Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

tożsamość


Rekomendowane odpowiedzi

już nie sięgasz po tło nad falezą
w Głębię Romanche nie krzyczysz

wektor nie wart zachodu
odcięty przez słuchawki

głos
unosi oddech
drżą usta
oddech podnosi powieki

rzęsisty deszcz usypia
w kosmatych płatkach

obrzucasz świat śnieżkami

już sięgasz po tło nad wzgórzem
krzyczysz w czubki sosen

we wszystkie szczegóły
tego drobnego śniegu
co tworzy zaspy na wietrze

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc wracam do ciebie poprzez ruchome plaszczyzny monitora i koment ten ci posyłam :))

z oczami już dobrze, choć mogło być lepiej, lecz ręce są dzisiaj... ach, wstyd mówić, zbolałe,bom wrócił z budowy (od mojej znajomej) a tam trzy godziny rów długi kopałem, :) No wiem, że robota, lecz jak tam odmówić, chłop wielki, a ciężar zaledwie trzy strony>, więc wiersze rzuciłe, ach biedne i z potem robiłem co mogłem, ot chwila roboty. Lecz jak tam odmówić trzech ludzi, dwóch starców, i ja taki nierób z tomikiem nieważkim, ?? :))

a co do iwersza cudowna melodyjka :)) czy jak to się tma ziwe, czyta się pieknie, wiersz wzburza wersami, a te białymi bałwanami kropek biją w me oczy takimi cudeńkami jak:

we wszystkie szczegóły
tego drobnego śniegu
co tworzy zaspy na wietrze

to ejst poezja, i to przez duże O, bo p jest tak wielkie, że jest większe od wszechświata :)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koment dla Agaty Lebek :))


Przez ruchome płaszczyzny naszych monitorów
wzburzone falą światła na ciekłym krysztale
posyłam ci komenta - kwiat na łące forów
chociaż moja planeta o całą barw gamę
różni się od tej twojej, lecz centrum elipsy
mają przecież to samo - to serce artysty.

Pamiętasz jak ci mówiłem, że jedyny ciężar
jaki palce udźwigną to płatki tomików
wzburzone sonetami o wzorku Homera
z wielką ilością liter - czarnych pęcherzyków
Ale każdy scenariusz życie tnie na światło -
najcichszą recytację i widownię małą

Dziś wiem: się pomyliłem, lecz któż by się nie mylił
mając przed sobą Słońce i zarazem Księżyc
Mam grono, naszą-klasę, wiec z każdym i nikim
jestem w trakcie rozmowy, ale bez przysięgi
że horyzont mi wyślą i się wkleję w niego -
Jestem Bogiem dla wszystkich - nie dla mnie samego

Jeszcze dreszcz tak niedawno po wersach biegł kropką
I Lechoń stał na wzgórzu, Słowacki brał lirę,
a dziś ach te me ręce poddały się bąblom
są w czarnej wydzielinie jak żałobnym kirze
Lecz jakże bym miał zwątpić w to co'm sam obiecał
Sam wosk nawet najlepszy, bez ognia - nie świeca

Istnieje coś szczerszego niż prezent "git-chłopak"
co w adresie (explorer) gubi wszystkie wu
co się nie mieści w mailu, bez cen w euro-gąbkach
co stąpa poza kłamstwem, nie w sieci a tu.
A cóż to jest? Bezkształtne… z błękitu kokardą
darmowy software z sieci. A nazwę go PRAWDĄ


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przeczytałem sobie twoje trzy wiersze wstecz i muszę przyznać, że posiadasz spory zasób słów, którymi potrafisz oszukiwać na tyle, żeby wytworzyć złudzenie wiersza; z tych trzech które czytałem, ten jest najdziwniejszym złudzeniem wiersza; one, te złudzenia, dla mnie nawet nawet brzmią, ale nijak ich nie rozumiem, nawet na wspak, czy na jakiś inny osobliwy siak - autentycznie;

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



to jest to!
dla mnie te złudzenia że tak powiem cierpią na brak obrazów; chociażby takich jakie potrafi wywołać peper, dzie wuszka, bad trip, Samsel czy Sojan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



mam tak samo jak ty, tylko widzisz, jakość metafory jest indywidualnie oceniana, a dla mnie przykład który podałeś, jest zwyczajnie mało ciekawy: rzęsisty deszcz i kosmate płatki...to jest, hm, standardowe aż nazbyt; oklepane, nienowe, nawet pretensjonalne ;)

pozdro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adolfino ;) Serdecznie dziękuję za dużą dawkę pozytywnych emocji. Chciałabym odpisać wierszem, ale w tej chwili nie potrafię.
Posyłam link do wiersza, który był jednym z moich pierwszych, wyuczonych na pamięć w szkole podstawowej. Recytacja zajęła mi większą część lekcji j.polskiego i wszyscy mieli radochę. Ten utwór jest dla mnie taki jak ten śnieg - smaki dzieciństwa, sam rozumiesz ;)
www.poezja.org/index.php?akcja=wierszeznanych&ude=2254
Pozdrawiam.
P.S. Kiedy się wreszcie dowiem jak masz na imię ???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ależ proszę bardzo :)) Przemek :))
a wiersz pamiętam :) co ciekawe nigdy nie napisałem mojego romantycznego iwersza, ktory miałbyć kalką romantyczności. Tylko, że w tej wersji dwoje kochanków miało się utopić pod wielkim drzewem w jeziorze. I roamtyk miał mówić, że wielki wąż wciągnał ich do wnetrza i oplotł by tam zostlai iwecznie, a klasyk miał pwiedzieć, że tak naprawde rzucili się do wody, zaplątali się w konary i uton,eli :))

pozdr!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Myślę że niepotrzebnie zasłuchałeś się mocno w jeden z moich linków muzycznych ;)
www.youtube.com/watch?v=UWb1xaFn0b4
ale to nie szkodzi, piosnka fajna - prawda Tomku?
Nie szkodzi także, że nie rozumiesz moich wypocin, może na to masz jeszcze czas.
Wymienionych przez Ciebie Autorów też czytam i często gęsto komentuję (pozytywnie) w przeciwieństwie do Ciebie ;) Zdarza Ci się sporadycznie.
Niezrozumienie nie jest równoznaczne z oszustwem.
W kraju gdzie są tylko dwie pory roku - ciepła i zimna i gdzie ciągle pada - kosmate płatki są niestanardowe ;)
Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ależ proszę bardzo :)) Przemek :))
a wiersz pamiętam :) co ciekawe nigdy nie napisałem mojego romantycznego iwersza, ktory miałbyć kalką romantyczności. Tylko, że w tej wersji dwoje kochanków miało się utopić pod wielkim drzewem w jeziorze. I roamtyk miał mówić, że wielki wąż wciągnał ich do wnetrza i oplotł by tam zostlai iwecznie, a klasyk miał pwiedzieć, że tak naprawde rzucili się do wody, zaplątali się w konary i uton,eli :))

pozdr!

Wow, to jest zdarzenie na skalę światową Przemko :))
Dobrze mi z tą wiedzą, bardzo :)))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Myślę że niepotrzebnie zasłuchałeś się mocno w jeden z moich linków muzycznych ;)
www.youtube.com/watch?v=UWb1xaFn0b4
ale to nie szkodzi, piosnka fajna - prawda Tomku?
Nie szkodzi, że ich nie rozumiesz, może na to masz jeszcze czas...
Wymienionych przez Ciebie Autorów też czytam i często gęsto komentuję (pozytywnie) w przeciwieństwie do Ciebie ;) Zdarza Ci się sporadycznie.
Niezrozumienie nie jest równocznaczne z oszustwem.
W kraju gdzie są tylko dwie pory roku - ciepła i zimna i gdzie ciągle pada - kosmate płatki są niestanardowe ;)
Pozdrawiam.

nie wdam się z tobą w polemikę - nie warto;
powiadasz, ze mam czas na rozumienie jeszcze; i że może kiedyś mi się uda rozumieć: nic tu po mnie w świetle takiej dziecinady

lika nawet nie sprawdziłem, bo i po co; komentuję kiedy mi się podoba, a to nie licytacja komentatorska to forum - ponoć liczy się nie ilość lecz jakość. zresztą jak ty komentujesz, no weź;

nuży mnie Twój sztuczny wieczny uśmiech;

miłego
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Myślę że niepotrzebnie zasłuchałeś się mocno w jeden z moich linków muzycznych ;)
www.youtube.com/watch?v=UWb1xaFn0b4
ale to nie szkodzi, piosnka fajna - prawda Tomku?
Nie szkodzi, że ich nie rozumiesz, może na to masz jeszcze czas...
Wymienionych przez Ciebie Autorów też czytam i często gęsto komentuję (pozytywnie) w przeciwieństwie do Ciebie ;) Zdarza Ci się sporadycznie.
Niezrozumienie nie jest równocznaczne z oszustwem.
W kraju gdzie są tylko dwie pory roku - ciepła i zimna i gdzie ciągle pada - kosmate płatki są niestanardowe ;)
Pozdrawiam.

nie wdam się z tobą w polemikę - nie warto;
powiadasz, ze mam czas na rozumienie jeszcze; i że może kiedyś mi się uda rozumieć: nic tu po mnie w świetle takiej dziecinady

lika nawet nie sprawdziłem, bo i po co; komentuję kiedy mi się podoba, a to nie licytacja komentatorsja to forum. zresztą jak ty komentujesz, no weź

miłego

Tak jak potrafię - szczerze.
Czy szczerość to dziecinada? W pewnym sensie tak ;)
Gdybyś zobaczył mój uśmiech inaczej byś śpiewał.
Nuży mnie Twoja pseudo trauma.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



nie wdam się z tobą w polemikę - nie warto;
powiadasz, ze mam czas na rozumienie jeszcze; i że może kiedyś mi się uda rozumieć: nic tu po mnie w świetle takiej dziecinady

lika nawet nie sprawdziłem, bo i po co; komentuję kiedy mi się podoba, a to nie licytacja komentatorsja to forum. zresztą jak ty komentujesz, no weź

miłego

Tak jak potrafię - szczerze.
Czy szczerość to dziecinada? W pewnym sensie tak ;)

philozophia ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
    • @Jacek_Suchowicz ↔Dzięki:)↔Bardzo mi przypadł do gustu Twój wierszyk:) Pod względem rymów, też:)↔Pozdrawiam:))) @andreas ↔Dzięki za całkiem zmyślny wierszyk księżycowy. A zatem współpraca, przeważnie popłaca:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...