Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Spotkała dziś pewnego starszego mężczyznę, poetę, pół niemieckiego, pół polskiego pochodzenia, mężczyznę o mądrym, pooranym bruzdami czole, głębokich przenikliwych oczach wszystkowiedzącego starca o białych, gęstych czarnoksięskich włosach. Przyszedł do biblioteki , wyjął z czarnej skórzanej sfatygowanej teczki stosy kartek.Wyciągnął je starczą, drżącą dłonią, trochę nieporadnie, zrobiło jej się głupio i pomogła mu je podnieść. Spojrzała wtedy, że były zapisane odręcznym, nieczytelnym pismem, na kartkach znajdowało się kilkanaście wierszy. Starzec chwycił ją ostro za dłoń i głodnymi , niecierpliwymi oczyma zapytał: Chce Pani wiedzieć, kim jest Pani w chińskim horoskopie?
Zaśmiała się, poczuła do tego samotnego mężczyzny mieszaninę litości i zainteresowania.
15 marzec 1977 rok – odparła i spojrzała, że otwiera jakąś książkę z błyszczącą, czarną okładką i czerwonym napisem : Chinesee Horoscope.
Jest Pani Wężem, musi Pani zrzucać skórę co jakiś czas, żeby się odradzać, jest pani skryta i lubi ukrywać się w ciemnych, wilgotnych pomieszczeniach. Chce Pani wiedzieć, z jakim partnerem nie może Pani być? Przytaknęła zafascynowana tym magicznym starcem, wypowiadającym słowa jak zaklęcia , który zjawił się tu jak z dalekiej krainy.
Świnia, nie może być Pani ze Świnią, ten mężczyzna będzie się czuł przy Pani stłumiony, wpadnie w depresję, będzie obwiniał Panią za wszystkie swoje niepowodzenia, za brak rozwoju…nie musiał kończyć nawet. Zdziwiła się i zaśmiała w duchu, jej ostatni partner, z którym była 2 lata, pasował dokładnie do tego opisu, dorzuciłaby jeszcze, że jego oskarżenia prowadziły go prosto w cudowną gorycz złudzenia alkoholu.
Biały starzec nosił pseudonim Miriam i tak życzył sobie, by go nazywano. Długo rozmawiali o sztuce,o poezji, czytał wiersze, jeden za drugim otwierały okno jego samotnej duszy.
Gdy opowiadał o dzisiejszym świecie był rozgoryczony, głos mu się plątał, wtrącał niemieckie słowa, heimat, ojczyzna, liebe, miłość, leben, żyć, jak życ…? Jego motto to było: Miłość miłość rodzi, pokazał jej nawet list od papieża Benedykta, nosił go jak przepustkę do nieba, glejt na wieczne życie. Rozstali się , odszedł na swoich chwiejnych nogach, w bardzo modnie skrojonym tweedowym garniturze szytym na miarę.
Czasem w naszym życiu, gdy jesteśmy na skraju zagubienia, szukamy jakiś martwych prawd mających pomóc w naszym życiu, wtedy pojawiają się pewne osoby, które wydają się zrodzonymi z naszych snów, pragnień. Są tak odarte z realności, z praw materii, z normalnych słów, że od razu rozpoznajemy w nich nasze Anioły spraw codziennych.
Kiedyś, jeszcze na studiach, w drodze na zajęcia czuła się bardzo źle. Jej neurasteniczna natura tworzyła ciągle wizje chorób, złego samopoczucia, miała chronicznie depresyjną minę, z którą ją wszyscy kojarzyli. Pojawił się wtedy nagle na drodze stary, bardzo niski, pogarbiony człowiek w ogromnych czerwonych okularach słonecznych, w ręku miał śmieszne pocerowane siatki. Popatrzał wtedy na nią i dziwnym dziecinnym głosem rzekł: Skąd takie cierpienie na twarzy Róży? Jest pani piękna, a życie trwa zbyt krótko, żeby się smucić. Trzeba się uśmiechać codziennie. Ten głos dziecka w zwiędłych ustach starca sprawił, że zadrżała. Zapamiętała go na całe życie. I dziwne, ale w tym miasteczku znała na pamięć wszystkich, jego nie spotkała już nigdy. Kolejny Anioł od uśmiechoterapii.
Pan Miriam pojawił się jeszcze dwa razy w jej życiu, w miejscach całkiem przypadkowych ,wybranych przez nią jakimś dziwnym impulsem chwili, idąc gdzieś indziej trafiała akurat tam, wchodziła w jakieś półprzymknięte drzwi, wsiadała do jakiegoś nieznanego autobusu, by po chwili spoglądać mu w oczy i odwzajemniać szelmowsko – filozoficzny uśmiech starca.
Przecierała palcami brudną szybę, autobusy sprzyjały głębokim rozmyślaniom, jakby materia wyniszczenia i smrodu przybliżała lepszą stronę naszej leniwej natury, która choćby zmęczona do granic wytrzymałości wciąż jeszcze szukała stymulacji z zewnątrz w postaci migoczących obrazków lub szumu obcych głosów w radio.

Ludzie, których spotykam i którzy twierdzą, że nie mają czasu są dla mnie straceni - cierpki sarkazm wylewał się z ust poety. Człowiek zawsze musi mieć trochę czasu dla innego człowieka, człowiek, który twierdzi, że nie ma czasu już „umarł”, nie żyje dla świata tylko dla siebie, niech pani popatrzy na te komórki,, teraz byle kto a ma komórkę, łączy się z wszystkimi i z nikim jednocześnie. Ja nie mogę mieć komórki, mam rozrusznik serce, ja wyczuwam komórkę w odległości 2 metrów, mi serce zaczyna trzepotać, jakby bało się tego nienaturalnego dla człowieka wynalazku. Napisze taka dziewczyna albo taki chłopak smsa i już czuje, że załatwił sobie sprawę uczuć, ma z głowy wyznania, a to taka strata,takie ubóstwo języka.
Mogła, ale wcale nie chciała patrzeć na niego jak na zdewociałego starego marudę, który przynudza i narzeka na to zwykle ludziom o schyłku przeszkadza, pęd, pośpiech, dynamizm. Jeśli takie były wyznaczniki starości i zgorzknienia ona już od wielu lat była „stara”, była najstarszą staruszką świata ze swoim pragnieniem ciszy, spokoju i braku ingerencji jakichkolwiek bodźców do jej świata.
Opowiadał jej o kompozytorach, kochał muzykę, jak o niej mówił widziała jego twarz jako młodego mężczyzny, zapalonego wewnętrznym światłem duszy.
Zamykała oczy i widziała ciemny pokój, oświetlony świeczką, w kącie siedzący mężczyzna przy pianinie grał muzykę Schumana, niespokojną i oddającą całe gnieżdżące się w jego duszy szaleństwo. Nie zimne, wykalkulowane artystyczne szaleństwo, które wielu przywdziewa na twarz niczym białe prześcieradło na pokryte kurzem meble. Nie białe szaleństwo, było to raczej gorące, pulsujące żywiołami i niecierpliwą wyrywającą się z żył tęsknotą. Szaleństwo chore, schizofreniczne, doprowadzające do obłędu i izolacji od pozornie zdrowych, zbyt nieśmiałych na prawdziwość ludzi. Znalazła w końcu swoją bratnią duszę, on także jak ona kochał muzykę Schumana. Gdyby nie minęli się pośród innych epok, zszarzałych kartek albumu życia, słuchaliby razem boskiej dionizyjskiej muzyki trzymając się za ręce i ogrzewając zimne policzki światłem świecy.

*
Miriam wszedł do biblioteki, na której miał mieć za chwilę wieczorek poetycki z młodzieżą szkolną. Rozwiesił na półce kilka dużych kartek, na których były skserowane jego zdjęcia pochodzące z różnych czasów. Ksero dzieciństwa – zaśmiała się w duchu, wzruszona jego sentymentalnym kultem tych poniszczonych fotografii, jedynych pamiątek jego życia – bał się przynieść oryginałów, są zastrzeżone tylko dla jego oczu.
*
Kiedy wstała dziś rano czuła atmosferę jakiejś podniosłości, coś takiego jak dzień w dniu Wigilii, gdy robiąc te same czynności co zwykle otaczamy je jeszcze nimbem niezwykłości i najpiękniejsza jest właśnie ta nieokreślona patetyczna nadzieja czekania na kulminację wieczoru. Wyjęła czerwoną jaskrawą szminkę, taką jakiej używały bezwstydne kobiety z obrazów Toulouse – Lautreca, może będzie zbyt wyzywająca, zawahała się…Przeważnie jej makijaż był naturalny, zero wampowatości, prowokacji, najwyżej jasna perłowa szminka, maźnięcie długich rzęs tuszem. Dzisiaj miała jednak ochotę na ostrą czerwień, w której jej wydatne usta będą widoczne nawet z końca sali.

Opublikowano

1) W mojej opinii, w pierwszym zdaniu przydałby się myślnik po słowie "oczach"
2) "Przyszedł do biblioteki , wyjął" - po bibliotece nie klikamy na spację, chyba, że idziemy na kolację. Powinno być: "Przyszedł do biblioteki, wyjął"
3) "wyjął z czarnej skórzanej sfatygowanej teczki stosy kartek." - lepiej "wyjął stos kartek", "stosy" brzmi niewiarygodnie. Po "czarnej" przecinek, po "skórzanej" postaw "i sfatygowanej" Ponadto po kropce kończącej zdanie brakuje spacji.
4) "Wyciągnął je starczą, drżącą dłonią, trochę nieporadnie, zrobiło jej się głupio i pomogła mu je podnieść." - po kiego diabła napisałaś, że starczą dłonią wyciągnął, a jakiej miał użyć? Wystarczy w zupełności "drżącą dłonią". Całe zdanie lepiej będzie brzmiało jeśli zmienisz szyk wyrazów na: Wyciągnął je nieporadnie drżącą dłonią." - Kropka. Po cóż w tym samym zdaniu, ni z gruchy ni z pietruchy zaczynasz pisać o dziewczynie? To temat na osobne zdanie.
5) "...zrobiło jej się głupio i pomogła mu je podnieść." - a gdzie jest wcześniejszy zapis mówiący o tym, że te kartki upadły? Na co upadły? I dlaczego zrobiło jej się głupio? Czy to adekwatne słowo, do tego co poczuła? Rozwiń psychologię chwili w jakiej uczestniczy bohaterka.
6) "Spojrzała wtedy, że były zapisane odręcznym, nieczytelnym pismem, na kartkach znajdowało się kilkanaście wierszy. " - Co innego znaczy "spojrzeć" i "patrzeć", a co innego "zobaczyć", "zaobserwować" i "zauważyć". Mniemam, że rozumiesz sens mojej uwagi.
7)"Spojrzała wtedy, że były zapisane odręcznym, nieczytelnym pismem, na kartkach znajdowało się kilkanaście wierszy." -Zdanie koszmarne, gdyż wstawiając to, co jest w pierwszym członie zdania domyślne, czyli "kartki" otrzymujemy coś takiego: Spojrzała wtedy, że kartki były zapisane odręcznym, nieczytelnym pismem, na kartkach znajdowało się kilkanaście wierszy." - czyli powtarzanie dwa razy tego samego.
Zdanie lepiej brzmiało by" Zauważyła wówczas, że znajdowały się na nich wiersze zapisane odręcznym, nieczytelnym pismem." Pominąłem wyrażenie "kilkanaście wierszy", bo w zasadzie co ono oznacza? Że na kilkunastu kartkach było kilkanaście wierszy? Że stosy kartek upadły, ona te stosy podniosła - a były to stosy kartek z zaledwie kilkunastoma wierszami. Sama tak namieszałaś, że ciężko z tego bez szwanku wybrnąć.
8) "Starzec chwycił ją ostro za dłoń i głodnymi , niecierpliwymi oczyma zapytał" - To mróz chwyta ostro! Tworzysz nowe związki frazeologiczne? Czemu zwyczajnie nie napisałaś: Chwycił ją mocno za dłoń? Ponadto: oczami zapytał? Oczami można pytać niemo, ale nie artykułować treści.
9) "Zaśmiała się, poczuła do tego samotnego mężczyzny mieszaninę litości i zainteresowania." - też nie pasuje mi zbytnio, że poczuła "mieszaninę" do mężczyzny. Ja bym jeszcze pokombinował z tym zdaniem.
10) "15 marzec 1977 rok – odparła i spojrzała, że otwiera jakąś książkę z błyszczącą, czarną okładką i czerwonym napisem : Chinesee Horoscope." - Kolejne zdanie, w którym jest kilka błędów. Znów "spojrzała". Ponadto lepiej brzmi: czarną okładką, na której znajdował się czerwony napis: Chinese Horoscope". Podsumowując: nie powinno być spacji przed dwukropkiem, no i piszemy "Chinese Horoscope". Nie znam angielskiego, ale wystarczyło, że wpisałem obie wersje w "Google" by domyślić się poprawnej pisowni.
11) "Jest Pani Wężem, musi Pani zrzucać skórę co jakiś czas, żeby się odradzać, jest pani skryta" - Raz piszesz "pani" z dużej, a raz z małej litery. Pisz z małej.
12) "...wypowiadającym słowa jak zaklęcia , który "- bez spacji przed przecinkiem.
13) "...mężczyzna będzie się czuł przy Pani stłumiony," - Moim zdaniem lepiej brzmi "stłamszony".
14) "dorzuciłaby jeszcze, że jego oskarżenia prowadziły go prosto w cudowną gorycz złudzenia alkoholu." - No i mamy poezję. Ale jaki jest sens, niech wybitni krytycy rozstrzygną. Nic nie rozumiem. Może autorce chodzi, o to, że jego oskarżenia doprowadziły go w końcu do alkoholizmu? albo "...doprowadziły go do nałogu złudzeń jakich dostarcza cudowna gorycz alkoholu?
15) "Biały starzec nosił pseudonim Miriam i tak życzył sobie, by go nazywano." - Ja cię kręcę w obie ręce. Przecież historię opowiadasz z punktu widzenia dziewczyny, więc napisz, że starzec poprosił ją aby mówiła do niego Miriam, a po chwili wyjawił, iż od wielu lat używa tego imienia jako artystycznego pseudonimu. - Coś takiego. Jam tu sklecił tylko na chybcika.
16) "Długo rozmawiali o sztuce, o poezji, czytał wiersze, jeden za drugim otwierały okno jego samotnej duszy." - brak spacji po pierwszym przecinku. Ponadto napisz, że każdy kolejny wiersz coraz bardziej uchylał przed nią okno jego duszy. Pisz z sensem. W twojej wersji jeden wiersz za drugim otwiera okno, a jak może otworzyć wiersz drugi okno, skoro to okno zostało już otwarte przez wiersz pierwszy, a w międzyczasie nie było nikogo złośliwego, który to okno by przymknął z powrotem.
17)"Czasem w naszym życiu, gdy jesteśmy na skraju zagubienia, szukamy jakiś martwych prawd mających pomóc w naszym życiu" - szkodliwe powtórzenie "w naszym życiu'. A tak poza tym, co to są martwe prawdy? Przepraszam, ale ja z pewnością nigdy nie szukałem martwych prawd.
18) "Kiedyś, jeszcze na studiach, w drodze na zajęcia czuła się bardzo źle. Jej neurasteniczna natura tworzyła ciągle wizje chorób, złego samopoczucia, miała chronicznie depresyjną minę, z którą ją wszyscy kojarzyli." - Wyodrębniając logiczny szkielet z tych dwóch zdań otrzymujemy coś takiego: Kiedyś w drodze na zajęcia miała depresyjną minę, z którą ją wszyscy kojarzyli. Prawda, że absurdalnie brzmi? Trzeba się tego typu wpadek wystrzegać, choć na pierwszy rzut oka, przeważnie są trudne do uchwycenia.
19)"Ten głos dziecka w zwiędłych ustach starca sprawił, że zadrżała. " - Piękne zdanie! Naprawdę!
20) "Pan Miriam pojawił się jeszcze dwa razy w jej życiu" - Brak konsekwencji logicznej w konstruowaniu tekstu, gdyż swoje opowiadanie zaczynasz od zdania: "Spotkała dziś pewnego starszego mężczyznę" (Miriama).
21)"w miejscach całkiem przypadkowych ,wybranych " - bez spacji przed przecinkiem.
22)"idąc gdzieś indziej trafiała akurat tam," - moim zdaniem, lepiej zamiast przecinka wstawić trzy kropki.
23) "Przecierała palcami brudną szybę, autobusy sprzyjały głębokim rozmyślaniom, jakby materia wyniszczenia i smrodu przybliżała lepszą stronę naszej leniwej natury, która choćby zmęczona do granic wytrzymałości wciąż jeszcze szukała stymulacji z zewnątrz w postaci migoczących obrazków lub szumu obcych głosów w radio." - Zdanie skomplikowane, ale mi osobiście bardzo się podoba, choć w pewnych miejscach dokonałbym małych zabiegów kosmetycznych. Np. zamiast "choćby" napisałbym "choć".
24)",, teraz byle kto a ma komórkę, łączy się z wszystkimi i z nikim jednocześnie. - Po co ten zaczątek cudzysłowu, a i po "kto" samotne "a" wkradło Ci się.
25)"Ja nie mogę mieć komórki, mam rozrusznik serce, ja wyczuwam komórkę w odległości 2 metrów, mi serce zaczyna trzepotać, jakby bało się tego nienaturalnego dla człowieka wynalazku." - Powinno być "rozrusznik serca" i bez tego drugiego "ja", no i 2 piszemy w literaturze słownie. Ponadto nie rozumiem, co znaczy nienaturalny bądź naturalny dla człowieka wynalazek? Chyba miałaś na myśli wynalazki, których niektóre własności, właściwości bądź cechy, tudzież kształty bądź materiał z którego zostały wykonane mogą szkodliwie wpływać na zdrowie.
26) "...który przynudza i narzeka na to zwykle ludziom o schyłku przeszkadza" - Chyba "na to, co..."? W ogóle szyk zdania nie jest zbyt fortunny.
27) "i braku ingerencji jakichkolwiek bodźców do jej świata." - O ile mi wiadomo to ingeruje się w coś, a nie do czegoś.
28) "...w kącie siedzący mężczyzna przy pianinie grał muzykę Schumana" - gdyby ktoś chciałby być złośliwy mógłby forsować następującą interpretację owego zdania: w kącie w którym stało pianino usiadł też mężczyzna, który na jakimś innym instrumencie, dajmy na to - na flecie - grał muzykę Schumana". Czemu nie napisałaś po prostu, że facet grał na pianinie?
29)"Nie białe szaleństwo, było to raczej gorące, pulsujące żywiołami i niecierpliwą wyrywającą się z żył tęsknotą." - Was is das? To nie jest dobre zdanie, to jest raczej gorąca, wręcz pulsująca wewnętrznymi żywiołami i wyrywająca się z żył tęsknota za bardziej precyzyjnym pisaniem.


Podsumowanie: Czyta się lekko, no i poruszyłaś temat bliski mojemu odczuwaniu. Dotknęłaś metafizyki czającej się gdzieś w zakamarkach miasta. O ile się nie mylę, podobnie postrzegał ten temat Krzysztof Kieślowski. Sam też kiedyś spotkałem podobnego dziadka, tyle, że niestety po kilku dniach okazało się, że to ja jestem bardziej nieziemski.
Moim zdaniem jesteś świetnym materiałem na pisarkę, tyle, że musisz spowodować w sobie dużo więcej samokrytycyzmu i myślowego zdyscyplinowania.
Pozdrawiam serdecznie z nad morza

Ps
Ciekaw jestem jakiego przedmiotu nauczasz?

Opublikowano

A ja dodam od siebie krótko - 15 marca 1977 roku ( w domyśle 15 ( dnia ) marca ) zamiast 15 marzec 1977 rok. Marzec to mamy już dzięki Bogu 2008 w naszym stuleciu, w dniu narodzin bohaterki to był już 1977 marzec ( jak już rzekłem naszego stulecia, bo marców to już kilkaset milionów pewnie było ).
Kiedyś w podobnym klimacie stworzyłem coś i w podobnym stylu, z tym, że mnie zawsze kloszardzi bardziej pociągali, a najlepiej starzy kloszardzi, że niby wyrzuceni przez los, przez społeczeństwo, a jednak społeczeństwo to nie zdawało sobie sprawy, że jeden z nich ( kloszardów ) nosi pod pazuchą gruby tomik wierszy napisanych przez siebie samego, gdzieś tam w kanałach. Tematu miłości raczej teraz nie poruszam, mam niejasne przeczucie, że na temat miłości napisane zostało już wszystko i trzeba mieć nie lada odwagę, by próbować coś w tej "dziedzinie" tworzyć. Ty próbujesz stworzyć swoją własną aurę i to jest ok.
Glejt na całe życie - fajne!
Opowiadanie podobało mi się, jest w nim pewien klimat, który metodą kolejnych prób i błędów masz szansę rozwinąć.

Opublikowano

Dzięki, naprawdę to wspaniałe uczucie jak czuje się ,że ktoś poświęci czas na czyjś tekst i tak krąży gdzieś energia pozytywnej wymiany doświadczeń:)
Don Cornellos: przyjmuję wszystkie zastrzeżenia i korekty, wynikłe z nieuwagi i niecierpliwości, naprawdę wielki respect dla Ciebie za wynalezienie takiej ilości błędów, pomogłeś bardzo, fajnie by było miec takiego sekretarza:) Miło mi że odnalazłeś pewną wrażliwość ludzi wyjętych z kanonu piękna , no i ta paralela z Kieślowskim, czujesz to w duszy po prostu:) A nauczam plastyki:) pozdrawiam wiosennie z gór:)
MARCEPAN 30 : Dzięki za glejt, doceniam i przyjmuję z dumą:) Myślę, że miłość nie "opatrzy się" nigdy, może tylko forma jej oddania, ja dążę do prostoty, ale trzeba do niej dojść drogą zawikłaną. Pytanie kto jest kloszardem dzisiaj, a kto człowiekiem z klasą, mi bliżsi są ludzie na marginesie świata, są naprawdę...Dzięki i pozdro.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...