Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie było w średniowieczu sławetniejszego dzikusa -
nad pojmanego przez krzyżowców – saracena Ferragusa,
w niewoli będąc, w sznurach, w podpiwniczonych lochach,
jeszcze się rzucał jak w ostatku sił krwawiąca locha,
nikt z rycerzy nie miał chęci zejść do tego olbrzyma,
co by choć chwilę wpół jego wrogości, na Chrysta, wytrzymać,
więziono go więc bez jadła, co by sam padł z głodu i wycieńczenia,
jakby wśród rycerskiej braci nie było takiego imienia,
stawił się jeden, przybyły z północy z plemion Polan,
służący pod frankońską chorągwią – nie znany nikomu – Roland,

nie było w średniowieczu walki, co by w nierówności
odbywały się pojedynki, takoż w obopólnej zgodności
zrzucono do lochu dwa miecze, za nimi Roland skoczył
w bezprzytomności i konieczności bój się ten potoczył,
trzy dni i trzy noce, wśród ciemności kazamatów -
tłukli się, rąbali, obeznani w swym codziennym fachu,
nad zaciętości Rolanda i nad przebiegłość Ferragusa -
nie było końca – jeden drugiemu nad nic nie popuszczał,

nie było w średniowieczu drugiej takiej okazji
dla rycerza, co by jego czyny mogli opiewać bardzi,
Roland zwyciężył, powalił pogańskiego kolosa,
śpiewano, opowiadano – jak Ferragusowi utarł nosa,
śpiewano, aż pieśń ta dotarła do kraju, w którym Roland
urodził się, w stu zwrotkach już pieśń uświęcona,
usłyszała ją matka, ojciec, mówiono o tym na zamku,
w całym Krakowie, patrzcie ludziska – to zrobił nasz smarkul.

Opublikowano

Witoldzie!
To mi się podoba. Zachód już "podbierał" nam Chopina, Kopernika, a i Wita Stwosza chce nam zabrać. Ty zaś udowodniłeś, że słynny Roland z Lechistanu pochodził. Może i potomków zostawił? Co by wyjaśniało późniejszy rozkwit sztuk wszelakich nad Loarą.
Serdecznie pozdrawiam
Marek Wieczorny

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



drogi kolego - szukałem w necie tłumaczenia - nie znalazłem - w końcu pomogła mi koleżanka - i tak sobie teraz myślę, że w czterech słowach dołożyłeś i Rolandowi i mi - i średniowiecze całe doświatła poniosłeś w kolejne epoki - światło ukazując

serdeczne pozdrówko W_A_R


Opublikowano

jak zawsze z przyjemnością czytałam :)
Pańska "wersja wydarzeń" jest całkiem zabawna i wciągająca ;)

tylko ostatni wers jakoś mi nie pasuje
(ten "smarkul" wybija z rytmu)
ale ogólnie i tak super ;)

pozdrawiam
Emilka

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Maciek.J

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...