Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

żwirowa aleja zgrzyta wierszami
natrętnie pulsuje kosmos zieleni
brzękiem tupotem nóg czułków i skrzydeł
kwietnymi pyłkami miodnego lata

najtrudniejsze są ostatnie rozdziały

nostalgicznie dedykować nie trzeba
w upale więdnie cicha skarga dzwonów
nie rozkołyszą pod lipami święta
ospałe drzewa grające pszczołami

zrozum kochana nie gniewaj się na mnie

niezmiennie kwiecą się co roku
zawsze takie
- same

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dziękuję, teraz ta "nadzieja" mnie "gryzie". Jednak chyba zmienię.
Specjalne podziękowanie za "zwiewność"!
Serdeczne, wakacyjne
od baby - heej!
Z ostatniej chwili: zmieniłam! (nadzieję na dzwony)
I jak??
Opublikowano

Tytuł może wskazywać, przynajmniej wg mnie, że tematyka tekstu będzie krążyć wokół argumentacji stwierdzenia przedstawionego w tytule Pierwsze dwie strofy przybierają charakter opisowy Podmiot liryczny bezpośrednio ujawnia się dopiero w 5 wersie tekstu, tuż przed pointą

Jak wcześniej wspomniałem - w zwrotkach nr 1 i 2 podmiot liryczny /który, przynajmniej w tych fragmentach, jest obserwatorem/ obrazuje odbiorcy zjawiska, jakie niewątpliwie mają miejsce podczas wiosny, a w szczególności w trakcie lata Świat zaczyna się zazieleniać, można podziwiać przydrożne kwiaty /które peel nazywa 'zgrzytającymi wierszami'/ Budzą się do życia owady, a przede wszystkim te, których zadaniem jest prowokowanie do rozrastania się kwiecistej roślinności

5 wers - podmiot liryczny mówi już wprost o swoich emocjach Mam parę myśli odnośnie tejże frazy, ale nie będę się ze wszystkimi afiszować Być może rozchodzi się o to, że wakacje w kontekście opcjonalnych związków peela z drugą osobą, często są dlań dekonstruktywne i destruktywne Chociaż kolejny wers może sugerować, że podczas wakacji rozstaje się na pewien okres z partnerem; nie wiadomo jednak z jakiej przyczyny

9 wers wydaje się być przytoczeniem słów /dotychczasowego ?/ partnera podmiotu lirycznego, który oznajmia, że opuszcza peela Jakkolwiek ostateczny wniosek jest taki: podmiot liryczny nie znosi wakacji, bo uczucia, jakie się weń rozwijają, szybko zostają urywane, jednakże nie z jego winy

Wakacyjna miłość może przerodzić się w coś trwałego Niestety peelowi jeszcze się to nie udało, dlatego nie lubi on tego okresu Mnie przekonuje ten wiersz Może następnym razem zagościsz w Z ? Ode mnie masz plusa :)

Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuję ślicznie za interpretację wiersza, jak zwykle trafną. Wszystko się zdarzyło, co się zdarzyć mogło. Bardzo lubię i cenię Twoje komentarze.
Ja w Z ? Nie mam takich aspiracji, wolę olimp pozostawić bogom.
Tutaj jest bardzo miło, a ludzie bardziej tolerancyjni; może kiedyś, kiedyś, kiedyś.
Ale miło mi, jesteś moim pierwszym! No, nie dosłownie, ale pierwszy zaproponowałeś!
Dziękuję za wsyzstko, serdecznosci
- baba
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiadomo: "najtrudniejsze są ostatnie rozdziały" - ewidentnie ktoś zostawił sobie magisterkę na wrzesień i zamiast się wakacyjnie pszczolić i motylić, to siedzi i dzięcioli pracę.

PS Ja też nie lubię wakacji - wzblokować powinni :P
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiadomo: "najtrudniejsze są ostatnie rozdziały" - ewidentnie ktoś zostawił sobie magisterkę na wrzesień i zamiast się wakacyjnie pszczolić i motylić, to siedzi i dzięcioli pracę.

PS Ja też nie lubię wakacji - wzblokować powinni :P
Jesteś niesamowity:"zamiast się wakacyjnie pszczolić i motylić, to siedzi i dzięcioli pracę" i nie wiadomo, czy nie nie wydzięcioli w końcu "lipy"!
Dzięki, zaraz mi weselej (to od peelki)!
Serdecznie pozdrawiam, życzę sukcesów, miłego biedronkowania się i komarzenia,
- baba

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...