Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jadę autem
z mapą w ręku

zamiast bagażu wiozę
wiele bezużytecznych doświadczeń

z uporem maniaka
trzymam się drogi

gdy zaś przydrożna trawa
dziko rosnąc
wygina się jak wiatr zawieje
[sub]Tekst był edytowany przez Marek Paprocki dnia 06-07-2004 13:25.[/sub]

Opublikowano

gdy zaś przydrożna trawa
dziko rosnąc
wygina się jak wiatr zawieje


Chyba wyciełabym "zaś" - ale to moje zdanie
ogólnie - bardzo mi się podoba to co Pan pisze
Pozdrawiam ciepło :-)
Opublikowano

Człowiek trzymający się idei porządku i z bagażem doświadczeń - i byle trawa trzymająca się to ziemi, to wiatru, w ogóle natury. I niestety to drugie częstokroć wygrywa, pozostaje sobą; a człowiekowi zostają gorzkie refleksje... No i dlatego lepiej (dumniej?) być człowiekiem.
Po myśli lub nie, ale dziękuję za klarowny, zgrabny utwór, który mi powyższe przyniósł na myśl.

Opublikowano

Panie Marku!
Wiersz ciekawy. Jedno tylko mnie martwi, a mianowicie brak zakończenia. Chciałbym czytać dalej, bo do tego zmusza
"gdy zaś przydrożna trawa
dziko rosnąc
wygina się jak wiatr zawieje"
...i tutaj brak mi tej końcówki.
Serdecznie pozdrawiam
Marek Wieczorny
[sub]Tekst był edytowany przez Marek Wieczorny dnia 06-07-2004 20:17.[/sub]

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Odnoszę wrażenie, że z E-kranów coraz bardziej chlorowana woda leci. Jakby jej odcinano dostęp do naturalnej świeżości i tylko sypano (gmatwano) pseudo ulepszacze. Kotłuje się więc w głowach, ale pić trzeba... a może nie trzeba... ? hmm, może teraz jest odpowiedni czas na wykopanie studni. Wiesz skłaniający do refleksji.   Pozdrawiam :)
    • Tekst powtórkowy     Ośmioletnia dziewczynka ubrana w czerwoną sukienkę w białe groszki, siedzi smutna i zamyślona pod wiśniowym drzewem. Codziennie tu przychodzi jak tylko ma czas. Bo czasami zapomni. A to szkoła a to zabawy w głowie. Takie po prostu zwyczajne. Rodziców już to nie dziwi, że prawie codziennie, córka idzie do sadu, rozkłada kocyk i siada.   Teraz właśnie, nie wiadomo który raz, spogląda na drzewo wyczekująco. Pełno na nim różowego kwiecia. Wygląda tak, jakby ktoś konary kwiatkowym lukrem posypał. Słońce snuje ciepłe promienie, między listkami a delikatnymi początkami wiśni. Na Ziuziowej głowie, widnieje delikatny wianek z płatków róży. Musi często robić nowy, czasami kalecząc drobne dłonie. Nie przejmuje się tym. Tak naprawdę martwi ją tylko jedno.   Drzewo kryje w sobie pewną przykrą tajemnicę. Jeszcze nigdy nie wydało owoców. A ona ma na nie wielki apetyt. Nie wie dokładnie: dlaczego. Wie natomiast, że musi tu często przychodzić... i czekać. Może się pojawią. Zobaczy je wreszcie, by chociaż kilka zerwać i sobie zjeść. Ma jeszcze inny kłopot. Jest wyśmiewana przez dzieci. Szczególnie przez jednego chłopca, o imieniu: Staś.   – Ty znowu tu? Tylko uważaj, bo jeszcze ciebie wiśnie zaatakują. Mogą cię pożreć – Głupoty gadasz. Przecież ich nie ma. Nie przeszkadzaj mi. Idź sobie! – Tak... czekaj... aż ci figa z makiem wyrośnie. Przecież wiesz, że to drzewo jest głupie. – Drzewo nie może być: głupie. Głupi jesteś ty. – Skoro jesteś tak mądra, to przychodź codziennie. Żebyś nie przegapiła... wyskakiwania wiśni. Rozbiegną się i co? Już nie znajdziesz. – Znajdę. Jestem cierpliwa. – Ooo... cierpliwa. Ciekawe na ile ci wystarczy tej cierpliwości? – Nie twój interes! Daj mi spokój! Głupek z ciebie i nic więcej!   * Dzisiaj dziewczynka się dowiaduje, że Stasiu ciężko zachorował. Wiele dzieci ma go jutro odwiedzić w szpitalu. Zuzia nie ma zamiaru tak długo czekać. Postanawia iść do niego dzisiaj. Wiadomo, ma trudny, czasami wredny charakter, ale cóż... to zawsze kolega. A kolegę należy odwiedzić. Nawet takiego uciążliwego. Szczególnie w takiej sytuacji.   Stoi przy jego łóżku. Słyszy ciche słowa pełne zdziwienia: – Nie wierzę! To ty? Ta, której najbardziej dokuczałem, przyszła mnie odwiedzić jako pierwsza. Jesteś chyba bardziej chora, niż ja? – Powiedz lepiej jak ty się czujesz? – Z tego co podsłuchałem, już chyba za długo nie pożyję. Przestanę cię denerwować. – Co ty gadasz za głupoty. Mam cię walnąć za to... oj przepraszam. Chorych nie można. – Wiesz co... – Co? – Mam apetyt na wiśnie. Choćby kilka. Właśnie z tego drzewa. Załatwisz mi to? Znasz to drzewo tak dobrze… a ono ciebie. No co? Chociaż spróbujesz załatwić? – Nie mogę niczego obiecać. – Wiem. Poczekam, ile będę mógł.   Staś leży w szpitalu, a Zuzia chodzi do sadu. Teraz codziennie. Zaczyna nawet przemawiać do drzewa, trochę wnerwiona:   – Posłuchaj Drzewo. Co ty sobie w ogóle myślisz? Jak długo mam jeszcze czekać? Wiśni mi daj! Ale już! Przepraszam... chociaż trochę. Dla chorego kolegi potrzebuję. Szczerze mówiąc, jest mi przykro, że nie dla siebie, ale w tej chwili on jest ważniejszy. Przychodzę i przychodzę... i co? I nic! Czy ty nie masz litości w gałęziach. Jestem małą dziewczynką, ale już wiele kłopotów życiowych za uszami. A teraz jeszcze to! Nie chcę dla siebie, tylko dla niego. Proszę! Bądź drzewo człowiekiem! Nie machaj gałązką, że nie możesz, bo wiem... że możesz i już!   Tego pamiętnego dnia, jak zwykle przychodzi w dobrze znane miejsce. W pierwszej chwili nic nie zauważa. Aż nagle oczom nie wierzy. Na gałązce i to jeszcze blisko ziemi, wisi kilkanaście wisienek. Dużych, ładnych i zdrowych. Dziewczynka stoi jak oniemiała, a jej serce bardzo się raduje. Dziękuje pospiesznie Drzewu, zrywa owoce i biegnie co tchu w płucach do szpitala. Wyobraża sobie, jak go ucieszy ten prezent. – Może nawet jedną mnie poczęstuje. Ojej! Nie musi. Nie powinnam tak myśleć.   Niestety. Po przybyciu na miejsce dowiaduje się, że Staś przed chwilą zmarł. Znowu stoi jak oniemiała, nie mogąc powstrzymać łez. Czyżby wszystko na próżno? A może za wolno biegłam? Lub za długo zrywałam?   *   Zuzia, kładąc owoce na jego zimne, splecione dłonie, szeptała cicho: – Weź je na drogę. Chociaż tak sobie myślę, że może już jesteś w innym świecie. Lepszym. Chyba nie byłeś zły, tylko... a tak w ogóle… to będę tęskniła za tym twoim dokuczaniem... głupku.   W czasie pogrzebu i trochę po, drzewo okryły piękne wiśnie. Po raz pierwszy w swoim drzewnym życiu obrodziło i to od razu wielką ilością. Tak już było przez wiele długich lat. Nawet ptaki omijały je z daleka, jakby wzbudzało szacunek. A owoce właśnie z Tej gałązki, miały najlepszy smak. Wiele dzieci się o tym przekonało. Radości było co niemiara.   * Tylko Zuzia, po wielu latach nie wytrzymała i wrzasnęła w kierunku Wiśniowego Drzewka: – Czy on naprawdę musiał umrzeć, żebyś ty mogło zaowocować!!
    • @Leszczym jeśli, to Ty masz siebie i dobrze się z tym czujesz ( smakujesz), to raczej to patriarchat chyba :)) Taka moja niezobowiązująca interpretacja :)) Pozdrawiam:)
    • @violetta nie, to było 3 lata temu:) w kwietniu, a teraz tak tam ciepło jest i bajeczne morze;)   Moje wspomnienia:)  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Miałem na myśli dzieci starsze, nie niemowlaki, takie 5-6 lat.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...