Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

słońce tego dnia zadziałało na mnie jak latarka na śpiącego gdzieś pod wiatą bezdomnego. co jest panie, kurwa?. pan każe, trzeba wstać. mleko wylał czy w latawce dmuchał, niczego nie mogę ujrzeć przez okno. i teraz ten nieszczęśliwy dzwonek jeszcze, do drzwi. odbieram, sądząc, że reklamy. mirra, kadzidło i złoto. takie reklamy powinny odpowiadać kobitce, której płace za to osrane mieszkanie. oto moje pożyczone dary, proszę pani. przeczekam kilka kwadransów uzbrajając się w motywacje, testosteron, czyste majtki i wysterylizowane do czasu sumienie. tak leniwy facet rzadko kiedy otwiera komuś drzwi, macha przez drzwi, wiedząc, że nikt go nie widzi, odsyła ohydne uśmiechy. kopie w drzwi. jest bandytą, tak jakby.

dzień za dniem sam wykopany z tego gadającego do mnie mieszkania wypierdalam na chodnik, biały, śliski i pozbawiony piasku. dzielnicowego mijałem na półpiętrze. przyszła jego żona ciągnęła filtr peta na parterze.
- dzień dobry biała damo kamienicy.
- zimę mamy srogą, aż papierosy w rękawiczkach albo przez rękaw trzeba palić.
- to kopć w domu moja droga. łokcie pani oprze o blat stołu, pięści wbije w podbródek. tak papierosy smakują lepiej, w ciepłym pomieszczeniu, śmierdzących czterech ścianach - jestem zdezorientowany - my się chyba nie znamy.
- twoje oczy są czarne. ta biała kokieteryjna otoczka ma swoje własne żyły i pływa w nich medycyna.

brzydka, stara morda z niekończącym się filtrem w ustach jest moim sumieniem. uśmiecha się, kurwa ona uśmiecha się do mnie.

w powietrzu czuć listopad poprzednich lat, mimo spokoju chmur kieruje mną zapach ozonu. niebo spokojne, idealne na nalot powietrzny, błyskawice to tylko kserokopiarka jakiś książek, które komuś gdzieś, kiedyś pożyczyłem. bo nie szanuje swoich rzeczy. wychowany zostałem na skakaniu po samochodach, rozbitych szybach, a teraz piękne te karoce pod blokiem onieśmielają mnie, nie mam na nie prawa jazdy, lejce wciskam w cudze dłonie. wole być wożonym. wolę patrzeć przez okno na ciągnący się ze mną czas.

taxa, pięć dych, burdel choćby z rana. na północną proszę, a pan niech nie czeka. i tak jak sądziłem, kolejka. nawet przed południem. walentynki, więc i kurwy powiedzą, że kochają, że jestem jedynym. pozwolą się pocałować jeśli zechcę. nie jestem pierwszy, ale nie odmawiam, bo podobno jestem wyjątkowy. chcę w to wierzyć, dotykając piersi chcę wierzyć, że jestem pierwszym, który wbija w nie flagę.

tak szczerze, to daj mi kurwo haloperidol, bo pragnę być jedynie spokojnym.

Opublikowano

Męczące czytanie, ponieważ znaki przystankowe są w dość dziwnych miejscach, brak wielkich liter co wprowadza haos. Drogi Autorze chyba miałeś dobrą koncepcję, która trocha nie wypaliła. Miałam wrażenie nagromadzenia myśli, brak spójności i tak naprawdę nie wiem o co chodziło w tym tekscie.
Człowiek dekadentysta? Pokłócony ze światem, który zmienia laski jak rękawiczki, żeby nie powiedzieć-zalicza?

Opublikowano

A mnie się tekst podoba! Taka Masłowska w męskim wydaniu w fuzji z Wojaczkiem- tyle że prozą.
Na początku denerwował mnie brak wielkich liter,ale skoro konsekwentnie trzymasz się tej konwencji, to jest ok. Styl ciekawy, barwny. Przesłanie jest. Widzę, że lubisz eksperymentować. I dobrze. Szukasz! Pozdrawiam i czekam na kolejne Twoje teksty. Gdzieś dopatrzyłam się błędu,ale już mi się nie chce szukać- nie z czasownikami- pisz oddzielnie. Pewnie gapowe.;))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbrodnia to niepojęta, cios w zdrowe ciało. Jak sięgnąć okiem trup gęsto się ściele, Gdyż milion ryb życie słodkie oddało - Donosi prasa i dzwony w kościele.   Przez wsie malowane, wsie jak Zalipie, Wzdłuż pól chwilę, co świeżo zżętych, Onegdaj z rzek modra, dziś ledwie chlipie, Niosąc tłum stworzeń głęboko śniętych.   Brzany srebrzyste, zwinne szczupaki, Płodne karasie, świnki, lipienie, Liny przecudne, soczyste sandacze, Leszcze powszednie, kiełby, bolenie.   Słodkie ukleje, dorodne sumy, Okoń rozbójnik i rozpiór mały. I wszystkie pomniejsze płotki i ryby, Co brały na chleb i co nie brały.   Kto się zamachnął, lub kto zawinił ? Czy zbój teutoński gdzieś wpuścił trutkę ? Czy alg złotych gromad kłąb się nasilił ? Dmie propagandy gnom w twardą tubkę.   Na głównej, ważnej warszawskiej ulicy, W ciemnych zaułkach, gdzie życie wrzało, Gdzie młyny mielą dni i godziny, Się Państwa Naczelnik i grono zebrało.   Stu gniewnych wyznawców było na sali. Gotowych na rozkaz sięgać po szablę. Naczelnik oznajmił - Autorytet się wali, Autorytet nasz tonie, donoszą kablem.   Gdy mieszał herbatę z orientu, Purwy, Pomyślał potem - To prosta sprawa. Na wpół Robespierre, jeszcze nie Scurvy. Palec swój kładę na czole Zbysława.   Jest sprawa, kto żyw biega na jednej nodze. Trzaskają drzwi, akta wzorowo. Sam Zbysław czerwony, w czerwonej todze, Rozkazał przesłuchać ofiary masowo.   Zeznania kazał wziąć ofiar i świadków. Wystawiał nakazy z miną wręcz wilczą. Złapać mi, mówi, nędznych gagatków. Zbysławie - mówią - lecz ryby milczą.   Zbysław, więc prasie historię przedstawił, O pladze nieznanej w historii zbawienia. Trzasnął aktami, paski poprawił I rzekł w łaskawości - do umorzenia.   Prezes zaś w duchu zaklął dosadnie, Podumał, patrząc na rzekę zza szyby, Cóż, poczekajmy, aż poziom opadnie, Gdyż wtedy wypłyną nam grube ryby.     YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona)

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Ładnie.   Pozdrawiam.
    • @viola arvensis Po prostu prostota :D
    • na brzegu pola rosną słowa których nikt nie zebrał cisza przysiadła na ramieniu jak ptak, co nie zna imienia. w zeschniętej trawie słychać drżenie wiatru i coś jeszcze – jakby echo dawnych rozmów nie patrzę w stronę drogi bo wszystkie drogi są teraz ścieżkami światła a pod stopami ziemia oddycha jakby chciała powiedzieć: „jesteś u siebie”
    • Nie ma, nie ma czystej wody już skażona cała Ziemia i zatrute wszystkie głowy, więc ratunku również nie ma.   Zakażone nerki, biodra, nie ma szans się opamiętać, gdy trucizna już przegryzła świat roślinny i zwierzęta.   Już rozkłada się wątroba i szaleństwo umysł mąci, nie ma schronów by się schować, gdy skażone wszystkie kości.   To nie bomba atomowa, ale cicha katastrofa! Nie odrodzi się od nowa świat, co zbytnio zysk ukochał.    Pozostaną symulacje naszych myśli, tęsknot marzeń, a co będzie jeszcze dalej, to już nam się nie ukaże.            
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...