Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

dach nie znosi kotów. jest stary, ma włosy ze strzechy,
szalony dziadek z wielkim garbem (czyt. grzechem), i patrzy na mnie
zmęczonymi wróblami. wygrzewam się daleko, przecież nie kocham; cały czarny i
nie znosi kotów; siedzimy na drzewie.

wtedy iskrzy między nami futro
Boga. złap za ogon jak gałązkę nieba,
skacz. tylko strach jest już do stracenia
gdy się serca kruszą jak piach

Opublikowano

Widzę że się dalej przeprowadzasz i się przeporwadzić nie możesz, Koleżanko :) To wszystko przez te "morgi", które trudno przenieść a co dopiero oddać...
Bardzo dobry wiersz...,bardzo.
Pozdrawiam

Opublikowano

jako że się ostatnio czuję maksymalnie niezrzeszona, to Ci pojeżdżę po wierszu, może na coś się moje na-rzekotki przydadzą ;)


cała pierwsza strofa opiera się na skomplikowanej personifikacji, która do momentu z wróblami manewruje, co prawda jedzie po bandzie, ale zawsze jakoś. natomiast przy sformułowaniu z patrzeniem poprzez rzeczone ptaki całkowicie się załamuje, game over, obraz powstaje makabryczny i nie do przejścia, zmęczenie gdzieś w epitecie tylko niepotrzebnie potęguje wrażenie


wstawka z niekochaniem także nieco mnie uwiera, chociaż całe ostatnie zdanko ładnie zbudowałaś, Żelolino :)


druga ładna, niemniej wyczuwam pewien nieprzeskok między szeleszczącą strzechą w pierwszej a sypkim piaskiem, cichym takim, w drugiej. jakby były z innych bajek nieco te strofy


szczęścia, Ążelik :)))))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



dzięki, Rachel ;) ja tam wolę pierwszą, bo w końcówce drugiej powiewa banałem, jak tak sobie myślę ;]
no, ale coś w tym jest co piszesz, więc idę się z tym przespać ;)
pozdrawiam, żelolina (ale żeś mi ślicznie wymyśliła ;P)
Opublikowano

ja to tak widzę, że Autora opisała właśnie tęsknotę taką też za miłością,
ale tą pełną, zdaje się też, że w tekście nie widać tego, że Bóg kocha
człowieka dla niego samego, no a jakbym to zapisała? pozwoliłam sobie
trochę poszperać,bo przejmujący, a zatem:

przeprowadzka (ze strachu na wróble w polu)

nie znosi kotów, jest stary, ma włosy ze strzechy,
szalony dziadek z wielkim garbem patrzy na mnie
zmęczonymi wróblami

wygrzewam się daleko, przecież nie kocham,
cały czarny i nie znosi kotów,
siedzimy na drzewie

wtedy iskrzy między nami futro
Boga złap za ogon jak gałązkę nieba
skacz tylko strach jest do stracenia
gdy się serca kruszą jak piach już

serdecznie J.

Opublikowano

Czytałem wielokrotnie. Wiersz bez skazy, bardzo mnie przekonujący. Pozdro ;))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...