za mocno białe róże
    2 punkty
  8. najważniejsze to odpowiednio uderzyć wbić żelazem klin ułamanej kości w mózgowie zamroczyć to przyśpieszy agonię potem już można pod łopatkę wbić długie ostrze bez zawahania raz i starannie w cierniową aortę wytłaczam krew z konającego wnętrza poruszając przednią kończyną dla lepszego efektu teraz trzeba szybko ją jeszcze ciepłą wymieszać z octem ręka zanurzoną po skrwawione nadgarstki skórzany kościec mięsa obwieszam dołem na orczyku zawieszonym na belce ponad klepiskiem stodoły zaczepiwszy go ścięgna wyrwane ze szczelin rozciętej skóry siekiera rozłupuję z góry na dół kościec wzdłuż paciorków kręgosłupa miarowo i po równo tak jak każdemu się należy sierść zeskrobana i opalone jej resztki ogniem wrzątkiem i szarą klingą noża wyrzeźbione dwie jędrne półtusze po 40 kilogramów martwej wagi odganiam czarne psy wąchające śmierć z daleka przegarniam rogate muchy wiosennego roju wachlarzem ruchu zwabione ciepłem brunatnych skrzepów w piasku zastygłych zacieram ślady zgniją pod gnojem starannie wykrojone szlachetne i zgrabne tkanki natarte solą i ziołami wonnym dymem nasycone różowią się na stole w pobożnym kręgu na pamiątkę zmartwychwstania misterium paschalne zbawiciel obwieszony na krzyżu kończynami przybitymi żelazem do drewna na klepisku Golgoty i nim zmartwychwstał obmyty octem z balsamicznych i okadzonych bandaży w bok był przebity włócznią sumiennego legionisty
    2 punkty
  9. ludzie notorycznie nie unoszą swoich trudnych tajemnic ale dzielą się nimi w taki sposób że jedynie mnożą strażników cienia którego już sami nie potrafią upilnować proszą nie mów nikomu nikt nie powinien wiedzieć niech „to” zostanie między nami wieczorami zwykle biorą prysznic kładą się do łóżka z nadzieją że sny nie przyjdą nie przycisną że nic nie wypłynie z nich bokami na pieczywo na zwykłą szarość dnia milczę nakarmiona suto strawiam ich „to” strawiam ich niewygodę strawiam swoją rolę czuwają przez cały rok całe życie a to latarnia im przeszkadza a to pies sąsiada a to głowa co się snuje w kółko po szufladach grzebie szuka miejsca by schować na zawsze sekretny klucz czasami wracają i pytają zatroskani jak się czuje u mnie ich „to” no cóż nie mogło wyjść to się strawiło
    2 punkty
  10. Wiersz Wiersz to zlepek słów przypadkowy Czy biały czy też rymowany Które mi czasem przyjdą do głowy Na kartkach notesu piórem pisany Wiersz to uczucie które wyrażam Myśli wprost z głębi duszy płynące I strof rytmicznych namiętna fraza Wersy jak koncert skrzypcowy brzmiące Wiersz to obraz malowany słowami W papier wtłoczony farby atramentem Muzyka grana liter nutami I ludzkie marzenia w sylabach zaklęte D.G.
    2 punkty
  11. słyszysz? rozmajone miękko tańczą głosy w szeptach radość niebożebną bzami niosą wiesz... to liście zwierzają się ptakom ze słabości do wiatru co rozkochał i uwodzi jadeitowe oczy nocy ciii
    2 punkty
  12. cisza do snu się przytuliła szepnęła przy tobie czuje się szczęśliwa wiem że kochają cię gwiazdy że pająk ci zazdrości gdy nocne otwierasz drzwi sen się do niej uśmiechnął powiedział miła jesteś zapraszam do gry w tej grze nie bedzie miejsca na smutek ani trudne łzy będziemy wspólnie z tobą i mną uszczęśliwiać tych co śnią których czasem boli dzień oszpecony trudnym
    2 punkty
  13. rozbieram cię moja piękna od stóp do sufitu cała w pomarańczach jesteś jak szlag jasna panienka piękna moja i nie moja bo przez tyle rąk już przeszłaś by być tu gdzie jesteś i tu gdzie cię nie ma piękna nieskalana zwyczajnie w wyciągniętych majtkach z czystej ciekawości 210517
    2 punkty
  14. Widziałam Cię... Siadam w progu Skrzypnęła drewniana podłoga Żar lejący się z nieba Rozpuścił asfalt Zebrał się na powiekach... Czuję, jak kropla po kropli Spływa po mojej twarzy. Widziałam Cię... Wstąpiłaś na pocztę Długie, błyszczące włosy W odcieniu gorzkiej czekolady Opadały swobodnie na ramiona Uśmiechałaś się... Liczę kamienie Pocieram w palcach Te gładkie i płaskie chowam Do kieszeni starej, wypłowiałej bluzy Leniwe popołudnie Nie chce się nawet wstać Żeby nalać sobie wody... Trzymałaś kremową kopertę Pachnącą perfumami i dobrą kawą W środku list pełen wzruszeń Radosnych uniesień, wyznań miłości Tej szczęśliwej... Tak, to na pewno byłaś Ty Może jutro to będę Ja...
    2 punkty
  15. @zyzy52 Podtrzymałeś mnie na duchu a więc teraz do trójkąta wpiszę obie moje panie i postawię je do kąta. Trójkąt boki ma solidne i do tego mocno zwarte matematyk mi przychylny będzie miał za chwilę wartę. Ja zaś sobie myk do pubu sączyć piwko z kolesiami człowiek musi strzelić lufę więc ja czynię to czasami. Pozdrawiam :)
    2 punkty
  16. piękny wiersz, pozdrawiam:)
    2 punkty
  17. Pal się w najgorszych chwilach żeby taki promyczek który rozjaśni dzień przyświecił tobie żeby jak pięknie powiedziane to też niech w słowie zapłonie pal się pal się zastąp słońce zgaś mroki które zatruwają duszę ponieważ dusza bez światła jest niczym zaś człowiek bez duszy nieistnieniem
    2 punkty
  18. @corival Cały przemysł lekki w tym lniarski wysadził z siodła Balcerowicz, wszystko chciał sprzedać, było około 60 zakładów lniarskich w całej Polsce, największe w Żyrardowie, Kamiennej Górze, Walimiu, teraz można oglądać ruiny niektórych zakładów. Była u nas dział Wzorcownia która się parała, tworzeniem różnego rodzaju wzorów kolorystycznych. Każdy kraj do którego eksportowaliśmy /było ich około 120/ sugerował jakie chce kolory i na jakiej bazie, naturalnych czy sztucznych barwników. W tym miejscu uruchamialiśmy nasze Zjednoczenie, które nasze wymogi spełniało poprzez kontrakty zagraniczne. Sprowadzaliśmy barwniki nawet z Australii - nie były tanie.
    2 punkty
  19. @8fun Sowa ciągle myśli o tym utworze. Zrobił na niej duże wrażenie.
    2 punkty
  20. @Somalija Ago chyba pomyliłaś karły z aniołami, to te ostatnie ponoć są bezpłciowe, a karły się rozmnażają zobacz ilu ich jest w polityce. Miłego i zdrowego wtorku w słońcu Ci życzę. @corival Ha ha ha Cori, poczekam aż finezję przyniosą Ci w koszyku razem z zakupami, najpierw oddech, kawa, naciśnij przycisk "ruszamy" i do boju. Mamy znowu dzień, wiosenny dzień, niech on będzie najpiękniejszym ze wszystkich. Miłego dnia. @Marek.zak1 Dla Ciebie Marku... drzwi się otwarły. Miłego dnia.
    2 punkty
  21. Jako dziecko byłem na koncercie "Śląska" i tę piosenkę pamiętam i jeszcze "Puk, puk, skrzypią drzwi...". A wiersz ciekawy. Pozdrawiam.
    2 punkty
  22. Jest wiadome od zarania światów jak i internetów, że są skorzy do do głaskania szukający interesu. I wiadomo to od dawna, czy to kot jest, czy też kotka, każde lubi by je głaskać i pieszczotę chętnie odda. Głasku, głasku, miziu, miziu, ja dam tobie, ty dasz mi. Na głaskaniu dni nam płyną, bez miziania nie ma dni. Futra jakość się nie liczy, liczy tylko się pieszczota! Przy niej zapał spontaniczny, by bez przerwy głaskać kota. Jednak czasem, zaskoczony, ktoś z głaskaczy z bólu wyje, gdy kot, prawie zagłaskany, nagle ostry pazur wbije. Głasku, głasku, miziu, miziu, ja dam tobie, ty dasz mi. Na głaskaniu dni nam płyną, bez miziania nie ma dni. Nawet głaskać trzeba umieć, o co wielu dziś już nie dba, prostej prawdy nie rozumie: sierści z włosem głaskać trzeba. Jeszcze jedno skryte na dnie: to głaskanie jest dla kota, a nie kiedy tylko na nie miziających jest ochota. Głasku, głasku, miziu, miziu, ja dam tobie, ty dasz mi. Na głaskaniu dni nam płyną, bez miziania nie ma dni.
    2 punkty
  23. My z żoną bardzo się kochamy jak dwa aniołki prosto z nieba. To prawda jest, bo żona mówi, że więcej szczęścia mi nie trzeba. Zawsze też sobie pomagamy, co bardzo cieszy strony obie: to żona za mnie mecz obejrzy, to ja za żonę pranie zrobię. Nawet jak obiad ugotuję słów brzydkich raczej nie używa. Wystarczy tylko że smakuje a po jedzeniu ja pozmywam. Na inne już nie mogę patrzeć, choć jest na świecie wiele kobiet. Gdy tylko raz się obejrzałem, to spuchły mi patrzały obie. Jak więc widzicie, życie wspólne dostarcza nam tak wielu wzruszeń. Powiecie - musisz być szczęśliwy. Odpowiem tylko - ano muszę.
    1 punkt
  24. @Mayerling owszem, zgadzam się, prawda.
    1 punkt
  25. Tak, zawsze są tacy, co muszą posprzątać bałagan, po tych, którzy probują wprowadzać w życie własne idee... metafotycznie bogaty. Pozdrawiam
    1 punkt
  26. @Henryk_Jakowiec Na początek gratulacje dla małżonki i dla Ciebie. Żadnych przecie komplikacji nie powinno być u Ciebie, pod ręką kwiaty dla żony, bukiet słów ukrytych wenie. A rozwodzić się też możesz poetycki bigamisto, do żony o każdej porze, a do weny mówić wszystko. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  27. @[email protected] mam ją trzymać za kudły? He he no dobra. Najpierw rozczeszę swoje :)))
    1 punkt
  28. @M.A.R.G.O.T Ale to ma być coś takiego co nas pozwala z krzeseł, jak ten "Krzyk" Munka jak sonata Mozarta, jak... Nie przerywam wenie, trzymaj ją za kudły. Kłaniam się mile.
    1 punkt
  29. łzy nie potrafią się uśmiechać smutek nie umie na harfie grać tęsknota tkliwie patrzy w dal wspomnienie ma w sobie to coś wesele nauczyło się pić i tańczyć pogrzeb zawsze budzi minione tak to wszystko działa nie zmieni tego żaden ból ani żal
    1 punkt
  30. Znakomita urokliwa poezja. W sam raz na takie popołudnie gdy za oknem hula zimny majowy wiatr. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  31. @Henryk_Jakowiec Wlazłeś chłopie pod spódnicę, tak przynajmniej ja to widzę. Mylić się to ludzka sprawa, lecz za wierszyk gromkie brawa. Pozdrów żone Heńku niech się trzyma, bo niedługo Ty się musisz trzymać.
    1 punkt
  32. @M.A.R.G.O.T Pianista dłonią muska klawisze, subtelne ruchy - cisza w uśpieniu. Klimat artyzmu w obłoki przeniósł, wzlotu się nie da, duszy przemilczeć. Nastrój przeżycia cudownej chwili, tonacja wzmaga timbre euforii. A my w nasłuchu jakże pokorni, końcówkę, wybacz, we mgle dośnili. Kłaniam się w nasłuchu.
    1 punkt
  33. Nie tnij drzewa Co dotyka nieba liściem zielonym Niechaj ptaki wiją gniazda wśród jego korony Zimą znowu się obnaży Wiosną kwieciem nas obdarzy Nie tnij drzewa Póki soki w nim pulsują Póki dzieci w jego cieniu się radują W nim zaklęta jest pieśń żywa Którą wiatr w gałęziach śpiewa Nie tnij drzewa Serce ubolewa Przytnij - owszem - nie tnij...
    1 punkt
  34. @Henryk_Jakowiec Gratuluję żonie, Tobie aby było tylko chłopię. Bo dziewuchy jak sam widzisz, Ewa przecież to rekwizyt.
    1 punkt
  35. Dla Kramskoja byłeś zwykłym Kuszonym nie wiedział, że pomylił scenerię a szatan nie jest obiektem twych myśli Przeczuwam, że dopadła cię zwątpienia chwila kłuje dogłębny ból niezrozumienia nie znajdujesz symboli, by opisać świat który widzisz tylko Ty Powołujący jest dalej niż zwykle w przeciwieństwie do bezsensu twej misji wszyscy mówią o tobie, nikt z tobą boli cię cierpienie, boś nieprzyzwyczajony Miałeś być skałą, na której się potkną pewni głosiciele swojej wizji Jego teraz tylko niemoc do bólu ściska ręce nie umiesz skruszyć ich kamiennych serc Iwan Kramskoj, Chrystus na pustyni, 1872
    1 punkt
  36. @[email protected] Dzięki, że podzieliłeś się swoim niezadowoleniem w związku z wycinką drzew u Ciebie w okolicy. Ale inspiracją do napisania tej krótkiej rymowanki była nie sytuacja, na którą nie mamy wpływu... Mój znajomy wyciął kilkunastoletnią, wciąż tętniącą życiem lipę, bo stwierdził że mu widok z salonu zasłania. ;) pozdrawiam Cię serdecznie i miłego dnia. @corival Masz rację. Myślę, że w wielu sytuacjach warto próbować szukać alternatywnych rozwiązań... dzięki za czytanie i pozdrawiam serdecznie :) @Michał_78 Podoba mi się ta piosenka, dzięki. Jak pisałam wcześniej, nie znam się na dzisiejszej muzyce popularnej. Ciekawy test, w porównaniu z moją prostą rymowanką, niebo a ziemia ;) ale przekaz się liczy, prawda... :D pozdrawiam serdecznie
    1 punkt
  37. @[email protected] O, nasz polski len... doskonała jakość :) Z pewnością konieczne były barwniki. A tak swoją drogą, stosowaliście tylko chemiczne, czy również naturalne? Dziękuję za pochwałę. Staram się jak umiem. Będzie jeszcze jeden wiersz, też o kolorze niebieskim, ale dotyczący trochę późniejszego czasu. Co do Wersalu, cóż... może być i tak jak piszesz, choć o przypadek również niezbyt trudno. Ciężko powiedzieć.
    1 punkt
  38. @Jo Shakti Czyżby apel i prośba do Najwyższego? A co do tego, co widać na wierzchu, z tymi wycinkami drzew to znak czasu... i katastrofa zarazem. Jestem za odmładzaniem i kształtowaniem drzew, ale nie w każdej sytuacji potrzebna jest definitywna eliminacja. Oczywiście bywają i takie sytuacje, ale przecież nie zawsze i nie wszędzie... Pozdrawiam :)
    1 punkt
  39. @corival NAUKOWO - brzmi dumnie, czy ożywiasz... mumie?
    1 punkt
  40. Psiakrew, wynika z tego, że jeden z nich łże jak pies — tak zejść na psy, tragedia ;)
    1 punkt
  41. 1 punkt
  42. @Natuskaa Sęk jest w tym, żeby "tym" dzielić się tylko z tymi osobami, które chcą i mogą to unieść. Albo przynajmniej "strawić".
    1 punkt
  43. niupla babcia niupla dziadek razem niuplają obiadek przyszedł wnuczek mówi że on poniuplać także chce cienki szwagier je on mało lecz poniuplać by się zdało przestraszony córki zięć na niuplanie też ma chęć chwiejny wujek chociaż marnie o niuplaniu śpiewa arie nawet mrówce z motosiłą trochę niupków się zmieściło protoplasta ten z obrazu nie poniupla ani razu w ramkach biedny musi tkwić bez niuplania przyszło żyć już sąsiadka wszechwiedząca niupki w zupie nosem trąca niupla muszka tylko chwilę klapka świsła nie pożyje ktoś przypłynął łódką z lasu oj narobił ambarasu wiosła sprawne jadło czują niupki smaczne wydłubują a orkiestrze co przygrywa apetytu też nie zbywa * babcia dziadek ledwo dyszą morał oni wnet usłyszą bo bajeczkę kończę tą: głodni byli głodni są
    1 punkt
  44. Sny to jakaś magia, Nie musisz tu się bać, Możesz być całkiem sobą, Tu masz swój własny świat, Gdzie możesz być szczęśliwy, Tu nie ma żadnych granic, Chcesz kochać, więc i kochasz, Tu nie obrywasz za nic, Dlatego lubię sen, Bo w moim śnie Ty obok mnie, Tu mam normalność, której chcę, Gdzie szczęście mam w nocy i w dnie, Dlatego lubię ten mój sen, Nie lubię... Kocham.. Kocham Cię Dla P.
    1 punkt
  45. @OloBolo Spodobało mi się to, z jakim przekonaniem i nieco śpiewnie, wyraziłeś swoje zdanie na poruszony temat. O tak, warto pisać wiersze... Pozdrawiam :)
    1 punkt
  46. 24.02.1294 r. Ery Spokoju Wiele dni spędziłem błądząc po pustyni Sukury, coraz bardziej popadając w beznadzieję. Jedyne co pamiętam to gorąco słońca i suchość w gardle. Na horyzoncie nie widać nic oprócz piasku. Może i mam szczęście, że nie natrafiłem jeszcze na żadnego smoka wydmowego? Teraz to mogłoby się okazać zbawieniem. Byłby to zapewne jeden z lepszych sposobów na zakończenie żywota w tym przeklętym miejscu. Dzisiaj wypiłem ostatnie krople wody z mojego bukłaka. Wielu ludzi ostrzegało mnie, żeby pod żadnym pozorem nie pić trującej wody z kolczastych roślin... Ale czy mam inne wyjście? Nastaje wieczór. Jestem na skraju sił. Zaczynam tracić przytomność co kilka minut, żeby zaraz obudzić się z twarzą w piachu. Nadal nie widać niczego oprócz tego przeklętego piachu. Nienawidzę go. NIENAWIDZĘ PIACHU Dziennik Nieznanego Wędrowca Rozdział II Potencjalny obserwator pomyślałby zapewne, że podczas całej drogi Evanowi i Lily towarzyszyła niezręczna cisza, ale to nieprawda. Rozmyślali oni po prostu nad usłyszaną opowieścią, oboje głęboko poruszeni. - Evan..? - odezwała się w końcu jako pierwsza dziewczynka. Brat spojrzał na nią, próbując na siłę wymusić uśmiech, ale kiedy zorientował się, że nie za bardzo mu to wychodzi, poddał się. - Tak? - Mówiłam, że warto. *** - Oni są po prostu beznadziejni - nie była w stanie skrywać frustracji kobieta - póki co jestem pewna, że nikt się nie nadaje. Mężczyzna spoglądał na nią z niejakim smutkiem, głównie dlatego iż wiedział, że miała rację. Choć przez większość czasu przesiadywał zamknięty studiując pisma, według raportów Zii żaden z adeptów nie przejdzie Próby. Jedyną osobą, która prawdopodobnie potrafiła to przetrwać, była ona sama. Jeśli jednak także by tego nie przeżyła, straciłby zbyt wiele, nie mógł sobie pozwolić na takie ryzyko. Nie teraz, kiedy liczba nowicjuszy była tak niewielka. - Myślę, że jestem gotowa, mistrzu. Tarlok popatrzył jej w oczy. Chciał w to wierzyć, ale w głębi duszy wiedział, że coś może pójść nie tak. Faktem było, że zostało niewiele czasu, bardzo niewiele. Musieli działać jak najszybciej, albo cała ich praca pójdzie na marne. - Ufam ci, Zio. Ale jeszcze nie czas. Kiedy nie będzie innego wyjścia, zostaniesz wybrana, ale na razie uważam, że to zbyt ryzykowne. Tymczasem rozglądaj się, może jednak ktoś z nich w końcu… - Nie rozumiesz, mistrzu - przerwała mu, co nie zdarzyło się jej nigdy dotąd. Darzyła go ogromnym szacunkiem, uważała za wielkiego człowieka i największego wyznawcę, ale teraz po prostu go nie rozumiała. Któż, jak nie ona? - nikt z nich na tyle nie wierzy w naszą sprawę jak ty czy ja, mistrzu. - Na tym właśnie polega twoje zadanie. Zrób z nich takich jak my. Spraw, by modlitwy do Bogini były dla nich przyjemnością, by każdym calu poświęcili się tylko niej. Wiem, że jesteś w stanie tego dokonać. Od ciebie zależy powodzenie naszej sprawy. Zia spuściła wzrok. Miał rację, to fakt, ale jednak nadal nie pojmowała, dlaczego nie właśnie ona zostanie tą wybraną. Przecież całe serce oddała swej Bogini, czy to nie było wystarczająco wiele? - Oczywiście, mistrzu. *** Kolejny dzień przyszedł tak szybko jak każdy inny, a i w końcu życie obrało swój normalny tor, a w miejsce smutku pojawił się z powrotem dobry humor. Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka. Pięć i sześć. Przebij to, ha... - Haha! - krzyknęła tryumfalnie Lily, widząc sumę dwunastu oczek - w takim razie ja mam osiemdziesiąt cztery sztuki złota, a ty… - Dwanaście - mruknął ledwie słyszalnie Evan, a dziewczyna zachichotała. - Powtórz, ile? - Dwadzieścia - wyszczerzył zęby chłopak, co całkiem zepsuło jego próbę skłamania. Lily pokręciła głową i zmarszczyła czoło. - Za oszustwo odejmujemy. - Nic takiego nie było mówione! - żachnął się - Niby ile? - Dwanaście sztuk złota! Chłopak naburmuszył się jeszcze bardziej i oddał w myślach dziewczynie ostatnie wyimaginowane pieniądze. Czas mijał im szybko i przyjemnie. Odkąd urządzili sobie kryjówkę w piwnicy pod spalonymi miejskimi koszarami, ich życie stało się troszkę łatwiejsze. Nie musieli każdej nocy szukać nowego schronienia, co podczas zimy potrafiło być prawdziwą mordęgą. Budynek ten nie był w użytku od bardzo dawna, a klapa piwniczna była tak dobrze ukryta, że nie musieli obawiać się o innych gości. Wystrój wnętrza nie był co prawda bardzo bogaty, ale wystarczający. W rogu były dwa łóżka z prawdziwego zdarzenia, a na nich ładnie ułożone, choć kiepskiej jakości, koce. Były one na tyle cienkie i dziurawe, że oboje spali pod przynajmniej trzema. Tuż obok łóżek stała niewielka, objedzona przez korniki komoda, w której trzymali wszystko, co się tam zmieściło. Po przeciwnej stronie stał regał na książki, choć mieli tylko dwa egzemplarze: “Bajki dla dzieci” oraz “Fauna i Flora Cansadonii”. Obie znali niemal na pamięć, bo potrafili je przeczytać po kilka razy w ciągu miesiąca. Jako, że była to piwnica pod koszarami, nie zdziwili się, gdy w jednym z rogów zobaczyli skład starego oręża. Przede wszystkim były to zardzewiałe miecze z czasów wojny z Morkandią, ale i tak przyniosły im ogrom dobrej zabawy. Wbrew pozorom były to dobre bronie, bo choć stare, stoczyli już nimi tysiące pojedynków. Jak dotąd żadna się nie złamała. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowili ruszyć nad strumień. - Chyba mam! - pisnęła Lily i szarpnęła długim drągiem, który trzymała w rękach. Ten drąg był tak naprawdę marną imitacją wędki twórczości Evana, a jednak do tej pory sprawdzał się doskonale. Na początku z rozbawieniem przyglądał się, jak dziewczyna ledwie utrzymuje ciężki kij nad taflą wody, podczas gdy on musiał użerać się z małym patykiem, który zrobił dla niej. Cały czas skarżyła się, że jedyną przyczyną pomyślnych łowów Evana była właśnie wędka, a teraz się obawiał, że mogła mieć rację. Chwilę później na rękach Lily wyszły jej spore, jak na jej wiek i płeć, mięśnie, a na twarzy pojawił się dziwny grymas. Przez chwilę szarpiąc drągiem na boki, by upewnić się, że haczyk się dobrze zaczepi, po kilku sekundach jednym mocnym szarpnięciem wyciągnęła zdobycz z wody. Przelatując tuż nad ich głowami, sporej wielkości krasnołuska uderzyła o grunt kilka metrów za nimi, a Lily pisnęła z zachwytu. - Lily trzy, Evan zero! - Tak, tak - wymamrotał chłopak po cichu, słabo ukrywając zazdrość. Do tej pory był niemal pewien, że wędkę dla Lily zrobił tak samo jak swoją, tyle, że w mniejszej skali. Obiecał sobie sprawdzić to przy następnej okazji - dobra potworze, to teraz trzeba znaleźć coś dla ciebie - Rzekł chłopak takim tonem, jak gdyby naśmiewając się z siostry, że ta nie jada mięsa. Ta ochocza kiwnęła głową i zaczęła iść w stronę miasta, podczas gdy chłopak zajął się wyjmowaniem haczyka z jamy ustnej ryby. Była to jedna z tych “brutalnych” czynności, których Lily najzwyczajniej w świecie nie lubiła, a on to szanował. Choć cieszył się, że udało mu się ją wychować bardziej w kierunku litościwej niewiasty niż nienawistnej morderczyni, to liczył, że jednak przyjdzie jej trochę odwagi. Może to jego wina, że nigdy nie pokazywał jej, jak powszechną rzeczą jest śmierć czy cierpienie, ale na pewno nie miał zamiaru tego robić w przeciągu przynajmniej pięciu lat. - Hmmm… A może tak: Ja dam ci dwie największe ryby, a w zamian dostanę od ciebie to słodkie, cukrowe coś - nieustępliwie targował się Evan, próbując zyskać na transakcji jak najwięcej. Oczywiście znał się z praktycznie każdym handlarzem w Nowej Sorannie (w końcu handel był sporym kawałkiem jego życia), a oni wiedzieli, że jest on zwykłym ulicznikiem. To jednak nie zmieniało nic: gdyby przestali sprzedawać towary najbiedniejszej części społeczeństwa, straciliby sporo klientów, a gdyby zrobili wręcz przeciwnie, czyli dawali im zniżki “z litości”, bogatsza część miasta byłaby oburzona. Więc tak po prostu, żyli razem ze wszystkimi w symbiozie, trzymając na równi każdego. - Nie chcę słodkiego - rzekła Lily słysząc propozycję brata. - Za dużo w tyłku - nachmurzył się Evan - więc czego sobie szanowna księżniczka życzy? - Chleba - odpowiedziała mu siostra, uciszając go natychmiast - słodkim się nie najem. Damy panu dwie mniejsze ryby za ten bochenek chleba - kupiec zgodził się ochoczo, bo ryb zaczynało mu w asortymencie zdecydowanie brakować i z uśmiechem na twarzy podał dziewczynce pajdę świeżego chleba. Evan z dumą patrzył na siostrę, stwierdzając, że udało mu się wychować bardzo mądrą dziewczynę. Oboje odeszli z targowiska zadowoleni zakupem. *** Przeszłość - Mamo, mamo! Zobacz, co znalazłem! - mały, ledwie pięcioletni, czarnowłosy chłopak machał z zachwytem jakimś przedmiotem trzymanym w ręce, starając się zwrócić uwagę matki. - Co to? - Laleczka! Rozprostował palce, ukazując małą, szmacianą lalkę. Materiał był w kilku miejscach rozdarty, ukazując ukryte w środku kamyczki. Na plecach laleczki widniały dwie łatki, a jednej z jej nóg w ogóle brakowało. - Jest śliczna - skomentowała i posłała mu ciepły uśmiech, którego nie był w stanie zignorować. Odpowiedział jej tym samym i przytulił się do niej mocno. - Evan? - zaczęła niepewnie kobieta. Jej głos lekko drżał. - Tak, mamo? - Myślisz, że poradziłbyś sobie, gdyby mnie nie było? To pytanie nie poruszyło chłopca. Był jeszcze małym, beztroskim dzieckiem, nie bał się niczego, a już na pewno nie przyszłości. - Jasne - uśmiechnął się od ucha do ucha - zawsze mam Lily. - Lily? - zapytała zdziwiona. Chłopiec puknął się w czoło i wskazał na lalkę. - Nazwałem ją Lily. *** Droga mijała im beztrosko. Kiedy mijali plac świątynny, uwagę Evana przykuło zbiorowisko ludzi w miejscu, gdzie poprzedniego dnia grajek Kyro oraz bajarz Morgli mieli swój występ. Z zaciekawieniem podszedł kilka kroków w stronę placu, ale kiedy rozpoznał z daleka zarysowane postacie, natychmiast zawrócił, jednak było już za późno. Lily bez zastanowienia ruszyła w środek tłumu. Ludzie otaczali niewielkie podwyższenie, na którym stały dwie postacie. Jedną z nich każdy mieszkaniec Nowej Soranny poznawał od razu - umięśniony mężczyzna, z twarzą przykrytą czarną chustą, był katem - osobą, która zgodziła się zaprzedać duszę diabłu i wykonywać najgorszą z prac. Taka była opinia Lily, bo wielu ludzi uważało, że była to praca jak każda inna. Tuż przed nim klęczał siwy, brodaty starzec, mający na sobie tylko poszarpane, przebarwione od brudu spodnie. Na jego klatce piersiowej widniały dwa rzędy żeber, których wręcz nie dało się przeoczyć. Dziewczynka go poznała - był to Herban, miastowy żebrak. Widywała go przynajmniej kilka razy w tygodniu i znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie skrzywdziłby muchy. Nim minęła chwila, tuż obok niej pojawił się Evan. Przez moment próbował odciągnąć ją od przedstawienia, ale kiedy ujrzał postać skazywanego, sam zaczął oglądać. Postanowił ograniczyć się tylko do zasłonięcia oczu Lily. - Za co go skazali? - zapytał jakby ze znudzeniem stojącego obok obywatela. Evan z obrzydzeniem stwierdził, że facet był tak zafascynowany widokiem, że nawet nie odrywał wzroku od szubienicy. - Podobno kogoś zabił. Jakiegoś możnego, młody panie. Dostanie to, na co zasłużył - ostatnie zdanie wypowiedział z podnieceniem, napawając się widokiem przerażonego starca. Chłopak odpowiedział tylko ledwo słyszalnym “ta” i popatrzył z powrotem na Herbana. Znał go. To nie mógł być on. Niejednej zimowej nocy nawzajem opowiadali sobie o życiu: Evan o tym, jak wychowywał Lily, a starzec o jego pobycie w armii. Był larissańskim rekrutem jeszcze za czasów, kiedy Larissa była tylko bezimiennym państwem. Walczył ramię w ramię z tysiącami innych, zwyczajnych ludzi, nigdy nie trzymających w rękach broni innej niż widły, a to wszystko w imię ojczyzny, którą kochał. Morkandyjczycy spalili jego gospodarstwo i zamordowali rodzinę, wliczając dwóch synów, w których pokładał ogromne nadzieje. Mimo to, nie oszalał, nie został mordercą ani złodziejem, tylko pogodził się ze swoim losem i przez lata żył jako żebrak, lecz uczciwie. Na pewno nie mógł nikogo zabić. Evana nie dziwiło zbiorowisko. Stały tam setki ludzi, i choć każdy z nich został obdarzony wolną wolą i zdolnością myślenia, teraz byli tylko tępym motłochem. Z radością przyglądali się jak jeden z ludzi, taki sam jak oni jest mordowany niczym bezbronne zwierzę. Nawet nie pozwalając sobie na mrugnięcie, zafascynowani zbliżającym się aktem okrucieństwa, krzyczeli coraz głośniej, przypieczętowując los wychudzonego starca. Koniec końców, w Nowej Sorannie rzadko działo się coś tak niezwykłego. - Zabić go! - Zabić! Chłopak poczuł ciepło łez spływających mu po dłoniach. Może i Lily nie widziała co się dzieje, ale krzyki ludzi była w stanie usłyszeć. Przez chwilę chciał zabrać ją z powrotem nad rzekę, zapomnieć o troskach tego świata i znów żyć chwilą, ale nie. Musiała przez to przejść, musiała być silna. Miała już dziesięć lat, a on do tej pory przekonywał ją, że świat jest pięknym miejscem, nigdy nie pokazując na czym naprawdę polega życie. Zdołała przetrwać tyle czasu bez dachu nad głową, zdoła przetrwać i to. Zdjął ręce z jej powiek i mocno przytulił, ale pozwolił jej patrzeć. To była jej decyzja. Możesz odejść, możesz zostać, wybór należy do Ciebie. Dziewczynka cały czas stała, przyglądając się widowisku. W jednej chwili ryk publiczności ucichł, kiedy na podeście pojawił się nikt inny, jak sam król Harlun. Odziany w długą, ciągnącą się za nim szatę, ozdobioną różnego rodzaju brylantami, machał rękami do poddanych, którzy natychmiast poczęli bić brawo. Nie był on co prawda złym władcą, raczej przeciętnym, a to oznaczało tyle, że za nieuwielbianie go nie ucinano głowy, a “tylko” ręce. - Poddani! - zaczął przemowę, unosząc ręce do góry - Zebraliście się tutaj, by na własne oczy zobaczyć, co się dzieje z ludźmi, próbującymi zaburzyć równowagę tego kraju! Kiedy tylko ludzie wychwycili pauzę w mowie króla, natychmiast zabrali się za bicie braw, aby zaraz pozwolić mu kontynuować. - Ten oto gad, mający czelność nazywać siebie larissyjczykiem, własnymi rękoma zabił Declana Seaforda, szanowanego arystokratę! Tłum zabuczał, pokazując swoje oburzenie, choć większości z nich nie obchodził los szlachcica. Po prostu czekali na wyrok, do którego zawieszenia dopuścić nie mogli. - Jaki obywatel naszego wspaniałego kraju jest tak zepsuty, by stanąć przeciwko własnym braciom? - kontynuował władca - czyż nie nacierpieliśmy się już wystarczająco przez naszych sąsiadów? Król podszedł do skazanego i zwrócił się bezpośrednio do niego, choć mówił tak głośno, by każdy w tłumie mógł usłyszeć. - Czy chociaż przyznasz się do tej zbrodni i przebłagasz bogów, by wybaczyli ci tą niegodziwość? Herban wcale się nie przyznał. Nawet nie podniósł głowy, by spojrzeć na władcę, tylko pokręcił głową, a jego drżenie było widać z dwustu metrów. Wypowiedział zdanie tak cicho, że w hałasie jaki wydawał tłum nie dało się tego usłyszeć, ale Lily wyczytała wszystko z ruchu warg. “Ja tego nie zrobiłem” To było dla niej za wiele. Wyrwała się z uścisku brata i popędziła w kierunku platformy, odpychając ludzi napotkanych po drodze. Słyszała krzyk biegnącego za nią brata, ale nie zatrzymała się. W jednej chwili każda osoba stojąca w tłumie zakrzyknęła ze zdziwienia, kiedy dziesięcioletnia dziewczynka w poszarpanych ubraniach stanęła kilka metrów od samego króla, rozkładając ręce na boki by zasłonić rzekomego mordercę. - On tego nie zrobił - wycedziła przez zęby Lily, bardziej wściekła niż przerażona, choć nie można było tego powiedzieć o Evanie. Stał zaledwie krok od podestu, gorączkowo próbując coś wymyślić i mając nadzieję, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Ale tak się, niestety, nie stało. Król był w tym momencie równie oszołomiony co każdy inny oglądający tę scenę. Nigdy w życiu nikt go tak bezczelnie nie upokorzył. Otępiałym wzrokiem spoglądał na dziewczynkę, z wściekłym grymasem na twarzy. Kiedy zorientował się, że ludzie na niego patrzą, wyprostował się i zaśmiał, najgłośniej jak tylko potrafił. - Mamusia chyba cię nie upilnowała, co, dziecinko? - uśmiechnął się do niej, a w tłumie dało się usłyszeć wybuchy śmiechu. Wypowiadając to zdanie, król jasno zaznaczył, że daje jej szansę na uniknięcie kłopotów, ale ona się nie wycofała. - Kim ty jesteś, by decydować o ludzkim życiu? Tym razem Harlun już nie wytrzymał. Szybkim krokiem podszedł do dziewczynki i bez zastanowienia ją spoliczkował. Siła uderzenia obróciła jej głowę o dziewięćdziesiąt stopni, ale nie uroniła nawet łezki. Znów spojrzała wprost na niego i splunęła mu w twarz. W jednej chwili wszyscy ludzie w tłumie wstrzymali oddech, nie wierząc na własne oczy. Evan czuł, jak jego serce wyrywa się z piersi. Wszystko było już stracone. Oszołomiony król wycofał się o krok, przecierając twarz rękawem szaty, ze wściekłością wskazując na dziewczynkę i klnąc wniebogłosy. Dwóch towarzyszących mu gwardzistów podeszło do Lily, a jeden z nich zamachnął się wielkim, metalowym morgenszternem, celując w głowę. Evan nie wierzył w to, co właśnie robi. Z całej siły wybił się od ziemi i rzucił się na strażnika, spadając razem z nim po drugiej stronie podestu. Upadek na ramię z metrowej platformy na pewno nie należał do najprzyjemniejszych, ale Evan nie zważał na ból. Usiadł okrakiem na klatce gwardzisty i zaczął okładać go po twarzy, nie dając mu wziąć oddechu. Już nawet nie zwracał uwagi na okrzyki zdumienia otaczających go ludzi. Kiedy usłyszał głuchy odgłos butów uderzających o grunt, natychmiast wstał i obrócił się, by w ostatniej chwili uniknąć ciosu wielkiego jednosiecznego topora dzierżonego przez kata. Dopiero teraz, kiedy znów mógł spojrzeć na podest, ujrzał drugiego królewskiego gwardzistę, który ciągnął Lily za włosy, próbując usadowić ją tuż obok skazańca. Dziewczynka szarpała się i piszczała, aż strażnik zniecierpliwił się na tyle, że kopnął ją w twarz, aż zachłysnęła się własną krwią. W Evanie wezbrała wściekłość. Uniknął kolejnego ciosu topora, po czym kopnął kata prosto w krocze. Ten zgiął się z bólu, a chłopak natychmiast to wykorzystał. Wyminął przysadzistego mężczyznę i wskoczył na podest. W momencie, kiedy Evan był już na górze, gwardzista obrócił się, ale jedyną rzeczą którą ujrzał, była pięść chłopaka. Mocny sierpowy zwalił z nóg strażnika. Nie tracąc czasu, Evan pociągnął za rękę siostrą i zeskoczył z podestu, biegnąc w losowym kierunku. Nie zrobił pięciu kroków, a poczuł przeszywający ból w prawej stopie i usłyszał chrzęst pękających kości. Przełknął ślinę i, nie zaprzestając biegu, spojrzał tylko w dół. Miał wbity trzydziestocentymetrowy bełt, choć widoczna była zaledwie jego połowa. Kilka kroków później chłopak poczuł kolejny pocisk, który tym razem utkwił w jego ramieniu. Siła uderzenia szarpnęła jego ciałem na bok, ale nie zwaliła z nóg. Przed oczami zaczęły mu się pojawiać czarne plamki, lecz biegł dalej, myśląc tylko, by nie puścić ściskającej go dłoni. Kiedy poczuł trzeci pocisk, który przeszył jego udo, wydając przy tym nieprzyjemny dźwięk, mimowolnie uderzył twarzą o ziemię. Widział wszystko jak przez sen: zapłakana Lily klęczała przy nim, krzycząc coś, czego nie był w stanie zrozumieć. Chciał jej coś odpowiedzieć, pocieszyć ją, ale nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. Tak bardzo chciało mu się spać... Czuł, że kiedy zamknie oczy, ból minie, ten okropny ból nie do zniesienia. Ostatnim, co zobaczył, była grupa strażników zabierających jego siostrę.
    1 punkt
  47. Rola narosło chwastów w łańcuchu dekad na plenne ziemie wiatr się zapuścił i wciąż próbuje na polach Matki jady rozsiewać kamienie zrzuca ręką cienistą przestawia ścieżki w odgałęzienia zasadza głowy a skargi zmierzchów i bezgłos piskląt są jak zdeptane liście przed domem to przemijanie wszystkiego w nicość historia cykle zakreśla wokół bo przecież w górę nie wzlecą liście ziemia je strawi wierzę że po coś bo każde źdźbełko łono użyźni zbutwieją także czcze nędzne słowa lecz gdyby zmienić co dzisiaj w miłość czy ciepło spojrzeń odpuści wczoraj maj, 2021
    1 punkt
  48. płoną moje papierowe ślady na drodze do zbawienia w proch obracają się domki z kart nieposłuszne spojrzenia prosto w twarz anioła stróża tego samego co zazwyczaj znów pomyliły mi się wielokropki wykrzyknik stanął na warcie nie módl się w moim imieniu Wszechmocny znów zapomniał o aparacie słuchowym i kuli u nogi chciałabym przytulić do sumienia całą przyszłość doświadczyć bólu znanego wyłącznie z (przy)widzenia pod płachtą skóry schował się cały mój bezkształt
    1 punkt
  49. @error_erros W pełni się z Tobą zgadzam, na szczęście czasem obywa się bez ofiar w ludziach :)
    1 punkt
  50. zakurzone zdjęcie popękana emulsja wyblakłych ust zatrzymane w czasie rozwiane włosy uśmiech na twarzy spomiędzy kwiatów pożółkłej melancholii spomiędzy rozkwitłych wesoło krzewów – wygląda twoja filuterna młodość w aureoli słońca pożegnalny gest pocałunek na dobranoc (Włodzimierz Zastawniak, 2021-04-24)
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...