Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

stoisz na tle południka. tymczasem
lub szeptem trzymasz mnie
za ciemnymi okularami. w wyniosłości
młodego lata jestem bezceremonialnie własny
i już za bardzo spocony ponad kołnierzem
by cię ogarnąć. mrużę oczy nie myję rąk
w górskim potoku walczę z mięśniami
na wyschniętym łóżku. ponieważ jestem
niewymuszonym pardon. więc odejdź
od okna i kolekcji płyt. niech kurz splata włosy
a wiatr opada na drzewa. one nie znają ciężaru
nie czują konwulsji owada na powierzchni wody.
gdy myślę o ojcu zawsze jestem gotowy
na pogrzeb przeniesienie lub parzystość materii.
choćby najciszej zwyczajne niebo zwyczajna
ziemia. zostaje pomiędzy bogiem a głową
która płonie dla niezrównoważonych kobiet.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To jest styl Ewana, nie ukrywam dla mnie prozaiczny bardziej, choć i liryka jest.

Ewan, brachu, dobrze Cię znów widzieć, nie pisałeś nic tyle czasu...
zajrzyj do starej ekipy. Co do wiersza to nie jest to twój naj, plasuje się nisko raczej, jest charakterystyczny ale chaotyczny
zdrówko
Jimmy
Opublikowano

Dzięki. Nie zniknąłem, tylko publikowałem pod nazwiskiem, gdyż dane Ewanowskiego konta mam na laptopie, z którego rzadko korzystam.

Niemniej jestem. Dziękuję za komentarze i ośmielam zaproponować reedycję powyższego utworu. Pozostając otwartym na wszelkie uwagi.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

tymczasem lub szeptem trzymasz mnie
za ciemnymi okularami. w wyniosłości słońca
jestem bezceremonialnie własny.
i za bardzo zmagam się z chwilą
by cię odgadnąć. po dotyku nie myję rąk
w górskim potoku lecz walczę z mięśniami
na suchym łóżku. jestem niewymuszonym
pardon zatłoczonych miejsc. więc odejdź
od okna i moich płyt. gdzie kurz splata
twoje włosy jeśli nie znają ciężaru
przyzwyczajenia. ze mną nie poczują konwulsji
owada na wodzie. wokół zbędnej filozofii
znakomitych myśli nie trzeba mi
papieru by rozmięknąć na deszczu.
odkąd palce chwytają bezruch a oczy
krzywe kąty. najciszej zwyczajne
niczym igły bez ciała. zaszywam się
w głębokich przemilczeniach.

Opublikowano

Początek pierwszej wersji lepszy. W zapisie drugiej wersji zaciera się ten fajny myk: "tymczasem lub szeptem". Nie podobają mi się ciemne okulary.
"w wyniosłości słońca" też chyba gorzej niż "lata"

Może tak:

stoisz na tle południka. tymczasem
lub szeptem trzymasz mnie. w wyniosłości
lata jestem bezceremonialnie własny

Opublikowano

witaj Miłoszu :)

dla mnie wersja nr jeden
z jednym ale,

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



bez ostatniego zdania, jakoś psuje
mi klimat. poza tym, jak zwykle u Ciebie;
bardzo opisowo, bardzo na tak

pozdrawiam Karolcia :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pamięć bezdenny kielich na ołtarzu myśli pełen łez i uśmiechów idących bez końca bez początku powroty zdarzeń trucizna gorąca schronienie tych obecnych co dopiero przyszli krucze skrzydła złowrogie w głowie szalejące w szatni ptaki zamknięte piórem połamane karmiąc się wspomnieniami nietoperze szklane powracają głodne zamknięte w oczu zagadce a ja wciąż niosę w dłoniach tę ciszę rozdartą jakby była kluczem do drzwi których nie ma pod powieką rośnie las — splątana ziemia gdzie każdy krok budzi echo snów odkarmionych stratą próbuję wrócić tam gdzie nigdy nie byłem śledząc tropy pozostawione przez własne odbicia ale one uciekają w głąb czasu — bez liczenia bez bicia jakby znały prawdę której ja dotknąć nie umiem i tylko wiatr co przewraca karty nieistniejących ksiąg pyta szeptem czy pamięć to dar czy przeklęta droga a ja mu odpowiadam — wciąż szukając Boga w niedomkniętych chwilach w których mieszka błąd
    • Gęste pnącza, coraz skuteczniej zniewalają bieg. Blokują już i tak trudną drogę. Na domiar złego kawałki ścian i wszelkich innych śmieci, jeszcze bardziej utrudniają parcie do przodu. A jest ono przemożne, bo też cel dla mnie istotny. Niestety. Ilość przeszkód powiększa nieustannie skale trudności.          Powstają wciąż nowe i bardziej upierdliwe. Blokują uparcie drogę. Jakby coś mnie chciało zniechęcić, wyrzucić poza nawias, gęsto zapisanej kartki, dając do zrozumienia, że jestem niepotrzebnym elementem w tej całej układance, w której nie wiem, co jest grane. Czy fałszuje orkiestra, czy wręcz przeciwnie – nie pasuję, do tonacji i rytmu świata, a cały mój wysiłek, pójdzie na marne.      Może na szczęście, nie dla całego, ale i tak, trudno mi przebrnąć przez ten, nieprzychylny tunel. Poza tym, nie mam pewności, czy warto, chociaż przeminą bezpowrotnie, jakiś bliżej nieodwracalne chwile.    Jednak  promień przywołujący, coraz słabiej, acz stanowczo, wyznacza drogę. Cel jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Czynniki utrudniające, przytłaczają ze wszystkich stron. Kolczaste druty jaźni, dławią i ranią niemiłosiernie.      Pomimo, że  wołanie już trudno słyszalne, odczuwam jakieś dziwnie rozpaczliwe przynaglenie. Mówi o tym, że za chwilę może być za późno. A wystarczy tak niewiele. To właściwe już tylko same echa, powtarzają wciąż to samo.   A jednak. Niemożliwe, może byś możliwym. Jeszcze trochę rozgarniania przeszkód i wchłonę sensowne wytłumaczenie. Może jeszcze nie wszystko stracone. Widzę przysłowiowe światełko w tunelu. Błyszczy daleko, lecz odległość, jakby krótsza. Mam w sobie więcej energii, spotęgowanej widocznością celu, lecz może to tylko, złudzenie.       Cholera. Światełko zaczyna zanikać. A przecież w jakiś niepojęty sposób, jestem prawie u celu podróży. Nawoływanie było przecież bardzo silne. Aż prawie bolało. Nie chcę popełniać błędów, ale czasami tak mam. Mylę cel. Może teraz, zmylił, mnie?    Jestem wewnątrz umysłu. Niestety. Przybyłem chyba za późno, bo raczej już po sprawie. Nie mogę nic na to poradzić. Czuję się jak ścierwo, wyciągnięte z zamrażarki, którym ktoś stuka, o kant przegapionej powinności.   Mogłem bardziej uwierzyć w przeszkody, by mieć większą pewność, że je pokonam, chociaż trochę wcześniej. Dupa ze mnie, a nie empatia! Może wystarczyło kilka słów zrozumienia. Przepraszam – wypowiadam w myślach – patrząc na nieruchomą ciszę.  
    • Widziałem ją w śnie? Była na ulicy? Znałem ją?   W innym śnie: Jawił się jej zarys na krętych schodach. Prowadzą one do krzywej wieży…    
    • brzmi jak terroryzm zawsze będę zdania że najlepszy jest dobry król. polska już królem okrzyknęła postać znamienną  ale zapomnieli . a najlepiej będzie jak nam będzie Duch hetmanił
    • Wielość twierdzi o drugiej istnieniu nietaktownie, że dwutaktowna czyli taka nijako dwoista Druga o pierwszej takoż, trzecia urojonej szuka, sztuka lub sztuką w pigułce lub pigułkach doszukać wszech istnienia. Kompletna schizma bez cierpienia i dwoistości biegu zdarzeń jak dwubiegunówka czap polarnych Tylko orać wypługować wyplantować etc. Trybun wrzeszczy zgiń przepadnij a sam nie raczy się wpasować    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...