Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Czy prawda kłamstwem być może
czy w domu będąc jestem na dworze
czy jeśli kopie w drzwi to czy one kopia mnie

prawda zakłamanych chciwych skąpców
którzy kłamią ze chcą więcej dając mniej
delikatność okrutnych ludzkich nieludzi
ktorzy biegną ciągnąc się
po wodzie zwanej powietrzem głupców

ognista woda sucha jak morze
absurd absurdow dobro zlu odkryć
zakłamane prawdy pomoże...

Opublikowano

Mógłbym napisać że ok. Ale nie ok :D
To nie jest wiersz, tylko zbiór przemyśleń, a to nie to samo.
Spróbuj operować raczej konkretami które będą obrazować ogólniejsze kwestie, a nie odwrotnie, bo czytelnika już nie cieszy poruszanie się w obrębie wirtualnych wartości, niech tekst będzie o nich, ale w warstwie warsztatowej, czytelnik chce dotknąć, poczuć, pomacać, powąchać.

To tyle mojego, nie pisze tego jakoś w zlej wierze, chce po prostu pomóc, mnie też często krytykują, a tym samym często pomagają. Bo chyba po to jest to forum.

Pozdrawiam R.

Opublikowano

Oj oj Robercie Robercie
Wiersz Filozoficzny:,,Jak filozofa słuchają zwykli ludzie"
Dla wielu wielkie przemyślenia, ułożone, piękne uporządkowane brzmią właśnie tak
Jak jeden wielki chaotyczny bełkot jak stek niczego nie imających się słów

Jest to bełkot także ludzi udających mądrych


Czy prawda kłamstwem być może
czy w domu będąc jestem na dworze
czy jeśli kopię w drzwi to czy one kopia mnie

prawda zakłamanych chciwych skąpców
którzy kłamią że chcą więcej dając mniej
delikatność okrutnych ludzkich nieludzi
którzy biegną ciągnąc się
po wodzie zwanej powietrzem głupców

ognista woda sucha jak morze
absurd absurdow dobro złu odkryć
zakłamane prawdy pomoże...


zrobiłem poprawę dla ciebie prawie wszystkiego procz ostatnigo wersu
który jest puenta która jest zagadka .
Dlaczego tak to zostawię?Zostawiam do waszej oceny

POZDRAWIAM

Opublikowano

Co do pointy, to nagromadzenie oksymoronów,( nie mówiąc że ognista woda kojarzy się z taką butelkowaną ;D) które prowadzi do pomieszania wnioskowań. Z zwłaszcza może i nieświadomie wkradł się oksymoron "zakłamane prawdy" bo prawdy to prawdy, i często słyszy się o prawdziwych faktach, albo rzeczywistych prawdach, a to czysta tautologia, prosty błąd. Natomiast co do całego wiersza, jak mówiłem nie mogę mieć zastrzeżeń co do przemyśleń, treści, chociaż sam mam inny pogląd na tego typu sprawy,( uwielbiam Gorgiasza, który sam śmiejąc się z siebie, w logiczny, filozoficzny sposób dowiódł tego że : 1. Nic nie istnieje 2. Nawet gdyby coś istniało nie bylibyśmy wstanie tego pojąć .. etc.) i z chęcią studiuje filozofię i jej historię, ale ja odnosiłem się do warsztatowej warstwy

Pozdrawiam serdecznie R.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...