Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Cóż, masz swoje zdanie, ja mam swoje. Odmienne, bo gdyby było takie same, to bym nie popełnił powyższego, hehe.
Dzięki za wyrażenie opinii, pozdrawiam:)

P.S. Ostatnio w ogóle mam coś z tą ubogą formą. Niedługo moje wierszydła osiągną taki stan, że będą składały się z jednej litery :D

Opublikowano

Hehe, też zaglądałem tam ostatnio. I tamtego "tekstu" też nie przekreślam. Nie chcę robić sobie "reklamy", ale uwierz, że właśnie dziś zamieściłem w W. coś, co... hmm... PRZEKREŚLISZ:D To znaczy "utwór" przypominający formą i długością ten o lustrze;] Cóż, tak mam ostatnio. Może przejdzie.

Ile mi się tu cudzysłowów narobiło;]:P

Opublikowano

Szkoda słów... hmm, można i tak.
Chociaż niektórym naprawdę nie potrzeba wielu słów, by złożony z nich "twór" nazywać poezją, wierszem. Po prostu. A mnie ostatnio kusi taki minimalizm. Ale się leczę:]
Dzięki i pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Polak potrafi - apel:

This is my polish letter to Paris Hilton. I would be grateful, if you could send it to her.

Paris to francuska duma: la Notre Capital
miasto wielu straconych i zyskanych wspomnień
uśmiech wierzy pod którą on się o to spytał
czy w tym mieście nie zechce ona się zapomnieć

Paryż to szczególnie otyły homonim
znaczeń tyle co błysków na bezchmurnym niebie
nocna świata plejada albo wers bezdomny
co rynsztoku Stolicy nie bierze do siebie


Paris miasto francuskie wściekłe jest na siebie
że homonim jankeska dynastia okryła
tworząc nowe znaczenie które na tym niebie
jest jak zbędna i sprośna żwirowata bryła

Nie harataj kryształu który nieboskłonem
ziemię otacza i bieg jej nadaje
przełom za przełomem
wyścig nie ustaje

Nie harataj gwiazdeczko
boś mała i płocha
miliard znaczeń doczesnych
mówi ci w y n o c h a !



PS Przepraszam, ale samego wiersza to nie umiem po angielsku:D
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Polak potrafi - apel:

This is my polish letter to Paris Hilton. I would be grateful, if you could send it to her.

Paris to francuska duma: la Notre Capital
miasto wielu straconych i zyskanych wspomnień
uśmiech wierzy pod którą on się o to spytał
czy w tym mieście nie zechce ona się zapomnieć

Paryż to szczególnie otyły homonim
znaczeń tyle co błysków na bezchmurnym niebie
nocna świata plejada albo wers bezdomny
co rynsztoku Stolicy nie bierze do siebie


Paris miasto francuskie wściekłe jest na siebie
że homonim jankeska dynastia okryła
tworząc nowe znaczenie które na tym niebie
jest jak zbędna i sprośna żwirowata bryła

Nie harataj kryształu który nieboskłonem
ziemię otacza i bieg jej nadaje
przełom za przełomem
wyścig nie ustaje

Nie harataj gwiazdeczko
boś mała i płocha
miliard znaczeń doczesnych
mówi ci w y n o c h a !



PS Przepraszam, ale samego wiersza to nie umiem po angielsku:D
Uśmiechłem się:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Podoba mi się ta interpretacja.
Pozdrawiam



dodałabym do tej interpretacji jeszcze, że to tok myślenia TEJ kobiety
Myślę, że właśnie o to w tej interpretacji chodziło:)
Opublikowano

Na początku juz stwierdziłem ze trzeba siezastanowić nad tym głębiej...
Więc kombinowałem tak:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Określenie całego jej życia, składającego się tylko na zwracaniu uwagi na siebie



Ludzie jednak wymagają od kogoś medialnego, wciąż nowości, by ciągle być na 1 sronach gazet i w centrum uwagi



Wystarczy banał, głupstwo by znów była zauważona

No mi się b. podoba :)
Temat to raz
Treść to dwa
Sposób przedstawienia to trzy

Jedyne co rzuca sie w oczy to brak jakichś głębszych określeń, wszystko jest napisane prostym językiem, taka uboga forma. Ale kto powiedział, że coś takiego jest złe?



Wcale się nie obraże jak będzie w takim stylu :P
Choć w takim wypadku to prędzej gra skojarzeń niż doszukiwanie się sensu.
Ale graty.
Opublikowano

Witam.

"Być" to dużo, szczególnie według egzystencjalistów. Gorzej gdyby w wierszu było napisane: "istnieję istnieję istnieję". Mam nadzieję, że różnica między "być" a "istnieć" jest zrozumiała.

Wiersz byłby wspaniały, gdyby zostawić tylko ostatnie dwie linijki. Wtedy oddana byłaby cała prawda:

uśmiech
jestem

Tak to wygląda. Paris Hilton jest, bo jak umrze, to się będzie o niej gadać, a o mnie nie ;)

Nie podoba mi się początek, bo pytanie "to mało?", po tylu "jestem" jest bez sensu, bo być to dużo naprawdę. Ale rozumiem, o co chodziło, zresztą przeciętny człowiek nie rozróżnia "jestem" od "istnieję" (tak jak nie rozróżnia "absurdu" od "nonsensu", choć to dwie różne rzeczy). Tak więc jestem na tak, mimo tego, że ja bym ciachnął ;)

Co do krótkich form - Jasieński napisał wiersz "Nic", który poza tytułem nie miał żadnej treści (ani jednej litery). Już go nikt nie pobije, no chyba że ktoś wystawi pustą kartkę (bez tytułu).

Pozdrawiam.

Opublikowano
Mateuszu Kulejewski!
Twoja interpretacja, to chyba w 100% mój zamysł. Fajnie:)
Pozdrawiam.

Amerrozzo!
Zwróć uwagę, że w tym wierszu Paris nie 'jest' bezwzględnie, ale sama stwierdza: 'jestem'.
Pozdrawiam;]

Obu Panom dzięki na komentarze. Zwłaszcza, że obszerne.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A to, że jest jednak bezwględnie, stwierdza tytuł ;-)

Ja rozumiem Twój zamysł, ja się z tym nie kłócę. Ostatecznie przecież Hilton jest naprawdę, a my tylko istniejemy. Wprawdzie, żeby być, trzeba nadać sens swojej egzystencji, by ta przeszła w esencję, ale Hilton wystarcza tylko uśmiech i już jest. Dlatego bardziej podobałaby mi się krótsza forma:

uśmiech
jestem

bo tyle jej trzeba, by być.

Pozdrawiam.

PS. Oczywista, to tylko takie moje sugestie, wiersz przecież może zostać w obecnej formie. To Twój wiersz w końcu ;)
Aha, jeszcze jedna rzecz - jeśli zmieniłbyś na wersję zaproponowaną przeze mnie, trzeba by zmodyfikować też tytuł.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...