Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mikołaj

Tniesz ziemię krokami, naznaczasz jak pługiem,
Pod drzewa odległe przegoniłeś chmury.
Spójrz - jestem pełen siebie samego, wołasz,
Niczym promień światła pieścisz deszczu strugę,
Pól dojrzałych jasność do swych piersi tulisz -
Chodź, częstuj się życiem, póki tylko zdołasz.

Mój Boże, tak wiele jest w tobie młodości
(Chociaż wcale młodszy ode mnie nie jesteś).
To zachłanność życia tak się w tobie mości
I trawy zielone, i chóry cerkiewne.

Każdy świt samotnie witasz pośród rosy.
Poranki, dni blade, miałkość długich nocy
W cień zmroków powoli odchodzą spłoszone,
Jakby w czasie swym i miejscu zagubione.

Wpatruję się w łąkę stygnącą, rozległą,
Serce ukojenia dziś zaznać nie może.
A jednak, choć szarość już wokół zaległa
Zjawiłeś się przecież - jak dobrze, jak dobrze.

Czy po spokój wieczny jadę z tobą znowu?
Dzień się kończy, bladość zamyka krajobraz,
Duszny zapach siana uderza do głowy.
Zapaść się aż do dna, przeczekać i zostać.

Tu i tam czernieją jesiennie ścierniska,
A studzienna woda bose stopy rani.
Ach, jakże daleko mi do siebie samej,
Do miłości dawnej, teraz dziwnie bliskiej.

Mówisz: to, mówisz: tamto i coś tam jeszcze -
Tak prosto, zwyczajnie rozmawiamy sobie.
Wszakże to nie słowa wypełniamy treścią,
Ale sedno sprawy tkwi w samej rozmowie.

A wtedy przy piecu, czy już zapomniałeś?
Przez łąkę pobiegłeś do domu na chwilę,
Nie mogłeś usiedzieć, zrobić coś musiałeś.
I mnie nie od pieca gorąco tak było.

Czemu powiedziałeś: naucz mnie wszystkiego,
Skoro byłeś pewien, że się nie odważysz?
Spięty, twardy, zimne oczy bez uśmiechu –
W tej jednej sekundzie jak nigdy poważny.

Powiew z pól milknących o wieczornej porze,
Kosa na ramieniu, krowy na pastwisku
I powrót do domu - zwyczajny, jak co dzień,
Choć pierwszy raz szliśmy tak razem, tak blisko.

A krótka przejażdżka saniami po lodzie?
Pewność w twoich oczach i troska w twym głosie
I moje olśnienie: chcę tak właśnie, teraz.
Albo siadłeś w progu, dzień znowu zamierał,
Siano świeżo skoszone wabiło, wołało.
Patrzyłeś pod słońce na horyzont biały,
Już prawie przygarnąć, przytulić go miałeś.
Oprałeś się miękko o moje kolano -

Trwaliśmy tak milcząc, jak w pejzaż wrośnięci.
Wstałeś i odszedłeś, choć nie tego chciałeś,
Udałeś, że nic to, świat się dalej kręci.
O czym marzysz, potem jak dziecko spytałeś.

Tamten bukiet dawny, zielony, wilgotny
(Bo dzień był od kwiatów i snopków duszący)
Wciąż na sznurku wisi, zeschnięty, samotny,
W kącie tkwi, nie wiedzieć na co czekający.

Popatrz, jak ta łąka zdziczała, wyrosła
Jak mur między nami, choć przecież ta sama.
„Powiedz jej, niech przyjdzie”, powtarzam radośnie,
Więc idę jak wtedy, lecz prawie mnie nie ma,
Kluczę, gubię się pośród traw za wysokich,
Wspomnienia bolesne spychają mnie z drogi.
Szukam twego cienia w fioletach drgających,
Zmrok jak cisza pełznie, nieśmiało, wolniutko.
Wydeptałeś kiedyś ścieżkę na tej łące,
Lecz pozarastała udręką i smutkiem.

Wyglądasz mnie, czekasz pokornie przed domem,
Potem znikasz nagle, to przed siebie patrzysz,
Uśmiechasz się słabo i odwracasz głowę.
Jesteś samym bólem, śmiercią i rozpaczą.

Przyszłam, bo podobno chciałeś mnie zobaczyć.
Czy mogę cię dotknąć? Nie bój się, nie boli.
Jak chciałbyś czułości uczyć się powoli,
Kiedy wciąż się chowasz i uciekasz? Płaczesz...?

Och, jeszcze zaorzesz, posiejesz, pożyjesz,
Rankiem kiedyś wstaniesz i powiesz: wróciłem.
Po polu za tobą będą chodzić wrony,
Obłoki jak wilki pognają po niebie,
Wyostrzy ci zmysły nagły szron wrześniowy,
Na plecach nieśmiało siądzie późna jesień -
Wtulisz się w nią ufny jak w pierwsze kochanie.
Umęczona ziemia zaśnie do świtania,
W mroczną cichość leśną siwy dzień się schowa,
Przyjdzie wiatr, rozgoni wszystkie trudne sprawy,
Odnajdziesz wśród nocy swoją dawną drogę
I znów będziesz, jak tylko ty być potrafisz.

Widzisz? To świat nie chce cię puścić od siebie.
Kto ma żyć, jeśli właśnie ty żyć byś nie miał?


08.2007

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nareszcie zgoda na ekshumacje... Choć czasu upłynęło tak wiele... Bolały wspomnienia w cichy szloch przyobleczone, Padało nocami tysiące łez…   Zgoda niepełna... częściowa... Wciąż więzną w gardle niewykrzyczane słowa... O bólu który w kresowych rodzinach, Tlił się przez kolejne pokolenia...   A przecież każdy człowiek, Zasługuje na godny pochówek, By migocący znicza płomień, Cichym dla niego był hołdem,   By kamienny nagrobek, Wiernie pamięci o nim strzegł, Imię i nazwisko na nim wyryte, Milczącym pozostało świadectwem…   Nareszcie godny pogrzeb… Polaków zgładzonych przed laty okrutnie, Przez w ludzkich skórach kryjące się bestie, Pogardą i nienawiścią nocami upojone…   Tamtej strasznej nocy w Puźnikach, Ciągnąca się noc całą mordów orgia, Dziesiątki bezbronnych ofiar przyniosła, Zebrała śmierć okrutne swe żniwa.   Bohaterska polskiej samoobrony postawa, Chaotyczna desperacka wymiana ognia, Niewiele pomogła i na niewiele się zdała, Gdy z kilku stron zmasowany nastąpił atak.   Spod bezlitosnych siekier ciosów Banderowskich zwyrodnialców i okrutników, Do uciekających z karabinów strzałów, Pozostał tylko wypełniony zwłokami rów…   Po tak długim czasie, Nikczemnego tłumienia prawdy bolesnej, Przyodziewania jej w kłamstwa łachmany podłe, Tuszowania przez propagandę,   Dziesiątki lat zwodzenia, Kluczenia w międzynarodowych relacjach, Podłych prób o ludobójstwie prawdy ukrywania Oddalały żądanych ekshumacji czas…   By w cieniu kolejnej wojny, Niechętnie padły wymuszone zgody, By pozwolono pomordowanych uczcić, Na polskich kresach w obrządku katolickim,   By z ust polskich księży, W cieniu tamtych zbrodni straszliwych, Padły słowa o Życiu Wiecznym, By złożono trumny do poświęconej ziemi…   Choć niewysłowionych cierpień ogrom, Milionów Polaków na kresach dotknął, Czapkując radosnym z dzieciństwa chwilom, Otulili czule swe wspomnienia pamięcią.   I gdy snem znużone przymkną się powieki, Wspomnieniami w blasku księżyca otuleni, Pielgrzymują nocami do sanktuariów kresowych, Starzy zza Buga przesiedleńcy.   A gdy niejednej księżycowej nocy, Starzy siwowłosy kresowiacy, Modlą się za swych przodków i bliskich, My także za nich się pomódlmy…   Za pomordowanych w Puźnikach, Za zgładzonych we wszystkich częściach Wołynia, Niech popłynie i nasza cicha modlitwa, Przyobleczona w piękne polskiego języka słowa…   - Wiersz poświęcony pamięci Polaków pomordowanych w Puźnikach w nocy z 12 na 13 lutego 1945 roku przez sotnie z kurenia Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) Petra Chamczuka „Bystrego”.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

           
    • Jar na głaz; a tu ile może jeżom Eliuta - załga raj.  
    • Mat Ina - żet, ale że ty zbiorom, i moro bzy - też Ela, też Ani tam.    
    • Gór udar; rad ucięto w kwotę, i cuda - radu róg.  
    • @Migrena Najserdeczniej Dziękuję!... Z całego serca!... Pozdrawiam!   @violetta I słusznie!... Pozdrawiam!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...