Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Wzory działań w parach


beta_b

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tu bym stworzył neologizm, zamiast odwrotnie, napisał odwrotnia, brzmiałoby jak termin matematyczny. Oprócz tego podoba mi się, poza tytułem, bo trochę brzmi jakbyś chciała uprzedzić że będziesz rymować ;) Po co? Ale jak chcesz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jan Paweł D. (Krakelura) Zmieniłam odwrotnię wg sugestii, bo ciekawy neo, ale znaczeniowo nie przemyślałam konceptu, bo odwrotnia sugeruje "odwrót",  a tu chodziło o wzmocnienie relacji...

Na tytuł nie mam pomysłu, nieco lekceważę swoje rymowanki, stąd idąc na skróty - tak je tytułuję. Dzięki za komentarz, bb

@Marek.zak1 Można sklasyfikować uczucia, ale nie relacje. Zbyt dużo zmiennych. Pozdrawiam sąsiedzie, bb

Edytowane przez beta_b (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe przemyślenia szczególnie teraz gdy z radyjka Pan mówi o tym że ponad połowa ludzi cierpi na depresję itp. Czy i jakie cechy odbierze jednostka, a może to tłum przejmie cechy jednostki i rozprzestrzenia jak ebole. 

Mam nadzieję, że jednak będzie więcej przypadków jak poniżej :) 

 

 

Edytowane przez eM_Ka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@eM_Ka Ten przypadek bardzo mi się podoba :) a co do tekstu:

 

matmę można tu podciągnąć

(choć nie jestem może orłem)

lecz spróbujmy:
 

1. samotnik bo lubi 

2. samotny - nie umie

3. towarzyski bo taki

4. towarzysz - bo w tyle

 

to dopiero jest początek:

 

1. gdy samotnik z samotnikiem

2. i samotny z samotnikiem

3. towarzyski z towarzyskim

4. towarzyski z towarzyszem

5. i samotnik z towarzyskim

6. czy samotny z towarzyskim

7. i samotnik z towarzyszem

8. lub samotny z towarzyszem. 

 

(zmęczyć mogą sami siebie

kto odpadnie - tego nie wiem)

 

Uff! ta matma, socjologia, i meteo, psychologia

może jeszcze los tu stanie

mało zmiennych? 

weź na wiarę,
że się ludzie

mienią stale!

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

właściwie w normalnych uczuciowych związkach żadnej matematyki nie ma, przynajmniej nie powinno być - tyle teoria. Utopia?  :)

W praktyce, niestety, wygląda to nieszczególnie. Wiersz mi się podoba, zmieniłbym tylko końcówkę dla wyrównania.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

na przyszłość w ludzką przypowieść?

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Andrzej_Wojnowski Jakbyś poszedł na skróty, albo przeleciał górą i tę drobną analizę podsumował w punkt. Zadziwiające. 

@jan_komułzykant  Zmieniona końcówka, wedle sugestii. W racjonalizacjach, intelektualizacjach, odcięciach od uczuć bardziej stajemy się maszynami. A maszyny nami. Co będzie po środku?

@Nata_Kruk Natko, dziękuję za szczerość. Dało mi to trochę do myślenia. Kompleksy mi wylazły, a przecież jestem dorosła. ;)

@Jan Paweł D. (Krakelura) Tobie też dziękuję, tytuł zmienię na pewno. Już się zastanawiam. 

I wszystkich pozdrawiam, bb

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...