Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

piąta minuta godziny trwa dłużej
nie wiedziałam tego od zawsze
jak tego że zachód jest piękny
albo że kwiaty to symbol

to odkryłam dopiero tego dnia
jesieni, który trwał dłużej
gdy czekałam i gdy przyszedłeś
i jeszcze nie wiedzieliśmy co zrobić

potem było szukanie gwiazd
i tyle błogosławionych barier
ale dziś wiem, że twoja była inną
gwiazdą, a droga za ciasna na duet

piąta minuta trwała dłużej, a ostatnia
nie zajęła przestrzeni w czasie
stała się, ale obudziliśmy się dopiero
potem z nagłym smakiem w ustach

którego nie da się przełknąć ani wypluć
pozostanie na zawsze mimo ucieczki
smak wspomnienia, żalu i straty
nigdy nie odpokutowanych

Opublikowano

przez cały wiersz jest taki dziwny nastrój i rytmika, i to mnie bardzo podoba się
może też czuję jakiś niedosyt w ostatniej strofie, ale czym bardziej wnikam w całość, tym bardziej mnie wypełnia nastrój tej wydłużonej minuty
a ten koniec wydaje się takim prawdziwym końcem, który często bywa nie smacznym, bo pozostawia coś nieprzeżytego, więc całości bardzo dobrze pasuje do całości i dopełnia ją
:)

cały wiersz dopracowany i dobry.

Opublikowano
piąta minuta godziny trwa dłużej
nie wiedziałam tego od zawsze
jak tego że zachód jest piękny
albo że kwiaty to symbol


Ta zwrotka dla mnie najbardziej:) później już coraz mniej ale i tak jest pozytywnie:)

dygam:) Nesska:)
Opublikowano

Rafał Różewicz, Luthien_Alcarin:
dzięki za wizytę, tak właściwie to zgadzam, i też widzę, że nie jest do końca dopracowany...może jeszcze posiedzę nad nim kiedyś

Szugar:
dzięki, pozdrawiam również :)


Krzysztof:
dwa lata tu nie pisałam? to ten czas tak leci? ;) dziękuję za miły komentarz, cieszę się, że widzisz postęp, tamte wiersze to raczej ...ekhm.... ;] no, ten też wybitny nie jest, ale pisanie ma chyba dawać radość, więc myślę, że mogę się bawić ;)

Pancolek:
też myślę że nieee... ;) postaram się jeszcze popracować nad tym, dziękuję za wizytę .

Nessa Isilra:
miło mi, że choć trochę przypadło do gustu. pozdrawiam i dziękuję za komentarz :) dygam również grzecznie :)

Judyt:
mam nadzieję, że kroplę na szybie da się zatrzymać, mimo czasu mijającego. albo choć zmienić jej bieg? dziękuję za wizytę, pozdrawiam zimowo - ciepło :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.
    • Witam - super - lubię takie klimaty -                                                                    Pzdr.
    • Witam - lubię takie wiersze - super -                                                                   Pzdr.uśmiechem.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...