Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Epitafium dla Jacka Kaczmarskiego - próbą jawnych natchnień


Tomasz_Biela

Rekomendowane odpowiedzi

Ten naładowany emocjami tekst powstał jakieś przeszło dziesięć lat temu. Słuchałem namiętnie Jacka(do tej pory słucham). Był wrzucony tutaj kiedyś, ale powywalałem dużo tekstów. powracam z nim ponownie, zobaczymy jak go przyjmą tutejsi. 

 

 

(...),, Za prawo me uznałem to, że żyję.

Za własną potem wziąłem to zasługę.

I co nie moje - miałem za niczyje,

Więc brałem, nigdy nie licząc się z długiem.

(...) Poznawszy sposób - jak sumienia budzić,

zbierałem obudzonych sumień żniwo"(...)              frag. Konfesjonał" z programu Kosmopolak

 

 

 

zawsze gotowy aby wyjść z programem poza program

nie aranżował bezcelowych wypraw od słowa do kąta

od kąta do słowa powracał zaledwie albo ledwo artysta

(1)*tu muszę znowu wrócić do rodziny(...) pamiętam do dzisiaj

słowa ojca: ,,(...) czy ty jesteś młody początkujący, czy stary

kończący, liczy się kształt ostateczny, a nie jakieś

usprawiedliwienia''"

 

przęsła napiętych sytuacji z rąk naszych wędrują po

pajęczej sieci "Kraj" Herberta na strunach wykluł się  

porwany szept barda wzmacnia oka białych niewiast

nie do końca świętych potomków brzęczy łańcuch głosów

otwarte rogatki przyzwyczajają do niebezpieczeństwa

 

słychać wystrzał natchnień dociera do wnętrza zdruzgotanej skały

słychać postrzał westchnień unosi się pochwałą

 

zimnej rewolucji ciepła rana coraz mocniej drąży

czerwonych korytarzy nastroje walczą z ustrojami  

(2)*(...)nagle wolno było wszystko mówić i wolno było kopać

"'czerwonego"(...)pluć, i mówić po nazwisku(...)

gitar grzmot budzi kolejną świadomość rozbłysku

 

(3)* (...)Nim zniknę - niech pokrzyczę krótką chwilę!(...)

(...)Tylko przeszkadza mi ta za kurtyną twarz

pod ziemią słońce zachodzi jeszcze głębiej

w niepamięć zanurzone wschody wracają

po jego śmierci ślad pozwala znaleźć drogę

rozstępują się miejscami martwe złoża sumień

I ciągły szept, że to już koniec przedstawienia(...) 

 

przenikam jaskrawość cmentarza aby wniknąć do serca

Poety szukam między poległymi na wojnie chybionej

niech się ugłaska zatwardziała trwoga niech sądzi Boga  

szukam zakwitając po drodze różami czerwonych powiek

 

powoli kosztuję czego raczyć dobrze nie zrozumiem

latam dookoła sumiennej iskry co wyostrza mój ogon

pochłaniając świadomości ochłap jestem nietoperzem

odlatuję wbrew sztucznym i lśniącym natchnieniom

 

poobijany rozmyślnie krzątam się próbując spokojnie

zaspokoić obecność między dwiema skałami przy grobie

(4)*(...)ja mam teraz głos! Tam, za kulisami wy! Możecie iść!
Przejmuję program i prowadzę dalej go!(...)

(...)między wejściem swym i wyjściem!(...)Hej, wy tam, w mroku -

- czy wierzycie(...) jego duch dławi mojego ducha płomień

echem odpryskuje z umysłu skał strumień

wdzięcznej chwili

 

dźwięk przemawia do mnie powrotem

rzeczywistości zaczerpniętej i oddalonej

 

 

________________________________________

 

(1)* cytat z fragmentu wywiadu Jacka Kaczmarskiego dla czasopisma ,,Przekaz" nr1 - kwiecień '87

(2)*  cytat z fragmentu wywiadu z Jackiem Kaczmarskim ',,Ekspress Wieczorny'' -

- 18.05.1990 r.

(3)-(4)* fragmenty z piosenki "Ze sceny" (wg W. Wysockiego)  '77

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam - no to się napracowałeś  -  godny Jacka Kaczmarskiego  tekst.

Szkoda że już go nie ma...

Ale swoje zrobił...

                                                                                                                                  Pozd.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"oblawa" wryla sie w moja glowe tak mocno, ze gdy czytam slysze Jacek Kaczmarski to slysze uderzenie w struny i glos przepelniony groza buntem. Co do tekstu jak dla mnie ciut za trudny, ale bede na pewno do niego wracal. Odnioslem wrazenie, ze chciales przelac wszystkie wrazenia odczucia na papier i po czesci to sie udalo ale jest ich tak duzo, ze sie pogubilem. 

Edytowane przez Marcin Krzysica (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Fajny.

 

Ja napisałem 10 lat po śmierci Jacka. Czasami wracam i poprawiam. Kiedyś może coś z tego wyjdzie.

 

Co po tobie dziś zostało ból co w duszy nam uwiera
rondo w Gdańsku i ulice oraz pieśń co nie umiera
dziesięć lat już śpiewasz w niebie carskie wojska znów na Krymie
Katarzyna zmartwychwstała jej sen nigdy nie przeminie

demon Jałty nad Europą ale ciebie dawno nie ma
kto nakarmi nasze dusze kiedy taka jest potrzeba
a ty tam wysoko siedzisz patrzysz z góry wzrokiem chłodnym
jak w Pompejach życie płynie i jak szczeka pies bezdomny

ty wygnańcu stron rodzinnych murów z nami już nie zburzysz
dziś nie mamy bardów innych ty nie wracasz z tej podróży
to był bilet w jedną stronę stamtąd już się nie powraca
już nie ujrzysz kwiatów swoich bo sadziłeś je dla innych

czy to źródło dalej bije czy ta rzeka dalej płynie
kto nam kiedyś to przypomni czy to z biegiem czasu zginie
przecież mogłeś zostać jeszcze przecież mogło być inaczej
nikt tam ciebie zapraszał - nie odchodzi się na wiosnę

nasz świat w złym kierunku zmierza wolność dalej zagrożona
rosną nowe pokolenia a obława jest wzmożona
bez użycia karabinów młode wilki giną ciągle
lecz jak uciec tej obławie wilk przewodnik już nie powie

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro dla Kaczmarskiego, to nie pozostaję obojętną. Świetny, utalentowany człowiek. 
Podoba mi się Tomku Twój tekst. Marcin ma trochę racji, że zbyt dużo naraz chciałeś powiedzieć. Czuć przeładowanie tekstu, ale są emocje, a to najważniejsze.
Zastanowiłabym się nad tym 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

a tutaj nad inwersją

 

Jest parę miejsc do przemyślenia, ale jestem na tak. Szacunek i uznanie dla Ciebie. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dzięki Waldku. Cieszy mnie, że wiersz się podoba. Jest dla mnie bardzo ważny.

Pozdrawiam t.

Dużo by tu prawić o Jacku. Twój tekst też reprezentatywny. Dzięki za wpadkę.

Pozdrawiam.

Mam wersję mniej naładowaną, ale ostatecznie zostawiłem ten większy kaliber. Jedni przeżyją innych kula ominie a jeszcze innych rozerwie I przejdzie na wylot.

Cieszę się że wróciłeś I jakoś to zdołałeś ogarnąć. 

Pozdrawiam t.

Dzięki za upodobanie. Z tym szacunkiem i uznaniem to bez przesady ;) Tekstu nie ruszam. Jak wspomniałem Marcinowi, mam szczuplejszą wersje. To już są dwie. Niech będã. Jacek chyba w grobie się za nie nie przewraca. Może kiedyś doczeka się któraś z nich druku, ale to szeroko pojęte marzenia.

Pozdrawiam t. Dobrej nocy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...