Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

czasem bywa ukrytym przedmiotem
w kieszeni
albo po prostu pomarszczonymi dłońmi
bez siły inspiracji
przeciążone zmarszczkami strachu
z wysuszoną napiętą skórą
bez wiary w pióro którego utrzymać
nie może

na białej kartce smutny
zmierzch

Opublikowano

Jakiś ten wiersz... obcy. Nie bardzo widzę w nim Ciebie. Wiem, że tak miało być - miał być taki, jaki jest. Może chodzi po prostu o to, że przyzwyczaiłem się do innych.

Jest bardzo dobry. Moim zdaniem mógłby zostać napisany przez czołowych polskich poetów. Może jedynie pierwszy wers nieco niepotrzebny?

Arek

ps. biała kartko - zmoro poezji!

Opublikowano

można powiedzieć że wiersz pętelka, bo punkt wyjścia łaćzy się z puentą, która staje się stwierdzeniem, relacją podmiotu lirycznego,
a o talencie można i powinno się rozpisywać ale pozostawiając dla każdego własną przestrzeń własną porcję subiektywnego odczucia
pozdrawiam

Opublikowano

czasem bywa ukrytym przedmiotem
w kieszeni
albo po prostu pomarszczonymi dłońmi
bez siły inspiracji
przeciążony zmarszczkami
z napiętą skórą
bez wiary w pióro którego utrzymać
nie może

na białej kartce smutny
zmierzch

Bardzo ciekawy, Everygrey. Dzień do nocy w porównaniu z poprzednim.
Kwestia zmian: 1) pierwszy wers wyrzuciłem, bo jakoś nie pasuje i powtarza słowo 'talent'.
2) przeciążone zmarszczkami strachu
z wysuszoną napiętą skórą - skróciłbym ten fragment i zmienił e na y.
3) ostatni wers bez talentu brzmi bardziej niejednoznacznie.
Zostawiam materiał do analiz i stawiam z chęcią plusa.
+

Pancuś

Opublikowano

ha:) bardzo dziekuje Pancolku, zastanawialam sie co powiesz, a nad sugestiami sie zastanowie. Tali Macieju, kazdy o swoim talencie mowi i mysli co chce, ja swoj ujelam ot tak, dzieki za wglad.pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar dzięki   jesień owszem zadowoli jeśli ładna jest i młoda słodko może cię ukoić ale kasy potem szkoda :)))       @violetta od czego jest kobietka tego nie wie sam Bóg raz wściekła raz kokietka nieobliczalna i już :)))  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      To przepiękna zwrotka warta najlepszych poetów ! I ostatnia też złota warta. Gdyby udało się dotrzymać kroku pozostałym ... 
    • @Poezja to życie Dobrze prawisz i rym jest...  
    • @Jacek_Suchowicz Piękny wiersz o zbliżającej się jesieni. Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • W koszulce pirackiej i mycce z czaszką, Pochylony nad balią z praniem, Pianę wzbijałem ku niebu – chlup, chlup, Wiosłem szarpałem ocean zbyt spokojny.   Wichry w koszulę łapałem na kiju, Kurs obierałem – ahojj! – wołałem. Ster trzymał mój język, nie ręce, Żagiel inspiracją: tam, gdzie wiatr dmie!   Świat zmierzyłem bez lunety i bez map, Z oceanem biłem się z tupotem i krzykiem. Gwiazdom nie wierzyłem, bo mrugają okiem. Ja wam dam, wy żartownisie, dranie!   Na Nilu mętnym, wezbranym i groźnym, Szczerzyłem kły z krokodylem rozeźlonym. Ocean zamarł, gdy dryfem szedłem – skarpetki prałem, Rekin ludojad nad tonie morskie skoczył i zbladł.   Na prerii mustang czarny jak moje pięty, Ogonem zamiótł mi pod nosem – szast! Wierzgnął, kopytem zabębnił, z nozdrzy prychnął, Oko puścił i w cwał – patataj, patataj!   Na safari gołymi przebierałem piętami – plac, plac! Słoń zatrąbił, nie uciekłem, w miejscu trwałem. W ucho dostał, ot tak – i odstąpił: papam, papam. Został po nim tylko w piasku ślad i swąd.   Lew zaryczał – też nie pękłem, no nie ja! W pierś bębniłem – bim, bam, bom – uciekł w dal. Ciekawskiej żyrafie, mej postury chwata, W oczy zaglądałem – z dumy aż pękałem.   A na kontynencie płaskim i gołym, Jak cerata w domu na stole świątecznym, I strusia na setkę przegoniłem – he, he! Bo o medal z kartofla to był bieg.   Aż tu nagle: buch, trach, jęk – strachem zapachniało! Coś zatrzęsło, coś tu pękło – to nie guma w gaciach... Łup! okrętem zakręciło, bryzg mi wodą w oko, Flagę z masztu zwiało i na tyłku cumowałem.   Po tsunami pranie w błocie legło, Znikły skarby i trofea farbą plakatową malowane, Z lampy Aladyna duch też nawiał – łotr i tchórz, Kieł mamuta poszedł w proch, złoto Inków trafił szlag.   Matka w krzyk „Ola Boga!” – ścierą w plecy chlast! Portki rózgą przetrzepała jak to dywan. Aj, aj, aj, aj! chlip, chlip! to nie jaaaa... Smark, smark, łeee – nawyki to z przedszkola.   Z domku, skrytym w kniejach dębu, ot kontrola lotów. Słyszę łańcuch jak klekoce, rama trzeszczy. Dzwonek – dzyń! błotnik – dryń! szprychy aż pękają. Kłęby kurzu w dali widzę – nie, to nie Indianie.   To nie szeryf z gwiazdą pędzi na rumaku, To nie szalik śwista (z klamrą...? e tam) Ojciec w drodze z wywiadówki – coś mu śpieszno. Aż mnie ucho swędzi, no to klapa, koniec pieśni...  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...