Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wyspa ork


Rekomendowane odpowiedzi

idę ścieżką
dzikich renów

nie kusi mnie lot
rozgadanych gęsi
ani drapieżny skok
polarnego niedźwiedzia

w słonej zatoce
melancholii wieloryb
pasie swoje stado
nudnych samic

lodowiec ociężale
cieli się w morze
morsy przecinkami
dzielą linię brzegu

nad głową mewy
zaklinają swoje kręgi
nikt tu nie jest samotny
tylko człowiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wychodzi na to, że lubię Twoje wiersze. są czyste, zawierają konkretną myśl naszkicowaną bardzo zgrabnie. nawiązując do wypowiedzi innych, to fakt lekkiej plakatowości/uśpienia krajobrazu niesie się wraz ze zdystansowniem do niego. podoba mi się. co do enterozy, pierwszy raz czytając pomyślałam to samo, ale za drugim razem już nie przeszkadza.

absolutnie na tak
pozdrawiam
/b

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


i tak nic o sobie?
Czytając wiersz trochę jakbym przeglądał się w lustrze, albo został przez niego naświetlony jak negatyw. Krótko mówiąc, moja wrażliwość wyłapuje z wiersza świat, który mi w jakiś sposób pasuje. Nie jestem entuzjastą miasta, fascynuje mnie wszystko, co jest poza nim. Jeślibym miał interpretować Twoją ocenę, to wydaje mi się, że natura nie fascynuje Cię tak bardzo, jak mnie.
Czy się mylę?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bea bardzo się cieszę, zdumiewająco trafnie odczytujesz moje intencje. Może ten sposób pisania nie doprowadzi mnie na Parnas ale jest to mój sposób widzenia rzeczywistości, wiem trochę naiwny i nieporadny, taki, jak ja sam. Pozdrawiam serdecznie. Leszek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



całkiem fajny, tylko ujęłabym mu obrazowania. na pewno te reny. przypiłowałabym też rozbuchanie zatokowe, bo i słona i melankolia - to i tak włazi jedno w drugie
Dzięki, gdybym jednak pokazał Ci tę zatokę, to zobaczyłbym w Twoich oczach tylko zachwyt, żadnej piły. Renifery zamieniam na reny, dzięki za pomysł. Pozdrawiam. Leszek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



całkiem fajny, tylko ujęłabym mu obrazowania. na pewno te reny. przypiłowałabym też rozbuchanie zatokowe, bo i słona i melankolia - to i tak włazi jedno w drugie
Dzięki, gdybym jednak pokazał Ci tę zatokę, to zobaczyłbym w Twoich oczach tylko zachwyt, żadnej piły. Renifery zamieniam na reny, dzięki za pomysł. Pozdrawiam. Leszek

nie o to mi sżło. ja rozumiem, ze piękno, że obraz, że malowniczość, niemniej nadbudowa obrazowa jest dość gruba, za mocno przykrywa myśl wiersza. robi się zoologicznie, a przecież uzywasz tych zwierzęcych rekwizytów też jako pewnych symboli, chciałabym, zeby wiersz wyciągnął wyraźniej potrzebę ich zaistnienia, nie zaś oprowadzał po zoo
zyczyłabym mu większej czystości w obrazie, acz oczywiście, to już należy do samego Autora, decyzja. widze pod tymi słowami fajny wiersz, ale jeszcze niedopracowany, jeszcze mocno i wg mnie zupełnie niepotrzebnie pobrudzony, zamazany
:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki, gdybym jednak pokazał Ci tę zatokę, to zobaczyłbym w Twoich oczach tylko zachwyt, żadnej piły. Renifery zamieniam na reny, dzięki za pomysł. Pozdrawiam. Leszek

nie o to mi sżło. ja rozumiem, ze piękno, że obraz, że malowniczość, niemniej nadbudowa obrazowa jest dość gruba, za mocno przykrywa myśl wiersza. robi się zoologicznie, a przecież uzywasz tych zwierzęcych rekwizytów też jako pewnych symboli, chciałabym, zeby wiersz wyciągnął wyraźniej potrzebę ich zaistnienia, nie zaś oprowadzał po zoo
zyczyłabym mu większej czystości w obrazie, acz oczywiście, to już należy do samego Autora, decyzja. widze pod tymi słowami fajny wiersz, ale jeszcze niedopracowany, jeszcze mocno i wg mnie zupełnie niepotrzebnie pobrudzony, zamazany
:)
Wiem, że nie o to, trochę się migam;). Symbole - powiadasz? Wyspa ork symbolem? Wylękniony bluźnierca nic więcej nie powiem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w słonej zatoce
melancholii wieloryb
pasie swoje stado
nudnych samic

:))))))))))))))))za ten obrazek, kolego, duże brawa; choć zapewne jesteś, jako wielbiciel przyrody, większym znawcą życia waleni niż ja, to o ile pamiętam, po krótkim okresie godów, podczas których o jedzeniu nie ma mowy, samce mało interesują się samicami - wybierają samotną, twórczą wędrówkę po oceanach. Ach, ta przysłowiowa wolność walenia. Czyż nie jest piękna i inspirująca, godna naśladowania?

Co do wiersza, to zgadzam się z dziewuszką.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki Almare, jako wielbiciel przyrody znam też inne walenie, takie co pasą swoje stado na podwodnych łąkach, czujnie wystawiają głowę i prychają na ciekawskich;) Ale dość o waleniach, przyznaję, że trochę spersonifikowałem moją tajemniczą wyspę i potrzeba mi była wielość różnych okazów. Pozdrawiam serdecznie. Leszek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki Almare, jako wielbiciel przyrody znam też inne walenie, takie co pasą swoje stado na podwodnych łąkach, czujnie wystawiają głowę i prychają na ciekawskich;) Ale dość o waleniach, przyznaję, że trochę spersonifikowałem moją tajemniczą wyspę i potrzeba mi była wielość różnych okazów. Pozdrawiam serdecznie. Leszek

Myślisz o bieługach? Ale to nie są wieloryby. Wieloryby, Ty piszesz o wielorybach, na podwodnych łąkach nie pasą się, one są rybo-planktonożerne. Zatrzegam, nie wiem wszystkiego; możesz podrzucić linka, jakby co, poczytam. :)

Nie potrzeba tła z wielkiego świata lub wielkiej różnorodności by być i czuć się samotnym.

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki Almare, jako wielbiciel przyrody znam też inne walenie, takie co pasą swoje stado na podwodnych łąkach, czujnie wystawiają głowę i prychają na ciekawskich;) Ale dość o waleniach, przyznaję, że trochę spersonifikowałem moją tajemniczą wyspę i potrzeba mi była wielość różnych okazów. Pozdrawiam serdecznie. Leszek

Myślisz o bieługach? Ale to nie są wieloryby. Wieloryby, Ty piszesz o wielorybach, na podwodnych łąkach nie pasą się, one są rybo-planktonożerne. Zatrzegam, nie wiem wszystkiego; możesz podrzucić linka, jakby co, poczytam. :)

Nie potrzeba tła z wielkiego świata lub wielkiej różnorodności by być i czuć się samotnym.

Pozdrawiam.
Znasz się na waleniach! Tak, widywałem stado bieług, bracia mniejsi wielorybów, jak sądzę? Wyglądały, jakby z cielaczkami pasły się na łące. Samiec czujnie wypatrywał, czy w pobliżu nie pojawi się niedźwiedź polarny, który czasami na nie poluje. To ja się czułem jak tło;). Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Myślisz o bieługach? Ale to nie są wieloryby. Wieloryby, Ty piszesz o wielorybach, na podwodnych łąkach nie pasą się, one są rybo-planktonożerne. Zatrzegam, nie wiem wszystkiego; możesz podrzucić linka, jakby co, poczytam. :)

Nie potrzeba tła z wielkiego świata lub wielkiej różnorodności by być i czuć się samotnym.

Pozdrawiam.
Znasz się na waleniach! Tak, widywałem stado bieług, bracia mniejsi wielorybów, jak sądzę? Wyglądały, jakby z cielaczkami pasły się na łące. Samiec czujnie wypatrywał, czy w pobliżu nie pojawi się niedźwiedź polarny, który czasami na nie poluje. To ja się czułem jak tło;). Pozdrawiam.


Ale biełucha to ryba, białucha to waleń. Ja słabo się znam na rybach i waleniach, zaznaczyłem, ale Ty... :)))))))

Nieważne, ważny jest pomysł na wierszyk jaki mi się pojawił. Tytuł - Wolność walenia!. Pożyczę sobie
od Ciebie stado nudnych samic( świetne, świetne!), które płyną do walenia; a on jakoś taki trochę przestraszony, ale w zatoce - wyjścia nie ma - osaczony...:))))))))

Dziękuję, za inspirację, pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • filozof waży  wysokoprocentowo palą się koty    
    • Wódy Arktyki - Stacja Alcatraz.    CZ.1. TYTUŁ: DZIEWCZYNA W CZERWONEJ SUKIENCE    Dziś znów chochliki przyniosły wódę. Tak nazywałem moje szlachetne, menelskie „potrzeby”. Było ich kilka głównych i kilka podrzędnych. Dbałem o ich satysfakcję. Nie linczujcie mnie za to, w końcu wynalazkiem potrzeby są różne mechanizmy, a hedonizm rozpoczęty trzeba kuć póki jest gorący. Już tak kuje  dziesięć lub piętnaście lat. Sam nie pamiętam, ile dokładnie, niby były chyba jakieś przerwy, ale dziura w głowie ich udowodnić nie potrafiła. Wóda jest dobra, bo dobra jest wóda - cytat na poziomie tężyzny mojego rozumu. Ale jak coś działa, jest prawdziwe, to po co to zatrzymywać. To tak, jakby zatrzymywać zegarek z wyrzutami, że odlicza czas. W zasadzie kiedyś lubiłem kwestionować różne tezy, w końcu wątpię, więc jestem, jednak ani kształtu butelek, ani smaku wudżitsu, a nawet efektów samego alkoholu obalić w swojej wyobraźni nie potrafiłem, a próbowałem trzy razy po pijaku i dwa razy na trzeźwo. Wóda po prostu cieszy. I to wystarczy. Białe myszki też były szczęśliwe, przyszły gromadnie, aby poczuć kopa. Nie chciałem, żeby piły, w końcu tak bardzo je lubiłem, gdy były trzeźwe. W odróżnieniu od stanu po alkoholu, bywały skryte, opanowane, tajemnicze, a po pijaku to się zmieniało. Zresztą, jak ktoś lubi wódę, to dobrze wie, jak to jest, gdy trzeba dzielić się z pasożytem, ale inaczej myśli się, bo oficjalnie dużo trudniej, gdy pasożyt staje się twoim jedynym przyjacielem, naprawdę tym jedynym, który zna cię na wylot i usypia w twojej długiej, rdzawej brodzie, starając się opanować helikoptery. Te ich czerwone oczy, ach!  Nie umiałem im odmówić. Odkręciłem butelkę i do nakrętki nalałem swojskiego paliwka. One po kilku głębszych robiły dla mnie wszystko. Tańczyły i śpiewały przepełnione swoją własną a jakby moją radością, wyeksponowaną w cieniach na ścianie i w atmosferze wokół. Po pijaku stawałem się królem tych myszek, wulgarnym jokerem - treserem małych dziwek z dziury w kapliczce koło starej stacji transmisyjnego-telefonicznej. Szkoliłem je cyrkowych sztuczek, posłuszeństwa różnego rodzaju, jak turlanie nakrętki od ściany do dłoni, czy skakanie z jednej dłoni do drugiej, nigdy nie spostrzegłem, że ich nie ma - związek idealny, bezstratny. Zakwestionowałem ich obecność dopiero na końcu istnienia stacji arktycznej - „Alcatraz”, mojego domu. To było na starość już wylotną, w przedsionku w ostatnim wagonie istnienia. Nierozczarowałem się, wspomnienia były prawdziwe, mimo iluzoryczności ich obecności na trzeźwo. Ale inaczej wszystko wygląda, gdy nie pamiętasz, co to trzeźwość. Jak kojarzy ci się ona z jakąś chorobą, z jakimś wirusem depopulacji, czy z zakazaną warszawską piosenką podczas wojny. Wódka była ciepła, dziwnie ciepła, to rzadkie tutaj w Arktyce. Czyżby ktoś celowo ją ocieplił, abym to zauważył? Na szczęście jestem sam, więc to niemożliwe. To są znowu te pierdolone na dnie bez koła ratunkowego - rozsądku - urojenia. To tylko mokra i zimna paranoja samotności. Odkąd puściłem kota Aka:„Skarpeta”, na małej, topniejącej krze ku ostatniemu widzeniu z Ojcem Niebieskim lub, kurwa!, z osranym przez małpy pomnikiem - Charlesa Darwina, co do czego pewności nie miałem, jestem w tej bazie sam. Hmm… lub prawie sam, bo szaleństwo pustki interpersonalnych relacji, szaleństwo braku cipy, przybierało różne kontrowersyjne i konwersacyjne obrazy osób i rzeczy trzecich. Póki co, relacje rosły w siłę z małymi białymi myszkami, ale jestem pełen wiary i nadziei, że zrobi się tłoczniej, że zespół ożyje, wyrwany szaleństwu z gardła w okrzykach - „Odi profanum vulgus et areno” lub „De profundis clamavi” Któż zagrzał mi wódę? A może zwariowałem? Czy myszki nie dobierały się do mojego atomowego paliwa? Raczej zamek na klucz w pancernej szafie, jednym kantem wychylonej na zewnątrz stacji, co sprawiało efekt chłodniczy, uniemożliwia otwarcie bez klucza, ale te małe kurwiki są jak tajni agenci. Nie wiedziałem, ale zdołałem już do niepewności przywyknąć. Była jak wszawica w burdelu, nieopuszczała na krok. Chyba, że ta ponętna kobieta w czerwonej sukience, którą widziałem w Atenach dwadzieścia lat temu, wyszła mi ze snu? Ta trzydziestoletnia amatorka szkoły powszechnego gwałtu publicznego wywołanego impresją otoczenia, nie była z pierwszej łapanki, ona dobrze wiedziała, jak rozpalić żądzę i zgasić jak peta. Co noc mi się śniła w innej fryzurze i innym makijażu - ona była jak skrzynka na największą miłość, na miłość życia. Myślałem, że skoro białe myszki mogą wyskoczyć z bani, to dlaczego nie ona…? Już długo nie podważałem ich egzystencji; pulsu krwi i bicia małych serc, ani przekazu myśli pomiędzy nami. Czy kobieta w czerwonej sukience jest opodatkowana? Czy ma swoją niepodważalną i nieosiągalną cenę? Czy nie straciłem wszystkiego by tu być? Czy to nie wystarczy? Winiłem o to wódkę, tw cholera musiała być kiepska, wiem, bo sam ją robiłem, haha! Mimo to obraziłem się na nią, bo jej dobro mnie irytowało, niby daje paletę korzyści, ale ciągle sśie, wymaga uwagi i tańca jakby z mordoru, czyli w krokach coś pomiędzy Dance Macabre a Tango, a to mnie niszczyło, więc o 4 do 6 minut później polewałem, przełykałem bez rozkoszy ani salw honorowych, trzymałem butelkę przez szmatę, nie wymawiałem jej imienia ani nie patrzyłem w oczy. Moja strata była jej bólem. Implikowałem go jej immanentnie i transcendentalnie, wszystko po to, aby jej udowodnić, że to ja panuję nad nią i żeby czuła ból obrazy, tej zimnej ignorancji z mojej strony. Mimo to gdzieś  w głowie miałem nadzieję, że wóda zmięknie, jak zakładnik wieży szyfrów, gdzie między obiektem tortur a torturującym tworzy się jakaś więź. Jeden błysk w oku blady, niemy uśmiech i już relacje zmieniają wartość, jakby ulegając przebiegunowaniu. Prawda jest jednak taka, że ja i wóda jesteśmy starymi masochistami, co utrudniało dialektykę perswazji - z jednej strony, a z drugiej wspólne straty przeważały na jej niekorzyść. Powoli ginęła, co mnie przyjemnie pobolewało. Może to jest czas na porozumienie, ta jej psychologiczna gierka o przetrwanie wydaje się dążyć do mojego sukcesu. Zdziwilibyście się, co człowiek potrafi zrobić, jak jest nastawiony na przetrwanie.  W pewnym momencie każdy z obecnych tu w sali tortur magicznie osiągną swój cel. Tak sie przynajmniej wydaje, gdy nie liczysz krzyków, stępionych oczu od denaturatu, krzywych igieł i wytartych strzykawek po serum prawdy, kwasu z akumulatora i czasu na urabianiu bohatera podlegającego perswazji, to są jednak straty, a psychika dziecka ukryta, jak strach na wróble w buszu i ciemności podświadomości, w końcu zapłaczę. Podobno lepiej płakać na początku, na świeżo, wtedy to mniejszy upadek, a po kilku „akcjach” przestajesz już czuć, bo gdy tak odkładasz załamanie, to potem upadek może zabić. To wtedy nie tylko płacz a kołnierzyk - szubienica, zestaw żyletek Polsilver, most dla odweselonych z widokiem na krematorium itp. Tak mogłoby być w moim przypadku. Gdy wóda zmiękła czułem syndrom Sztokholmski. Te relacje - wierzyłem - nie pójdą na marne. Czekałem na akt I i scenę finalną, gdy lady in red wchodzi z butelką wódki za podwiązką. Nie musiała być duża. Wystarczy, że będzie ciepła. A szanowna pani w czerwonym, do kurwy nędzy, powie mi, że moją butelkę wódki zagrzała między udami. Myszki razem ze mną patrzyły w kierunku drzwi wejściowych w oczekiwaniu, że ona wejdzie. Nie przyszła.   Koniec części I pt. Dziewczyna w czerwonej sukience.   Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
    • babcia opowiadała mi  o takim miejscu gdzie pod kuchnią nigdy węgiel nie gaśnie i malując rodzinne strony farbami świętego Łukasza próbowała kształtować moją duszę dziś gdy coraz chłodniejsze mgły dotykają mnie szadzią na tle ciepłego błękitu dzierga na drutach obłoki    a ja w srebrze pajęczyn cicho przywołuję twarze  głosy  i zapach powietrza z Kamionki Strumiłowej  
    • Nie to nie bez łaski    Innym sypiesz tęgim groszem Mi figę stawiasz przed nosem Pal cię sześć  No i cześć  To oszustka szóstka jest   I czego to się zachciewa Pani jeszcze w pretensjach? Perfumy biżuteria? Nowe meble do sypialni I kominek mieć w bawialni?   Kominek marzył mi się zawsze A jakże    Nic takiego się nie stało  Zawsze wszystkiego było za mało    To takie smutne Że popołudnie nie przyniosło  Zmiany Choć ranek był pełen nadziei  Teraz wiem  Nic się nie zmieni   Nie to nie bez łaski  Pal cię sześć  No i cześć    Ta podróż kończy się  Szkoda tylko że w tym Miejscu   Nie masz racji Może szkoda Może wszystkim Lecz to nie powód do płaczu  Lecz do akceptacji 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...