Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 16.07.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
Mój Szemkel z linorytu czytający księgę życia jest buchalterem prowadzi kreatywną księgowość przemyca grzeszników do nieba od lat i w ten sposób oszukuje Boga mam nadzieję że uratuje mnie z ognia gdy się niebawem podpalę nie mam satysfakcji z życia ale wierzę jako seryjny samobójca w wyższą opatrzność kiedyś gdy szedłem w stronę końca świata (miejscowi wiedzą o furcie) miałem sznur w torbie by się wyhuśtać ale głos spod samochodu mnie powstrzymał nie widzę człowieka a tu pomóż mi słyszę zamiast się powiesić poniosłem pijaka dalej się śmiali znajomi uratował mi życie więc liczę na anioła nr siedem7 punktów
-
nad amarantową rzeką siedząc wspominam ciemne strony dnia tracę głos nie mogę już śpiewać nad amarantową rzeką atramentem brudząc twarz wycieram się słowem przenośnia usiadła wygodnie próbuję skleić myśl z melodią wyplatam rytm zdarzeń z wikliny codziennej rutyny nie nadążam za światem a on nie chce mnie nad amarantową rzeką zatracony w gdybaniu tracę siły jabłoń czerwienieje bardziej nie mogąc dosięgnąć korony trawa lekko zdeptana w miejscu gdzie siedzę nad amarantową rzeką wspominam utracone szanse bez nadziei na łaskę tego co czuję nie obejmuje żadna ofiara na amarantową rzekę nie wypływają rybacy nawet jeśli uda się zbudować tratwę nie dopłynie do brzegu rwący nurt jest jak nurtująca myśl głęboki i gryzący przelatują żurawie a może to sępy amarantowe jak rzeka5 punktów
-
zapach nocy rozwiany przez wiatr czuły jak dotyk krawędzi szkła kaleczy strofy tłumaczące jak zrozumieć puentę pisaną za dnia ciężko unieść ideę ponad rozumem potem zrozumieć co do niej czujesz pogodzić szczęście z lojalnością klęcząc upity nieznośną lekkością znaleść odwagę opartą wygodnie nie mieć potrzeby by się upomnieć o to co zbyt ciężko nam dźwigać i tylko noc nam o tym przypomina to miłość jak drzazga w sercu tkwi a dzień z nocą gryzą się w szale to właśnie jej ciężar określa nasz byt a lekkość to jedynie przypadek4 punkty
-
boję się myśli nieświadomych co patrzą w oczy zbyt zuchwale ze swego miejsca chętne sądzić choć prawda zwykle dużo dalej poubierane w strojne szaty na własną modłę malowane lubią wybiegać przed publikę wiodąc iluzji złudny taniec4 punkty
-
A wśród starych I wyblakłych już gwiazd, dawno Skarłowaciałych, Rozciągał się, jak ocean, Bóg... Z góry widziałem Stare, opuszczone rakiety I pluszowego psa bez oka, I remizę plastikowych strażaków... ... Odwróciłem wzrok. Jaśniało niebo, wyrzuciłem Ostatnie yoyo i poszedłem spać.4 punkty
-
właściwie on zawsze był na linie samotności gdzieś na samym koniuszku daleko pragnąc choćby nici choćby z jednym maleńkim punkcikiem na obfitej wstędze wszechświata3 punkty
-
A. mój kochany, jakie masz na jutro plany? Jeśliś zajęty niebożę, to pójdę na spacer może z panem Tadeuszem. On jest mądry i dostojny. Wiem, że to kolega taty, ale już nie daję rady. Częstuje mnie słodyczą ust, pieści mój biust. A., żebyś nie myślał, że ja chybka taka, on cały czas trzyma w klatce ptaka. Dba o moje nazwisko, ale czasami jest bardzo blisko. Nie jak inne dziady, rumiane, chochole z pola, szturchają, smalą cholewki – Tadeusz jest wielce do nich krewki. Niejednemu porachował kości, jest mi odą do młodości. Wyobraź sobie, mój cny A., że do Konrada przyjechała Grażyna. Co za prosta dziewczyna, dziewuszysko - abucht, manelami obwieszona. Co za wstyd sąsiadów, familia zgorszona, a ten sztubak nic sobie nie robi, śmieje się w głos, do góry nos. Ratuj nas, w tobie nadzieja. Mamcia i Papcio, wynagrodzą sowicie za twe zmarnowane kukułki i z nami życie. Tylko przyjedź natychmiast, tęsknię mocno, szczerze, przepędź Grażynę, ja w ciebie wierzę! Jesteś zdatny ku temu, i romansów nieżądny, tyś nadto, och, nadto porządny. A ci trzej budrysi tacy w sobie chełpliwi, przegnałabym w świat, nie nasz, w świat nieprawdziwy. Lecz nie istnieje nic po, nie istniało wcale, ty wiesz, tyś jak Matuzalem. Tchnij mnie, niechby i cudackim słowem, niech spocznie we mnie od głowy do bioder. Na zawsze. ___ Staropolskie wyrazy: abucht - salceson manele - bransoletki http://www.staropolska.pl/slownik/index.php chybka - szybka https://sjp.pwn.pl/sjp/chybki;2448907.html3 punkty
-
Dzisiaj wyruszam z nową krucjatą i jest normalne, że poza chatą przez cały weekend będę wojował a niepijących ostro strofował bo kto to widział, bo kto to słyszał by mi nad uchem dorosły dyszał a oprócz tego jeszcze się ślinił że on jest czysty, że nie zawinił więc się go pytam chłopie, lebiego czy żeś wychylił, chociaż jednego? Raz dla kurażu, drugi dla szpanu, że co, że żona nie daje panu? No to żeś wybrał sobie kobitkę strzel pan jednego i weź popitkę przecież ci z gardła już nie wyciśnie wódka to nie są kuliste wiśnie a propos wiśni, ma być wiśniówka czy biała czysta, z trawką żubrówka? Gadaj pan szybko, gdy żona z boku i strzel jednego nawet z doskoku tak nawracałem tego pacana żeby krucjata była udana gość się przełamał i pije z nami i nie z kieliszka, lecz szklanicami a u mnie order zawisł na klacie więc jeśli jeszcze takiego znacie który przed wódką trzęsie się zżyma podajcie adres a ja pielgrzyma wyślę i ręczę, że poganina nawróci choćby na picie wina potem do akcji ja się podłączę kiedy? Jak pitą flaszkę wykończę.3 punkty
-
tworzenie wierszy jest chorobliwym nieprzystosowaniem do życia w szeregu po dogłębnym rozważeniu ryzyka alienacji odosobnienia samotności postanowiłam zdejmuję maskę odkrywam się chcę zachorować PS Wiersz ten napisałam kilka lat temu i dzisiaj zupełnie przypadkowo go wygrzebałam. Jakże jest aktualny. (Chciałabym zobaczyć minę mojej szefowej po zapoznaniu się z nim)2 punkty
-
Pierwej umrę, niźli oddam: kraj, kamratów, familiję, Niech użyją całej siły, bo nie sprzedam, póki żyję! Ojciec, matka nie chowali na psów - zdrajców, sprzedawczyków. Groszem nie zatkają gardła, więc pójdziemy zadać krzyku. Człowiek biedny, lecz uczciwy, jako dziad i pradziad byli, Baty dostać by woleli, niźli by z nich ludzie kpili! Mogą chłoszczyć, smagać ciało, batem z kolcem i rzemieniem. Myśli diabła spędzą z głowy, wtedyż będzie pocieszenie. Ciało rodu nie pozwala iść na wojnę, zbrylić wroga, Pozostaje jeno bodaj modlić często się do Boga. Bracia poszli, ojciec dumny, matka tylko łzy wyciera, Ja zaś w domu, robię w lesie, mym orężem jest siekiera. Serce śmiałe w przód wyrywa, by jak inni, strzelać z broni Na wojenkę nogi ciągną, może czas mi ich dogonić? Wróg zębiska szczerzy chytrze, pewny swego chce zadusić, Chociaż mali my i słabi rangi swej nie damy skruszyć! Stare pieśni w karczmach słychać, jak nam kraj rozszarpać chcieli, Tam łupnęli, tam zgarnęli, Levittoux jest w Cytadeli! Nie pozwolim, my obronim, zamkniem wroga w jego kratach, Kiedy obca ręka sięga po majątki, lasy, ziemię, znów po latach. Wtenczas ludem się wyręcza dzierżowładca - ludu brzemię, On i jemu w podobieństwie nic nie wiedzą, co w nas drzemie. Pokłon złożę ojcom, matkom, wezmę tobół, pójdę w świat, Niech mnie niesie do przygody, pcha w nieznane, ciepły wiatr. Tylko, nie wiem, czy mi wezmą do munduru amplitudę - Pewnie będą chcieli przegnać i wykosić niby siudę. Każden z wrogów posmakuje tarabanów od POLAKÓW, wtenczas razem ruszym naprzód sponiewierać tych pętaków!2 punkty
-
w niedzielę szliśmy na galaretkę z bitą śmietaną potem do baru zamawiałeś piwo dla mnie chałwę nigdy już nie przyklejała się tak do podniebienia wracając pluliśmy na czarne koty mówiłeś że matka będzie zła bo obiad ja że gdy dorosnę otworzę wszystkie klatki przez pęknięcie w suficie widzę czasami jak lecą na południe 2102202 punkty
-
Baleary ogrodzone morzem na każdej plaży błękit dnia i ten nastrój zapalę Ci świece wędrowni turyści potykają się opiach samotni rzucają się w ramiona tęsknoty gdzieś daleko żagle pomachują cieniem gasząc suche letnie dni i wtedy zapalam świece znaczy że jestem i nie odchodzę2 punkty
-
Nie uczymy się od ptaków radości, choć w szczebiocie, tyle szczerej zachęty. My - gatunek naczelno-rozumny, każdy świt próbujemy rozpędzić. Proste słowa zastąpiło liczenie, nad uśmiechem prześcigają się racje. Mamy dusze zatrzaśnięte przed sobą, a niedosyt pozyskuje wyznawców.2 punkty
-
Budzi ją wczesnoporanna myśl o nieistnieniu, tak poza kontekstem nadchodzących godzin, w przewrażliwionych oczach powysychały resztki majaczeń. Apodyktycznie układa dzień na suficie, jak laurkę dla życia bez śmierci. Tamtej nocy zamiast spadać na życzenie, po prostu zgasła... dobrze, że nikt nie zwrócił uwagi.2 punkty
-
trzeba było od razu zamieszkać w niebie wygładzić stare bruzdy strzepnąć cień tu wierszy o miłości nie wysiewa się z rękawa rosną same jak mięta i poziomki teraz jest czas pomyśl nawet jeśli nie pamiętasz swojego imienia uciekinierko od spraw bolesnych orędowniczko nieistotnych kamień wyorany jest mój sparz się 1403201 punkt
-
1 punkt
-
Jesteś blisko.. Twoje ręce i serce... To moje Wszystko... Z Tobą w Tobie... Obok blisko... Twój zapach i smak ... Ich brak to mój strach ... Twoje oczy i ich blask ... Wiem że nie ma Nas .... Moje łzy , ich tysiące ... Moje dni I noce i ich końce.. Tylko księżyc wie , jak każdej nocy .. Przeklinam dzień w którym poznałam Cię... Tylko księżyc wie , jak ma dusza kona i krwawi... Tylko ...księżyc wie jak dziękuję za to że choć w snach tulisz mnie ...1 punkt
-
autorka j.w. Huśtawka - ławka w pewnym ogrodzie, nad oczkiem wodnym buja się codzień. Chmury w dal płyną ponad drzewami, lecą balony... tuż pod chmurami. Pędzą gdzieś auta z motocyklami, a my beztrosko się... pobujamy. Siedzimy obok siebie na ławce, po małej - czarnej wypitej kawce. Pod spodem trawnik krótko skoszony, Ty bujasz...ławkę... rozweselony. Wspomnimy kiedyś lipiec, wakacje, I to bujanie... się na huśtawce.1 punkt
-
Stary wiatrak stoi przy cmentarzu. Rozpadające się ściany, nasiąknięte cuchnącymi wspomnieniami rozkładających się zwłok, nie zdają sobie sprawy, na czym właściwie stoją. Wiele trumien, straciło swój trumniany kształt. Wilgotne od ziemi szczątki ludzkich ciał, pomieszały się z kawałkami zmurszałego drewna. Szare kości, strzępki ubrań, sztywne włosy kryjące białe czaszki, wszystko to stanowi, jeden wielki rozkład życia, które kiedyś, dawno temu, przy tym cmentarzu - rozkwitało. Starych drzew, systematycznie wycinanych jest coraz mniej. Piły który je bezlitośnie tną, wyrzucają strumienie ich małych cząstek, niczym tryskającą krew, z przeciętej tętnicy. Niektóre płyty nagrobne, nadal widoczne, zdają się mówić, co pod sobą kryją. W czasie obwitego deszczu, wiele zwłok, zostaje odkrytych. Wynika to z pochyłości cmentarza oraz płytkich grobów. Wygłodniałe ptaki, objadają resztki ciał, że wszystkich rozkładających się resztek, które jeszcze na szkieletach zostały. Nie jest tego wiele. Prawie nic. Gdy grzebią w zwłokach, sprawiają wrażenie, jakby te ciała się ruszały. Co chwilę jakiś odfruwa z kąskiem w dziobie lub kawałkiem szarej kości. Niektóre wyszarpują kępki włosów, żeby uzupełnić nimi swoje gniazda. Wiele pomników, pomalowanych na zielono porastającym mchem, jest rozwalanych przez rosnące korzenie. Mają w sobie niewiarygodną siłę, do dalszego życia. Biała czaszka, bardzo widoczna, na takim tle, sprawia wrażenie szaro-białej rzeźby. Zaczyna drgać. Z oczodołu wyślizguje się czarny wąż, niczym kawałek ciemnego welonu, symbolizującego śmierć. Owija się wokół białej kości, by po chwili, pełzać dalej. Obok kamiennego anioła, leży wychudzony pies. Przed chwilą zjadł cuchnącą padlinę. Był bardzo głody. Dlatego się skusił, by zjeść kawałek śmierci.Teraz przeżywa męki. W jego psim wnętrzu, soki trawienne, usiłują strawić to, czego strawić tutaj nie sposób.To ponad jego siły. Szczątki zwłok, nie dają za wygraną. Pies straszliwie cierpi. Widzi ptaki siedzące na pomnikach. Czekają cierpliwie. Wie na co. One też wiedzą. Lecz sprzykrzyło im się czekać.Atakują psa już teraz. Ostatni raz widzi cokolwiek. Już za chwilę, nie będzie miał czym patrzeć. A one, skoro mają wybór, to nie chcą jeść padliny. Wolą świeże mięso. Wyszarpują sierść i kawałki mięśni. Nie ma sił na obronę. Jest za słaby. Zobojętniał, pogodzony ze losem. Dobierają się do jego oczu . Po chwili z jednego zostaje krwawa dziura.Drugie wisi na nerwie wzrokowym. Któryś z ptaków zaczyna je szarpać. Pies wyje przeraźliwie. To sprawia, że przylatuje więcej padlinożerców. Prawie go nie widać, zakrytego czarnym całunem wirujących skrzydeł. Z niektórych kapie krew, gdy ptaki odlatują ze swoją zdobyczą. * Przychodzi człowiek, który szuka grobu swoich bliskich. Ma szczęście. Po jakimś czasie , widzi niewyraźny napis. Ledwo go czyta. Stoi przy rozwalonym grobie. * Nie opodal, inny człowiek zjawia się tutaj, żeby wyciąć następne drzewo. Liście zaczynają się trząść, jakby przeczuwały śmierć żywiciela. Po chwili rozlega się przeraźliwy hałas. Stalowe zęby, wgryzają się w drzewiaste ciało. Gardło drzewa zostaje podcięte. Tryska żółtawa krew. Już go nic nie może uratować. Człowiek obojętny na wszystko, robi swoje. Za to mu zapłacono. Mimo piekielnego hałasu, wyczuwa za sobą jakiś ruch. To kamienny anioł, spada na nagrobną płytę. Roztrzaskuje się na kawałki. Morderca drzewa zahacza butem o wystający korzeń. Przewraca się. Piła odcina rękę. Z bólu i szoku nie wie co robi. Chce ją podnieść. Potyka się o małą gałązkę. Piła nadal jest włączona. Rozcina mu gardło. Wiórki robią się wilgotne, lepkie i czerwone. Strumyczki krwi, spływają po wystających korzeniach. Drzewo zaczyna się przechylać. Szybciej i szybciej. Człowiek stojący przy grobie chce odskoczyć. Ślizga się na mokrej ziemi. Przewraca na płytę nagrobną. Drzewo spada na jego głowę. Czaszka pęka jak zgniły arbuz. Mózg wylatuje na zewnątrz. Gasi różowymi myślami znicz, który ów człowiek, przed chwilą zapalił. * Stary wiatrak stoi przy na cmentarzu. Nic się właściwie nie zmieniło. Są tylko dwa nowe groby. Płytkie. * Przed wejściem, na starej zardzewiałej tablicy, widnieje ledwo czytelna sentencja: A wiatrak nieustannie, miele ludzkie kości.1 punkt
-
Nuklearna błyskawica zwiastuje kontakt, pomiędzy ziemią a martwą twarzą o barwie pleśni, w której wyrzut miesza się z ciężarem jakiejś ogromnej obojętności. Omiata mnie oddechem cmentarnego chłodu o tysiącletniej ciszy, pełnym wewnętrznych monologów i szeptów… … nie wiadomo, co to wszystko znaczy… przepływające iluminacje, zamazane obrazy… Szybuje w przestworzach armia straceńców… Skażone śmiercią bezokie byty czynią wiatr milionami skrzydeł, przejęte ogromem nocy… Ostrzą swoje pióra albo spadają z mostów w chlupiącą otchłań, inne ― zrywają się do lotu… Wstrząsają swoim drżeniem milczące drzewa, spoza dziwnej projekcji sennych majaków… … Zygzak błyskawicy zniknął, lecz przetacza się wciąż nad ziemią echo nuklearnego gromu… Dotykam palcami… Zanurzam je w Oceanie Deszczów, który nie oddaje już ciepła… … słabnie coraz bardziej na moich oczach… W wykręconej spazmem przestrzeni dokonuje się nieoczekiwana śmierć magnetycznego pola… (Włodzimierz Zastawniak, maj, 2020)1 punkt
-
Maseczki Pieszczotliwie się o nich mówi. Od zawsze były. Ukrywały, chroniły przed człowiekiem, żeby nie umarł świat.1 punkt
-
1 punkt
-
I tutaj w jednym wreszciem wygrany - choć raz nie będę strofowany. ;)) Pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
w ramionach tesknoty uwięziony żal nie wie bidula że obok czai się strach strach który nie umie tęsknić kocha ciemne nie wie co to tęcza uśmiech i łza a za strachem jakiś całkiem inny świat ktoś gra na harfie melodie o miłości tańczą do niej chmury tańczy tęcza wiatr pomaga świerszcz oraz horyzontu dal czeka więc cierpliwie aż tęsknota uchyli do lepszego świata rąbek drzwi i bram1 punkt
-
A rak? Sama rama a mara mas ? Kara. Arak? Sama rama a mara mas ? Kara. A rak? Sama rama a mara? Maska Ra.1 punkt
-
Deszcz łzy Wiatr zamęt Słońce radość Jak uczucia aura jest emocje pogoda przedstawia Burza gniew też1 punkt
-
Poszłam kiedyś do lasu, w którym nigdy nie byłam i nigdy nie będę. Więc poszłam, i zdębiałam nie wiedzieć czemu, bo to był las iglasty. Sosny nostalgicznie mruczały świerkom do uszek w barszczu. Mech pieścił dziewiczą ziemię, łaskocząc ją gdzieniegdzie po wzniesieniach i uniesieniach. Dzięcioły pukały drzewka, ale odkąd wykryto u nich ADHD z tendencją samobójczą, drzewka czule pukały również dzięcioły. Sarny przechadzały się w tę i z powrotem, tam i nazad i tak w kółko graniaste. Łanie na polanie kąpały się zupełnie na golasa w strumyczku w letnim słońca promyczku. W krzakach z kosmicznymi teleskopami Hubble’a siedziały dyszące zające. A jelenie na arenie robiły striptiz, rozbierając się bardzo ponętnie z poroży. Wilki walczyły o względy babci Czerwonego Kapturka. Podchmielone żubry zaczepiały łanie. Lisice próbowały pozbyć się bobrów, ale te uparcie wracały na swoje miejsce w trójkącie bermudzkim. Idąc dalej, ale już bliżej zobaczyłam jak dziki z wielką gracją, delektują się tłustymi dupkami (żołędnymi). Rozkosznie rubaszne, niezgrabne, z dzikością tratowały wszystkie okoliczne szyszki. To był ich rytualny wstęp do… ale to już po dwudziestej drugiej mogę zdradzić, na razie ciiiichosza. Ja tam miód jodła i wino piła i polecam spacery, bo są dobre dla cery.1 punkt
-
Dzień przeleżał na tapczanie a wieczorem za pisanie miał się zabrać, lecz miał lenia więc pomyślał - Kto ocenia wiersze po ilości zwrotek? Nikt poważny a że plotek zwykł nie słuchać, bo i po co więc zakończył wiersz ochoczo.1 punkt
-
1 punkt
-
@arkadius Wszedłem tylko na chwilę by się tutaj pod pańskim wierszem pokazać, ogrzać się w jego cieple i naświetlić jego blaskiem ;) Ten Szemkel to rzeczywiście osesek jeden wśród anioło-archaniołów nie dość że siódmy z siedmiu, siedmioliterowy też to jeszcze zupełnie do nich niepodobny. Przemycał dusze łobuz jeden czym siał zgorszenie ;) Choć imię trzeba mu przyznać ma jak sam Pan Bóg, może nie tylko imię jest w nim tylko i aż boskie ;) Ps. buchalter Szemkel i linoryt cóż za niespotykana słów kompilacja - creme de la creme :D Pozdrawiam Pan Ropuch1 punkt
-
to nic że dziś to nie wczoraj że chmury są smutniejsze że Bóg dalej milczy że łzy oraz uśmiech muszę kraść to nic że wczoraj minęło - zgubiło drogę do dzisiaj coś zapomniało kiedyś powtórzy się - tak samo zaśpiewa będzie czule grało to nic że dziś to nie wczoraj które swe chwile wiatrem porwało1 punkt
-
1 punkt
-
@Henryk_Jakowiec Niemniej jednak wyrazy o bliskim znaczeniu nie zawsze mogą być stosowane zamiennie. To nie tak, że napiszesz "liczba piasku", "ilość piasku" i "znak matematyczny piasku" i to wszystko będzie oznaczać to samo. W tym kontekście poprawnie będzie użyć słowa "ilość", który przypada niepoliczalnym rzeczownikom. Synonimy są stosowane najczęściej, by ominąć powtórzenia i wówczas reguły staję się mniej napięte i tak to piasek może stać się nawet szczerkiem. Nie ma tu żadnej polemiki ani sztywnych, urzędowych reguł - ot, życie w zgodzie z podstawami języka polskiego - języka, w którym piszemy utwory, dlatego warto przestrzegać tych zasad - chyba, że ktoś jest dadaistą :) Mój komentarz nie miał na celu w jakikolwiek sposób "ograniczać" twojej weny poetyckiej, a raczej poprawić delikatnie warsztat :) Pozdro!1 punkt
-
Znowu mnie obserwują tymi swoimi oczkami. Rozumiem, że czym innym nie mogą, ale dlaczego akurat mnie? Czyż nie mają lepszego zajęcia na tym ziemskim padole, już i tak pełnego wariatów oraz innych utytułowanych pojebańców. Co im złego zrobiłem? Absolutnie nic. Łazi to jedno z drugim, podskakuje nie wiadomo dlaczego, nie szczędząc otoczeniu głupkowatych uśmiechów. Co im tak wesoło, skoro mnie tak smutno. Zamienili empatię, na radowanie się z byle czego. Kupa hałasu tylko. Biedne zahukane echo. Ciągle mu się niezdrowo odbija. Potrafię zrozumiem to stworzenie, aż do utraty tchu. Na szczęście nie jestem echem. Chociaż z drugiej strony, ma to swoje plusy. Można się błąkać po ścianach, chować po kątach… tylko jaki to ma sens. Gdy źródło dźwięku wygasa, umiera echo i już nigdy nie powróci dokładnie takie samo. Ale co oni mogą o tym wiedzieć. Stoją w tej chwili i patrzą jak stado glap na połacie gnatów. Żeby im się tylko źrenice kwadratowe nie zrobiły, od tego spoglądania. Czy już nie mam prawa do odrobiny prywatności? Widocznie uważają, że nie kryję w sobie żadnych odczuwalnych cech. Jestem tylko... i niech się cieszą, że: aż? W nocy też przyłażą. Na szczęście łóżek ze sobą nie przynoszą. Nienawidzę chrapania dla zasady, gdyż nie wiem, na czym te dźwięki polegają. Na pewno nie na mnie. Za dużo jęczę i marudzę. Zdarza się nawet, że mnie popchną, niewychowane łażące takie. Jakby rąk przy sobie trzymać nie potrafili. Całkiem możliwe, że zamiast mózgu, mają luźną masę rozwolnieniową. Przecież wieczorem, jest mi strasznie zimno. Nie należę do grubych. Co ma mnie grzać. Chciałbym się wiercić w spokoju, by ocieplić się w ten sposób. Tylko bez nich. Oni mnie wnerwiają. Cały się wtedy trzęsę. Od takich drgawek, jest mi jeszcze bardziej zimno, aczkolwiek krew mnie zalewa, gdy patrzę na to całe chodzące dziadostwo. Oni by najchętniej ostatnie psy na mnie wieszali. Tak się podobno mówi, jeżeli ktoś kogoś nie szanuje. Nigdy im złego słowa nie powiedziałem, nie ubliżyłem czymkolwiek, to dlaczego są dla mnie tacy źli, tacy zacofani w pojmowaniu znaczenia dobra. Przecież spełniam dokładnie to, co ode mnie oczekują. Nie ma we mnie żadnego buntu. Wypełniam spolegliwie, co do mnie należy, a oni paskudy jedne, powinni to zrozumieć i docenić w pełni… choćby księżyca, skoro się boją, że słońce ich za bardzo oświeci i zrozumieją za dużo. A to może być uciążliwym problemem. Nigdy nie poskarżyłem się przed innymi, takimi jak ja. Nie wiem, co myślą. Mogę narzekać tylko we własnym imieniu. Jesteśmy blisko siebie, ale nigdy razem, żeby pogadać jak równy z równym. Równość nas wyróżnia z całego otoczenia. Cholera jasna, nawijam też za nich. Mogę tylko za siebie. Nie mogę o tym zapomnieć. Usiadł na mnie ptak. Jakiś dziwny, bo nie odczuwa lęku. Za to co innego odczuwa. Wielką potrzebę bycia lżejszym. Żeby się tłuściochowi łatwiej fruwało. Oczywiście zrobił, co miał zrobić. Jakże inaczej. Nawet ptaki mają mnie w głębokim poważaniu. Tańcują pazurkami i jeszcze podskakują. Wiedzą, że nie stanowię zagrożenia. Przecież nie złapię takiego za skrzydło, by pokręcić nim przez chwilę, by za moment wystartował w niekontrolowany lot. A w ogóle jak on to zrobił. Przecież kuper wystawał poza mnie. Dokładnie to widziałem po swojemu. Na pewno wiatr się na mnie uwziął i gdy zaczęło z dziurki lecieć, to zmienił kierunek wycieku. Pieprzony wyjec! O cho cho… biegnie taka jedna ze ścierką. Nie powiem… na nią nie mogę narzekać. Wytarła mnie do czysta. Znowu lśnię. Do czasu, aż następny nie siądzie. Widzę, że ona wraca. Miło mi z tego powodu. Upał dzisiaj taki, że aż kropelki potu się spociły. Jakby diabłom na ziemię z kotła chlupnęło. Jest coraz bliżej. Słyszę sapanie, ale takie poczciwe, radosne, nie narzeka, nie bierze przykładu ze mnie. Lubię narzekać, gdyż jest to zawsze jakieś urozmaicenie w moim codziennym życiu. Strasznie mi się ono dłuży. Jutro dla odmiany napadnie mnie przesadna radość. Dzisiaj jestem jaki jestem. A może już dzisiaj zacząć jutro? Po co czekać? Czyż nie lepiej wyprzedzić start. Dokonać falstartu i błagać opatrzność, by jak najpóźniej dobiec do mety, lub najszybciej, zważywszy na to, czym ma się okazać owa meta. Lub tak po prostu, urwać się gdzieś na chwilę, zobaczyć inny zróżnicowany do bólu świat. Zarzucić siebie na przygodę, mimo możliwości zaplątania się w swoje własne ciało lub pajęczyny umysłu, gdzie czeka włochaty wygłodzony pająk, by pożreć melancholijne truchło muchy, obdartej z całości istnienia. Kobieta podchodzi do mnie. Po chwili jest przyjemnie chłodno, rześko i rzekłbym: wszystko mi zwisa jak okiem sięgnąć. Przestałem się martwić. Rozłożysto – mokry, przygniatający ciężar, jest wilgotnym chłodnym piórkiem, na przegrzanych fałdach podłużnej psychiki. Na dodatek te uściski co jakiś czas. Sama słodycz delikatnych doznań, wyciskanych niczym sok z pomarańczy, do kubka zrobionego z miodu. Już nie chcę uciekać. Zresztą nie mam takiej możliwości. Moje ego tkwi dwa metry nad ziemią, między jednym a drugim, ozdobione różnorodnymi częściami tego świata, gdzie wiele rzeczy powtarza się na okrągło. Dobrych, złych i tych, co są jedynie szarymi wypełniaczami. Między niebem a ziemią, widoczny jestem z daleka. Tak bardzo mi tego brakowało. Tych doznań nakładania. Mam na sobie symbole mojej przydatności. Osobne, lecz jednocześnie stanowiące całość. W pewnym znaczeniu, rzecz jasna. Do tego momentu zwinnie narzekałem. Czułem się niepotrzebny. Byłem rybą na wilgotnym piasku. Ni to zdychać, ni to żyć. Wyrzucony nie tylko poza nawias, ale i poza kartkę, a nawet ściany biblioteki. Lecz teraz jestem taki radosny. Niech sobie nawet srają. Byle pomiędzy, a nie na. No nie. Wzruszenie odbiera mi mowę na całej długości. To ze szczęścia. Naprawdę się bałem, że już nigdy żaden człowiek… nie mogę więcej… wybaczcie… to ze wzruszenia tak mi luźno. * Nie! To niemożliwe! Co oni zamierzają zrobić. Wiem, że jestem stary i zużyty, ale żeby aż tak mnie potraktować. Za to wszystko, co dla nich uczyniłem. Słyszę złowieszczy stukot. Jestem przecinany, a mokre kawałki mnie, uderzają o dno kubła na śmieci. Odgłosy są wstrętne i mlaskające. Jakby ktoś kogoś wybebeszył i rzucał flaki do miski. A tak się cieszyłem. Denerwowało mnie echo. A teraz za nim tęsknie. Niestety, kiedyś dotyczyło dużego obszaru. Było ciekawe i różnorodne. A cały świat tego echa, zmuszony był się zmieścić, w tym niewielkim klaustrofobicznym wnętrzu. Wszystko wróciło do punktu wyjścia. Kiedyś byłem niewielkim i niedorozwiniętym, nie rozróżniałem radości i zmartwienia. Po prostu istniałem i tyle. Lecz z biegiem czasu, dużo się zmieniło. Dopiero teraz do mnie dotarło, że wiele zachowań rozumiałem na opak. Nie tak jak trzeba. Sądziłem, chociaż nie byłem sądzony. Nie mogę przeprosić w ten sposób, żebym został zrozumiany. Nie umiem, nie podołam, nie ma takiej możliwości. To dwa różne światy. Coś jednak w życiu przeżyłem. Szczególnie te wzniosłe chwile wieszania. Niesamowite, dające wiele szczęścia i niezapomnianych doznań. Teraz mój czas się skończył. Zastąpi mnie nowy sznurek, do suszenia tych uroczych rzeczy. * A jednak. Jestem inny, ale powtórnie cały. Rozciągnięty między dwoma słupkami. Jeden jest ciemny, drugi jasny…1 punkt
-
@ais świetnie to ujełaś. Zastanawiam się ,jak długo będzie pokutować obraz kobiety-męczennicy. Nie tędy droga,kobiecość to nie poświęcenie. Pozdrawiam1 punkt
-
Dziękuję słowom że potrafią, przejąć mój ciężar na ramiona i jak nikt inny wiernie biegną, kiedy drugiego chcę przekonać. I wiedzą kiedy stanąć z boku, gdy wokół cisza uśmiechnięta, a rozmodlony zachód słońca, nad wód lazurem nagle klęka.1 punkt
-
@ais Może tak być. Pewnie nie należy generalizować. Myślę jednak, że ludzie którzy się nie wywyższają są generalnie mniej groźni od święcie przekonanych o swojej wielkości. Ale to moje prywatne zdanie, każdy ma prawo do swojego.1 punkt
-
Dobre o czasie i nie tylko. Samotność to prawdziwa pandemia, boli, obniża poprzeczki i zwiększa konsumpcję Lorafenu i podobnych. Miód i mleko wskazuje, że nie jest tak źle. Pozdrawiam.1 punkt
-
@Lidia Maria Concertina "ewentualność rozwodu" dosyć smutna ta Twoja wizja i "gruby rekin" Pozdrawiam1 punkt
-
@Lidia Maria Concertina Bólem chciałaś się zabić, zranić samą Siebie, ale to nie takie łatwe. Człowiek to gruboskórne stworzenie zniesie wszystko, a nawet więcej. Nie płacz Lidka - chciałoby się zakrzyknąć, bierz sprawy w Swoje ręce. Życie stoi w poczekalni, trzeba by z nim pogawędzić poważnie. Zmiana jakakolwiek zmiana, tego właśnie najbardziej się boimy - tej niepewności. Lepiej grzęznąć w rutynie, powszedniości, niż trzasnąć ręką w stół. Pozdrawiam Lidio.1 punkt
-
Myśląc o niczyym Myśląc o tym, że zawsze tak samo ... Rozmyślam o niczym. To jest to Lidia Maria Concertina. Wiersz o nieśmrtelności? Tak sądzę, okole życia? Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, powtarzalność, choćby nie wiem co. J1 punkt
-
Pan przeszedł koło mnie a ja nie jestem godzien sandałów mu wiązać powiedział że wybrał mnie pośród tłumów mózg warunkuje przeżycie do tego został ewolucyjnie stworzony mam zdiagnozowaną schizofrenie paranoidalną czy czujecie to że wariaci i artyści są dotknięci palcem opatrzności? mimo że świat stał się racjonalny i wyszliśmy już dawno z jaskini Lascaux w Akwitanii Mój czas się kończy jestem niedobitkiem sztuka w tym świecie nie jest potrzebna a uprawiam ją od dziecka popatrzcie na mnie na byt niedoskonały piszę wiersz kilka godzin ten jest wyjątkiem krótkim czasowo epizodem stoję na tym rynku wielkim i próbuję przeżyć zadowalając się równowartością mniej więcej paczki fajek do was mówię wyspy1 punkt
-
Podoba mi się. Jest w nim napięcie. Konflikt między racjonalnością a chaosem. Walka o przetrwanie. Samotność. PL wydaje się być brutalnie szczery i otwarcie się przyznaję do swojej sytuacji. Jakby mówił "oto człowiek, ze wszystkimi wadami, nie mam nic do ukrycia". To powoduję, że w tekście są emocję. Jest przez to ciekawy. Jednocześnie może dać do myślenia. Czy tytuł wskazuje, że tekst jest o początkach sztuki, które mają miejsce w szaleństwie? Czy może są to początki upadku PLa albo tejże sztuki w ogóle? Bardzo mnie zaciekawił.1 punkt
-
Mnie poruszył. W sumie... to ponoć wszyscy jesteśmy wariatami, tyle że nie wszyscy jesteśmy prawidłowo zdiagnozowani. Pozdrawiam serdecznie :)1 punkt
-
Produkt może zawierać: sezam, seler, migdały, gorczycę, soję, gluten i różne orzechy. Chciałbym mieć to już za sobą kolejny stopień wtajemniczenia trzydziesty trzeci w masonerii Gdzie oddzielam zgodnie z rytuałem owce od kozłów plewy od ziarna udaję nędzarza przed restauracją Padwa sprzedając wytwory swojego chorego umysłu Sztukę wynaturzoną (Entartete Kunst) jak to określali kiedyś Niemcy w cenie przybliżonej do wartości paczki papierosów Gdy nadejdzie ten dzień i odrzucę zwątpienie podniosę symboliczną wartość prac maksymalnie pozostawię im własną odrzuconą nieużyteczność Pójdę na stronę środek tego placu z galonem benzyny ekstrakcyjnej i w cichości w skupieniu jak do modlitwy zapłonę1 punkt
-
1 punkt
-
@jan_komułzykant Kto powiedział, że wybory musi wygrać Mańka ruda, Polak przeca na łeb chory a kto wygra, wiecie - Duda. Pozdrawiam Janku, zdrowego wieczoru.1 punkt
-
Kręcił guzik - W bok patrząc - ważąc tę myśl - w alternatywnym równoległym świecie mogłem wieść życie wygodne bez większych trosk i zmartwień strzygłbym brodę w renomowanym salonie barbershop jak hipster podkręcałbym sobie wąs a przed wyjściem ze stylowego mieszkania codziennie wypijał naparstek espresso niczym wytworny barista nosiłbym się epicko po zbawixie lub podobnych kultowych miejscach płynąłbym przez życie z elegancją księcia także każdy twór moich cudownych rąk byłby kupowany na pniu jako utytułowany artysta nieodrodne dziecko swoich czasów wszyscy mówiliby och ach cóż za talent podobny jak dwie krople wody do zasłużonych dla kultury tego kraju rodziców a tak na poważnie to nie mam nic z tego blasku no może jedynie przed sobą najgorszy rok życia nie zdołam wydłubać wszystkich rysunków z matryc linorytów które tamtego roku naszykowałem nic nie idzie po myśli niebawem zdiagnozują u mnie nowotwór jelita grubego po dość mało przyjemnym badaniu kolonoskopii potoczy się wszystko błyskawicznie dopiero po śmierci odwiedzę meczet umajjadów ale już w innym wcieleniu bo w tym guzik z pętelką1 punkt
-
tylko proszę nie pozwól mi tkwić w miejscu gdzie strach gra na skrzypcach o ponurej samotności1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne