Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Toczą się koła toczą toczą pełne koło zatoczą
Na śmierć – Na życie
Bohater umiera wstaje i monolog wygłasza
Miłość Miłości Miłością o Miłości Miłości!
Á la Różewicz á la Mickiewicz
Cóż to jak to przez co i dlaczego
Pytania marność marnością marności autoteliczne
Bzdety!
Rusz głową strzel w nią i zanurz się w nicości
Nie pytaj czy warto skończ te epitety metafory
Niepokój metafizyczny Fuj! I ty i ja
Do wszystkiego do niczego i znów...
Bzdety!
I ściągasz but oglądasz majstrujesz przy nim
Nagle traktat filozoficzny z twych ust wypływa
Lecz kim ty jesteś?
Tyś proch bo z prochu powstałeś
Tyś proch bo weń się obrócisz
Tyś proch boś życia nie wart...
Ach!
Strzał w potylicę... śmierć umieram
Umarłem i umierać będę
Tak już zawsze...
Chyba że skończy się akt
albo papier... Bzdety!
I sensu wciąż brak –
Tak jak brak go w wersach tego wiersza…
...Koniec aktu pierwszego


Akt Trzeci Scena na wiecu
Tam na placu tłum wzburzony
Krzyczą Piłaci wniebogłosy niczym gdy Jezusa skazywał
Hej! Cip cip kurka! Hej!
Z mównicy mały łysy cienkim głosikiem powietrze rozdziera
Hej! Bij Niemca! Hajda! Huzia na Józia
Co jak gdzie dlaczego pytam się przechodniów
Lecz oni smutnym spojrzeniem me serce przebijają
I nic...
I gwałcą gwałcą ci tyrani przez uszy tłum
bezmózgi ewaporując
I co i jak i jak i co
I nic i wszystko i prawda i dno
Niczym pociąg na szynach po torach ospale
I pędzi i pędzi
maszyna terroru horroru z Sewastopolu
Wróć! To była Jałta!
Nieważne to Wanit Wanitacznie Wanitów Wanitują
I marność i chaos i Ordung muss sein! Tak to to tak to...
Czekaj! Toż to Bzdety!
Maszerują niczym Czerwone Berety... Na broni bagnety i
Halt! Polizei! Eins Zwei Drei! Tra ta ta ta!
To koniec!
- Nie bo początek!
- A właśnie że koniec! ... aktu drugiego (trzeci akt mole zjadły...)


I reasumując poprzez podsumowanie zakończenia
Pracuj bez wytchnienia bo matura nie czeka
Matura się zbliża
A ty tylko uciekasz!
Hej! misia bela! misia kasia… Dalej!
Dalej! Tańcz Chochole! Przyjdź i tańcuj na maturze!
Ale najpierw!
Odetchnij, odsapnij...
Ufff!
…Pierwej powoli... jak żółw ociężale...
I oczy otwierasz i patrzysz ospale
I Giertych i Giertych spać ci nie daje
(Za darmo za darmo matury rozdaje…)
I pędzi dzień matur – to tylko chwil parę…
Matura pędzi, i pędzi, i pędzi, i pędzi… !!!
... ... ... ... ... ... ... ...
I co? To już?



Oto co potrafi stworzyć umysł młodego poety przed maturą.

Doskonale odzwierciedla, jak poroniony potrafi być umysł maturzystów po 3 latach liceum :P

Powodzenia dla wszystkich maturzystów na forum! (o ile jacyś są...)
Pamiętajcie - Matura to betka. Poczekajcie na studia i sesje co pół roku :D Kieruję to zwłaszcza do przyszłych studentów kierunków prawniczych...

Opublikowano

Co by było gdyby każdy wylał "zawartość swego mózgu", co jeszcze nawet nie jest farszem...
Świat z pewnością przestałby istnieć.

Treść - kipiel, strzępy ludzkiego piętna. Czy doprawdy to Cię zadowala? Mogłeś się bardziej postarać. 100 x bardziej.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Tak, to jest kipiel. To są "strzępy ludzkiego piętna". Nie zamierzam wmawiać nikomu, że to najwyższy poziom poezji, bo nie jest. Nie zamierzam go też zaliczyć do 'standardowej' poezji.

Jednak zauważ - był to cel zamierzony. To nie jest tak, że przepisałem na kartkę to co pierwsze mi do głowy przyszło, a potem 'posklejałem' to ze sobą.
Poszczególne fragmenty są luźne, a jednak tworzą wspólną całość. To nie miało być 'słowo', jak to zazwyczaj bywa w wierszach, ale 'myśl' - a ta jest szybka, mało spójna, a jednak stanowi przekaz - który może być jasny ale nie musi. Nie musi mieć puenty, formy... wystarczy element przewodni, a reszta płynie sama.

Czy to mnie zadowala? Powiem ci że tak. Nie wstydzę się tego wiersza. Powiem więcej - jest to mój ulubiony wiersz. Nie zamierzałem go w sumie nigdy prezentować na tym forum, ale stwierdziłem, że nie zaszkodzi mi to. Zdania nie zmienię pod wpływem żadnego z komentarzy. Chciałem zobaczyć, jaki będzie jego odbiór. Oczywiście wiedziałem, że pojawią się komentarze tego typu, nie zaskoczyłeś mnie - znam większość wad i zalet tego wiersza. Farszem to jest, ale jak wiadomo - każdy lubi inny :P
Opublikowano

Chcę się zapytać jeszcze o jedną rzecz.

Chciałem w tym wierszu oddać jedną rzecz, która jest cechą charakterystyczną myśli - dynamizm, szybkość. Aby oddać to zastosowałem powtórzenia, słowa rymujące się następujące po sobie, brak przecinków i inne. Kiedy czytam to sam, to znam zamierzone przeze mnie tempo tego wiersza, ale nie wiem, jak inni to dostrzegają. Więc: na ile ten wiersz jest według was taki?

Opublikowano

Slang i mowa potoczna wynikają z odwołań. Wiersz jest pełen odniesień do tekstów literackich i innych elementów, np. historii. I niestety żeby zrozumieć bardziej treść trzeba się z tymi tekstami literackimi zapoznać lub przypomnieć je sobie.

A więc primo: "Szewcy" Witkacego, secundo: "Ferdydurke" Gombrowicza, tertio: "Lokomotywa" Tuwima ;), quadro: odwołania bardziej ogólne, pochodzące z omawianych na lekcjach jęz. polskiego zagadnień - np. motyw vanitas, odmiana rzeczowników przez przypadki, itp.

Język nawiązuje szczególnie do dwóch pierwszych pozycji - chodzi przede wszystkim o te wyrażenia potoczne i kolokwialne.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena nie wiem czy autor sobie życzy? tym podchwytliwym pytaniem o słów kilka, wyjaśniam że doceniam myśl i zaangażowanie, lecz ocena może pomniejszyć ten wkład, prawem wyboru "życzę sobie to i tamto" byłoby Ok. dla wszystkich?  
    • Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci   chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.      
    • @aniat. namiętność spadła wraz z żółtym liściem z pierwszym kasztanem uleciał sen wspomnienia z jeżem czmychnęły szybko wiem :))
    • nie chroń myśli od świtu jasnego choć sen złudą czas zatrzymuje przeszłość ciąży i tłamsi twe ego kroplą rosy deszcz namalujesz?
    • @iwonaroma piękna metafora    dojrzewamy jak te kasztany bez kolców gładkości do piękna choć wdepczą to ulatamy by dalej swe życie wypełniać  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...