Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

przesładzam czasem zupę
zamykam drzwi na klucze
głowę nakrywam kocem
o nic jak zwykle nie pytasz

jedzą mnie odpowiedzi
daj odwagi pytaniem
zatrzymaj serce z wosku
i słowo co wiele zmieści

jeśli nie możesz westchnieniem
udźwignąć ze mną kamieni
zmienię się w lodową górę
dotykając poczekam na ocieplenie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Nie pyta - a potem się ukrywa za gazetą - więcej odwagi dla peela a będzie dobrze .
Samo życie można rzecz .
Wiersz bardzo na tak Marlett.
uśmiechu życzę

Talarku
Masz rację - samo życie.
Dziękuję, miłego dnia życzę. PozdrawiaM.
Opublikowano
jeśli nie dasz rady westchnieniem
udźwignąć ze mną kamieni
zamienię się w lodową górę
dotykając poczekam na ocieplenie


Marlett!
Obrazek prosto z życia i jako załącznik cenna wskazówka: mieć cierpliwość!
Wiersz barrdzoo na tak!
Serdecznie pozdrawiam
-Krysia.
Opublikowano

Witaj Marlett
pozwoliłem sobie przestawić dwa wersy
teraz pierwsza strofa dotyczy w całości peelki
a druga jest do niego
co Ty na to?


przesładzam czasem zupę
zamykam drzwi na klucze
głowę nakrywam kocem
jedzą mnie odpowiedzi

o nic jak zwykle nie pytasz
daj odwagi pytaniem
zatrzymaj serce z wosku
i słowo co wiele zmieści


Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Marlett, wersja Egze warta zastanowienia
oczywiście + III strofka, bo memento w postaci góry lodowej jest bardzo sugestywne ;)
:))
Opublikowano

z całości najbardziej się spodobała druga strofa:

jedzą mnie odpowiedzi
daj odwagi pytaniem
zatrzymaj serce z wosku
i słowo co wiele zmieści

najjaśniejsza w wierszu :) fajny obraz buduje i fajnie zestawia słowa.

ogolnie na tak ;)
pozdr.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Egzege!
Pomimo blues-owej pogody chciałam przyznać rację,
jednak peelka nie chce rozdzielności :)
ponieważ mocno jej zależy na wzajemnych relacjach
na wspólnym przenikaniu. Nie przeczę, że Twoja propozycja
warta jest zastanowienia.Dzięki Egzege. PozdrawiaM.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


mnie też tak się widzi że jest lepeij
pozdrawiam M.
Stanko! mnie też się widzi, że lepiej, ale to sprawa subiektywnych odczuć.
Dzięki. PozdrawiaM.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Marlett, wersja Egze warta zastanowienia
oczywiście + III strofka, bo memento w postaci góry lodowej jest bardzo sugestywne ;)
:))
INko!
Zgadzam się - wersja Egzege warta zastanowienia
ale jeśli mam być zgodna z peelką pozostaje przy obecnej wersji.
Całuski!
Opublikowano

witam a tak:
w 4 wersie 1 zwrotki zamiast pytasz- proszę.
zamiast jedzą- zjadają
,-------,daj-dodaj
i słowo, tylko z rozsądku dot. ostatniego wersu 2 strofy
Jeśli nie zdołasz rozumem (czasownik dać juz występuje, a westchnienie nie pasuje)
rozum jest racjonalny do góry lodowej, może być intelektem bardziej poetycko)
w ostatnim wersie bez dotykająć, gdyż jest zbędny, a puenta ładnie i lekko będzie brzmiała.
Z poważaniem
pozostawiam do przemyślenia, gdyż człowiek istota omylna:))))))) pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...