Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Masz rację podobnie w nastroju. Jesiennie, choć wciąż mamy lato. Tak już z nami jest, że im starsi to szybciej "widzimy" wiemy. Pozdrawiam pogodnie, melancholijnie, jesiennie ale słonecznie i bardzo ciepło. Miłego...

przestańcie!!!!!
jakie "jesiennie"!
LATO!!!!!!!
jakie "starsi" !
ALE JACY ZDOLNI ZA TO!

"szybciej widzimy wiemy" - I TU NASZA WYŻSZOŚĆ !
ale nad kim?
:D

Tereniu z Cyferkami Krysiu
pięknie, sentymentalnie, ale ten
"pień spróchniały" przypomniał mi, że termin wizyty u dentysty tuż tuż!
:(((((((
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Masz rację podobnie w nastroju. Jesiennie, choć wciąż mamy lato. Tak już z nami jest, że im starsi to szybciej "widzimy" wiemy. Pozdrawiam pogodnie, melancholijnie, jesiennie ale słonecznie i bardzo ciepło. Miłego...

przestańcie!!!!!
jakie "jesiennie"!
LATO!!!!!!!
jakie "starsi" !
ALE JACY ZDOLNI ZA TO!

"szybciej widzimy wiemy" - I TU NASZA WYŻSZOŚĆ !
ale nad kim?
:D

Tereniu z Cyferkami Krysiu
pięknie, sentymentalnie, ale ten
"pień spróchniały" przypomniał mi, że termin wizyty u dentysty tuż tuż!
:(((((((
hehe...widzisz? takie przypomnienie to też coś :)... a do tego "boli"
dziękuję Magduś za cudowny entuzjazm:):):)

cieplutko pozdrawiam :-)
Krysia
Opublikowano

powiedzmy, że rozumiem ten sen z rozstaniem, ale nie rozumiem porównania do spróchniałego, jeżeli drżenie z powodu rozstania i melancholia, to nie może mi się kojarzyć mi się tutaj ze spróchniałym,
ale to takie moje odczucie

serdecznie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Miło Cię gościć Zbyszku!

niedługo wrzesień
prawie do okien zagląda
czy nam przyniesie
złoto chryzantem w pąkach
a może róże
piękne herbaciane
z dalekiej podróży
czyjeś miłowanie

Dziękuję i życzę radości :-)
Krysia
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czemu bezbronna? Nie rozumiem.
Marcinie
"bezbronna" (ona)

cicho szumi..."

zastosowałam przerzutnię :)

dziękuję za czytanie

serdecznie pozdrawiam :-)
Krysia
Cały czas nie wiem czemu peelka jest bezbronna. Pozdrawiam. Marcin. ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Marcinie
"bezbronna" (ona)

cicho szumi..."

zastosowałam przerzutnię :)

dziękuję za czytanie

serdecznie pozdrawiam :-)
Krysia
Cały czas nie wiem czemu peelka jest bezbronna. Pozdrawiam. Marcin. ;)
ee...niedomyślny, czy przekorny? toż stoi jasno, że ten liść ostatni zaraz się oderwie (od onej), czyli mur beton rozstanie...czy biedna może się przed tym obronić?
Marcinie, a Ty mnie ciągniesz za język...czy tak się godzi? :):):)
Serdecznie ;-)
Krysia
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Cały czas nie wiem czemu peelka jest bezbronna. Pozdrawiam. Marcin. ;)
ee...niedomyślny, czy przekorny? toż stoi jasno, że ten liść ostatni zaraz się oderwie (od onej), czyli mur beton rozstanie...czy biedna może się przed tym obronić?
Marcinie, a Ty mnie ciągniesz za język...czy tak się godzi? :):):)
Serdecznie ;-)
Krysia

Mam możliwość pogadania z autorem, to to robię. Drzewo ma symbolizować kobietę, liść mężczyznę.Hm, co na to szowiniści? Trochę duża dysproporcja w wielkości. To nas odróżnia od drzew, że mamy wybór, mamy kompromisy i rozstanie nie zawsze jest ostateczne. Drzewa są podatne. Więc uważam, że tak może. Teraz 'bezbronność' w ogóle mi nie pasuje. Nie ciągnę Ciebie za język i nie wiem, czy byłem z Tobą pokłócony, więc jeżeli gdzieś Ciebie uraziłem, to uwierz, że nie świadomie. Skupiam się na twórczości, nie na autorze, droga Krysiu. :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ee...niedomyślny, czy przekorny? toż stoi jasno, że ten liść ostatni zaraz się oderwie (od onej), czyli mur beton rozstanie...czy biedna może się przed tym obronić?
Marcinie, a Ty mnie ciągniesz za język...czy tak się godzi? :):):)
Serdecznie ;-)
Krysia

Mam możliwość pogadania z autorem, to to robię. Drzewo ma symbolizować mężczyznę, liść kobietę.Hm, co na to feministki? Trochę duża dysproporcja w wielkości. To nas odróżnia od drzew, że mamy wybór, mamy kompromisy i rozstanie nie zawsze jest ostateczne. Drzewa są podatne. Więc uważam, że tak może. Teraz 'bezbronność' w ogóle mi nie pasuje. Nie ciągnę Ciebie za język i nie wiem, czy byłem z Tobą pokłócony, więc jeżeli gdzieś Ciebie uraziłem, to uwierz, że nie świadomie. Skupiam się na twórczości, nie na autorze, droga Krysiu. :)
Ależ Marcinie, niczym mnie uraziłeś, to nieporozumienie. Nie chciałam jako autor zdradzać zamysłu wiersza, aby Czytelnikom zostawić dowolną interpretację, jednak teraz powiem, że tu akurat tym drzewem jest ona, a liście to uczucia (symboliczne) też są jej itd. itd. To, co tłumaczysz, jest ok, ale tu jest konkretna sytuacja i konkretna peelka, więc ona akurat tak czuje i ma taką a nie inną sytuację życiową; skoro "boli" tzn. że jednak...
Ja też się skupiam na tworczości i o to chodzi :):)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mam możliwość pogadania z autorem, to to robię. Drzewo ma symbolizować mężczyznę, liść kobietę.Hm, co na to feministki? Trochę duża dysproporcja w wielkości. To nas odróżnia od drzew, że mamy wybór, mamy kompromisy i rozstanie nie zawsze jest ostateczne. Drzewa są podatne. Więc uważam, że tak może. Teraz 'bezbronność' w ogóle mi nie pasuje. Nie ciągnę Ciebie za język i nie wiem, czy byłem z Tobą pokłócony, więc jeżeli gdzieś Ciebie uraziłem, to uwierz, że nie świadomie. Skupiam się na twórczości, nie na autorze, droga Krysiu. :)
Ależ Marcinie, niczym mnie uraziłeś, to nieporozumienie. Nie chciałam jako autor zdradzać zamysłu wiersza, aby Czytelnikom zostawić dowolną interpretację, jednak teraz powiem, że tu akurat tym drzewem jest ona, a liście to uczucia (symboliczne) też są jej itd. itd. To, co tłumaczysz, jest ok, ale tu jest konkretna sytuacja i konkretna peelka, więc ona akurat tak czuje i ma taką a nie inną sytuację życiową; skoro "boli" tzn. że jednak...
Ja też się skupiam na tworczości i o to chodzi :):)
Tak, tak poprawiłem się szybko tam u góry. źle zapisałem. Wolę, abyś Ty, Krysiu, mogła trochę przybliżyć swoją wizję, jeżeli coś jest niezrozumiałe dla czytelnika, bądź ma wątpliwości. Może da to także twojemu artyście coś do myślenia.
Uważam, że lepsze to, niż klepanie po tyłku i mówienie : Niezły wiersz, Krysiu. Serdecznie. To jest forum poetyckie, i warto rozmawiać o sztuce. Przecież tym w pewnym sensie się zajmujemy.
Nie mówię tutaj o komunikacji, bo ja z natury ciężko dogaduję się z artystami(żeby nie przesadzać zajmującymi się sztuką) :)
Opublikowano

OK, zgadzam się z Tobą, ale nie zawsze starcza czasu na wnikliwsze komenty, dlatego wybieram te wiersze, które mnie w jakiś sposób interesują i interpretuję je lub sugeruję jakieś zmiany.

Życzę miłego wieczoru Marcinie:-)
Krysia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Masz rację podobnie w nastroju. Jesiennie, choć wciąż mamy lato. Tak już z nami jest, że im starsi to szybciej "widzimy" wiemy. Pozdrawiam pogodnie, melancholijnie, jesiennie ale słonecznie i bardzo ciepło. Miłego...

przestańcie!!!!!
jakie "jesiennie"!
LATO!!!!!!!
jakie "starsi" !
ALE JACY ZDOLNI ZA TO!

"szybciej widzimy wiemy" - I TU NASZA WYŻSZOŚĆ !
ale nad kim?
:D

Tereniu z Cyferkami Krysiu
pięknie, sentymentalnie, ale ten
"pień spróchniały" przypomniał mi, że termin wizyty u dentysty tuż tuż!
:(((((((
Mi się też jakoś z dentystą.... Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...