Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

mówiłaś że jesteś jak stłuczony kubek
próbujesz pozbierać się po fragmentach
które nie wpadły pod nasze łóżko
potem donośniej ciskasz słowa na wiatr
nie słyszę ich bo zimą mocno dmucha w twarz

mam odkupić niczyje grzeszki
schodząc na kolana robić obiadki-sratki
jakbyś nie wiedziała że nigdy nie wychodzą
przesładzam przesalam nie dopieprzam

się za kończenie w barach mlecznych
z jednym nakryciem przy spróchniałym stole
nie łudź się czemu

mamy rozstrój

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To bogrubione świetne, a to co kursywą zastanawia mnie trochę po, bo prosi się tam zmienić na "z", ale nie jestem przekonany, więc tylko wątpliwości poddaję. Do reszty nie mam uwag. Jest dobrze. Pozdrawiam
Opublikowano

'o wieczności spływającej w toalecie' - zastanawiające. może chodzić na przykład o niezbyt
udany związek dwóch osób, które mimo faktu, iż nie potrafią do siebie dotrzeć, pragną małżeństwa,
wspólnego, aż do śmierci życia. wyczuwa się pewną ironię, co może sugerować, że wiersz będzie
nią przesączony. z drugiej jednak strony tytuł może wskazywać na coś zupełnie innego.
być może podmiotem lirycznym będzie osoba, która rozpacza nad swoim beznadziejnym losem
i nie jest w stanie go zmienić. jeżeli by dalej iść tym tropem możemy wywnioskować, że podmiot
liryczny, bądź przedmiot wypowiedzi podmiotu lirycznego jest poirytowany swoją, bądź opisywaną
osobą. mnie szczerze mówiąc bliżej do pierwszego rozwiązania. już na początku utworu pojawia się
bowiem druga osoba. jest ona niezwykle delikatna, powiedziałbym nawet przewrażliwiona.
w wersach 4 - 5 zachodzi pewna sprzeczność, której pojąć do końca nie jestem w stanie.
no bo skąd można wiedzieć, że wypowiadane słowa przez drugą osobę są rzucane czy 'ciskane'
na wiatr, skoro ich nie słychać ? nad tymi wersami jeszcze bym popracował. w drugiej strofie,
co już wspominałem a propos tytułu mamy ironię i myślę, że jest ona dość silnie wyeksponowana.
wydaję mi się jednak, że zbyt emocjonalnie Pancolku. przypomina to jakiś szczeniacki bełkot,
a nie poezję. ostatni wers drugiej strofy - ok, ale poprzednie do zmiany.
przynajmniej lekkiej korekty ;) trzecia strofa moim zdaniem zbyt chaotyczna. aczkolwiek pointa
bardzo ciekawa. słowo 'rozstrój' może oznaczać trzy kwestie: 1\ rozstanie /prawdopodobnie
tymczasowe/ ; 2\ rozstrojenie nerwowe osób tworzących związek ; 3\ przestój, postój w związku.
czyli nie dzieje się nic ciekawego, nic co mogłoby te osoby wyrwać z marazmu, zbliżyć nieco
do siebie.

generalnie wiersz całkiem niezły. zdaję się, że wszystko, co miałem do zarzucenia, zostało
przeze mnie powiedziane. obiecuję, że jak tylko sobie coś przypomnę czy wpadnę na pomysł
zmiany, dam znać.

pozdrawiam.

Opublikowano

mariannko; więc co z czym? ;) sam siebie nazwę poetą, jak (jeśli w ogołe) tomik wydam.
Takie wewnętrzne samozaparcie :) Pozdrawiam serdecznie.

Tomku; dzięki wielkie. Podumam nad całością jeszcze, Twoją sugestią też. Pozdrawiam.

Judytko; spuszcza z czego? Z dobrotliwego tonu? ;)

Duszyczko; dziękuję za głos w sprawie. Twarzyczkę jakoś tam wcisnę, tylko wers trzeba
skrócić. Za tydzień co nieco wymyślę ;) Dziękuję i pozdrawiam.

Mr. Suicide; rozstrój żołądka też moze być ;) Akurat tutaj pole do interpretacji jest szerokie,
ale utrafiłeś ideę. Co do szczeniackiego bełkotu... hmmm... niezupełnie się
zgadzam, niemniej po jakieś korekty zmniejszające to wrażenie pewnie sięgnę.
Wielkie dzięki za obszerne sugestie. Pozdrawiam.

Pancuś

Opublikowano

każdy się wypowiedział , więc od siebie dodam, że "rozstrój' stanowi
doskonałe zakończenie, bo jak już ktoś wspomniał - różnie można
interpretować cały wiersz.Temat mi się podoba i jak będzie wiersz na
"p" na pewno zajrzę:))) Serdecznie pozdrawiam:)))

Opublikowano

Pancusiu!

Bardzo obrazowo.
Podobają się wieloznaczności i przerzutnie.

mam odkupić niczyje grzeszki
schodząc na kolana robić obiadki-sratki
jakbyś nie wiedziała że nigdy nie wychodzą
przesładzam przesalam nie dopieprzam

Tę strofę upodobałam najbardziej:)

Radości.

Opublikowano

Pani Ewo; bardzo dziękuję :) I widziałem, że coś z Lilianną zgrzyta. Proszę olać sprawę i się
nie przejmować. Zapraszam za 6 dni ;) Pozdrawiam ciepło.

Judytko; wiersz niesmaczny? ;)

Marlettko; miło strasznie, że coś wzięłaś dla siebie :) Dziękuję serdecznie za odwiedzinki i
pozytywny odbiór. Pozdrawiam

Pancuś

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...