Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

to takie ciepłe
dotykasz opuszkiem
rąk

we krwi pulsujesz
odpychasz złe myśli
czułością oddechu
zmysłami przenikasz
świat
woła

już wiesz że jesteś
ale czy będziesz?

tak w ciszy trwa
nasza rozmowa

Opublikowano

Nie wiele tego jeszcze jest, tak samo jak u mnie... mowa o liczniku komentarzy oczywiście :D
Ale lądujesz u mnie na panelu ulubionych autorów, za to dzisiaj i oczywiście za całokształt.

Takie rzeczy mi się właśnie podobają, czytając każdy kolejny raz, co raz bardziej. Nawet jako mężczyzna wczułem się w rolę :D haha

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dziękuję bardzo,chyba jest Pan pierwszą osobą która dodała mnie do ulubionych,tym piękniej dziękuję,co do komentarzy to ma Pan rację każdy woli czytać znanych niż nowych jak raczkują w poezji a szkoda,mało jest osób które w ogóle czytają moją poezję tym trudniej jest mi ocenić czy się podoba a jeśli się nie podoba to chcę wiedzieć co?Cieszy mnie że taka tematyka trafia też do mężczyzn,świadczy to o tym że ma Pan wrażliwą duszę,pozdrawiam serdecznie:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


niby rąk bo to jeszcze nie są rączki tylko ich zaczątek a na niby rozmowa dla tego że rozmawia się z płodem myślami i tylko wyobraźnią i zmysłami czujemy co dziecko chciałoby nam powiedzieć i to niby ma wszystko podkreślić ale może rzeczywiście jest zbędne,dziękuję bardzo i cieszę się że się podoba,napisałam to wczoraj pod wpływem chwili i od razu wrzuciłam na forum:)
Opublikowano

Chejka dziecinko!

piszesz tak:
-odpychasz złe myśli
zmysłami przenikasz
(widzisz te krzyżowe ustawienie czasowników niby banał, lecz w ,,miniaturce"wiersza to dużo,
gdyż jak rzeczownik będzie pod rzeczownikiem to i rym będzie)

jeszcze cię nie ma,
a już wiesz, że jesteś ( dziecko czuje matkę, ale nie wie, czy będzie?, lecz w poezji zaprawdę może być wiesz jednak ja bym użył słowa ,,wiem", gdyż Ty to wiesz i dla czytelników zagadka.
Myślą , jest, ale czy będzie?
I osatnia rzecz po co? ,,bez słów" w ciszy trwa nasza rozmowa. Skoro cisza i tak wiadomo o co chodzi z całego obrazu teksty, więc i zakończenie proste, lecz trafne. Gdzie cisza tam maki sieją, ale napewno nie słowa
z poważaniem
pozdawiam i nie mów mi Pan, gdyż pany wyginęli w czasie rozbiorów:):):)
,,lulek" jestem Pa

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a więc "lulek" dziękuję za komentarz,skorzystałam z porad zobaczymy co inni o na to powiedzą o ile jeszcze ktoś tu zajrzy,samemu ciężko jest we własnej pracy dostrzec błędy,łatwiej u kogoś,pozdrawiam:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...