Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

tonia.cd X. W poszukiwaniu szczęścia


swan

Rekomendowane odpowiedzi

X. W poszukiwaniu szczęścia


Miałam chandrę, czułam się wypalona, gdzieś pogubiłam się, rozpadł sie mój misternie skonstruowany porządek. Ty zajęty firmą, wpadałeś i wypadałeś. Myślałam, że decyzja o zostawieniu pracy będzie słuszna, w końcu będę mogła pisać, zajmę się dzieciakami, zacznę się spełniać jako matka. Ale jakoś uciekły ze mnie protesty przeciw emancypacji kobiet, szlak mnie trafiał, że miast zmagać się z zawodowymi wyzwaniami, uganiałam się ze ścierką, zbierając po drodze wczorajsze życie twoje i dzieci. Tak mnie zajmowało bycie dobrą gospodynią, że stępiało pióro i kurz osiadał na książkach. Przeglądałam właśnie notatki, szukając jakiegoś bodźca, kopniaka, który na powrót zmusiłby mnie do myślenia. „(…)zdarzeń przyszłych nie można wywnioskować z teraźniejszych, gdyż nie ma związku przyczynowego, który by taki wniosek usprawiedliwiał (…)” - o co mi chodziło, próbowałam odszukać kontekst sytuacji, w której to skądś wypisałam. Wittgenstein, Hume? Boże mój złoty! nawet nie mgli mi się nic. Jakby nie moje. Muszę wrócić. Przecież czekają na mnie, wyrozumiali dla chwilowej fanaberii. Tak. Jutro zadzwonię i powiem; no to wracam. Nawet mnie zenergizowała ta myśl. Tylko muszę poukładać dom i ciebie.

W drzwiach stanęła Tonia. W pełnym rynsztunku, torba w ręce, makijaż na twarzy.
- Wyjeżdżam- powiedziała spokojnie – wrócę za pół roku. Rób kawę.
Wyrwana z egzystencjalnej udręki, uświadomiłam sobie, że dawno jej nie widziałam, właściwie nie miałam pojęcia, co się z Tonią działo, co wywijał Roman. Czasem w biegu, coś rzuciła, ale nie było to nic ważnego, dla mnie ważnego- ot, takie schematyczne toninie życie, daleko odbiegające od moich wielkich rozterek. Zamiast zapytać dokąd, dlaczego, spojrzałam na nią.
- Guzik ci zaraz odpadnie.
Podeszłam do szafki. Nagle najważniejsze na świecie zdało się być dobranie najbardziej pasującego koloru nici. Powbijane w szpulki igły bodły nieprzyjemnie. Znalazłam – prawie idealny odcień.
- Mam załatwioną pracę. Babcia… stara… mieszka sama. Znasz mnie, na pewno mnie polubi, nie boję się pracy. Tyle lat robiłam przy Dawidzie. On też już mnie nie potrzebuje.
Zrobiłam kawę. Jakoś zmieniły mi się preferencje smakowe, nigdy nie piłam białej kawy. Tonia spojrzała na cieknący strumień mleczka. Wyciągnęła papierosa.
- Coś ty znowu wymyśliła? – łyżeczka wyrównywała zakręcone ślimaki w mojej filiżance, tak że kawa nabrała jednorodnej barwy. Mleko na tyle ją schłodziło, że mogłam wziąć spory łyk, nie parząc podniebienia. Przyjemne ciepło panoszyło się we mnie. Czekałam. Czekałam aż powie, że to żart. Przecież i tak bym nie uwierzyła. Toż ani języka, ani odwagi… . Tonia i wyjazd. Bzdura!
- Muszę… po prostu muszę – spojrzała na mnie. Oczami prosiła: zapytaj. Nie chciało mi się. Doskonale znałam te opowieści. Roman, romans, rozwód. Ta sama bajka. Nie oczekiwałam sensacji, Tonia była niezmiennie monotematyczna.
- Poznałam faceta. Przez Internet. Kiedyś ci pokażę – dogaszała papierosa nerwowo stukając w popielniczkę. Jeszcze się tlił, Tonia brała następnego – od nie pamiętam kiedy nie miałam orgazmu…
Próbowałam znaleźć sens. Tonia rzucała nieskładne zdania.
- Ten skurwysyn nagrał mnie i wysłał Romanowi. Wpadł do domu, wyzywał mnie od dziwek, kazał m spłacić długi. Darł się, że wszyscy się z niego śmieją, że ma taką kocicę w domu… .
Mieliśmy w domu komputery, nigdy nie przyszło mi do głowy, by szukać tam miłości. Skype, gg wiem, co to jest, ale … . Z moim rozsądkiem- wykluczone. Oto Tonia, moja nieuczona Tonia obłaskawiła komputer. Na którymś portalu z czatem poznała Szweda, który zmienił jej świat. Jak on mógł przekonać ją, by przerwała wszelkie granice, sprowokować do wirtualnego seksu, doprowadzić do zatracenia się w swoim ciele? Byłam cholernie zła na tę naiwność toniną, na to jej desperackie poszukiwanie miłości.
- Tonia. Po tym, co zrobił, chyba nie ma prawa oceniać cię. To co robisz ze swoim ciałem, to twoje. Ty nie musisz zmywać z siebie zapachu obcego potu. Dlaczego mu tego nie powiesz? – mówiłam, byle mówić, ale dźwięk mojego głosu nie przekonywał mnie, a cóż dopiero mówić ją.
Zebrałam filiżanki, wysypałam z popielniczki. Nie cierpiałam smrodu odpadów pomieszanego z niedopałkami. Zazwyczaj pakowałam je do reklamówki, zawiązując szczelnie, by zapach nie wydostawał się na zewnątrz. Już sam pojemnik na śmieci drażnił. Śmieci to taki rodzinny ekshibicjonizm, dlatego zawsze z pietyzmem wiązałam worki, by zawartość uchronić przed wścibskim okiem przypadkowych ludzi.
- Napiszę albo zadzwonię. To pa!
Patrzyłam za nią. Po prostu patrzyłam.

Chyba jednak nie wrócę do pracy. Potrzebny mi czas. By pisać. Włączyłam radio. Roger Waters. Cudnie, że teraz.

So ya thought ya might like to go to the show
To feel the warm thrill of confusion
That space cadet glow…

Jest dobrze.


Dziwne było przyznać sie przed sobą, że brakowało mi Toni. Pracowała. Kobieta, którą opiekowała się mieszkała sama w dużej kamiennicy. Dziewięćdziesiąt dwa lata, to dużo. Nawet nie wiem, czy chciałabym tyle żyć. Nazywała się Ana Friedrich. Tonia opowiadała, że jest malutka, siwa i ma Alzheimera. Czekałam na jej telefony, choć nie rozumiałam jej. Cały czas dzwonienia opowiadała o babci, spacerach po Feuchtwangen. Tonia urządziła swój pokój po swojemu. Starałam się wyobrazić sobie pokój na poddaszu. Czułam zapach kadzidełek, przy których egzotycznym zapachu Tonia mistyfikowała życie. Zasłony upięte na wzór barokowy przysłaniały małe niemieckie miasteczko, szczelnie oddzielając ją od obcości, w której zapewne nie mogła czuć się dobrze. Wieczorami, kiedy babcia szła spać, Tonia paliła papierosy, stojąc otulona pledem w dużym łazienkowym oknie, bo Ana złościła się czując dym, a wtedy Tonia długo w nocy musiała ją uspakajać.

Był wtorek. Nie czekałam niczego. Zajęta sobą, wymiotłam z pamięci wszystko, co nie dotyczyło mnie bezpośrednio. Jakoś dobrze i normalnie przyjmowałam kolejne dni. Nawet listopad od wieków nostalgiczny, nie budził mojego sprzeciwu ani refleksji. W końcu upływający czas jest tak znikomy, zmiany tak niedostrzegalne, że nie było pretekstu do wydumań. Czasem Dawid natykał się na mnie, zazwyczaj szukając jakiejś książki i wówczas na krótko Tonia jawiła się we mnie. ale bez trudu wracałam do siebie, hołubiąc swoje spokojne szczęście.
Listonosz stanął w drzwiach. Wśród jakiś urzędowo- interesowych pism do ciebie był list od Toni.
„ Hej siostra!
Jak mówiłam biorę rozwód. Przed moim wyjazdem Roman wrócił do domu. Myślałam, ze uda mi się odbudować wszystko od nowa. ale to już nie jest to. Takiego życia ja nie chcę, ja do niego już nic nie czuję, poza tym jest mi wszystko jedno, czy on jest ze mną, czy nie. Przestałam być o niego zazdrosna, nie ma we mnie żadnych emocji, Zycie jest be smaku. I wiesz, popełniłabym błąd. Chciałam zrobić znowu wszystko dla ludzi, dla dzieci. A ja mam jedno życie i teraz będę z niego korzystać. Dosyć już robienia czegoś dla innych. Myślę, ze to słuszny wybór(…)”.

Słyszałam jej głos, jakby była obok. Zdania stylizowane na mądre, pewność tego, co właśnie mówi. Tonia, która wciąż zaczyna od nowa. Tonia prawdziwa. Mimo braku warunków obiektywnych do realizacji jej właśnie urzeczywistniających się racji. Czytałam dalej, zdumiona obudzonym zainteresowaniem.

„(…)tutaj jest dobrze, poznałam wiele osób. Będę się starała, by babci było dobrze. I niech żyje sto lat. Jest fajna i wesoła. Bardzo dużo chodzi, sapie, dyszy. Jest samodzielna, spaceruje nawet w deszcz, nic jej nie przeszkadza. Tylko ja , biedna, byłam cała zmoczona. W nocy babci przestawia się w głowie i mi fiksuje, ale to jest moment i idzie do łóżka. Już do tego przywykłam(…)”.

Chciałam interpretować, szukałam tropów, dygresji. Trudno było mi uwierzyć w idylliczny tekst Toni. Ona scalona ze światem, stworzonym przez Romana, uzależniona od jego nastrojów, humorów, nawyków. Ona chce mi wpisać do głowy nowy Toniny wizerunek.

„(…)Rodzina tez przychylna. Będę tu pracować sama. Żadnej innej kobiety tu nie będzie. Pojadę na urlop …od czasu do czasu. Na dwa, trzy tygodnie i wracam z powrotem. Uczę się języka. Jest trudno. Dialekt jest paskudny i gramatyka. Z dnia a dzień jest coraz lepiej. Babcia dużo słów powtarza, to i ja sobie utrwalam. Robię tu wszystko(…)”.

Byłam z niej dumna, może nawet zazdrościłam jej owej odwagi, desperacji. Ale nie znajdowałam w sobie uspokojenia. Znałam Tonię. Nie było jej dobrze. Czułam. Lata doświadczeń nie mogły pozostawać głuche wobec tego, co się zdarzało.

„(…) Babcia jest zadowolona. Tak jak mówiłam, tylko taka szalona kobietka jak ja dogada się z babcią. Zawsze wie, co robić, aby się uśmiechała.
A co do Romana, to jest nienormalny za dużo mówi Dawidowi. Dzieci są dorosłe i same kiedyś wyciągną wnioski.

Kończę. Jak przyjadę, wszystko ci opowiem, kupię dobrą wódeczkę i posiedzimy sobie.
Pozdrawiam Tonia”

Nie oczekiwałam stylu Herberta. Zrozumiałam. Tonia wiła się w obcym mieście w poszukiwaniach. Próżno. Zaczęłam czekać na jej przyjazd. Chciałam zobaczyć jej oczy, dokonać własnej selekcji jej złudzeń i faktów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...