Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

naprawdę udało nam się złapać a B C
te same ulotne chwile
w te same zmęczone dłonie
naprawdę udało nam się dopaść
to samo współczucie
w to samo serce
bijące tłoczące krew krew krew
jak piach jak śnieg jak grad jak pieprz
zależy jakim smakoszem się jest
naprawdę udało nam się
na prawdę zbiec
w jeden wielowymiarowy cień
uniknąć tego co niewarte jest
uciec wspólnie w jakiś obłędny bezkres

naprawdę udało nam się a d E
być kimś dla siebie
nauczyć się tego z oczami w niebie
bujać w obłokach
potem roztrzaskać o żelazną ziemie
i znowu egoistycznie wierzyć
w tą samą osobę w lustrze jeziora
dać się zwariować na jakimś punkcie
wpaść w wir nieśmiertelnej pogody ducha
i co zrobić ? a
można przeprosić d
za wszystkie połamane kwiaty E
i co jeszcze można ?
można zaprosić
na wszystkie nieproszone imprezy
i tak prawie pod koniec
zobaczyć
wybaczyć odwrócić się i coś mądrego zaznaczyć

natrafić na sęk sedna twardy cel a C G
nie łamać niczego wbrew
sobie i innym też
nie pożyczać połamanych protez
bo wstyd żal bo ból i krzyk
jak siekiera bezwzględnym być
jak motyka orać i orać glebę
jak morze być powinno szerokie i głębokie
rozciągając się
w łazience w klozecie wszystko
naprawdę udało nam się
zbliżyć do realnych marzeń

/

Opublikowano

Nigdy nie czytam długich wierszy, jeśli nie zaciekawią mnie po 3 linijkach. No i tu też skończyłem lekturę po 3 linijce. Jedyny zarzut do tych pierwszych linijek mam taki, że "chwile ulotne" to chyba tautologia. No bo czy chwila może nie być ulotna?

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




tekst jaki jest taki jest :) można go kształtować w uwagach jak się tylko da /

może nie być ulotna jeśli do nas wraca jak bumerang / zależy jak na to patrzeć /
pewnego rodzaju powrót /

dalej rozumiem gniot pierwszej klasy :)

dzięki za wzgląd /
Opublikowano

Jak Ty się będziesz moją opinią sugerował, to daleko nie zajdziesz. Zapamiętaj: ja tu nie w roli znawcy występuję, ale człowieka, któremu akurat się nudzi, siedzi na forum i pisze dyrdymały bardzo często. Dlatego też z oceną, czy to gniot czy nie gniot, musisz jeszcze się wstrzymać. Zlecą się pewnie potem znawcy.

A co do chwili - to ja się zgadzam z Tobą ;)

Pozdrawiam.

Opublikowano

Tekst dawnej piosenki na my guitar

-przyciągnął mnie tytuł, myślę sobie, będzie pogodnie; niestety, jak zauważyła Kasia - smutno. czy ja kiedyś przeczytam Twój optymistyczny tekst, zaznaczam, czytam wszystkie jakie publikujesz na poezji.org. :)
-żyyyycieeee pięęęęknnneee jeeeest!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




tytuł który podałaś mógłby być też dobry / tyle że tytuł to/ udało się / a reszta j.w /
nie wiem czy napisze coś optymistycznego / w zasadzie teksty które spisuje mają w sobie jakąś iskrę osobliwej i ogólnej przestrzeni na optymizm / nie lubię pisać wesoło nie lubię pokazywać sztucznej wesołości / może kiedyś /

dzięki

uszanowanie /
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



piosenka jest moja / wykonanie też moje / którego nie udostępnię bo nie ma potrzeby :) /


dzięki i uszanowanie /

:D!

Bo niby gdzie ja o "udostępnienie" wnioskowałam, a ???
No, wybaczam, bo z uśmiechem wkręcone ;)

pozdrówki
kasia
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




tytuł który podałaś mógłby być też dobry / tyle że tytuł to/ udało się / a reszta j.w /
nie wiem czy napisze coś optymistycznego / w zasadzie teksty które spisuje mają w sobie jakąś iskrę osobliwej i ogólnej przestrzeni na optymizm / nie lubię pisać wesoło nie lubię pokazywać sztucznej wesołości / może kiedyś /

dzięki

uszanowanie /

szutczna wesołość, mówisz... a energia, pasja do życia, uśmiech taki, że czytelnik też się uśmiechnie- błache ale ciepłe. tak też jest w lajfie. ;)

pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



piosenka jest moja / wykonanie też moje / którego nie udostępnię bo nie ma potrzeby :) /

a dla mnie???
dzięki i uszanowanie /
Tomaszu widzisz, telepatia istnieje bo myśląłam o tym czy grasz na gotarze, kiedyś o tym wspomnialeś,
jednak grasz, to super, a że smutne, wystraczy że życie jest wesołe, hihi
cmoook
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



piosenka jest moja / wykonanie też moje / którego nie udostępnię bo nie ma potrzeby :) /


dzięki i uszanowanie /

:D!

Bo niby gdzie ja o "udostępnienie" wnioskowałam, a ???
No, wybaczam, bo z uśmiechem wkręcone ;)

pozdrówki
kasia


ciesze się że wybaczone :) /

miłego popołudnia i zarazem wieczoru /

uszanowanie /
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




tytuł który podałaś mógłby być też dobry / tyle że tytuł to/ udało się / a reszta j.w /
nie wiem czy napisze coś optymistycznego / w zasadzie teksty które spisuje mają w sobie jakąś iskrę osobliwej i ogólnej przestrzeni na optymizm / nie lubię pisać wesoło nie lubię pokazywać sztucznej wesołości / może kiedyś /

dzięki

uszanowanie /

szutczna wesołość, mówisz... a energia, pasja do życia, uśmiech taki, że czytelnik też się uśmiechnie- błache ale ciepłe. tak też jest w lajfie. ;)

pozdrawiam.


wiem o czym mówisz / wiem co to radość przekazana w różnoraki sposób :) też się czasami z czegoś cieszę ./ ogólnie radować się potrafię /

dzięki za czytanie . /
uszanowanie /
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



piosenka jest moja / wykonanie też moje / którego nie udostępnię bo nie ma potrzeby :) /

a dla mnie???
dzięki i uszanowanie /
Tomaszu widzisz, telepatia istnieje bo myśląłam o tym czy grasz na gotarze, kiedyś o tym wspomnialeś,
jednak grasz, to super, a że smutne, wystraczy że życie jest wesołe, hihi
cmoook

wolę nie przesyłać/ może kiedyś wrzucę na wrzutę itp. ale to daleka fantazja /

dzięki Stasiu /

uszanowanie /

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @TectosmithNie napisałam, że mi się nie spodobał. Może zresztą z rozpędu nie do końca właściwie go zrozumiałam, nie dostrzegłam lekkiej ironii peela. Jest w tekście przecież ogromna doza ufności skierowanej do drugiej osoby, która może diametralnie odmienić, rozjaśnić naszą rzeczywistość za pomocą pozornie drobnego gestu. A to wszystko w melancholijnej, jesiennej aurze, która wcale nie musi przytłaczać.   A to mój Mikrokosmos (Tie-break, wrzesień 2025) Może się spodoba.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Dotąd unikałem skutecznie spotkania z tą chwilą, która właśnie miała dotknąć mój żywot w całej swej okrutnej pełni. Unikałem stryczka i wyroku śmierci po trzykroć. Dwa razy zamieniono mi go na banicję a raz mój kochany kompan złodziejskich eskapad i mistrz manipulacyjnych gierek i oszust pierwszej wody - Wacek z Brugii. Ze skarlałą dostojnością swej aparycji i wdzięku, na który jak zapewniał mnie w trakcie wielu niekończących się wręcz nocnych pogaduszek w upadłych karczmach i zajazdach, połakomiła się nawet sama królowa Maria Luksemburska. Uwolnił mnie tylko sobie znanym sposobem, choć podejrzewam, że nie obyło się bez użycia zatrutego wina dla straży a dla bardziej opornych, pozostawał sztylet wbity w samo serce.   Więc ja Orlon de Villargent - szelma, łotr, złodziej, alfons i morderca. Ach i oczywiście niezwykle dostojny, czarujący i przystojny poeta, upadłych ideałów. Piewca tych którzy głosu nie dostąpią i którym godność człowiecza jest odbierana, idę w twe objęcia, o droga śmierci! Przed obliczem drewnianej kochanki już się nie trwożąc i nie lamentując na francowaty los fortuny dziecięcia ulicy. Taki mój los i uroda widać bym oddał swe gardło pod konopną linę, czekającej w ciszy placu, dostojnej szubienicy.   Więc szedłem ku niej. Lecz nie w słodkiej samotności i ciszy pokutnych, spóźnionych interwencją sumienia myśli. Na placu St Genevieuve było gwarno, duszno i śmierdząco od wyziewów rzeki Loivre, wszechobecnego łajna i truchła, zdechłych zwierząt i oczywiście cegiełkę od siebie dokładały tłumy mieszkańców. Odarci lub opatuleni, Bezzębni lub o zębach tak czarnych jak węgle w kominkach, młodzi a już zepsuci, brudem i chorobą jątrzącą ich oblicza lub starzy i gnijący od grzechu swych pozbawionych sensu żywotów. Wszyscy oni jak dzikie bestie a nie ludzie. Opętani żądzą mordu i w transie pobudzonych swych członków i oczu. Fale ich postaci jak morze wzburzone zimowym sztormem. Burzyło się groźnym rykiem, nawoływaniem i obelgami. Sędziowie trybunału, spełnili aż nazbyt dobrze swą powinność i zadbali o to by śmierć moja była przednią rozrywką dla wszystkich, którzy jej pragną z całej dobroci swych plebejskich serc jak i dla tych którym będzie ona przestrogą by powrócili na ścieżkę światłości i społecznego ładu i porzucili swe uczynki i frantowskie profesje. A jeśli tego nie uczynią i nie opamiętają się w porę. Wtedy to Bóg pod postacią sędziów, znajdzie im dogodne miejsca na miejskich szubienicach a ogień piekielny poczęty z ich grzechów będzie palił ich duszę aż po dzień sądu ostatecznego. Szedłem bardzo powoli, kajdany spięte na krótkich łańcuchach u stóp i rąk krępowały mnie skutecznie.   Bosy i w rozciągniętej koszulinie, która bardziej przypominała brudną ścierę od butelek, która zaprzyjaźniona z moją kompanią Brunhilda, zwykła ganiać po sali i rozdawać nią razy przy okazji dodając kopniaki co bardziej pijanym i przysypiającym u stolików klientom. Szedłem w asyście straży. Dwóch niezbyt rosłych gołowąsów, których złamałbym jak liche deseczki, urosło dziś do rangi oficerów i konwojentów skazańca. Zdawać się mogło, że byli bardziej przerażeni reakcjami tłumu wokół niż ja sam. A mieli jedno i do tego jasne zadanie. Doprowadzić mnie na szafot w jednym, względnie nienaruszonym kawałku.     A później to niech się dzieje wola nieba. Po odczytaniu wyroku, równie dobrze można by wrzucić mnie w tłum a on zająłby się ochoczo jego egzekucją a zarazem mojej osoby. Młodzieńcy robili co w ich mocy bym w miarę bezpiecznie przebył mą ostatnią ziemską podróż. Odpychali nawałę tłumu halabardami, rękoma odzianymi w lekkie rękawy zbroi a jeśli to nie skutkowało to nadziakami serwowali ukłucia gdzie tylko trafił dziób broni. Ludzie cofali się wtedy jak przed Mojżeszem, pomstując na matki, babki i ojców strażników, trzymając się za świeże rany na dłoniach, twarzy czy brzuchu.     Kilka razy i wśród tłumu, błysnęło ostrze noża jakiegoś samozwańczego bohatera lub bohaterki, którzy chcieli przeprowadzić egzekucję bez tego zbędnego i bądź co bądź żałosnego theatrum.     Tych wyciągano z tłumu i bito pałkami po żywotach i głowie tak długo aż wypuszczali broń chcąc chronić swe nędzne oblicza przed solidną siłą twardego drewna. Darli się wniebogłosy a krew tryskała na boki, powodując jedynie jeszcze większy napływ wściekłej gawiedzi. Szczęśliwcy gdy tracili przytomność byli na powrót wrzucani w tłum a ten chwytał ich niewładne ciała z pieśnią zemsty na ustach. Ci którzy jakoś wytrzymali, turlali się w rynsztoku bruku, podtrzymując sącząca się z ran krew lub patrząc martwo na obite, połamane kikuty rąk i dłoni.   Wreszcie będąc już w połowie drogi do szafotu, bezwiednie podniosłem głowę i wzrok który dotąd tępo wbijałem w swe stopy. Spojrzałem na tłum i szybko wyłapałem w nim znajome, przyjazne mi oblicza.     Były to trzy moje dziewczęta, które walczyły z przewagą tłumu by móc przedostać się jak najbliżej mnie. Roniły szczere łzy i zanosiły się piskami i żałosnym szlochem umartwionych duszyczek na widok swego chlebodawcy w kajdanach przeklętej sprawiedliwości. Wykorzystując sytuację, że akurat moi strażnicy obijali jakiś dwóch parszywców po drugiej stronie ulicy, doskoczyłem do moich owieczek.   Przyszły pożegnać mnie moje najwierniejsze z wiernych.   Były to Mignonne Pluie - drobna brunetka o najcudowniejszych zielonych oczętach we Francji, najmłodsza z całej trójki, pracującą dla mnie od czterech lat. Nie bała się nigdy wykonywania usług swej najstarszej na świecie profesji ani dla agresywnych, podpitych szelmów ani tym bardziej świątobliwych acz obleśnych, podstarzałych dziadyg w habitach. Jej dziecięca prawie twarz zawsze łagodziła obyczaje w moim domu uciech a rozpalała uczucia do jej bardzo ponętnych kształtów i sprawnego nie tylko w sprośnym słownictwie języka. Chwile upojne w jej towarzystwie zawsze zostawiały po sobie solidny utarg a i ona często dostawała ode mnie dodatkowe pieniądze na suknie czy kosmetyki by zrobić się na prawdziwe bóstwo i ściągać jeszcze możniejszą klientele pod opiekę swych ust i piersi.   Druga z dziewcząt Alipsa Ronce - blondynka, lekko przy kości o spojrzeniu tak dalece lubieżnym i zepsutym, że choćby ja porządnie oporządzić i sprawić jej najbogatsze ubiory i podać ją za księżniczkę to każdy o wprawnym oku wiedziałby wprzód że ma przed sobą nie potulną i dziewiczą w swej krasności księżniczkę a murwę wszeteczną i upadłą. Alipsa nosiła nie bez powodu swój przydomek. Specjalizowała się w zabawach dla wybranych gości, którzy płacili ku czasami mojemu największemu zdziwieniu całkiem niemało by móc pobyć z nią choć te jedną niezapomnianą noc. Co działo się za zamkniętymi drzwiami jej sutereny znałem tylko z opowieści. Podobno klienci lubili gdy wiązała ich ciała, znęcała się ochoczo i wyuzdanie nawet nad najbardziej delikatnymi częściami męskiego ciała, raniła ich i spijała krew prosto z ciał, stąpała nago po ich rozciągniętych ciałach i twarzy. Podduszała, znęcając się nad ich miękkimi kusiami, wyśmiewając i żartując z ich impotenckiej niemocy. Słuchając tych opowieści, zawsze bałem się że za takie zabawy gdyby się kto o nich szerzej dowiedział. Ja jako jej alfons wyląduje w wieży albo lochu na długie miesiące i jeszcze będę musiał sowicie i pokutnie wynagrodzić księży lub braciszków z miejscowych zakonów, klnąc się że po raz wtóry tak zepsutej wiedźmy pod dach nie przyjmę. A Alipsa pewnie zastąpiłaby mnie pewnego dnia na stryczku ku uciesze gminu I Boga.   No i wreszcie trzecia niepokalana niewiasta domu uciech Orlona de Villargent.   Tibelle Noirette - jedna z moich faworytek. Już w dość zaawansowanym wieku, dwudziestu ośmiu lat jak na wykonywany zawód ulicznicy. Czarnulkę przygarnąłem od jednego z urzędników miejskich, który popadł u mnie w kościane i karciane długi. Jego jedyna córeczka zamiast do stanu zakonnego trafiła do renomowanego burdelu. I nad wyraz podobał jej się taki nieoczekiwany obrót spraw. Była dziewczyną na zamówienie pod adres klienta. Zawsze ja osobiście lub ktoś z moich ludzi zawoziliśmy ją na miejsce i czekaliśmy w jakimś ciemnym ustroniu by nie tylko jej cudne, kobiece wdzięki zaczęły działać na naszą korzyść ale również jej niezrównany intelekt połączony z sadystycznym upodobaniem do ściągania długów i wyrównywania rachunków. Niejeden nasz klient poczuł jej gniew na sobie. Wielu straciło cały dorobek życia swojego i całej rodziny a kilku także życie.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Bzdury opowiadacie, Kolego ;)     No i tu jest pies pogrzebany. Ty masz żyć działaniem. To wtedy zobaczysz, jak wiele zależy od Ciebie. I choć wydaje  się często, że porażki są oznaką jakiegoś fatum - to właśnie one dają nam siłę, bo się na nich uczymy.     Bo? Przecież to zależy od Ciebie.
    • @FaLcorN tylko sie zakochaj, a potem to juz z górki albo pod , to zależy...  Naprawdę ładna liryka - czułe dotyka

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @tie-breakDziękuję Ci bardzo. Zdjęcie to kawałek mojego okna po prostu.  Wiersz Ci się nie spodobał. Jeśli tak jest nie pogniewam się.  Pozdrawiam serdecznie. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...