Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Gotyk cz. II


Rekomendowane odpowiedzi

Spalę się na popiół, jeśli cię nie zobaczę, byłaś moim życiem, moją krwią, moją przyszłością, proszę ukaż się choć na drobny moment, chcę cię zobaczyć, tylko cię ujrzeć na małą chwileczkę, proszę, uchyl zasłony, zjaw się, jeśli możesz, jeśli chcesz.
Możesz mnie przekląć, możesz potępić, możesz się mścić, ale pokaż mi na chwilę swe oblicze, daj znak, że nie wszystko przepadło, że ciągle jeszcze istniejesz, choćbyś nawet nie pamiętała kim byłaś, daj znak, że nie został z ciebie tylko na pół zgniły trup. Czym Boże jest to pieprzone życie, jeśli po nim nie zostaje nic, nic?! Po co to wszystko, po co?
Powtarzał te słowa w myślach aż do znudzenia, choć na zewnątrz zachowywał cyniczny i prześmiewczy wyraz twarzy, kiedy te dwie małe cholerne czarownice wyłaziły ze skóry, żeby wywołać jej ducha, ale wszystkim, co uzyskały, był tylko silniejszy wiatr, który zaczął przenikać ich do szpiku kości. Wkrótce zaczął też zacinać drobny deszcz, Łukasz musiał chronić cyfrową kamerę za pomocą własnej kurtki, ale dziewczyny nie ustawały w modlitwach. Zbudowały na grobie Moniki mały ołtarz, ustawiły tam jej zdjęcie, wystawiły w miseczkach jej ulubione potrawy, wlewały miód i ziarno do ogniska, paliły chleb i kawałki ciasta, głośno odmawiały różaniec. Marek szeptał zdrowaśki razem z nimi, przypomniały mu się Dziady i zachciało mu się śmiać, całą czwórką popijali wódkę z półlitrowej butelki na rozgrzewkę, wreszcie dziewczyny stwierdziły, że nawiązały kontakt z przyjaznym sobie duchem, który pomoże im odnaleźć Monikę Nasako, a potem powiedziały, że Monika jest zagubiona i że przywołać ją może tylko woń krwi, żadne słodycze jej nie omamią, więc Marek, jak w jakimś transie, zgodził się i naciął sobie dłoń kuchennym nożem, i znowu zaczęły się modlitwy, różańce, czekanie i krążąca butelka; słychać było tylko zimny szum jesiennych liści, a wiatr nie dawał im spokoju. W końcu Nina zaczęła jakby rozmawiać z kimś niewidzialnym, w innych okolicznościach by go to rozśmieszyło, ale teraz już mu nie było do śmiechu, tak bardzo pragnął ją znowu ujrzeć. Powoli zaczynał nabierać nowej nadziei, przyłączył się do modlitw dziewcząt, nie zwracał uwagi na zimno, na deszcz, na błoto wytwarzające się pod jego kolanami, na przemoczone dżinsy, zaczął wierzyć, czuć jej obecność, pragnąć jej ze wszystkich sił, a potem, kiedy minuty mijały, a ona nie przychodziła, przyciskał pięści do twarzy i płakał, płakał ze wszystkich sił. W końcu musieli otworzyć następną butelkę, od razu zrobiło im się lepiej, nadal mamrotali modlitwy, a Marek na całego zaczął ciąć się w rękę, z każdym łykiem alkoholu przybywało jedno nacięcie, czym więcej pił, tym głośnej mamrotał:
Moniko, Moniko Nasako, gdzie jesteś, przyjdź, wzywam cię, kocham cię. Patrz Moniko tu jest moja krew, ofiaruję ją tobie, jeśli chcesz, przyjdź, weź moje życie, zawiniłem, zabiłem cię, to ja jestem winny twej śmierci, ja! Moniko, oto czekam, zrób ze mną co chcesz! Wyślij mnie do piekła jeśli chcesz, zasłużyłem na to, ale przyjdź! Spójrz na mnie po raz ostatni tymi swymi ogromnymi oczami, oczami dzikuski, która mnie kochała, uśmiechnij się do mnie jeszcze jeden raz, przytul moją głowę do piersi, powiedz, że nic się nie stało, że mi wybaczyłaś. Przyjdź, do wszystkich diabłów, przyjdź!
Miał nadzieję, ze pozostali nie rozumieją tej jego modlitwy, że nie rozumieją jego słów, wypowiadanych wśród szlochów i jęków, ale oni rozumieli dobrze, nasłuchiwali dobrze. Potem Łukasz zapalił jointa i wsunął Markowi do ust, ten podał go Marcie, Marta Ninie, ale duch nie przychodził. Co pewien czas zrywał się tylko wiatr i sypał im suchymi liśćmi prosto w twarz. Na szczęście przestało padać, zza chmur wyszedł księżyc, zrobiło się niemal jasno. Duchy są tutaj, mówiła cicho Nina, przyszły na stypę, zapach wódki i krwi je zwabił.
Ale Moniki nie ma.
I nie było jej podczas całej ich libacji na cmentarzu, kiedy pili do utraty przytomności i w końcu zaprzestali modlitw, i tylko patrzyli na Marka, jak wije się w błocie, złamany alkoholem i cierpieniem, jak jęczy i pragnie pociechy. I w końcu dziewczyny nie wytrzymały, pierwsza Nina dotknęła jego twarzy i podniosła ją tak, by oświetlało ją mdłe światło zniczy i świeczek. Chłopcze, powiedziała, tak właśnie powiedziała, jakby była Moniką Nasako, która wymyślała dla niego różne pieszczotliwe określenia po polsku, których żadna inna osoba by nie użyła; mówiła do niego: chłopcze, chłopaku, dzieciątko, malutki. I Nina też tak teraz powiedziała: chłopczyku, nie płacz; spojrzał na nią z niedowierzaniem, śliniąc się od nadmiaru alkoholu, patrzył i oczy znowu zaszły mu łzami, wiedział, że to Nina, nie Monika, absolutnie nie Monika, ale nie mógł się opanować i kiedy dziewczyna przygarnęła go do swej miękkiej piersi, nie odmówił, lecz przytulił się gorliwie, łkając strasznie, jak dziecko, a potem spojrzał na nią jeszcze raz i znów się nie opanował, dotknął ustami jej ust. Tymczasem przytulała go już i bardziej zdystansowana Marta, głaskała po głowie, mówiła do niego: dziecko, nie płacz, nie chcę żebyś cierpiał, i znowu coś w tonie jej głosu tak bardzo przypomniało mu Monikę, że nie wypuszczając z objęć Niny zbliżył swe usta do Marty, z nieprzytomnym pragnieniem, jak ryba łaknąca wody, i zaczął ją całować, a Marta nie wydawała się zaskoczona, oddawała z czułością pocałunki. To była przedziwna chwila, kiedy te dwie dziewczyny, dwie kobiety obejmowały go i oddawały mu swe ciepło, jakby były jego matkami, jakby były o wiele starsze od niego i o wiele mądrzejsze, jakby wiedziały wszystko. I tak było, zdały mu się tak stare jak historia ludzkości, mądre jak starożytne boginie; całując na przemian to jedną, to drugą, dotykając ich piersi i pleców czuł się jak syn, który po długiej wędrówce wrócił do domu, czuł się tak błogo, jak jeszcze nigdy w życiu. Dziewczyny, kobiety, tuliły go do siebie i przemawiały do niego czułymi słowami, których niemal nie rozumiał, lecz było mu tak dobrze, że nie potrafił sobie wyobrazić, żeby się to mogło kiedykolwiek skończyć. Zamroczony alkoholem, trawą i ich ciepłem nie zdawał sobie sprawy, gdzie jest i co robi, tulił się do nich coraz bardziej, i bał się otworzyć oczy, aby nie ujrzeć ich prawdziwych twarzy, poznaczonych tysiącletnimi zmarszczkami, tysiącletnią mądrością. Objęły go z obu stron i było mu ciepło, tak dobrze jak nigdy w życiu, i nagle zrozumiał słowa Jezusa: jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Nigdy przedtem nie był taki szczęśliwy. Nawet z Moniką, bo wtedy nie doceniał swego szczęścia, a potem było już za późno.
W przebłysku świadomości zdał sobie nagle sprawę, że warunkiem największego szczęścia jest niezmierzony ból, ogień, przez który trzeba przejść, lecz zyskana nagroda jest krótka jak mrugnięcie okiem. I znowu zostaje tylko tęsknota i walka.
Nagle Nina nie zważając na zimno ściągnęła koszulkę i twarz Marka znalazła się między jej piersiami, ściskanymi jeszcze przez stanik, ale już za chwilę uwolnionymi. Poszukał wzrokiem Marty, żeby jej nie zaniedbać, bo przecież i ona była potężną czarownicą, a Marta też się już rozbierała. Była szczuplejsza niż Nina, ale też atrakcyjna, zresztą w tym momencie w ogóle nie myślał za pomocą słów. Wziął je obie, półnagie, w ramiona, a potem poczuł, że w jakiś irracjonalny sposób elementy całej układanki zaczynają się do siebie dopasowywać, że coraz bardziej zaczyna rozumieć. Wszsytko musiało byc właśnie tak, musiało osiągnąć swój kulminacyjny punkt tutaj, na tym cmentarzu. Spokój i błogość powoli ustępowały miejsca pożądaniu. Całkowicie zapomniał o obecności Łukasza, który znowu włączył kamerę i wyglądał na całkowicie zadowolonego z roli, która mu przypadła. Marek czuł, że jest coraz bliżej utraty świadomości, a jednocześnie jego umysł był bardzo jasny, wiedział już, co to wszystko znaczy, choć nie potrafiłby wypowiedzieć tego słowami. Widział swój los jak srebrną strzałę, wysłaną z ciemności w ciemność i kończącą swą drogę tu, na grobie Moniki Nasako.
Starał się pieścić po równo obie dziewczyny, ale one wydawały się zainteresowane wyłącznie nim, więc poddał się i pozwolił im na to, położyły go na wznak na rozłożonych na ziemi kurtkach, Nina pieściła jego sutki a Marta lizała członek, potem zamieniły się i Marta wzięła go w ramiona szepcząc do ucha uspokajające słowa, niemal kołysankę, a Nina usiadła na nim i zaczęła się poruszać, ach, jak ona się poruszała, próbował się powstrzymać, ale nie zdołał, nie zdołał nawet uciec, tak mocno trzymały go jej uda, i szczytował prosto do niej, a potem leżał chwilę cicho przytulony do nich obu, niezdolny wypowiedzieć słowa, a jednocześnie widzący wszystko jasno, nieskończenie jasno. Były Matkami, tuliły go i głaskały, a on znowu poczuł ten spokój i szczęście, tę słodycz, którą może przynieść tylko kapitulacja.
- Już wiem, kim jesteście – odezwał się cicho.
- Tak, ale będziesz musiał zrobić to sam – szepnęła mu do ucha Marta – my tylko weźmiemy cię w ramiona i ukołyszemy do snu.
- Dobrze – zgodził się, ledwo mogąc wypowiadać słowa – i nie chcecie nic w zamian?
- Nic, miłości moja – szepnęła Nina – dałeś nam już wystarczająco dużo.
- Nie ma innego wyjścia? – zapytał ze łzami w oczach.
- Jeśli chcesz ze mną być, nie ma – odparła łagodnie Marta – masz jeszcze wybór.
- Zapomnisz o mnie – dodała Nina – w normalnym życiu to nieuniknione. Twoja rozpacz rozpłynie się jak dym.
- Już prawie zapomniałeś... – szepnęła Marta
- To ja ją zabiłem – przyznał, płacząc - tyle razy mnie prosiła, żebym tak szybko nie jeździł. Nigdy jej nie słuchałem. Gdyby chociaż mnie zamknęli, gdyby mnie ukarali... Ale uznali, że to nie moja wina. A to ja spowodowałem jej śmierć. Popisywałem się. Gdybym jechał choć trochę wolniej... Gdybym nie puścił kierownicy… Teraz ona ma prawo do zemsty.
- Ciii, kochanie, nie płacz – Nina ucałowała go w policzek – to nie zemsta. To powrót.
- Do niej? – zapytał jeszcze, żeby mieć całkowitą pewność.
- Tak, do niej. Ale tylko ty będziesz wiedział na pewno, jak tam jest. – odezwała się Marta.
- Chcesz tego? – zapytała Nina.
- Tak – szepnął. Nigdy w życiu niczego nie był tak pewien.
Wreszcie był we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Był tam, gdzie powinien znaleźć się już dawno. Spoczywał na ich łonach, na łonach swoich matek i bez sprzeciwu połknął wszystkie proszki, które Łukasz włożył mu do ręki. Półnagie dziewczyny obejmowały go i głaskały, szepcząc czułe słowa. Tymczasem on nie czuł się już tak dobrze i błogo. Było mu strasznie i przez moment zaczął się bać, że zwymiotuje. Ciągle czuł na sobie miękkie, czułe dłonie obu dziewcząt, ale potem jego ciało jakby straciło czucie. Przed oczyma pojawiła mu się mgła, poprzez którą widział jeszcze świeczki płonące na grobie Moniki.
Idę do ciebie Moniko Nasako, pomyślał tylko i wyobraził sobie samego siebie, jak idzie przez zieloną łąkę w kierunku kępy drzew. Jak widzi oczekującą go dziewczynę, a pod bosymi stopami czuje pulchną, świeżą ziemię, nawodnioną wczorajszym deszczem. Monika stoi pod drzewem i uśmiecha się do niego swoim łagodnym, delikatnym uśmiechem, naznaczonym i życiem, i śmiercią. I on też się uśmiecha, po raz pierwszy od czasu wypadku, uśmiecha się. Zbliża się i bierze ją za rękę. Czuje, że będą rozmawiać, będą długo rozmawiać, a ich rozmowa nigdy się nie skończy. A podczas tej rozmowy będą o wszystkim zapominać, stopniowo, aż nie zostanie im nic prócz wzajemnej obecności. I tylko ją będą odczuwać, od teraz aż na wieki wieków amen.
A wspomnienie Niny i Marty zatraci się w otchłani niepamięci, jak wspomnienia złego snu, koszmaru w pustym pokoju.


Ale było zupełnie inaczej. Obudził się i poczuł, że mdłości przeszły. Usiadł na kanapie. W salonie paliło się światło, za oknem świtało. Dwie dziewczyny i jeden chłopak ściągali z siebie brudne, przemoczone ciuchy. Dygotali z zimna. Żadne z nich go nie zauważyło. Dziewczyny miały przerażone miny. Jedna z nich rozdzierająco łkała.
- Co myśmy zrobili, co zrobili? – jęczała. Chłopak czyścił kamerę i wyjmował płytkę, był całkowicie spokojny.
- Cicho – powiedział – nic nam nikt nie zrobi. Nie mamy jeszcze osiemnastu lat. Jesteśmy poza zasięgiem prawa. Zresztą nikt nas nie widział. Uznają to za samobójstwo albo przedawkowanie, my jesteśmy czyści jak łza.
Dziewczyny nadal płakały, teraz już obie.
- Bóg nam tego nie wybaczy! – krzyknęła wyższa.
- Stulcie pyski i wynoście się już do domu! – krzyknął na nie chłopak. Nie miał przyjemnej miny. Marek obserwował to wszystko ze zdziwieniem. Czuł, że zna tę trójkę, ale nie potrafił sobie przypomnieć żadnych szczegółów, nawet imion.
- Zrobiliśmy dobry uczynek – powiedział chłopak, ładując płytkę do komputera – Dołączył do swojej Moniki Nasako. A ja to zaraz wrzucę na necior. Pod tytułem „Gotyk”. Będzie odjazd, ha ha.
- To twoja wina! – wykrzyknęła jedna z dziewcząt, zanosząc się płaczem. Druga wymiotowała na podłogę. Chłopak obrzucił je obie pogardliwym spojrzeniem.
- Moja? Ja jestem tylko kronikarzem.
I pogwizdując włączył film, a Marek tkwił nadal na kanapie, z wysiłkiem próbując sobie przypomnieć, co się stało. Imię, które wypowiedział ten chłopak. Imię! Nie potrafił sobie przypomnieć.
A potem pomyślał, że musi wrócić do klubu. Chyba tam czegoś zapomniał. Nie dokończył jakiejś rozmowy. Tak, musi z kimś pogadać. O to właśnie chodzi.
Tymczasem na ekranie komputera wyświetlał się jakiś amatorski film, ciemny, że oko wykol, na którym dwie dziewczyny i młody mężczyzna odprawiali na cmentarzu jakiś perwersyjny obrzęd, krzyczeli, klęli, modlili się, a wszystko to zlewało się w jeden dziki bełkot. Potem zaczęła się tam odgrywać jakaś orgiastyczna scena, seks grupowy, wszystkie trzy osoby były tak potwornie pijane, że chyba same nie wiedziały, co się wokół nich dzieje.
A następnie Marek ujrzał samego siebie, jak wstaje i zataczając się, odchodzi. Poznał siebie, ale o pozostałych aktorach tego dramatu nie miał zielonego pojęcia, kim by mogli być. Przeraźliwe uczucie, że czegoś zapomniał, że czegoś nie dokończył, z kimś nie porozmawiał, opanowało go całkowicie.
Wstał, żeby wyjść, kiedy nagle poczuł wlepiony w siebie wzrok. Nina go widziała. Patrzyła całkowicie przerażona. On nie czuł nic.
- Monika Nasako – powiedziała drżącym głosem – kochasz ją. Szukaj jej.
Nie wiedział jak się to stało, ale nagle znalazł się na dworze. Wiał silny wiatr, ale on nie czuł zimna. Powoli odchodził w ciemność, myśląc o tym, że nie zrozumiał słów tamtej dziewczyny. Może jeszcze tu wróci, żeby z nią porozmawiać. Tak, na pewno tu wróci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję wam bardzo za komentarze, strasznie się cieszę, ze zakończenie nie rozczarowało. Dzięki wam nabrałam znowu (straconej) ochoty do pisania, więc może jeszcze kiedys się tu pojawię z czymś równie długaśnym:)) i, mam nadzieję, lepszym...
Co do błędów. Leszku, zgadzam się, ze słowo "siekać" nie istnieje, ale ja tam miałam "zasiekać", a tak się przecież mówi o deszczu, nie? A deszcz "siecze", ale i "zasieka"...
No nie wiem, już niczego nie jestem pewna, chyba tylko słownik (albo natalka:)) mogą rozwiać te wątpliwości:))
Trzymajcie się,
w

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to się doczekałem :)
Całkiem, całkiem - a już się przestraszyłem, czytając scenę na cmentarzu (moim zdaniem zbędny opis seksu - jakoś mi nie pasuje - wszędzie tajemnice a tu członek - za przeproszeniem - jak na dłoni :D), że się skończy jakimś tęsknym samobójstwem z morałem "kocham Cię, jak nie wiem co" :) Zakończenie niezłe!

Chyba przecinek zniknął, ale to takie tam moje widzimisię :)

Pozdrawiam
Wuren

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Wuren :)
Może rzeczywiście ten opis jest zbyt dosłowny, powinien być subtelniejszy, ale z kolei nadmierna metaforyczność mi tam nie pasowała. Trudno pisać o seksie w samych metaforach, żeby to nie brzmiało banalnie. Ty pewnie byś radził wywalić całkiem, ale ja raczej chcę to tam zostawić, no nie wiem, jeszcze pomyślę, co z tym...
A gdzie zniknął przecinek???
Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Leszek ma rację,
zacina jest prawidłową formą,
siecze całkiem niezłym zapożyczeniem użwanym przy deszczu,
ale to zasiekanie?
zasieka, jako rzeczownik to przeszkoda, a czasownik? póki co nie znalazłam

hmm, siekł deszcz, tak może być, zacinał deszcz, tak też, ewentualnie zaczął siec deszcz, ale zbitka słowna wychodzi boska :)

przepraszam, że tak późno w tej kwiestii, ale oko mi ją pominęło... :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...