Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

obrys


Rekomendowane odpowiedzi




Wstrentny jest w naszej wsi czczony na równi z denaturatem,
tyle, że po dykcie niektórzy z nas ślepną a po Wstrentnym na odwrót -
zaczynamy widzieć rzeczy o których filozofom...
Na przykład wczoraj: zbieramy pod sklepem na wino a tu Wstrentny przychodzi
(zarost na trzy żyletki, oczy czerwone jak chińska partia) i pyta:
a wiecie wy, skurwysyny, która to godzina?
Rozdziawiliśmy gęby ze zdziwienia rozglądając się dookoła, ale żaden,
nawet Kalosze, syn jasnowidzącej nie wiedział.
Wtedy Wstrentny wyjął zegar słoneczny z samym tylko sekundnikiem
i kazał nam go gonić jak cienie konia w kieracie.
- No i co, draby, wiecie już, czy nie wiecie? - zapytał znowu.
Ale my tylko rżeliśmy ze zmęczenia wtopieni w jesienną noc.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 42
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czy inspiruje? daje szczęścia łut Elizie Beethovena, uspokaja nieuleczalnie chorych i ich rodziny.
niewiedza, co będzie dalej pozwala wierzyć, że istnieje lepszy świat po śmierci, inaczej
po cholerę dzielić się ostatnim kawałkiem chleba z nieznajomym, wahać się, czy warto
i co wato, Warto - rzeko ty moja ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


naprawdę? dodajesz mi skrzydeł Magdo, bo sam już nie mogę słuchać tego,
co bazgrzą Boskie Kalosze! sonety.... błe... villanelle.... błe... same okropieństwa!
a nie mogłabyś mu przypadkiem kiedyś napisać przy jakimś wierszu, że Cię mdli?
ja wiem, z boku wygląda to tak, że ja to on i piszemy na zmianę... ale to nie jest
całkiem prawda! to taka walka o wpływy i kiedy któryś z nas wreszcie wygra, inni
przestaną istnieć. trudno to wytłumaczyć... o wiem! - jeśli oglądałaś "Nieśmiertelnego" -
chodzi właśnie o coś takiego, o taką zonapsyche. narodziłem się
właśnie w podobnej chwili, odrąbując łeb poprzedniemu nickowi:



O witaj,
witaj Melancholio pożerająca najeżone do niejesienności jeże!

jak się masz pić!
jak masz się szklany bękarcie
wiosenna nocy na zimowej szybie
i kolejna rato

witaj gryzipiórku
rozbujany deszczowy ogierze

(czas zakopać Ilion!
czas zakopać tego trojańskiego konia
na biegunach cywilizacji)
ponurozębny smutku z paszczą kosmicznego węża
sięgającą po utkwioną w marazmie Ziemię, którą
wstrzyknąwszy jad obietnicy wieczności
w zielone tętnice połyka niespiesznie:

zahipnotyzowana pogrąża się w pustkowiu
człowiek po człowieku

rafa


Tu, w liczkach Odry
z zamglonych czerwcowo opali Wstrentny mógł oszlifować dla siebie parę reliefów drżących zdań
długopisem znalezionym w zbutwiałej marynarce pływającego w sitowiu topielca.
A rozpoczęło się całkiem podobnie, przeto trzeba uważać, żeby nie pójść zbyt daleko jego śladami,
gdyż skończył w trumnie przeżarty syfilisem ideałów:

pusty kufel... pusty kufel...
pusty łeb ("trufla" czy "trufel"?)

Wstrentny zamyślił się między jednym niemyśleniem, a drugim,
by lakonicznie wypowiedzieć jedno ze swoich ulubionych odtąd zauważeń,
które są jak psy aportujące przynoszące ustrzelone kaczki sensu do nogi:

parapitek to jednak nie para pitek!

co nawiązywało do wyglądu i zapachu wydzielanego przez rozkładające się
zwłoki mające niewiele wspólnego z wyglądem współcześnie żyjącego
człowieka, czyli w tym konkretnym przypadku - żywego jeszcze wtedy
do przesady młodego Wstrentnego

"Śmierć była albo będzie: nie istnieje nigdy
W teraźniejszości. Również nie zadaje męki.
Śmierć sama: raczej jej oczekiwanie."

(Owidiusz)

Wtedy to de Wstrentny natchniony przemijaniem pomieszanym z piwem
i marnością wyglądu denata z upływającą w rozrzeźwiony horyzont blaskołuską Odrą
postanowił napisać coś wielkiego, choćby się nie udało -
ale byleby zawarło jakiś morał, przesłanie niczym ble ble ble... posłanie
pozostające po człowieku: człowiek odchodzi a posłanie zostaje dla innego,
wystarczy je otrzepać z kurzu, wyprać ręcznie lub w automacie
mydłem, szamponem, detergentem, czy nawet zostawić tak jak jest -
najważniejsze, że coś po nas zostało, coś co drugiemu sprawi odrobinę radości
a choćby i zakłopotania, to jednak rozziajana sztafeta życia biegnie dalej,
pałeczka pozostawiona przez poprzednika, który zatoczył
swoje bolesne koło ogrzewa łapkę optymizmu następnego gołodupca
wychylającego głupiutki łepek, niczym peryskop z chłodnego niebytu i ble ble ble ble...
w każdym razie uduchowiony jak nie wiem kto Wstrentny zaczął pisać:

- ha! ha! haha!
śmiali się kumple kiedy Noe
wszywał sobie i całej rodzinie esperal pod skórę
poświęcając na to mnóstwo czasu i pieniędzy

- wariat! ha! ha! haha! prawdziwy wariat!
drwili

Noe spuszczał smętnie głowę i wychodził zaraz na początku
wszelkich imienin, imprez, a nawet omijał tak przecież ważne
dla przetrwania świata spotkania poetyckie
szepcząc pod nosem:

- jeszcze zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni?

i rzeczywiście -
któregoś dnia kumple wpadli w trans i pili przez czterdzieści dni i nocy
czyli, jak to się mówi: nieźle popłynęli
wpływając do momentu, w którym przestaje się zauważać cokolwiek.

na szczęście Noe, przez setki lat maniakalny hodowca wszelakiej maści zwierzątek
wietrzył akurat klatki i dotąd wypuszczał nadmiar białych myszek,
aż te przestały wracać z powrotem
zadomowiwszy się w łbach trzeźwiejących przyjaciół.

myszki upodobały sobie zwłaszcza jednego, przezywanego Popielem
z powodu nadużywania nikotyny od czego miał mnóstwo ozonowych dziur
w kieszeniach, a co z kolei stało się powodem oskarżeń Popiela rzucanych
pod adresem Noego:

- te twoje gryzonie zniszczyły mi ubranie! zobaczysz! zobaczysz!
niech no tylko cię dorwę!

Popiel dorwał Noego pod Grunwaldem, gdzie mu porządnie wpierdolił
- to właśnie od tego czasu zamiast "pobić", "stłuc na kwaśne jabłko",
czy choćby "spuścić bańki" - mówi się również: "wpierdolić".

Tu Wstrentny wypisawszy się co nieco, uspokoił myśli i
zadowolony obszukał jeszcze raz dokładnie gnijące ciało, ale oprócz żab w żołądku
i nowego zauważenia:

kochaj i bądź kochany
lub pierdol się sam

nie znalazł niczego co by przedstawiało jakąkolwiek wartość dla pasera.
Toteż wziął tylko długopis a resztę wspaniałomyślnie (tak, tak... de Wstrentny
miewał często w młodości gest!) pozostawił dla dochodzeniówki.
Tymczasem, warto podkreślić, że słoneczny cyrkiel zdążył naszkicować
następne kilka radosnych stopni łuku na kartce otchłani i zrobiło się
raptownie tak ciepło, jak niedźwiedziowi polarnemu zaskoczonemu na krze przez efekt cieplarniany,

"Im wunderschönen Monat Mai"
(w cudownym miesiącu maju
gdy wszystkie pąki się otwierają,
miłość rozkwita w mym sercu)
/H. Heine "Intermezzo liryczne/

gromady ptaków niczym jakie dziobaki dziobały coś kracząc na brzegu,
aż zirytowany Wstrentny przeniósł się znad Odry do Krakowa
gdzie przez chwilę założył rodzinę, ale nie był szczęśliwy:

- krakały krakały i wykrakały Kraka!

zeźlił przez parę lat ustatkowany jak koń w kieracie.

Czy można się dziwić, że wkrótce, korzystając z nadarzającej się okazji,
jaką była niezrównoważona blondynka z Raciborza - uciekł z nią do Katowic?
Oczywiście, że możemy - zatem dziwmy się, jak te dziwy na drodze
machające w kierunku tirów, dziwmy się, żeby nie wyjść z wprawy,
albowiem powiadam tym, którzy mają zamiar jeszcze trochę pożyć:
jeszcze nie raz się dobrze zdziwicie!

... tak jak dziwili się idący przed nami
torując rozfalowane drogi szkorbutem, zbuntowanymi sztandarami
i whisky bez lodu wylewaną w gardła barbarzyńców -
tak jak ja się dziwiłem, gdy de Wstrentny nie bywał wcale zdziwiony,
kiedy wszystkie miłości okazywały się chybione
jakby łuk Amora wymagał gruntownego remontu (ale jak? kiedy? kiedy
tylu następnych czeka w kolejce, na ławkach, spaceruje
po zalanych w trupa plażach całego świata bez celu i umiera w zachodzącym słońcu,
każdy samotny jak mrówka w mrowisku nie zdążywszy nawet jedną noc pobaraszkować
z królową życia ("masz takie piękne czułki..." "prawda?") przy pachnącym obficie do rana
kwasie mrówkowym, rocznik sprzed kilku tygodni.

Strzały podpleśniałego Amora coraz częściej zbaczają
z orbity trafiając w tą samą płeć która je wystrzeliła, lecz przede wszystkim
- nie są już w stanie przegryźć większości serc
okrytych nowoczesnymi stopami metali: brzdęk, brzdęk, pierdut!
odbijają się połamane od zaawansowanych technologicznie pancerzy,
znikają na zawsze niszczone przez myśliwce przechwytujące
zasadniczych myśli w konkretniejących nazwami kształtach cumulonimbusów,
a przecież, do chuja! - mogłoby się to zmienić, wystarczy na chwilę zatrzymać
zataczający się świat jakąś straszną (wszystkim tak naprawdę już zwisa) wojną
albo spodziewanym od dawna kataklizmem, dać szansę dinozaurom szczurów, niechże
teraz następni roznoszą kaganki serc po wszechmroku i cierpią, cierpią, cierpią...
- miriady szczurkowatych atomów składających się na ślepe
niepojmowalne cielsko Absolutnego Bólu!

Jak zatem wspomniałem, de Wstrentny nie przejmował się wcale, kiedy złocistoszkarłatne
miłości obracały się w popiół szczerze wierząc, że za następne pięćset lat
będą miały ciąg dalszy, jak i teraźniejsze były kontynuacją tych sprzed pięciuset.
Wyglądało to tak, jakby zamykał rozdział o wysokiej blondynce, aby zaraz w następnym otworzyć
ją jako niską brunetkę i przeczytać, co będzie dalej po tej niepotrzebnej awanturze
na szczotkę, ścierkę i spazm przechodzący w coraz cichsze echo odchodzących na zawsze kroków.
Był prawdziwym skurwielem,
po którym pozostaje przepaść głęboka na wiele idiotycznych i mało zrozumiałych,
jak i ów poniższy tekstów,
czyli dokładnie to, co zazwyczaj pozostaje nam po prawdziwych skurwielach:


Sad nie przemawia już do mnie językiem liści.
Wszystkie odeszły w kolorach do nieba
i żaden owoc nie zostanie wypowiedziany więcej.
A choć słońce zagląda tu coraz rzadziej -
żaden słonecznik nie wodzi za nim ciekawym wzrokiem,
nie odprowadza po horyzont.

Tylko strach trzęsie się tu jeszcze z zimna.
Wiatr zerwał mu z głowy kapelusz,
czy może sam zdjął go którejś zimnej nocy prosząc Boga o litość -
o wróble.

A jednak zazdroszczę mu czegoś, zazdroszczę: uczuć.
Strach na wróble ma przynajmniej zmysł stania w miejscu,
ja nie mam już żadnego:
wszystkie straciłem dla ciebie.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zgroza to hotel Oberoi w Bombaju i to, do czego prowadzi idiotyczne pojmowanie Boga.
przy okazji powiedz mi doktorze Oyey, bo śtraśnie mnie to ciekawi: jak sikasz...
czy przejęty rolą Hani siadasz na kibelku? czy może wygrywasz na chwilę z kreacją kreaturą
i jako Hania sikasz jednak wtedy na stojąco?
tak czy siak śtraśnie fajnie to musi wyglądać, taka walka pomiędzy wami o WC :)))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dzięki, dzięki, dziękówa na szerokość ramion. a demona nie da rady uśmiercić bo nieśmiertelny.
ale boi się zaklęć na "k" i "ch" i lubi obierać ziemniaki i prace domowe, więc skoro znamy jego
złe i dobre strony, łatwo go będzie kiedyś zwabić do zmywaka albo gorącej kartoflanki
i tam nękać słowami na demony, aż odejdzie na 100 lat. zanudzać potomnych.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



×
×
  • Dodaj nową pozycję...