Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wiersz o miłości


Rekomendowane odpowiedzi

Dla Ani


Zawsze chciałem napisać o miłości
Sprawa jest łatwa kiedy nóż i grube drzewo
Trudniej z białym płatkiem lasu i mokrym ostrzem stalówki
Wyryć Miłość pachnącą krwią nie atramentem

Z byt wielu rzyga uczuciami
Miesza słodkie ochy achy
Dosala łzami gotuje
Się krew w człowieku - mdli i zniesmacza
Sam więc ( mimo że facet)
Próbuję sił w tej kuchni:

Niech pierwsza strofa pachnie cynamonem
Stojąc ponętna a zarazem twarda
Niczym laska

Druga niech będzie ciepła jak ogień świec
Przytulający miękkie światło do rozgrzanych
Słów

Trzecia w rytm Damiana Rice
„9 crimes” przerywane ciszą ciszą
Ciszą

Pointa gęsta jak miód
I jego zapach w pokoju
Odurzający nawet zegar

*

- Która godzina?
Tego nie wiem.
Kocham Cię.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, takiego wiersza o miłości to ja jeszcze nie czytałam ;o!
Cicho, tam, bo może za mało czytam ;)

W każdym razie plusuję za baaaaaaardzo oryginalne podejście do tematu; a "rzyganie" i ta... "laska" cud.acznie nowatorskie z punktu widzenia wyznawania.... uczuć ;)
Wiersz dla Ani, dziewczyny o duuuużym poczuciu humoru, zakładam i życzę powodzenia, chociaż to taka pro forma w tym wypadku :)

pozdrawiam
kasia

Edit - aha; super pointa, super!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogromnie mi się spodobał wraz z biegiem strof.
Od pewnej wątpliwości przy
[quote] białym płatkiem lasu i mokrym ostrzem stalówki


przez
[quote] zniesmacza zbyt potoczne
Wstęp jednak nawet z moimi wątpliwościami był dobry, a potem to już tylko lepiej, cudownie, miodowo aż do kocham. No, no ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze chciałem napisać o miłości
Sprawa jest łatwa kiedy nóż i grube drzewo
Trudniej z białym płatkiem lasu i mokrym ostrzem stalówki
Wyryć Miłość pachnącą krwią nie atramentem

łatwiej, wyryc serce w drzewie niż wiersz o miłosci napisać :)
ale rzyganie, nieeeeeeeee
reszta niezła!
macham :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


przez
[quote] zniesmacza zbyt potoczne
Wstęp jednak nawet z moimi wątpliwościami był dobry, a potem to już tylko lepiej, cudownie, miodowo aż do kocham. No, no ;)

nad tym "zniesmacza" to rzeczywiście pomyślę, dziękuję za podpowiedzi i ciesze się z pozytywnego odbioru :)

Pozdrawiam R.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



rzyganie takie nie w klimacie ,ale to o to chodziło żeby jakoś poruszyć czytającego, przykuć uwagę, w prosty sposób pokazać jak odiberam niektóre zjawiska ;) cały czas szczerze mówiąc zastanawiam się czy tego nie złagodzić, ale jak narazie chyba zostaje.

Dzięki że przyleciałeś i pozdrawiam z serdecznością R.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Robercie:):) Po pierwsze super ,że faceci chcą pisać o młości-to już plus:)...Wiersz rozkręca sie w miarę czytania...Pierwsza część trochę jak dla mnie przegadana, taki był zamysł wiem, ale warto odobinę zredukować...,,rzyganie''' stanowczo wyciąć i serwować z pełnym powodzeniem wybrance razem z kolacją przy świecach:):)trzymam kciuki:)
Beata

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podoba się bardzo rzyganie bo naturalistyczne , a i lubię takie mocne wstawki wplątane w słodkości , ale jednego nie moge przeboleć
"Dosala łzami gotuje
Się krew w człowieku - mdli i zniesmacza"

NIE ROZUMIEM PO CO TO SIĘ UCIEKŁO NA DÓŁ ? powinno to "się" zostać u góry

pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no uciekło uciekło, a to dlatego że "Zbyt wielu (...) gotuje" - Oni gotują , a ja gotuje się, a raczej krew się gotuje we mnie , to dlatego.

Ciesze się ze w końcu komuś przypadło do gustu tego typu zabiegi jak to "rzyganie" .

Dzięki za lekture i pozdarwiam R.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiersz Twój zrobił na mnie wrażenie, podoba się.
wiem, że nie wszyscy lubią, (nie pamiętam jak u Ciebie),
kiedy ktoś dotyka wiersza.
Przepraszam z góry, nie chcę Cię urazić. Ja troszkę skróciłam
Twoją wersję, wyszło tak:

"napisać o zachwycie łatwo
kiedy jest nóż i grube drzewo
trudniej na białym płatku lasu
ostrzem stalówki wyryć miłość

zbyt wielu miesza słodkie achy
co zemdlić może i zniesmacza
sam więc próbuję smaku dodać
bukietem barwnym w kuchni wiersza

niech pierwsza pachnie cynamonem
stojąc ponętna również twarda
niczym laska

druga jak płomień świec gorąca
przygarnia miękko do rozgrzanych
słów i wersów

trzecia w rytmie Damiana Rice
„9 crimes” przerywana
zwykłą ciszą

puenta gęsta jak lipcowy miód
zapachem odurzy i uśpi
nawet zegar

- Która godzina?
Tego nie wiem.
Kocham Cię.
"
Serdecznie pozdrawiam
- baba

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Nic przeciwko dłubaniu w wierszu nie mam, cieszę się że sam tekst się spodobał, twoja wersja bardzo Ciekawa, mniej przegadana w niektórych fragmentach od mojej, co nie zmienia faktu że nie moja ;) czyli pod moim nazwiskiem nie może widnieć :)

Pozdrawiam serdecznie R.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Karb udała Rada. Bobu, bo wisi Bob! O, bis! I w obu Boba dar, a ładu brak.    
    • Czy myślisz że ciebie prowadzę? Szanuję od zawsze twą wolę. Wybierasz kierunki wydarzeń, zaliczasz wykroty z mozołem.   A drodze wygodnej i gładkiej, takowej przenigdy nie ufaj. Lecz pozwój, by Bóg twój od teraz, prowadził i nie dał ci upaść. :)  
    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...