Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W mojej dzielnicy
słońce wschodzi na wspak
dwa kościoły
dziurawe kamienice

łomot serca miesza
z biciem dzwonów
na dachach drżą
drewnosrebrzyste ptaki

ulicą, gdy błyśnie
co druga gwiazda
chodzą samotne
ciemne drzewa

księżyc pijany cudzołoży
z falami czarownej rzeki
miedzy mostami
krąży spocone powietrze

krew rozbitych obłoków
odmierza wolno brzask
ulice w nocy zamiatane
brudne nad ranem

Zawarcie dusza Gorzowa
ściśnięte sznurem samochodów.
Opublikowano

Dziękuje bardzo za ciekawe komentarze ,Zawarcie, dzielnica Gorzowa ,która praktycznie już nie istnieje ,sam już dawno na niej ,nie mieszkam,jak będziecie panowie w moim mieście ,to zawitajcie tam ,warto.W każdym mieście jest taka dzielnica ,na której się dobrze czują tylko jej mieszkańcy.Wracając do wiersza ,każdy ma prawo dowolnego odbioru ,ale się bardzo cieszę,że panowie się dowiedzieli ,że w Gorzowie jest (a raczej była) stara ,robotnicza,romantyczna z pijanym księżycem dzielnica .Pozdrawiam bardzo serdecznie .

Opublikowano

Witam Panie Marku,

przyznam, że przez kilka dni zastanawiałem się na tym tekstem. Coś w nim jest - teraz wiem, że dużo niewykorzystanych możliwości. Pomińmy stereotypowość przywołanych elementów tego pejzażu, pomińmy banalne określenia ("czarownej rzeki"), niefortunne sformułowania ("łomot serca miesza / z biciem dzwonów" - kto?, co? - nb. to mieszanie też nieciekawe).
Najwięcej zastrzeżeń mam do pointy - zupełnie biernej wobec tekstu, takie "kocham cię" - na koniec. Zagadką jest "ściśnięte sznurem samochodów"? I może tylko ta tajemnica i słabość do klimatów, które Pan wywołał, powstrzymała mnie od użycia przycisku: w dół.

pzdr. bezet

Opublikowano

Panie Adamie,temat dzielnicy zawarcie”,jest tak szeroki,że w jednym wierszu nawet nie podjąłem się głębszego spojrzenia,zbudowałem pewien ogólnikowy klimat.Po wojnie centrum Gorzowa,było zniszczone w 90 %,jedynie lewobrzeżna cześć miasta położonego nad Wartą była, nieruszona,że względu na bardzo dużą ilość zakładów przemysłowYch., Długo Zawarcie było sercem miasta,tu była główna stacja kolejowa ( dopiero w latach 60 pobudowano most kolejowy nad Wartą i wybudowaną,nowy dworzec),pierwsze kino,pierwsze szkoły,legendarną już szkołą średnią 19 ( obecnie II LO),której absolwentami byli,poeta Ryszard Krynicki,aktorka Emilia Krakowska,piosenkarz poeta Piotr Bukartyk,czy ostatnio podbijający Francję młody muzyk i piosenkarz Michał Kwiatkowski i wielu innych wspaniałych ludzi. Stadion żużlowy wspaniali kajakarze.Olimpijczyczy.Dzielnica była niezależna i solidarna w stosunkach sąsiedzkich niestety w raz z rozwojem Gorzowa,traciła, na znaczeniu obecnie po likwidacji przemysłu całkowicie upada burzone są domy i tam gdzie stał mój dom rodzinny jest obwodnica i sznur samochodów. Wiersz bardzo osobisty trudno się takie pisze i chyba nudny dla osób, które dzielnicy nie znają. Ale ogromną mi radość sprawił pewien poeta,który po przeczytaniu mojego wiersza,a odbywał w Gorzowie kiedyś służbę wojskową i przesłał mi swój wiersz o pewnym barze mieszczącym się na Zawarciu(, którego już nie ma),oczywiście doskonale znalem ten,bar i opisywaną przez niego kelnerkę.Uznał.że doskonale oddałem klimat tej dzielnicy, że on taką ją pamięta.Przepraszam,że tak się rozpisałem,ale ta dzielnic a bardzo mi leży na sercu chyba po Pana sygesti,napisze cykl wierszy,aby oddać przynajmniej cześć szerszą i głębszą o Zawarciu,którego już nie ma.Pozdrawiam.

Opublikowano

Panie Marku, co dziwne, stokrotnie bardziej zaciekawił mnie Pan tym komentarzem, niż wierszem. Naprawde, więcej czuć w nim miłości do rodzinnego miejsca, ciepła, klimatu. Przez ten komentarz aż chciałoby się to na żywo zobaczyć, ale tego właśnie brakuje w wierszu.
Serdeczne pozdrowienia.

Opublikowano

Dziękuje Panu Tommy ,za miłe słowa pod adresem mojej dzielnicy .Ale jestem winien Panu Romanowi odpowiedzieć na jego komentarz .Użyłem bardzo świadomie zwrotu „” czarowna rzeka,”.Leopold Bornitz(ur.w.1807.,Zmarły 1853r.w Landsbergu,niemiecka nazwa Gorzowa).Niemiecki poeta i lekarz ,notabene mieszkający na Zawarciu .Napisał poemat „Pani czarowna”,opisujący rzekę Warte i świat w okół niej .Świat piękny ,spokojny ,barwny ,wycieczek statkiem ,kajaków ,portu ,stoczni,przyrody, .plaży ..Szukałem tych miejsc .Portu rzecznego już niema ,pobłyskują jeszcze pod wodą kamienne główki ,do których przymocowane były barki ,Są dwa duże spichlerze w jednym dzięki Bogu istnieje „ Muzeum nad wartą” ,ale drugi jest całkowicie zrujnowany ,siedlisko szczurów i bezdomnych .Plaże jeszcze pamiętam, jaką dziką ,teraz już niema śladu po niej ,Stocznia jest od dawna nieczynna i rujnowana przez, złomiarzy ,Ale pozostała czarowna rzeka i przyroda w wokół niej i mam na dzieje ,że tego nikt nie zmieni .Pozdrawiam Pana Tomma i Pana Romana ,bardzo serdecznie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...