Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

         Gdyby tak można

 

W mgłach słodkiej półprawdy, zgorzkniałego milczenia,
jesiennieją lata przybijane do ziemi.
Rysunkami na twarzy czas kopie wspomnienia,
gdzieś w dali, tropy zdarzeń gwiezdny pył zaciera.

W kołowrotku obietnic ścierają się tryby,
zmierzch z wolna nadchodzi wśród zmęczonych bajek.
Podążałam pod górę, na sam szczyt - na niby
i ujrzałam skały burzą malowane.

A za nimi błękit i jeziora przejrzyste,
gdzie reumatyzm w ciszy przyrasta do korzeni.
Chciałabym - jedną chwilę - raz jeszcze być dzieckiem,
uśmiechnąć się do jutra, przejść życie bez sprzeczki.

 

 

 grudzień, 2007

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

a facetowi wypada? :) Podoba mi się Nato, bardzo ładny wiersz, ale jakoś nie mogę zaakceptować "do świata, co śliczny". Myślę, że właśnie tutaj powinno zabrzmieć, albo co najmniej odurzyć. Nie obraź się, ale w porównaniu z resztą tak trochę innnffal... cholera nie przejdzie mi przez gardło. Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


hmmm...
(...) chciałabym - jedną chwilę - raz jeszcze być dzieckiem
uśmiechnąć się do jutra do świata co śliczny
Świat w oczach dziecka zazwyczaj bywa ( powinien przynajmniej ) kolorowy, bezproblemowy, taki poukładany, beztroski... itd, itp... czyli ogólnie... śliczny.
Cieszy mnie, że podoba się. Dziękując za post, pozdrowię... :)
Opublikowano

No i jak tu się nie uśmiechnąć do tych marzeń, które od najmłodszych lat człowiek w sobie nosi, a które razem z nim - w kołowrotku życia rosną, dojrzewają, chowają się w bruzdy na twarzy.

One z czasem nazwą się cierpieniem - te bruzdy, doświadczeniem - te rysunki na twarzy, radością - te błękity i jeziora przejrzyste, które tylko we wspomnieniach nocują.

I co...? Do pór roku nawiązując - Przecież każdego czeka jesień nieuchronna, tak jak wiosnę przeżył piękną, lato w miód bogate... A zima? Ona to już chyba nie każdemu tak samo jednako pisana... Dlatego ważne, by umieć i chcieć "uśmiechnąć się do jutra do świata co śliczny" i by ktoś się do nas uśmiechał.

Bo ta zima jakże bardzo od nas zależy...

Pozdrawiam Nato - za kawałek dobrej poezji dziękuję :)))
Piast

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Święte słowa, Piaście, ważne by umieć i chcieć "zawalczyć" o ten uśmiech.
Miło, że to dla Ciebie dobry kawałek... dziękując za przeczytanie, pozdrowię... :)
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

jest oczywistym, że tak naiwnie jak dziecko - już nie można, bo doświadczeń, tych gorzkich nie da się unicestwić - są już na zawsze;
pierwsze dwie strofy dla mnie zbyt nieokreślone - wolałbym aby ta gorzkość wynikała z konkretów, z jakiegoś konkretnie zarysowanego, naszkicowanego zdarzenia - a tu takie poetyckości: jesienie, wspomnienia, tropy, gwiezdny pył...kołowrotki obietnic brzmią już oryginalnie, ale kołowrotki i tryby to już przesada, bo to poniekąd niemal to samo...
wrota burzą malowane to znowu powrót do koloryzowania, a ostatni wiers jako pointa wcale mnie nie przekonuje że dobrze wyraża dzięcięcość poprzez wyraz "śliczny"...wiek dojrzały i starość jeśli nadal nakierowana jest na poszukiwanie i zgłębianie prawdy także ma walor śliczności, cudu odkrywania cudów życia...
zatem to tylko ozdobnik, bez istotnej głębi;
J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


...czyli, zbyt ogólnikowo... konkrety musiałyby rozrosnąć się w kolejne wersy, a tego chciałam uniknąć, bo być może było by za dłuuuugo i w ogóle...

.. zgodzę się, poniekąd to samo... na chwilkę obecną nie mam co podstawić w to miejsce, by zrymowało się z ... na niby.

Jacku, póki co, za wrota są skały, chyba lepiej łączą się z górą.

a ja właśnie ten dziecięcy świat miałam na myśli, o czym wspomniałam jw. i tak bardzo zapasowało mi to określenie.
Co do wieku dojrzałego i zgłębiania, poszukiwania prawdy, zgadzam się, można to określić "cudami życia."
Bardzo dziękuję za zajrzenie, uwagi zanotowane.
Pozdrawiam... :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
    • I namokłe dyby mamy bydełkom Ani
    • Ule dam, a sad, dom okrutny syn Turkom odda sam, Adelu
    • @tie-break To świetny wiersz: mądry, dojrzały, pisany z wielkim wyczuciem formy i znaczeń. Łączy intymność z uniwersalnym doświadczeniem odchodzenia od słów, które miały dawać schron.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...