Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nocka, albo opowieść o ludziach którzy kiedyś chcieli coś znaczyć.


Rekomendowane odpowiedzi

Nocka, czyli opowieść o ludziach, którzy kiedyś chcieli coś znaczyć.
Kobiecie, dla której kiedyś chciałem być najważniejszy

Skoro czytasz ten list to znaczy, że już nie żyję. Znasz mnie na tyle dobrze, że zdajesz sobie sprawę z tego, że od dawna byłem martwy. Ostatnie tygodnie wyssały ze mnie resztki człowieczeństwa, odebrały mi prawo do bycia urodzonym przez kobietę. Zrozumiałem wreszcie ze urodziła mnie ziemia.
Zrozumiałem, że jestem kamieniem.
Tak więc idę złożyć głowę na jej piersi. Jak za dawnych lat. Aby znów stać się jednym.
Możesz mieć pewność, że jestem szczęśliwy. Kiedy usłyszałem jej głos oczy moje się otwarły i umysł pojaśniał, a słowo powoli stawało się ciałem. Moim ciałem. A ciało to już nigdy, nigdy nie będzie się bać.
Tak powiedziała matka moja.
Matka Ziemia.
Pamiętam ten dzień, kiedy zaczynaliśmy pracę. Zapytałem z czym masz kanapkę.
- Z twoim ulubionym serkiem – powiedziałaś roześmiana – wiesz, może zostane listonoszką .
Słowa twoje odbijały się głuchym echem od gigantycznej hali rozdzielni listowej, która przypominała kręgielnię dla olbrzymów. Gładka, lśniąca medyczną zielenią podłoga odbijała światło lamp zawieszonych tak wysoko, że wydawało mi się, że widzę gwiazdy.
- kierownik zmiany. To chyba tutaj?
Drzwi otworzyła nam kobieta- zwana z racji dalszych wydarzeń i koloru włosów , Rudą Szmatą.
- Dzień dobry, my do pracy..
- Nazwisko?
- Barabasz.
- Badania lekarskie są?
Podaje jej sanepidowska książeczkę zdrowia.
- Co pan mi tu daje? To jest bez zdjęcia!
Wtedy po raz pierwszy poczułem, że z ludźmi mam niewiele wspólnego. Byłem sam, pustka zamiast mózgu. Nie wiedziałem jak wytłumaczyć Rudej, że wyniki badań kału zwykle nie mają zdjęcia. Jednak zwoje czarnych, kręconych włosów wydostające się z pod jej pachy podpowiedziały mi, że nie warto wchodzić w dyskusję z kobietą, która nie słyszała o depilacji, bo pewnie z medycyną też niewiele ma wspólnego.
Po za tym widziałem już, że nie jest naturalnie ruda.
-Pan kierownik powiedział, że takie wystarczą.
-Jaki kierownik?
Zastrzeliła mnie.
Pustka stawała się coraz bardziej pusta, czarna dziura, która pojawiła się zamiast mózgu była coraz bardziej czarna…
- On miał na imię…
- Każdy tutaj ma imię. Nie przydzielamy numerów – podczas gdy ona śmiała się ze swojego dowcipu ja zobaczyłem ją w pasiaku przeznaczonym dla więźniów Obozu Dla Ludzi Którymi Gardzę. Im głośniej się śmiała – tym głębiej zapadała się w bagno, jej rude włosy wstawały z ziemi jak natka jakiejś szalonej marchewki na odwrót.
- Kacperczak?
- Tak, Henryk.
Wiedziałem, że miał jakieś imię.
- Idźcie i uczcie się pracy!
Aż po wszystkie dni do skończenia świata.


Praca – raczej łatwa. Lista ulic, każda ulica ma przyporządkowany urząd pocztowy – przeczytać, sprawdzić, wrzucić do odpowiedniego worka.
2500 ulic do zapamiętania.
Błogosławionego Czesława, Zimnej Wody, Cyraneczki…….Ogrania mnie galopujące szaleństwo pocztowca. Zapach tuszu, w którym maczany jest datownik działa jak opium.
Wyższe stany beznadziei.
A swoja drogą z tym datownikiem to bardzo ciekawa historia. Kiedy worek z listami jest pełny to należy zawiązać go sznureczkiem zakończonym sprężynką, pod którym umieszcza się malutką karteczkę z kodem pocztowym i nazwą miejscowości, do której wysyłany jest ładunek LBK . Karteczka ta to chorągiewka a sznurek to zamykacz. Na chorągiewce jest specjalne miejsce na datownik, który jest genialne obmyślonym przyrządem. Technologiczny sfinks – ma tułów młotka i głowę pieczątki z malutkimi ruchomymi cyferkami oznaczającymi kolejno dzień, miesiąc i godzinę. Cyferki te nieco podobne są do zamku szyfrowego walizki ze sztućcami – towaru ogólnie dostępnego na wszelkich bazarach przedsiębiorczych sąsiadów zza naszej wschodniej granicy.
Dokładnie co godzinę należy przestawiać czas na datowniku z uwzględnieniem pocztowego wyprzedzenia czasu, które jest odwrotnie proporcjonalne do kwadratu wyprzedzenia czasowego zwykłego. Więc jeśli jest np. godzina 22 to musi być ustawiona 23.
Na nocnej zmianie zajmuje się tym Człowiek Przebrany za Mysz – za pomocą miniaturowej śrubki przesuwa cyfry nic nie znaczącego zegara.
Taki mały bóg.
Bóg, w którego nikt nie wierzy.
Zapytałem go więc dlaczego to robi. Okazuje się, że jest bardzo ważna czynność zwana kontrolą datownika, proceder ten odbywa się w bliżej nieokreślonym celu. Bezsensowność działania tego człowieka jest niczym w porównaniu do dumy, która go napełnia.
Właśnie on prowadzi kontrolę datownika to jest coś.
Człowiek Przebrany Za Mysz jest wystarczająco głupi by móc pozwolić sobie na szczęście w skład którego wchodzi mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, świadectwo ukończenia zasadniczej szkoły zawodowej i stary tapczan.
Kiedy oglądam ten serial, kiedy widzę czołówkę i tytuł „Ludzie bezszkolni” strach moją duszę napełnia i trwoga rozumem włada. Albowiem smutne jest to, że ludzie bezszkolni nie mają nawet ochoty na zmiany. Rytualizm stosowany. Tkwią pośród tego wszystkiego z prostszą od nich radością życia, które już dawno się na nich wypięło.
Człowiek Przebrany Za Mysz szeroko się do mnie uśmiecha. Jego uszy, jego nos i burza loków otaczająca łysinę wiele wyjaśniają.
Życie się nie tylko na niego wypięło.
Ono go osrało.
Czterdziestoletni kawaler, stary kawaler, bo trzeba być bogatym żeby być singlem, kupować płyty w empiku i jeździć na wycieczki last minute. Każdy jego dzień podobny jest do dnia poprzedniego. Od zwierzęcia odróżnia go tylko to, że się nie rozmnaża.
Ja mam czterdzieści lat, ty masz czterdzieści lat, przed nami tylko niebo…
Dźwigając worek poczułem jego wzrok na sobie. Może chociaż jest gejem? Może jego życie toczy się dla kogoś? Smutny jest los człowieka, który żyje tylko dlatego, że nie umie umrzeć.
- Nie możesz tego tak podnosić! Ja raz tak podniosłem i mnie w krzyżu złamało. Musiałem wziąć chorobowe. Tak mi coś przeskoczyło…..

Ulubionym momentem w wykonywaniu obowiązków zawsze była dla mnie przerwa. Kiedy parzyłem sobie earl-grey’a podszedł do mnie Człowiek – Kiep, który został właśnie twarzą perfum „Sex on the wysypisko” by Mietek Żul, który jest połączeniem zapachu tytoniu i pasztetu, wszystko w gustownym flakonie z trupią czaszką. Jego twarz, czerwona i podpuchnięta z wystającymi fragmentami kości, które kiedyś były pewnie zębami podobna była do tych, które można oglądać na stronach policji gdzie publikują zdjęcia zwłok NN.
- Wiesz, młody – to miłe, że ma mnie za kumpla – ja tu tylko na bilet do Holandii chce zarobić, bo mi kumpel załatwił na budowie robotę. 60 zł za godzinę czujesz to?
- Nie, bo jedzenia tam w złotówkach nie kupisz i za mieszkanie nie zapłacisz .
- Wszystko jest opłacone! Oni tam szukają tam takich specjalistów. No bo wiesz, pracowałem trochę w zawodzie, bo ja spawacz jestem, ale łapy mi się trzęsły … no chyba, że się napiłem. Wszyscy tam nieźle chleją.
On mówi i mówi, a ja odpływam i myślę czy takim wirusem nabytego braku wszystkiego można się zarazić? Takim mentalnym AIDS? I widzę nagle kobietę w ciąży, jego matkę, z rozmarzonymi oczami czekającą na rozwiązanie.
- Ciekawe, co z mojego dziecka wyrośnie…Będzie architektem, lekarzem, prawnikiem…
I włosy nagle jej siwieją i krew do oczu nabiega.
- Będzie nikim! Mówiącą ludzkim głosem popielniczką, której jedyną szansą na zmianę będzie to, że ktoś ją stłucze.
Podchodzi do niego pani Irenka.
- Jak pan ma na prawde na imię?
- Cezary!? Jak mam kurwa mieć?
- Pan nie może mieć na imię Czarek!!
- Co pani dupcy?
Została sama. Kolejny raz sama z wielkim problemem. Wczoraj musiała płakać. Miotana dziką histerią rzucała się pośród worków krzycząc, że nie wolno zakładać kolorowych. Kierowniczka z miną fachowca oceniła sytuację i dała jej zastrzyk.
Każdy na nocce dostawał zastrzyk. A właściwie dwa – pierwszy żeby nie usnąć, drugi żeby nie pamiętać tego co działo się w pracy. Za ten rodzaj terapii odpowiedzialny był ochroniarz, który w momencie okazywania mu przepustki wbijał w rękę strzykawkę.
Sączyła się z niej substancja, która pozwalała zapomnieć.
Nic jednak nie działa na tyle mocno by móc zapomnieć o wszystkim.
Nic oprócz śmierci.

- A może by się tak zabić?



Brigite Bardot , mówiąc, że nie ma nic trudniejszego niż wyglądać dobrze od rana do północy nie wiedziała o tym tyle co Kobieta Z Zarostem, której gładko ogolona twarz w ciagu nocnej zmiany pokrywała się grubą szczeciną, której pozazdrościł by jej nie jeden gimnazjalista.

Od dawna trwa strajk głodowy. W zasadzie od początku utworzenia tego węzła rozdzielczego. Bo nie da się żyć za 900 zł. Zawsze czuje się głód. Fizyczny i psychiczny.
Kobieta Z Zarostem wygląda źle, jej czerwone włosy kontrastują z białą twarzą i czarną brodą.
- Nie chcę już pracować. Chyba umrę.
I umarła.
- Pani kierownik! Pani Krysia zeszła!
- Wyślijcie ja na Krupski Młyn ! Nie chcę mieć tu zwłok.
- Nie zmieści się do worka – Człowiek Przebrany Za Mysz był wyraźnie poirytowany, że czyjaś śmierć głodowa burzy jego spokojny żywot pocztowca – to może zrobimy z niej pakiecik ?

Kiedy uporaliśmy się z ćwiartowaniem zwłok nadeszła godzina wyjazdu na ekspedycję. Stoi tam milion malutkich koszyków, do których milion malutkich mężczyzn sortuje worki i następnie wywozi je przez milion malutkich ramp do miliona malutkich tirów.
Przesyłki miejscowe wysyłane są za pośrednictwem gołębi, które przylatują o 4 rano. Najgorsze jest to, że nie dają się złapać. No i że nie można ich karmić.
Było by jak w Krakowie.
Z ekspedycji idziemy prosto na papierosa do Kaplicy Bogurodzicy Gruźlicy. W jej centralnej części znajduje się cudowny obraz wyobrażający Matkę Boską z miętowym Malboro w ustach i rentgenem płuc zamiast tułowia. Zamiast malutkich świeczek, które zapala się w sanktuariach, każdy zapala papierosa.
I pogrąża się w cichej modlitwie.
Modlitwie o raka.

Wchodząc tam ujrzałem kobietę, która klęcząc prze wizerunkiem Kaszlącej Madonny śpiewała piosenkę z disney’owskiej wersji „Notre Dame-de –Paris” .

Czy mnie słyszysz Najłaskawszy,
czy jesteś powiedz mi,
czy w dobroci swej wysłuchasz,
co w mym sercu tkwi,
może myślisz ty nędzarko, jak do mnie mówić śmiesz
widzę twoją twarz i myslę, że nędzarką byłaś też.

Boże nędzarzom chleb co dzień daj,
daj tkwiącym w piekle po śmierci choć raj,
Boże łazarzom nadzieję daj bo,
gdy Ty zawiedziesz, to zbawi ich kto?

O nic nie prosze, któż o to dba,
gdy wokół tak wielu biedniejszych niż ja,
Boże swym dzieciom nadzieję daj bo,
gdy Ty zawiedziesz, to zbawi ich kto?

Czemu jednych tak obdarzasz, dla drugich nie masz nic?
w tych nielicznych zaś wybrańcach,
strach budzi widok nieszczęsnych ludzi,

Boże nędzarzom cień wiary dać chciej,
tym co pytają o sens męki swej
choć ofiarami wyroków są znów,
choć to wyrzutki nie rzucaj ich

tym, którzy są na dnie nadzieję daj bo
gdy Ty ich zawiedziesz to zbawi ich kto?

Dym papierosowy unosi się w górę jak kadzidło. Kobieta zaczyna o sobie opowiadać. Jej ojciec był górnikiem, matka całe dnie spędzała w oknie z poduszką pod łokciami i biustem na parapecie. Wychowana w tradycyjnej śląskiej rodzinie dzieciństwo spędziła na podwórku wielkiej oficyny z czerwonej cegły.
Była tam ławka, na której jej matka przesiadywała z koleżankami popijając kawę z cienkich szklanek. Tak było codziennie do czasu kiedy wyszła na plac i zamiast matki zobaczyła tylko szklankę.
To był rok 1965. Wzmożony okres działalności wampira z zagłębia. Czasami tak sobie siedzę i myślę: czy ci ludzie naprawdę sądzą, że ich życie może kogoś interesować?
Po tygodniu pracy należy poddać się kuracji oczyszczającej, polega ona na siedzeniu w pubie i wydaniu w ciągu jednej nocy tygodniowej pensji. Zupełnie jak we francuskiej piosence – wino i papierosy. Tylko miłości brak. W naszym SPA(speramus per alcohol) zamiast toksyn wyzbywamy się człowieczeństwa miejsce duszy zajmuje chmura dymu.
Zupełnie jak u Bogurodzicy Gruźlicy.
Przez chwilę można poczuć się świętym.
Najciekawszym momentem oczyszczania jest chwila, w której do stolika zaczynają się dosiadać zupełnie obcy, pijani ludzie i udzielają życiowych rad. Zwykle pozostają bezimienni i nie istnieje ryzyko, że kiedykolwiek powiedzą ci cześć widząc cię stojącego w kolejce po alcaprim.
Godzina jest jeszcze młoda i nikt nie myśli o kacu. Za to Człowiek w Paski zaczyna myśleć o Tobie. Przygląda Ci się uważnie, chwilę rozmawiacie. Masz na sobie zwykła, białą bluzkę na ramiączkach. Odchyla Ci ramiączko.
- Wszędzie jesteś taka opalona?
- Ona nie jest opalona, ma taką skórę bo jej dziadek był w Afryce – odpowiadam za ciebie a Człowiek w Paski zabija mnie wzrokiem.
Zmartwychwstaję.
Spoglądam na niego oczami pijanego Łazarza i sąd wydaję sprawiedliwy.
Ma około 25 lat, nie ma pracy, nie ma szkoły i mieszka z matką. Jest z kolegami, to zawsze dodaje animuszu. Ile razy by nie wejść do tej knajpy, tyle razy można ich spotkać. Chyba tu mieszkają. Skąd mają jednak pieniądze na czynsz? Panowie szlachta przepijający 70 złotych przez noc w dresach za cztery stówy. Są ambitni, są dopiero na starcie, dlatego tak wygląda ich życie.
To artyści.
Jeden robi wrzuty, drugi filmy o tematyce nacjonalistycznej. W przyszłości chce założyć serwis wzorowany na www.redwatch.info. Trzeci zajmuje się reklamą – twierdzi, że robi grafikę, ale prawda zapewne jest taka, że jego praca polega na rozwieszaniu billboardów lub rozdawaniu ulotek jakieś sieci supermarketów. Czwarty jest z dziewczyną, która siedzi obok mnie i ciągle mówi o wakacjach w Bośni. Szkoda, że nie pojechała do Iraku.
Człowiek, który zajmuje się reklamą wyraźnie Ci zaimponował i po chwili zaproponował przenosiny imprezy do jego mieszkania, które w okazało się być mieszkaniem jego dziewczyny.
A Ty wódkę za wódką w bufecie. Koledzy stawiają.
Reklamowiec kieruje na mnie swój wzrok.
- Jesteś z nią?
- Przyszliśmy razem.
- No ale jesteś z nią?
- Nie.
- To ty jesteś bi czy homo?.
I wtedy umarłem po raz drugi.
Powrót do domu z pijaną Tobą, to nie jest to, co kocham najbardziej. Zwłaszcza gdy sam nie jestem w najlepszym stanie. Okazało się, że przechodzenie przez ulicę to najdroższy sport jaki przyszło mi uprawiać. Tuż za przejściem zatrzymuje nas patrol, bynajmniej nie słoneczny.
- Pan wie ile kosztuje przyjemność przejścia na czerwonym świetle.
- Przypuszczam, że za chwilę się dowiem.
- Proszę tutaj spojrzeć – pokazuje mi taryfikator.
- Nic nie widzę. Panowie, jest trzecia w nocy, jedynym autem, które tutaj jechało była wasza suka… to znaczy radiowóz. Zawsze o tej porze przechodzę na czerwonym…
- W takim razie poproszę dowód osobisty. Ta pani jest z panem?
Boże umówili się czy co?
- Ej, gdzie masz dowód?
- W torebce.
- A gdzie masz torebkę
- Na stole.
I wtedy umarłem po raz trzeci
Jednak jak dane było mi zrozumieć jest rzecz gorsza od śmierci – kac, który niczym trupi jad przenika mózg i sprawia, że każdy dźwięk jest równie straszny jak odgłosy ziemi uderzającej o wieko trumny.
Leżę sobie zatem jak ten nieboszczyk na katafalku mojej rozpusty.
Tak sobie leżę i myślę jak by to było gdybym naprawdę umarł. Ciekawe jak znajomi dowiedzieliby się, gdzie i o której jest pogrzeb. Przecież nie dam sobie opisu na gg, ani nie napisze na naszej-klasie.pl w dziale „o sobie” : „jestem martwy, pogrzeb dnia tego i tego”, „czym się zajmuję” : „obijam się o ściany trumny”.
Nie napisze, bo będę martwy, a martwi ludzie na ogół nie robią takich rzeczy. Mają bardzo ograniczone pole działania. Ogrywają pewną rolę we wspomnieniach, występują w starych listach i pobudzają do wzruszenia. Gdybym umarł była byś taką prawie wdową. Wiem, wiem, nie byłem nigdy Twoim mężem, ale mam nadzieję, że moje odejście byłoby dla Ciebie równie bolesne. Nie kochasz niczego bardziej od współczucia. W końcu na nie zasłużysz.
Po dniu wolnym powrót do pracy jest jak powrót na inną planetę. Planetę Kur. Ciągle je słyszę, chyba oszalałem. Pianie kogutów, przez całą noc.. Nie, jednak nie jestem wariatem. W dziale paczek znajduje się przesyłka z adnotacją „ PACZKA ŻYWA”. Według prawa, przesyłka taka winna być dostarczona w ciągu 24 godzin. I pewnie będzie. Szkoda, że pusta. Właśnie paczkarze urządzili sobie grilla.
Z pieczonym kurczakiem.
Przyglądam się temu z niedowierzaniem.
- Młody, na co się tak gapisz - głos Czarka sprowadził mnie na ziemię.
- Ty widzisz, co oni tam robią?
- Nie takie rzeczy w wojsku widziałem, ja miałem falę – powiedział tonem syberyjskiego zesłańca.
- No co pan opowiada – losem Cezarego zainteresowała się kobieta, wyglądająca jak Britney Spears w najgorszym okresie życia.
- Jak mnie paskiem po dupsku ciulali to siadać nie umiałem. Jak matce dupę pokazałem to aż się popłakała.
- Myślę, że jak bym mojej matce pokazał tyłek to też by się popłakała.
- Co ty możesz wiedzieć? Jak mnie mokrym pasem okładali? Takie czerwone dupsko miałem..
- Myślisz, że kogoś tu obchodzą losy twojego zadka?

Podczas przerwy wszyscy żyją festynem pocztowca – świętem, w którym uczestnictwo jest obowiązkowe, a koszty z nim związane odliczane są od pensji. Każdy dział musi wystawić przedstawiciela do udziału w konkursie na najlepsze przebranie. My, jako rozdzielnia LBK dajemy panią Irenkę przebraną za datownik. Mijam ja przy wejściu do pokoju socjalnego.
- Niech pan uważa – patrzy mi głęboko w oczy – z tych śmietników bije ciepło.
Podczas posiłku wszyscy mówią o totolotku – ma paść wielka wygrana. Każdy opowiada o swoich planach. Ludzie chcą zwiedzić cały świat, kupić miasto albo niewolnika, a Czarek, nasz prosty przyjaciel, chce jechać do Grecji na tydzień i nie wie czy 40 milionów mu wystarczy. Wyobraźnia ludzi staje się bardzo pobudzona gdy chodzi o łatwe pieniądze.Nagle słyszymy krzyk.
Biegniemy. Przy stole stoi pani Gabrysia i z obłędem w oczach powtarza: „on tam nasrał”. Na blacie leży koperta, z której wypadła zmiażdżona paczka klubowych i dwie karty do gry –król i dama pik, zawinięte w bawełnianą chusteczkę, będącą wcześniej substytutem papieru toaletowego. Piki zawsze zwiastują nieszczęście.
Nadawca przesyłki musiał być niezwykle niezdecydowanym człowiekiem adresując list równocześnie do Jamesa Bonda, Nowin Gliwickich i prokuratury rejonowej. Załączył również dopisek:
W środku odcisk ręki psa i kota. Dziękuję za uwagę. Miłego dnia!
Ktoś zawołał Rudą Szmatę.
- Zarządzam kwarantannę. Ta może być wąglik!
Powiedziała i zniknęła. Wcześniej jednak poleciła mi udać się do workowni. Było to miejsce ciemne i duszne, tak jak wszystkie w olbrzymiej hali nie miało okna. Znajdowały się tam jedynie półki na których należało układać brudne jak rumuńskie ulice worki, które niekiedy są tak ostre, że nie potrzeba szczególnych starań aby przeciąć rękę. Pracuje tam młody chłopak, wiec nie będzie tak źle. Zawsze to lepiej mieć do kogo gębę otworzyć.
- Adam
- Radek
Chwilę później dowiedziałem się, że jest studentem czwartego roku historii. Byłem wstrząśnięty. Wyglądający jak barokowe putta chłopiec jest prawie magistrem!
- Ej, powiedz mi – zwrócił się do mnie – co się stanie jak nie mam NIPu?
- Nic, wtedy twoim NIPem jest PESEL.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Wiesz, ja się pójdę zapytać pani…
I poszedł.
Gdy wrócił znów skierował do mnie zapytanie.
- Jak to jest, dostane wypłatę jak nie mam NIPu?
- Tak, dostaniesz.
- A to się dostaje jakiś czek?
- Nie.
- A co?
- Przelew albo przekaz.
- Aha.
- Myślisz, że mogę sobie wziąć taki worek?
- A po co ci pocztowy worek?
- Można coś z niego uszyć.
- Co?
- Ubranie.

Wracam na rozdzielnię LBK. Pani Irenka wyzywa właśnie kogoś od kurw i nierobów. Czuję, że muszę iść do toalety. Zamknięta. Idę do kierowniczki.
- Przepraszam, czy mogę prosić o klucz do łazienki?
- Proszę.
Dla człowieka w potrzebie dźwięk pęku kluczy obracającego się w zamku może być zabójczy. Żaden nie pasuje.
- Przepraszam, ale to nie te klucze.
- Innych nie ma. Proszę iść do kierownika ekspedycji.

- Nie dam panu kluczy, bo ostatnio ktoś ukradł kostkę toaletową domestos.
- W takim razie wysikam się tutaj.
Przystąpiłem do rozpinania spodni.
-Dobrze, już dobrze, dam panu klucze.
Na drzwiach ubikacji widnieje ostrzeżenie: „ZAMYKAĆ KLAPĘ MUSZLI ZE WZGLĘDU NA PRZEDOSTAJĄCE SIĘ GRYZONIE”. Zrobiłem co trzeba, zamknąłem klapę, odniosłem klucze. Podchodzi do mnie dziewczyna, młoda, ładna.
- Możesz mi pomóc?
- Tak, a o co chodzi?
- Powiedz mi, czy to jest poczta lotnicza – zapytała, podając mi list z naklejką PRIORYTET.
- Zdecydowanie, to jest poczta bardzo lotnicza.

Noc nie kończy się nigdy.
Słońce przyjść chciało lecz mroku się zlękło.
Chcę, żeby wszystko się zmieniło.
Chce to przeżyć jeszcze raz, dać sobie szanse.
Proszę.
Podchodzę do ściany, wyjmuję długopis. Czuję w sobie taką siłę jak nigdy. Piszę na ścianie.
“ Tu umarł Adam i narodził się Andrzej”.
Widzę lecącego gołębia, leci i leci. Aż do sufitu. Wchodzę na drabinę przymocowaną do filaru, idę za gołębiem.
Tam dojdę, gdzie graniczą Stwórca i natura.
Chciałem kochać lecz serce mi pękło.
Nie miej mi tego za złe. Nie mogłaś zmienić siebie. Za to ja siebie zmieniam.
Stoję pomad tym wszystkim, widzę wasz wszystkich, pracujecie jak mróweczki. Pracujcie, pracujcie! Aż się zaharujecie na śmierć!
Jestem teraz panem życia i śmierci.
JA JUŻ NIE CHCĘ Z NIMI ŻYĆ!!! TO ONI, TO ONI MI TO ZROBILI!
Robię krok w nieskończoność
Lecę w dół.
Jak kamień.


Wszelkie podobieństwo do osób rzeczywistych, a tym bardziej fikcyjnych jest przypadkowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaczęło się doskonale. Zwarta proza, ani jednego zbędnego słowa. Nareszcie. Niestety do czasu. W drugim nazwijmy to akapicie ruszyła lawina pomysłów, niczemu nie służące zdania zaczęły się mnożyć i w ogóle zrobiło się wesołkowato. Ono go osrało. >
Przeczytałam do końca w męce, brnąc w nadmiarze słów, żeby mieć czyste sumienie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...