Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zbawienie to nie pralka. Nie jest tak, że wystarczy nacisnąć przycisk i wszystko zrobi się samo. Dlatego po całonocnym błąkaniu się po rubieżach miasta i po mocnym całodniowym śnie udałem, że głosy w mojej głowie pojawiły się jako efekt uboczny przepracowanego intelektualnie umysłu na stanach. Łapałem pion zaspany rozglądając się po pokoju, jak po obcej planecie. Fajki zdechły w popielniczce, ja zaspany a w mordzie szambo. Poszedłem coś zjeść, ale w lodówce znalazłem jedno jajko i swiecący plasterek kiełbasy. Odbiło mi się żółcią, bo nic nie jadłem chyba od tygodnia, i poszedłem zmoczyć muszlę.
Wróciłem do starych nawyków i świata ulicy, jak pies do włąsnych wymiocin. I wtedy z wszystkich moich najpiękniejszych marzeń i doświadczeń, które przeżywałem tak mocno jak nigdy w życiu, w ten wieczór mojej pierwszej modlitwy, uczyniłem tanią prostytutkę przechadzającą się wśród szczerzących kły żądz i namiętności.

Czułem się jak nowo narodzony, oczyszczony, może rozgrzeszony i pozbawiony bagażu win. Stąd w czternastodniowy ciąg pod znakiem "czarnego afgana" poszedłem jak w dym, bez namysłu i zahamowań. Nagle znalazł się Słodki, Wojna, Zimny, i reszta hołoty. Wydziarani, ze znakami typu King Diamond na swoich ciałach. Włochaci panowie o rodem z Metal M Production o wiecznie czerwonych spojówkach i źrenicach szerokich jak księżyc nocą. Dwutygodniowa impreza zaczęła się w piwnicy u S, ale jak i gdzie się skończyła, tego nie mogę ustalić do dziś. Wiem tylko, że w międzyczasie Moondek dokupił drugiego guna a Gepard zdążył już dwa razy umierać. Acha, był też Knur, który po wieczorze spędzonym w naszym towarzystwie przyniósł do domu za pazuchą swojej naćwiekowanej zamkami ramoneski kilkanaście żarówek, które wcześniej pozbierał z ulicznych latarni. Pamiętam też Marcina, który po swoim pierwszym razie z "marią" przez pół godziny ćwiczył pod domofonem odpowiedz "To ja Marcin", by nie wypaść nieswojo, gdy mama zapyta kto tam.
Wszystkie inne rzeczy, które były moim udziałem pamiętam przez mgłę. Było coś o moim umieraniu, jakaś zapaść i pożeracze dusz. Miałem pono dziewczynę, albo dwie, wiem to z opowiadań. Nocami miasto należało do nas a w dzień żyliśmy jak w piwnicy, bez słońca i dziennego światła. Moondek opowiadał mi coraz częściej o stanach schizofrenicznych i biegających po jego domu starcach. Ilekroć do niego przychodziłem czytał mi naćpane wiersze o sensie życia. Pewnego dnia wyciągnął spod szarego fotela księgę czarnej magii i gliniane tabliczki z tajemniczymi napisami. Przestraszyłem się tego wszystkiego dopiero wtedy, kiedy M stwierdził, że coś za nim chodzi i nie jest to nic z tego świata.
Przez te dwa tygodnie żyłem jak w sytuacji przechylonej podłogi. Wszystko co robiłem było powolnym zsuwaniem się w otchłań nicości. Wszystko było niczym i coraz mniej znaczyło. Ludzie z paczki byli dla mnie jak z czarno-białej fotografii, dawno przypruszonej kurzem czasu, wspomnieniem, ułudą. Dzień mieszał się z nocą bez rozróżnień pór i godzin. Kim byłem dla samego siebie? Traciłem powoli tożsamość i staczałem się w przepaść bez możliwości odwrotu. Jeśli istnieje piekło to było ono w tamtym czasie krainą mojego szczęścia i jedyną drogą, na którą było mnie stać.

Opublikowano

przeczytałóam prawie połowę więcej Marku nie mogę
eh eh..tylko sobie wzdychnę...eh eh....
kwiożerczy język nadal;Dzień mieszał się z nocą bez rozróżnień pór i godzin.
- właśnie tak odczytuję całość, jako totalne zagubienie;
:)ciepłoniaście

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @huzarc Unieważnię - czyli  sprawię, że przestaniesz istnieć, że twój krzyk, twój bunt, twoja złość staną się nieważne, niewidzialne. Wiersz mówi o tym, jak system (społeczny, polityczny, osobisty) neutralizuje autentyczny gniew - nie walcząc z nim wprost, ale unieważniając go, ośmieszając, gasząc błyskami i brokatem.  Ciekawe! 
    • @Waldemar_Talar_TalarJa również nie boję się miłości! :))))   nie boję się miłości gdy świat się chwieje to ona przypomina po co się żyje
    • @KOBIETA Bardzo często sięgam w swojej twórczości po motywy weird fiction i mitologię Cthulhu. Jest to najdoskonalszy rodzaj grozy transcendencjalnej 
    • Ty bzik - ba - bujał: cne, to potencjał u babki zbyt.      
    • @Migrena Napisałeś świetnie o artystach (poetach), którzy utknęli między własną ambicją a paraliżującym brakiem autentyczności. Ich powaga jest pozą, która maskuje brak treści. Dużo tu ironii, która miejscami przechodzi w groteskę. Wyśmiewasz pozy i banały, którymi posługują się ci "twórcy", którzy pragną wielkich tematów, ale boją się ryzyka, prawdy i konfrontacji. W końcówce, wiersz staje się opowieścią o uniwersalnym ludzkim dążeniu do ekspresji. Pokazuje, że prawdziwa twórczość (to "żywe słowo") nie jest łatwa ani przyjemna. Ona "gryzie" – jest bolesna, wymaga konfrontacji i pozostawia ślad. Ciekawy tekst, refleksyjny, świetny!    Czytam twój wiersz o poetach-tułaczach i myślę sobie - znam takich, co mają w plecaku dziesięć tomików niedokończonych, trzy metafory (wszystkie o jesieni) i jeden rym do słowa "miłość", który brzmi jak "pilność". Stoją na przystanku inspiracji czekając na autobus, co nie przyjedzie, bo wena ma dziś wolne i poszła do fryzjera. A ja? Ja też mam watę w zdaniach i kotlet robię z każdej myśli, ale przynajmniej wiem, że pies ma rację - i dlatego kończę wiersze, choćby były jak skarpety - nierówne, ale w parze. Bo lepiej skończyć źle niż pięknie nie zacząć, a słowo, które w końcu dogonię - niech gryzie, szczypie, drapie! Przynajmniej poczuję, że żyję!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...