Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Śmiali się, że umarł boso porzucony
w piaskownicy. Znaki szczególne –
zawinięty jak ślimak paznokieć, brudne stopy,
rana po wycięciu ścięgna achillesa.
Jego buty leżały sparzone sznurówkami
kilka metrów dalej. Upstrzone kilometrami
próbowały uciec przed oczami gapiów.

Nie zdziwili się, że nikt nie przyjechał
pochować resztek z jego śniadania.
wygrzebywane, wciąż śladowo
współistnieją na palcach, przyciągając
coraz większą rzeszę smakoszy spod ziemi.

Przenoszenie jego „ja” trwało
kilka dni. Najłatwiej poszło z dłońmi. Ich
śladowa ilość została rozesłana pocztą
pantoflową, gdy przeszukiwano mu kieszenie
spodni. Problem stanowił korpus. Wciśnięty
między zamki z piasku prowokował
walkę grabi z łopatkami.

Śmiali się. W końcu umarł boso. Odziany
tylko ich spojrzeniami. Mimo wszystko
jego twarz trzymała fason. Opluwana ziemią
nie drgnęła nawet na moment.

Opublikowano

świetny wiersz, bardzo mi się podoba łączenie pewnych skojarzeń, pozornie dziwnych, nawet w zapisie - w jednorodną spójną całość. Przypomina trochę malowanie z improwizowaniem. Całość jednak spójna i ciekawa.
Jena literówka - po kropce "wygrzebywane", z małej.
Plus, pozdrawiam.

Opublikowano

Dokonujesz pewnego gwałtu na czytelniku, przymuszając go do uczestnictwa w " gapiostwie " - przeczytałem, chociaż z chęcią " odwróciłbym głowę ".
Jestem nieco zaskoczony malarsko - abstrakcyjnymi wrażeniami części czytających - ten wiersz jest konkretny i realistyczny, aż do bólu.
Nieźle.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Lecter... tak chyba muszę stwierdzić, że odczytałeś ten tekst w najlepszy z możliwych sposobów. Faktycznie, tak jak mi zazwyczaj mówi pewna poetka, że moje wiersze są jedynymi, które można namalować (zresztą o tym też tak powiedziała) tak ja sądzę, że lepiej tego nie robić. Właśnie dlatego, że każdy odwracałby głowę od tego obrazu.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ja, ja mówiłem - o malowaniu z improwizowaniem...
poczułeś się zgwałcony? e tam, nie wierzę. :)

Hajku,to nie jest gra dziwnych skojarzeń, malarska wyobrażnia, improwizacyjna swoboda - to śmierć kloszarda " na żywo " - w tłumku gapiów, w dużych realistycznych zbliżeniach. Mam uczulenie na owo hipnotyczne, bezmyślne gapiostwo ( o tym jest mój " Malewicz od do " ) i rzeczywiście musiałem się przełamać...
On to, autor, uczynił czyli zgwałcił... : ))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ja, ja mówiłem - o malowaniu z improwizowaniem...
poczułeś się zgwałcony? e tam, nie wierzę. :)

Hajku,to nie jest gra dziwnych skojarzeń, malarska wyobrażnia, improwizacyjna swoboda - to śmierć kloszarda " na żywo " - w tłumku gapiów, w dużych realistycznych zbliżeniach. Mam uczulenie na owo hipnotyczne, bezmyślne gapiostwo ( o tym jest mój " Malewicz od do " ) i rzeczywiście musiałem się przełamać...
On to, autor, uczynił czyli zgwałcił... : ))
Dobrze, to Twoja wizja, nie mam nic przeciwko. Ja to widzę inaczej. I mam do tego prawo, tak jak inni. Nie mówię o sytuacji, gdzie ktoś udaje, że widzi i chrzani zupełnie od rzeczy ;)
Nie zgadzam się tylko z tym, że jedna wizja jest tą "jedynie słuszną".
Odstępstwo może, ale nie musi, dotyczyć tylko Autora. Bywa przecież, że to, co się zakłada na początku, ginie gdzieś po drodze, albo tworzy się coś zupełnie innego i odchodzi od pierwotnej koncepcji. Jeśli efekt jest 100% - towym odzwierciedleniem pomysłu - wtedy jest właśnie ten jeden przypadek, gdzie to autor ma jedynie rację. A może i tu się mylę? Nie wiem.
Wiersz u mnie wyzwolił poczucie uczestnictwa w powstawaniu/oglądaniu świetnego obrazu, złożonego z przedziwnych kształtów:

(...)zawinięty jak ślimak paznokieć, brudne stopy,
rana po wycięciu ścięgna achillesa.
Jego buty leżały sparzone sznurówkami
kilka metrów dalej. Upstrzone kilometrami
próbowały uciec przed oczami gapiów.
(...)nikt nie przyjechał
pochować resztek z jego śniadania.
wygrzebywane, wciąż śladowo
współistnieją na palcach, przyciągając
coraz większą rzeszę smakoszy spod ziemi.
(...)Najłatwiej poszło z dłońmi. Ich
śladowa ilość została rozesłana pocztą
pantoflową, gdy przeszukiwano mu kieszenie
spodni. Problem stanowił korpus. Wciśnięty
między zamki z piasku prowokował
walkę grabi z łopatkami


Jest tu taki natłok szczegółów (zgoda, realistycznych, ale ja napisałem przecież też o "jednorodnej całości") że patrząc na wiersz, jak na obraz zaczynasz się cofać do tyłu, żeby to wszystko objąć wzrokiem. To jak oglądanie "Bitwy pod Grunwaldem". z bliska byłoby czystą głupotą, nie mówiąc o impresjonistach (no, chyba że ktoś chce koniecznie zobaczyć pociągnięcia pędzlem) - nawet szczegóły są wtedy tylko plamami. Efekt widać dopiero po ogarnięciu całości.

No cóż, jeśli Ty nie widzisz w tym obrazie "improwizacyjnej swobody" - tylko "śmierć kloszarda na żywo ", to już nie moja wina. A może i moja - w końcu czasem korzystam z okularów :)
Jeśli chodzi o wiersz mogę też powtórzyć, dokładnie to, co Ty - oczywiście, że On to uczynił, Autor. Ale żeby zaraz tam gwałt.
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Hajku,to nie jest gra dziwnych skojarzeń, malarska wyobrażnia, improwizacyjna swoboda - to śmierć kloszarda " na żywo " - w tłumku gapiów, w dużych realistycznych zbliżeniach. Mam uczulenie na owo hipnotyczne, bezmyślne gapiostwo ( o tym jest mój " Malewicz od do " ) i rzeczywiście musiałem się przełamać...
On to, autor, uczynił czyli zgwałcił... : ))
Dobrze, to Twoja wizja, nie mam nic przeciwko. Ja to widzę inaczej. I mam do tego prawo, tak jak inni. Nie mówię o sytuacji, gdzie ktoś udaje, że widzi i chrzani zupełnie od rzeczy ;)
Nie zgadzam się tylko z tym, że jedna wizja jest tą "jedynie słuszną".
Odstępstwo może, ale nie musi, dotyczyć tylko Autora. Bywa przecież, że to, co się zakłada na początku, ginie gdzieś po drodze, albo tworzy się coś zupełnie innego i odchodzi od pierwotnej koncepcji. Jeśli efekt jest 100% - towym odzwierciedleniem pomysłu - wtedy jest właśnie ten jeden przypadek, gdzie to autor ma jedynie rację. A może i tu się mylę? Nie wiem.
Wiersz u mnie wyzwolił poczucie uczestnictwa w powstawaniu/oglądaniu świetnego obrazu, złożonego z przedziwnych kształtów:

(...)zawinięty jak ślimak paznokieć, brudne stopy,
rana po wycięciu ścięgna achillesa.
Jego buty leżały sparzone sznurówkami
kilka metrów dalej. Upstrzone kilometrami
próbowały uciec przed oczami gapiów.
(...)nikt nie przyjechał
pochować resztek z jego śniadania.
wygrzebywane, wciąż śladowo
współistnieją na palcach, przyciągając
coraz większą rzeszę smakoszy spod ziemi.
(...)Najłatwiej poszło z dłońmi. Ich
śladowa ilość została rozesłana pocztą
pantoflową, gdy przeszukiwano mu kieszenie
spodni. Problem stanowił korpus. Wciśnięty
między zamki z piasku prowokował
walkę grabi z łopatkami


Jest tu taki natłok szczegółów (zgoda, realistycznych, ale ja napisałem przecież też o "jednorodnej całości") że patrząc na wiersz, jak na obraz zaczynasz się cofać do tyłu, żeby to wszystko objąć wzrokiem. To jak oglądanie "Bitwy pod Grunwaldem". z bliska byłoby czystą głupotą, nie mówiąc o impresjonistach (no, chyba że ktoś chce koniecznie zobaczyć pociągnięcia pędzlem) - nawet szczegóły są wtedy tylko plamami. Efekt widać dopiero po ogarnięciu całości.

No cóż, jeśli Ty nie widzisz w tym obrazie "improwizacyjnej swobody" - tylko "śmierć kloszarda na żywo ", to już nie moja wina. A może i moja - w końcu czasem korzystam z okularów :)
Jeśli chodzi o wiersz mogę też powtórzyć, dokładnie to, co Ty - oczywiście, że On to uczynił, Autor. Ale żeby zaraz tam gwałt.
Pozdrawiam.

Ani mi w głowie podważanie twojej wizji, tym bardziej, że przedstawiasz ją w sposób sensowny i klarowny ale też, nie rezygnuję ze swojej... : )
Kiedy piszę, że jestem nieco zaskoczony wrażeniami innych, to nie jest to negacja tych wrażeń, tylko autentyczne zdziwienie takim " rozrzutem " interpretacyjnym.
Tak z ciekawości spytam, mówisz o powstawaniu świetnego obrazu - co na nim widzisz, kiedy oddalisz się na dystans pozwalający na ogarnięcie całości ?
Co do gwałtu, decydujące zdanie należy do " ofiary "... : ))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dobrze, to Twoja wizja, nie mam nic przeciwko. Ja to widzę inaczej. I mam do tego prawo, tak jak inni. Nie mówię o sytuacji, gdzie ktoś udaje, że widzi i chrzani zupełnie od rzeczy ;)
Nie zgadzam się tylko z tym, że jedna wizja jest tą "jedynie słuszną".
Odstępstwo może, ale nie musi, dotyczyć tylko Autora. Bywa przecież, że to, co się zakłada na początku, ginie gdzieś po drodze, albo tworzy się coś zupełnie innego i odchodzi od pierwotnej koncepcji. Jeśli efekt jest 100% - towym odzwierciedleniem pomysłu - wtedy jest właśnie ten jeden przypadek, gdzie to autor ma jedynie rację. A może i tu się mylę? Nie wiem.
Wiersz u mnie wyzwolił poczucie uczestnictwa w powstawaniu/oglądaniu świetnego obrazu, złożonego z przedziwnych kształtów:

(...)zawinięty jak ślimak paznokieć, brudne stopy,
rana po wycięciu ścięgna achillesa.
Jego buty leżały sparzone sznurówkami
kilka metrów dalej. Upstrzone kilometrami
próbowały uciec przed oczami gapiów.
(...)nikt nie przyjechał
pochować resztek z jego śniadania.
wygrzebywane, wciąż śladowo
współistnieją na palcach, przyciągając
coraz większą rzeszę smakoszy spod ziemi.
(...)Najłatwiej poszło z dłońmi. Ich
śladowa ilość została rozesłana pocztą
pantoflową, gdy przeszukiwano mu kieszenie
spodni. Problem stanowił korpus. Wciśnięty
między zamki z piasku prowokował
walkę grabi z łopatkami


Jest tu taki natłok szczegółów (zgoda, realistycznych, ale ja napisałem przecież też o "jednorodnej całości") że patrząc na wiersz, jak na obraz zaczynasz się cofać do tyłu, żeby to wszystko objąć wzrokiem. To jak oglądanie "Bitwy pod Grunwaldem". z bliska byłoby czystą głupotą, nie mówiąc o impresjonistach (no, chyba że ktoś chce koniecznie zobaczyć pociągnięcia pędzlem) - nawet szczegóły są wtedy tylko plamami. Efekt widać dopiero po ogarnięciu całości.

No cóż, jeśli Ty nie widzisz w tym obrazie "improwizacyjnej swobody" - tylko "śmierć kloszarda na żywo ", to już nie moja wina. A może i moja - w końcu czasem korzystam z okularów :)
Jeśli chodzi o wiersz mogę też powtórzyć, dokładnie to, co Ty - oczywiście, że On to uczynił, Autor. Ale żeby zaraz tam gwałt.
Pozdrawiam.

Ani mi w głowie podważanie twojej wizji, tym bardziej, że przedstawiasz ją w sposób sensowny i klarowny ale też, nie rezygnuję ze swojej... : )
Kiedy piszę, że jestem nieco zaskoczony wrażeniami innych, to nie jest to negacja tych wrażeń, tylko autentyczne zdziwienie takim " rozrzutem " interpretacyjnym.
Tak z ciekawości spytam, mówisz o powstawaniu świetnego obrazu - co na nim widzisz, kiedy oddalisz się na dystans pozwalający na ogarnięcie całości ?
Co do gwałtu, decydujące zdanie należy do " ofiary "... : ))
A malowałeś kiedykolwiek jakiś obraz Lecterze? Mogę się założyć, że tak. Nie za bardzo rozumiem to pytanie i do czego jest Ci potrzebna moja odpowiedź, bo rzecz o którą pytasz, nie jest chyba dla nikogo żadną tajemnicą. Wystarczy zaobserwować rysujące/malujące dziecko.

Co jakiś czas wyprostowuje się na krześle i ogląda swoje dzieło. Ale to nie wszystko - przekręca głowę to w jedną, to w drugą stronę, od czasu do czasu zmruży oczy... i zasuwa dalej. :)
To, co w tym momencie wpadło mu do głowy, zaczyna nabierać kształtów. Tak je to wciąga, że zaczyna w pewnym momencie wystawiać z buzi język, gdy nagle słyszy:
- Joasiuuu... i wyprostuj się, dobrze?
- Oj mamooooo...
... i dalej, z naburmuszoną miną, z błyskiem w oczach (język już schowany) wypracowuje jakiś drobny szczególik, koloruje misiowi futerko... i już. Skończyła. Podbiega do mamy i podkładając jej swój rysunek, 10 centymetrów od twarzy, pyta:
- Ładnie? (i co robi mama?)
- Ładnie - mówi, a potem oddala rysunek na odpowiednią odległość i podziwia...
Ale to nie wszystko. W pewnym momencie stawia rysunek przy ścianie odchodzi krok, potem dwa, trzy kroki do tyłu i stwierdza:
- Ale mam zdolną córeczkę!
:)
Ot i cała tajemnica. Podobnie wygląda to u mnie, z jedną różnicą - nikt mnie już tak ładnie nie chwali, nie podziwia świetnie zachowanych proporcji, światłocieni, gry kolorów, skrótów i przeno - śni, różnorodności faktur... itede, itepe. Jednak, niemal wszyscy - drepczą. To w tył, to w przód, mrużą oczy, Tych, co przekręcają do góry... rogami, wypraszam - ignoranci ;p
Do miłego.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ani mi w głowie podważanie twojej wizji, tym bardziej, że przedstawiasz ją w sposób sensowny i klarowny ale też, nie rezygnuję ze swojej... : )
Kiedy piszę, że jestem nieco zaskoczony wrażeniami innych, to nie jest to negacja tych wrażeń, tylko autentyczne zdziwienie takim " rozrzutem " interpretacyjnym.
Tak z ciekawości spytam, mówisz o powstawaniu świetnego obrazu - co na nim widzisz, kiedy oddalisz się na dystans pozwalający na ogarnięcie całości ?
Co do gwałtu, decydujące zdanie należy do " ofiary "... : ))
A malowałeś kiedykolwiek jakiś obraz Lecterze? Mogę się założyć, że tak. Nie za bardzo rozumiem to pytanie i do czego jest Ci potrzebna moja odpowiedź, bo rzecz o którą pytasz, nie jest chyba dla nikogo żadną tajemnicą. Wystarczy zaobserwować rysujące/malujące dziecko.

Co jakiś czas wyprostowuje się na krześle i ogląda swoje dzieło. Ale to nie wszystko - przekręca głowę to w jedną, to w drugą stronę, od czasu do czasu zmruży oczy... i zasuwa dalej. :)
To, co w tym momencie wpadło mu do głowy, zaczyna nabierać kształtów. Tak je to wciąga, że zaczyna w pewnym momencie wystawiać z buzi język, gdy nagle słyszy:
- Joasiuuu... i wyprostuj się, dobrze?
- Oj mamooooo...
... i dalej, z naburmuszoną miną, z błyskiem w oczach (język już schowany) wypracowuje jakiś drobny szczególik, koloruje misiowi futerko... i już. Skończyła. Podbiega do mamy i podkładając jej swój rysunek, 10 centymetrów od twarzy, pyta:
- Ładnie? (i co robi mama?)
- Ładnie - mówi, a potem oddala rysunek na odpowiednią odległość i podziwia...
Ale to nie wszystko. W pewnym momencie stawia rysunek przy ścianie odchodzi krok, potem dwa, trzy kroki do tyłu i stwierdza:
- Ale mam zdolną córeczkę!
:)
Ot i cała tajemnica. Podobnie wygląda to u mnie, z jedną różnicą - nikt mnie już tak ładnie nie chwali, nie podziwia świetnie zachowanych proporcji, światłocieni, gry kolorów, skrótów i przeno - śni, różnorodności faktur... itede, itepe. Jednak, niemal wszyscy - drepczą. To w tył, to w przód, mrużą oczy, Tych, co przekręcają do góry... rogami, wypraszam - ignoranci ;p
Do miłego.

Odpowiedziałeś trochę " obok " mojego pytania - " obraz złożony z przedziwnych kształtów ", to jednak nie to samo co " jednorodna spójna całość " - nie wiem czy to jest misio i jakiego koloru ma futerko... : )
No dobra już cię nie męczę - do miłego, Hajku.
: )
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A malowałeś kiedykolwiek jakiś obraz Lecterze? Mogę się założyć, że tak. Nie za bardzo rozumiem to pytanie i do czego jest Ci potrzebna moja odpowiedź, bo rzecz o którą pytasz, nie jest chyba dla nikogo żadną tajemnicą. Wystarczy zaobserwować rysujące/malujące dziecko.

Co jakiś czas wyprostowuje się na krześle i ogląda swoje dzieło. Ale to nie wszystko - przekręca głowę to w jedną, to w drugą stronę, od czasu do czasu zmruży oczy... i zasuwa dalej. :)
To, co w tym momencie wpadło mu do głowy, zaczyna nabierać kształtów. Tak je to wciąga, że zaczyna w pewnym momencie wystawiać z buzi język, gdy nagle słyszy:
- Joasiuuu... i wyprostuj się, dobrze?
- Oj mamooooo...
... i dalej, z naburmuszoną miną, z błyskiem w oczach (język już schowany) wypracowuje jakiś drobny szczególik, koloruje misiowi futerko... i już. Skończyła. Podbiega do mamy i podkładając jej swój rysunek, 10 centymetrów od twarzy, pyta:
- Ładnie? (i co robi mama?)
- Ładnie - mówi, a potem oddala rysunek na odpowiednią odległość i podziwia...
Ale to nie wszystko. W pewnym momencie stawia rysunek przy ścianie odchodzi krok, potem dwa, trzy kroki do tyłu i stwierdza:
- Ale mam zdolną córeczkę!
:)
Ot i cała tajemnica. Podobnie wygląda to u mnie, z jedną różnicą - nikt mnie już tak ładnie nie chwali, nie podziwia świetnie zachowanych proporcji, światłocieni, gry kolorów, skrótów i przeno - śni, różnorodności faktur... itede, itepe. Jednak, niemal wszyscy - drepczą. To w tył, to w przód, mrużą oczy, Tych, co przekręcają do góry... rogami, wypraszam - ignoranci ;p
Do miłego.

Odpowiedziałeś trochę " obok " mojego pytania - " obraz złożony z przedziwnych kształtów ", to jednak nie to samo co " jednorodna spójna całość " - nie wiem czy to jest misio i jakiego koloru ma futerko... : )
No dobra już cię nie męczę - do miłego, Hajku.
: )
A co tam, odpowiem Ci na to. Przedziwne kształty, to "parzące się sznurówki", "zawinięty jak ślimak paznokieć" i choćby te niesamowite "buty, upstrzone kilometrami". To są dla mnie "przedziwne kształty" Lecterze. Przedziwne z "winy" Autora oczywiście, który tak fajnie je "ubrał".
I z tych właśnie szczegółów wydobywa się owa "jednorodna, spójna całość" w postaci obrazu śmierci - równie dziwnej i niesamowitej, bo w szczegółach "jednorodnie" współgrającej z resztą: - "korpus. Wciśnięty między zamki z piasku prowokował
walkę grabi z łopatkami."

Hey.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...