Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rzeźba - Rozdział III


idan

Rekomendowane odpowiedzi

Rozdział III

- Wyjdź, albo pożałujesz! – Michał usłyszał przytłumiony głos zza szyby.
Nie miał wyboru. Jego ojciec był człowiekiem z natury spokojnym, ale w złości nic nie mogło go powstrzymać. Przekręcił klucz w drzwiach i po raz pierwszy od wczorajszego wieczoru wyszedł bez obawy, że ktoś go zobaczy. Teraz chciał żeby go zobaczyli – inaczej najprawdopodobniej tata zniszczy okno.
Na dole czekała mama.
Kuchnia była pomieszczeniem bardzo przytulnym. Podłogę pokrywały słoneczne (był to osobliwy kolor jasnego beżu pomieszanego z jasnym żółtym), podłużne płytki. Przy całej ścianie na wprost od ozdobnego łuku oddzielającego kuchnię od korytarza stały jasnobrązowe, drewniane szafki. Takim samym drewnem były obłożone lodówka i zmywarka. Na wprost od wejścia znajdowało się duże okno, a na parapecie stała czerwona pelargonia dopełniająca swojskiego klimatu panującego w pomieszczeniu. Przy stole, w rogu, siedziała mama Michała podpierając głowę na rękach. Jej rude, kręcone włosy opadły na twarz, kiedy powiedziała:
- A więc jednak zmądrzałeś?
Był to smutny, zrezygnowany ton, którego Michał nie lubił. Wolałby żeby na niego nakrzyczała.
Nie odpowiedział, ale usiadł naprzeciwko.
- Tata postanowił dać ci karę, pamiętasz? – Zapytała – Już zdecydował, jaką. Nie oglądasz telewizji, nie siedzisz przy komputerze tylko się uczysz.
- Musisz nadrobić zaległości od piątej klasy – Powiedział ojciec, wchodząc i siadając obok nich – I zabieramy ci klucze do pokoju.
„Telewizję przeżyję – i tak nie lubię jej oglądać” – pomyślał chłopak – „Komputer gorzej, nie będę mógł być aktywny na moim forum artystycznym. Ale klucze i nauka?! Jak ja będę kończył moją przyjaciółkę? Gdzie schowam jej głowę?”.
Nie chciał aby rodzice wiedzieli że ją tworzy. Ojciec by go wyśmiał, a mama zaprowadziła do psychologa.
- A jak obiecam, że nie będę się już zamykał? – Spytał niepewnie Michał.
- Nie. Zabieramy ci klucze i koniec kropka. – zadecydował ojciec. – Idź do pokoju, za godzinę przyjdę zobaczyć, czego się nauczyłeś – uniósł brew.
Chłopak niechętnie wrócił do pokoju. Schował niedokończoną rzeźbę za regał, w niewielkiej wnęce, w której robotnicy mieli dokończyć jakąś instalację wodociągową, ale nie skończyli. Zostawili tylko odłupany kawałek ściany. Idealny schowek.
W pokoju szybko zapadała ciemność, toteż Michał zapalił światło. Usiadł przy biurku i wyjął swój najbardziej znienawidzony przedmiot – matematykę. Bez entuzjazmu przewracał kolejne strony książki. W końcu przypomniał sobie, że musi zacząć od końca piątej klasy, kiedy zaniedbał się w nauce. Znudziło mu się wtedy wkuwanie „ile to jest 2x2” i zaprzestał systematycznego uczenia się.
Ponieważ jego pokój sam w sobie pewnego rodzaju strychem, nie musiał nigdzie chodzić po stare książki. Kiedy ponownie zabrał się do przewracania starych, porysowanych długopisem stron, był już bardzo zmęczony całym dniem. Zerknął na naścienny zegarek. Dochodziła dwudziesta druga.
Ponuro i mało entuzjastycznie zabrał się do roboty. Ułamki. „Aby pomnożyć ułamek przez liczbę naturalną należy…” – próbował przypomnieć sobie Michał – „Pomnożyć tę liczbę przez mianownik, a licznik pozostaje bez zmian” – wydało mu się, że doznał olśnienia, zanim spojrzał do książki. „Pomnożyć tę liczbę przez licznik, a nie mianownik, bo to on pozostaje bez zmian” – próbował wryć sobie w pamięć.
Nic z tego! Spróbował geometrii.
„Pole równoległoboku obliczamy… dodając długość podstawy i długość wysokości. Nie! Mnożąc długość podstawy przez długość wysokości!”
Procenty.
„10 % liczby 20 = 10 x 20/100 = 200/100… Ale to jest przecież ułamek niewłaściwy! A może jednak właściwy? Już wszystko mi się pomieszało!”
Statystyki.
„Odczytaj z rysunku… Francja wytwarza 570 śmieci w ciągu roku. To znaczy – jeden obywatel Francji. Co?! 530? Przecież… Aha, rozumiem. Co ja gadam? Nic nie rozumiem!”
Tak mniej więcej szło mu z każdego zagadnienia. Po tym, kiedy nie zdołał zrobić najprostszego zadania z szacowania wyników działań, w złości rzucił książką o ścianę, zrywając przy tym część pajęczyny znad łóżka.
Poczuł, że ktoś na niego patrzy. Odwrócił się błyskawicznie. Ojciec.
- Nie rzucaj książką, nawet jeżeli jest stara. – powiedział. – Pomóc ci w czymś?
- Tak. Dać mi święty spokój. – mruknął Michał.
- Co tam burczysz pod nosem?
- Nic.
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie… To znaczy – no dobra.
Tata usiadł na łóżku i poprosił o książkę. Otworzył ją na stronie przedstawiającej schemat mnożenia ułamków.
- Umiesz to?
- Nie! – rzucił Michał. Był zły sam na siebie, że poprosił ojca o pomoc.
- Nie mów do mnie takim tonem – z godnym podziwu spokojem odpowiedział tata – Aby pomnożyć ułamek…
Tu zaczął się długi wykład o mnożeniu, dzieleniu, rozszerzaniu, skracaniu, odejmowaniu i dodawaniu ułamków. Chłopak znosił to całkiem nieźle, jako „zło konieczne”. Stwierdził nawet, nie bez zdumienia, iż zapamiętał parę rzeczy. Na koniec ojciec poprosił go o rozwiązanie dwóch przykładów z każdej dziedziny. Z dwunastu działań rozwiązał dziewięć. Było bardzo późno, jego umysł pracował na coraz wolniejszych obrotach. Kiedy skończył naukę, nie miał ochoty już nawet kończyć przyjaciółki. Umył się i położył spać.
Jednak – jak to często bywa – im bardziej człowiek jest zmęczony, tym bardziej nie może zasnąć. „Jutro skończę oczy” – pomyślał, mając na myśli swoją rzeźbę. – „Będą brązowe, z połyskiem koloru miodu.”.
Wpatrzył się w sufit. Zauważył małego pajączka zmierzającego w kierunku okna. Ta noc była dziwna, inna niż wszystkie. Przepełniała ją miłość do świata.
- Powodzenia, pajączku – szepnął Michał – dokądkolwiek idziesz.
Zamknął oczy. Zasnął.

* * *

Rano obudził się bardzo wcześnie. Przez chwilę leżał, nie do końca przytomny, zastanawiając się, jaki dziś dzień. Po dłuższej chwili uprzytomnił sobie że jest sobota. Zerknął na zegarek wskazujący czwartą dwadzieścia siedem. „Jest bardzo wcześnie… Mam spokój od rodziców” – pomyślał uradowany.
Wrzucił na siebie pierwsze lepsze ubranie i po cichu zszedł na dół. Nie był zmęczony, wręcz przeciwnie – jakiś taki świeży i energiczny. Zjadł szybko płatki na mleku i umył zęby. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności znowu zaczął lepić.
Po kilku godzinach miał gotowe oczy, nos, uszy i usta. Włosy postanowił dodać na koniec, ponieważ jeszcze nie wiedział, z czego je zrobi. Z gliny wyglądałyby na zbyt grube i tłuste.
Spojrzał na swoją przyszłą towarzyszkę. Delikatnie zarysowany podbródek, duże oczy i lekko uśmiechnięte usta nadawały jej dziwnego wdzięku. Nie była jakoś specjalnie piękna, tylko na swój sposób niepowtarzalna, wyjątkowa.
Nie miał już więcej gliny we własnych zapasach. Musiał ją kupić lub pożyczyć od rodziców. O pójściu do sklepu w centrum o ósmej rano nie było mowy. Pozostawała druga opcja.
Mama w każdej chwili mogła się obudzić. Lubiła wstawać wcześnie, aby nie marnować dnia. Ojciec wolał pospać trochę dłużej. Michał musiał zachowywać się idealnie cicho. Zszedł na dół i nacisnął klamkę do pracowni mamy. Zamknięte.
„Jak mogłem zapomnieć! Mama przecież zamyka drzwi każdego wieczoru. Nawet nie wiem gdzie trzyma klucz.” – Robił sobie wyrzuty chłopak.
Bez specjalnego powodu wyszedł na dwór. Wiatr zaparł mu dech i pobawił się włosami. Zagwizdał między bezlistnymi gałęziami i zafalował bezbarwną, listopadową trawą. Niebo było całkowicie zachmurzone i wydawało się że zaraz spadnie, jak źle zbudowany sufit po wielu latach.
Michał mimo wszystko postanowił pojechać po glinę do centrum. Jego przyjaciółka wymagała natychmiastowego wykończenia. Tylko skąd wziąć pieniądze? Od rodziców nie pożyczy, byliby źli gdyby sam je wziął, ale też nie pozwoliliby mu gdyby ich spytał. A gdyby nawet przystali na to, zaczęli pytać by się, co lepi. Ale on im nie chce mówić.
„Wygląda na to, że muszę sam na to zarobić.” – Układał sobie w głowie – „Z kieszonkowego mam jakieś… Sto złotych. Za to mogę kupić materiał, który mi starczy… Na brzuch. Jak się postaram. Do tego dochodzą jeszcze nogi. Potrzebuję około… Dwustu pięćdziesięciu złotych, czyli musiałbym zdobyć sto pięćdziesiąt. Sporo.”
Sporo, ale jest to możliwe. Mógłby pożyczyć od znajomego sklepikarza jakieś pięćdziesiąt złotych (oczywiście potem mu odda). Zostaje sto. A jakby posłał na targ niektóre swoje niepotrzebne rzeczy? Gdyby dobrze schodziły, zarobiłby ze dwadzieścia, może trzydzieści złotych. Te osiemdziesiąt złotych… Ależ tak! Ma dwa telefony komórkowe! Sprzedałby swój stary, jest w prawie nienaruszonym stanie.
Jeśliby się udało, ma gwarantowane skończenie rzeźby za jakiś miesiąc!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tekst nie jest dobry. długie i nic nie wnoszące do tekstu opisy (np. opis kuchni) sprawiają wrażenie, że służą za "spulchaniacze" [aby tekstu było więcej]. To samo z odrabianiem lekcji etc.. kompletny brak panowania nad językiem:



zobaczy-zobaczyli
niedokończoną-dokończyć itp., itd.

poza tym perły: "Stwierdził nawet, nie bez zdumienia, iż zapamiętał parę rzeczy."

----

tutaj jednak głównym problemem nie jest niedoskonałość warsztatu, ale przede wszystkim pomysł, a w zasadzie to widoczny brak pomysłu. co jest takiego wyjątkowego w tej historii? o czym ta historia w ogóle jest?

w tym przypadku linia demarkacyjna znajduje się na poziomie 1 klasy liceum. jeżeli jesteś z krainy "do góry" - to klęska, jeżeli "na dół", to poprawnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...