Noc

Autor:

Czy we śnie da­rem­nym, w przy­po­mnie­niu
leżę pod świa­tłem, co jak ko­ral
sta­cza się pręd­ko? Oto pora,
gdy cie­nie kwia­tów w fali wart­kiej
pły­wa­ją cięż­kie niby kar­pie
w księ­ży­cu srebr­ne. Owad rów­ny
jest czło­wie­ko­wi, ptak zwie­rzę­ciu,
gdy nie­bo bu­dząc nas jak stru­ny
albo ści­sza­jąc swym do­tknię­ciem
od­cho­dzi ciem­ne pod po­wie­kę.

Żebym pa­mię­tał: rów­ny je­stem
łu­nie ró­żo­wej, któ­ra prze­strzeń
w drze­wo ko­lo­rów na­głych zmie­nia.
Żebym ro­zu­miał: na­wet sal­wie,
gdy przez po­wie­trze idzie lek­kie
jak dzwon od chłod­nych drzwi mil­cze­nia.
I że­bym mó­wił: rów­ny je­stem
sarn so­bie le­żąc w śnie jak wy­spa,
gdy nie­bo bia­łe jest jak pa­pier,
a zie­mia wciąż nie­rze­czy­wi­sta
i za­rys kwia­tów dnem prze­cho­dząc
tę­że­je w ka­mień, w kość wo­sko­wą;
a ja w da­rem­nym przy­po­mnie­niu
dzie­ciń­stwa kształt przy­bli­żam ja­sny:
ob­ło­ków góra, nad nią księ­życ
i wiatr go­łę­bi po­nad la­sem,
woda we­so­ła, sze­lest ryby
wśród li­lii wod­nych. Prze­cież wiem:
da­rem­ny ser­ca stru­mień jest,
prze­by­tym snom nie będę rów­ny.

Lecz noc mnie cze­ka wciąż po­dob­na
do tam­tych nocy, kie­dy ko­ral
świa­tła się zni­żał. Cień w ob­ło­kach
jest cie­niem moim jak ol­brzy­ma,
a prze­cież ręka jest po­kor­na
i cia­ło kru­che leży pła­sko.
Żebym pa­mię­tał: jest oj­czy­zna
w ga­łąz­ce dymu, w ogniu bla­sku,
a ja na­kry­ty śnie­giem chmu­ry
zie­mi tej ską­pej je­stem rów­ny.

Czy­taj da­lej: Miłość bez jutra – Tadeusz Gajcy