Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

kwiat nasturcji
korzeniem wrósł
w Twoje oczy
bezlitośnie
odbijając spojrzenie
moich rąk

płatkami maleńkimi
jak oczy pszczoły
wtapiam się w las rzęs
czarny

spokojem
okien zaszklonych
milknę
skulona w nagiej pięści
gwiazd

[sub]Tekst był edytowany przez Emilia Zone dnia 22-06-2004 13:00.[/sub]

Opublikowano

bardzo mi się podoba....płatkami maleńkimi
jak oczy pszczoły ....kwiat nasturcji
korzeniem wrósł
w Twoje oczy .....spokojem
okien zaszklonych
milknę....cudo...jestem za!!!


Opublikowano

Proszę bardzo:

Bardzo dobrze mi się czyta Pani wiersze - ten nie jest wyjątkiem; kobiece widzenie świata ma w sobie dużo wdzięku - mimo czasem przykrych doświadczeń opisywanych w danym utworze.
Duży plus (z jednym uszczerbkiem - tytuł mnie zniechęcił, zanim jeszcze przeczytałem wiersz, zanim mogłem się w nim rozsmakować... las rzęs nasunął mi na myśl, że bedzie to jakiś pensjonarski, liryczno-nudny tysiąc osiemsetny wiersz w temacie: "o czym marzy dziewczyna"... na szczęście wprowadził w błąd)

Pozdrawiam
Wuren

Opublikowano

dziękuję..

teraz już coś niecoś wiem na temat tego utworu
wydaje mi się to niesamowite, że nikt się nie przyczepił do niczego :)
cieszy mnie to oczywiście :))

co do tytułu (Panie Wuren)
fakt faktem, że mam problem z "tytułami" wierszy
przeważnie, aby uniknąć jakichkolwiek "skojarzeń" i żeby nie nasuwać interpretacji wiersza - umieszczam w tytule fragment wiersza :))
nie zawsze trafię..

tak sobie myślę - możliwe, że ten wiersz został praktycznie "ominięty" to właśnie przez ten tytuł
(mam taką nadzieję że to tylko wina tytułu, a nie samego utworu) :))

pozdrawiam
Emilka

ps. Panie Wuren.. jaki tytuł by Pan proponował??

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Chyba nie jestem osobą odpowiednią do sugerowania czegokolwiek - ani ze mnie poeta, ani polonista :)
Ok, spróbuję - może - skoro peel zza okien przemawia, to może: Szklany parawan?
Jednocześnie byłoby:
o barierze - zarówno dosłownej(parawan), jak i metaforycznej (szkło, co oddziela i daje pozorne bezpieczeństwo, szklane okna, jako atrybut domu)
o ułudzie - szkło jako współczesny, nowobogacki symbol szczęścia (wszystkie te szklane rekwizyty z hipermarjetów itp...), parawan - moda na chińszczyznę wszelkiego typu, głównie tandetną produkcję masową...
Ale naprawdę, nie czuję się na siłach sugerować gotowe rozwiązania - gdzieś, w piaskownicy, w komentarzy podpisałem się "kandydat na poetę", a nie poeta :)

Pozdrawiam serdecznie
Wuren
Opublikowano

słowa dobrane bardzo łądne, wiersz mis ię spodobał, ale jak go przeczytałam pomyślałam sobie (o zgrozo), że stałaś się monotematyczna Emilko i powtarzasz się troche, w emocjach itp. Nie mam pojęcia o co mi chodzi... może się myle albo mam zły dzień... prosze pomóż :)))

Tera

Opublikowano

Terciu..
cóż.. kiedy pisze się wiersze w różnych "czasach" to i mogą stać się monotematyczne :))
może faktycznie tak jest.. nie wiem
piszę pod wpływem emocji - nierzadko takich samych ale doświadczonych w innym czasie
całkiem możliwe że się "dubluję" w uczuciach :))

Pani Izabelo..
no co mam powiedzieć.. przykro mi
ale jednak chciałabym przeczytać rozwinięcie..
gdzie nie trafiłam, ewentualnie co pozmieniać

Panie Mirku..
hmm.. no dobra - masz rację :))
przemyślę sobie i części "dopeł" :)) postaram się pozbyć :)

pozdrawiam wszystkich i dziękuję
Emilka

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...