Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Niby to po to by było bezpieczniej
Niby to po to byśmy mniej się bali
By pędem draniowi, który był niegrzeczny
Klapsem przez kolano zło uzmysławiali

Niby to przez to, że rośnie terroryzm
Niby to przez to, że korupcja wszędzie
Lecz proszę opanuj chwilowo euforyzm
I powiedz mi lepiej co to z nami będzie?

Bo widzę w tym także poważne minusy
Bo myślę, czy nie jest ich na szali więcej
W zwalczaniu haniebnej pokusy niż plusów
Za przyzwoleniem, z naszych pieniędzy

Mimo uroczych rządowych zapewnień
Mimo milutkim lobbystów sloganom
Prywatnych sfer życia będziesz miał jak więzień
W celi małej
Inwigilowany w swoim własnym domu

Poprzez oczy kamer ze wszech stron patrzących
Poprzez uszy pluskiew nos swój wściubiających
W najskrytsze zakątki ludzkich aktów mienia
Co dzień, całą dobę, bez przerw, bez wytchnienia.

Opublikowano

Niby to po to by było bezpieczniej => dotąd podoba mi się ;)
Niby to po to byśmy mniej się bali => odtąd już trochę mniej
By pędem draniowi, który był niegrzeczny => dlatego, że np. ten infantylizm tutaj mi nie pasuje
Klapsem przez kolano zło uzmysławiali => jak wyżej

Niby to przez to, że rośnie terroryzm => niech będzie, że rośnie, ale tak jakoś...
Niby to przez to, że korupcja wszędzie => to fakt... aż banał
Lecz proszę opanuj chwilowo euforyzm => jak widzisz, opanowuję ;)
I powiedz mi lepiej co to z nami będzie? mówiąc szczerze nie wiem... chociaż też mam mieszane uczucia

Bo widzę w tym także poważne minusy
Bo myślę, czy nie jest ich na szali więcej
W zwalczaniu haniebnej pokusy niż plusów
Za przyzwoleniem, z naszych pieniędzy => tak, to są poważne dylematy

Mimo uroczych rządowych zapewnień
Mimo milutkim lobbystów sloganom => czego? milutkich sloganów?
Prywatnych sfer życia będziesz miał jak więzień
W celi
Inwigilowany w swoim własnym domu

Poprzez oczy kamer ze wszech stron patrzących
Poprzez uszy pluskiew nos swój wściubiających
W najskrytsze zakątki ludzkich aktów mienia
Co dzień, całą dobę, bez przerw, bez wytchnienia.
ciekawy temat, jednak moim zdaniem nie dopracowany. Pozdrawiam.

Opublikowano

nie ma jak punkrock;) dosc rytmiczne na tekst tylko troche wyostrzyc. w "pogadance" jaką ten wiersz dla mnie stanowi, realne zagrożenie się rozmywa. koncówka orwellowska - to już było ale dla mnie grzechem nie jest nawiązywanie do kultowych rozwiązań

co do społecznego wydzwięku zastanawia mnie, dlaczego ci, którzy zamordyzm pństwowy popierają wierzą, że ich on nie dotknie?

pozdrawiam

Opublikowano

Siano na sieczkę już się zżęło,
a co zaśmiardło grzęznąc w butach,
w lisim manewrze odpłynęło,
lecz woda płynie wciąż zatruta.

Wśród ptaków wielkie poruszenie,
ci odlatują, ci zostają
Na łące stoją jak na scenie,
czy też przeżyją, czy dotrwają


itd. ;))
Pozdrawiam

Opublikowano

Młody, niby piękna gadka, ale pożyłbyś w prawdziwym świecie, w prawdziwych układach i układzikach, jakbyś wiedział o wielu przękretach "bo wszyscy tak robią", jakbyś musiał lawirować, żeby odkryć nieco prawdy, tak aby cię nie "wykolegowali" z tego co masz, żeby nawet czyjeś życie być może w jakiś sposób ocalić, tobyś takich młodocianych bzdur nie pisał.

Nie zawsze mam czyste sumienie, ale z ulgą przyjmuję taką inwigilację, która sprawia, że nagle pewni kombinatorzy chcą załatwiać sprawy wreszcie uczciwie. Tak żyje się o wiele lepiej. A na nich nie ma innego bata. Pewien poziom inwigilacji przy konkretnych podejrzeniach jest całkiem usprawiedliwiony.

Chcesz być w porządku, żyj tak, aby żadna "ujawniona" sprawa cię nie dotykała. I nie daj się manipulować, tym, którzy pewne lotne i ważne hasła traktują stricte instrumentalnie. Nie ma co ich bronić.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


podzielam zdanie Jaro, też tak myślę....bez bicia się przyznaję!
serdecznosci ES
A może "Młody", przez tę młodość właśnie ma czysty i zdrowy pogląd na życie? Może nie chce pielęgnować nienawiści do swojego sąsiada, szefa lub polityka... bo jeszcze ma nieprzypieczone skrzydełka. Nie chce wracać (mimo, że to nieuniknione)do przeszłości i marzy o tym, żeby nie martwić się o przyszłość swoich dzieci i móc spokojnie myśleć, że co dzień, bez obaw będzie mógł spojrzeć w lustro i nikt nie będzie się za niego wstydził.
Na razie wiadomo, że nic nie wiadomo, ale bez optymizmu nic sie nie zdziała.
Wychowując własne dzieci człowiek im raczej nie mówi wprost, że życie jest do bani tylko dlatego, że sam poniósł klęskę. Są oczywiście wyjątki.
Więc może Michał Kowal tę wyjątkową sytuację właśnie zauważył i nie zgadza się - nie z wyłapywaniem bandytów i przekręciarzy, tylko z metodami przypominającymi czasy, o których być może wie tylko z opowieści?
Pozdrawiam
Opublikowano

To, że czysty pogląd na życie - ależ oczywiście, że nie chce kultywować nienawiści, ależ tak.

Tylko przyjacielu, nie żyjesz w świecie, w którym inni kierują się takimi zasadami. Tu nie chodzi o nienawiść. Tylko o zwykłe prawidła socjologiczne. Ty idziesz do urzędu skarbowego z własnoręcznie wypełnionym arkuszem. Ktoś inny idzie wprost do Dyrektora, ten prosi jakiegoś swojego podwładnego (odrywając od pracy i innych klientów) i zleca mu wypełnienie formularza tego pana. ten pan jedt lokalną szyszką i ma układy, o których ty możesz nawet nie mieć wyobraźni. I bez nienawiści - ja tego pana może i nawet prywatnie lubię, ale coś tu jest nie tak. Bo jego stać na prawnika, który mu to wszystko wypełni. To tylko przedsmak różnych sytuacji.

I oni są silniejsi od ciebie, i po pewnym czasie, jak juz czysty być nieco przestaniesz, spytasz się zam siebie: a może w tym wszystkim, skoro oni kombinuja, to i ja może coś uszczknę dla siebie? No nie zaraz miliony, ale pare tysięcy, a może parę stówek....

I przestajesz być czysty, albo nie - to zależy od ciebie.

Ci "u góry" ustalają zasady, ustalają je też ci co maja pieniądze. Ja ich nie nienawidzę, ja im nie zazdroszczę, mam.

Przeczytaj sobie historie wg Liviusza, taki pięcioksiąg. Starożytne "demokracje" też miały swoje ciemne strony, ale ad rem.

W dobrej republice urząd sprawowany jest wg. zasług i kompetencji, w złej wg urodzenia (czyli układów) i posiadanego majątku.

Pytanie: jak ze złej republiki wrócić do dobrej, bo od dobrej do złej, to raczej zadanie jest proste.

Nie wybielam nikogo, ale biorąc się do czynnego udziału w zyciu społecznym, kierując się tylko młodzieńczą niewinnością - łatwo zapomnieć, że wtym społeczeństwie są jednostki, które wykorzystuja te pragnienia do własnych celów i ambicji. Społeczeństwo musi mieć mechanizmy obronne, w postaci policji, sądów i innych agencji. Inna rzecz, że też w pewnym ograniczonym zakresie.

Dlatego podziwiam młodzeńczą niewinność, wielkoduszność i brak nienawiści, ale do tego powinien jeszcze dojść rozsądek. Wtedy jest to optymalna mieszanka i takie "rzeczypospolitej młodzieży chowanie", a prawdziwe "chowanie" to "samowychowanie", do czego jako 100% indywidualista zachęcam...

;o)

Opublikowano

nie zboczyliście państwo trochę w bok od wiersza? "Niby" a jednak...ważkim tematem wiersza jest zaznaczenie sytuacji, gdy władza, dla poszerzenia uprawnień do inwigilacji używa straszaków typu terroryzm (rosja - czeczenia, usa - w skrócie...ropa), tworzy za pomocą socjotechnicznych chwytów i podległych mediów poczucie zagrożenia, społecznej psychozy, aby mieć przyzwolenie do zaglądania do twojej dupy nawet bez twojej wiedzy? "grzechotka systemu potrząsa ziarenkami" - w. żwikiewicz.

wspomne ze największe na świecie uprawy maku (heroina) są w części afganistanu kontrolowanej przez usa, które nie wyraziło zgody onzetowi na ich zniszczenie. w usa mozna każdego zatrzymać za posiadanie narkotyków. daje to aparatowi nieograniczone możliwości;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


No cóż, jeśli chodzi o mnie, to nie urodziłem się wczoraj i dokładnie wiem, co znaczy słowo inwigilacja. A niszczenie ludzi od poziomu sąsiada, poprzez odcinanie możliwości rozwoju
całej rodzinie (dalszej i bliższej) tylko dlatego, że odpowiednie służby zainteresowały się konkretną osobą - znam... nie tylko z opowieści.
Prawidła socjologiczne, o których piszesz - masz rację, nie dotyczą tylko naszych czasów - były znane (jestem tego bardziej niż pewny) w czasach, kiedy o Liviuszu nikt jeszcze nie słyszał.
Niemniej za podanie lektury dziękuję - skorzystam :).
Ale wrócę do spostrzeżeń, o których napisałeś:

"W dobrej republice urząd sprawowany jest wg. zasług i kompetencji, w złej wg urodzenia (czyli układów) i posiadanego majątku." ;))))

No pięknie i powiem szczerze - też mi się podoba :) ale...
to prawdziwa oznaka i dowód na to, że też jesteś marzycielem - podobnie, jak autor wiersza, ja i wielu wokół nas. Niestety, czarne z białym zawsze będzie miało skłonności, żeby się mieszać.
Chodzi raczej o to, żeby szarość miała jak najbielszy odcień. Bo wyeliminowanie jej w całości jest niemożliwe - nawet w najbardziej policyjnych ustrojach.
W tym konteście o obecnej, jak i niedawnej "czystości zasad" nie będę się wypowiadał. Z jednym tyko zastrzeżeniem - tak jawnej i prymitywnej działalności w celu uzyskania (nie nie mylę się) ... własnych korzyści, manipulowaniem prostymi ludźmi, sięganiem do najniższych instynktów - od czasów towarzysza "wiesława" nie pamiętam.
I taka dygresja.
Nawet szympansy, po to aby uzyskać przewodnictwo w stadzie posuwają się do przekupstwa.
Człowiek niestety do końca nie wyzbył się tego instynktu. Ale jest pewna prawidłowość różniąca nas od szympansów.
Szacunek do drugiego człowieka (mówię o osobnikach homo sapiens, zeby nie było wątpliwości) przychodzi z powodu jego cech osobowych, sposobu postępowania, czystości intencji, jakimi się kieruje itd, itp.
Przykładzik?

KrokI:
Umieść 5 szympansów w jednym pokoju. Zawieś banana przy suficie i ustaw drabinę pozwalającą dotrzeć do banana. Upewnij się że nie ma innego sposobu by schwytać banana.
Zainstaluj system, który będzie miał za zadanie wylać lodowatą wodę w całym pomieszczeniu (oczywiście przez sufit) jak tylko któryś z szympansów zacznie wchodzić po drabinie.
-Szympansy szybko się nauczą, że nie należy wdrapywać się na drabinę.
KrokII:
Po jakimś czasie wyłącz system "polewania lodowatą wodą". Teraz zastąp jednego z szympansów nowym. Ten nowy wejdzie po drabinie i nie wiedząc czemu dostanie wpierdol od innych. Zastap jeszcze jednego ze starych szympansów nowym Ten też dostanie wpierdol, i to szympans nr 6 (ten, który był przed nim wprowadzony) będzie bił najmocniej. - Kontynuuj wymianę starych szympansow na nowe aż będą sami nowi.
KrokIII:
Zauważysz że żaden z nich nie będzie się starał wchodzić na drabinę, a jeżeli trafi się jeden który o tym choćby pomyśli to na pewno dostanie wpierdol od pozostałych. Najgorsze jest to że żaden z nich nie wie dlaczego.
:)
Pozdrawiam
Opublikowano

dokładnie :))) i jak niektórzy uważają u nas zaczęło się to jakieś 200 lat temu. od tamtej pory dzielimy się na my i oni, nie ufamy innym, potrzebujemy jasno określonego przeciwnika - przyczynę naszych nieszczęść itd., itp. ... można to zauważyć nawet w powyższych komentarzach :). pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

Marzycielem to był Makiawelli, do tego na tyle rozczarowanym, aby napisać "Księcia", bezlitosne studium politycznego pragmatyzmu.

Natomiast problemem jest na ile jednostka przenosi własne psychologiczne doświadczenia (pragnienie swobody, wolności i godności, współczucie itp.) na forum społeczne.

tu jest jądro pewnej manipulacji: współczujemy ofiarom, nie chcielibyśmy być przedmiotami inwigilacji, postępowania sądowego, ale czym innym jest wymowa faktów, do których trzeba jakoś dotrzeć.

Nie oszukujmy się, w układzie politycznym zawsze będzie miało miejsce dopieranie taktyki do osiągnięcia celu. Jedni będą szermować pięknymi hasłami inni obietnicami inni odpowiednio ujawnianymi faktami.

I w tym układzie jest jak najwięcej "Księcia", natomiast gdzieś jest ukryte to jądro, to pragnienie "uczciwej republiki" i tu jest więcej marzycieli, najczęściej takich, którzy przepływ wielkich pieniędzy widzą co najwyżej w filmach.

Jedynym sposobem jest tylko wyłapywanie i stawiania pułapek na tych nieuczciwych, i pozostawienie swobody działania innym. To właśnie jest nie-totalitaryzm i to co nazywamy potocznie demokracją, patrząc na współczesne demokracje zachodnie.

Podstawianie pod pragmatyzm idei - to trwanie w swoistym stanie nierealnego otumanienia. Im więcej idealistów oderwanych od pragmatyzmu, tym mniej obywatelskie społeczeństwo, bardzie podatne na manipulacje i irracjonalne działania, dezorganizujące tkankę społeczną.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a woło pałac cała połowa  i krowa a worki 
    • Poniższe opowiadanie jest wizją przewidywanej przyszłości i tak należy je rozumieć. *************************************************************************************************************************************************************************** Facet to ma w życiu przerąbane. Uchodzi za chuligana lenia itp. Przejawem tych uprzedzeń jest dowcip: „Gdzie można znaleźć idealnego mężczyznę? Takiego, który chodzi spać o 21.00, wstaje o 6.00, sam ścieli swoje łóżko? W więzieniu.” Kiedyś to słyszałem, a niedawno znalazłem to znowu w internecie. I czuję się przez taką narrację trochę dyskryminowany jako mężczyzna. I dlatego zacząłem się zastanawiać, czy nie może to dotyczyć także idealnej kobiety… . Aż w końcu sam doświadczyłem, jak to może być za sprawą … mojej żony.   Z Agnieszką jesteśmy małżeństwem od trochę ponad trzech lat. Ja mam lat 37, jestem bibliotekarzem i nauczycielem akademickim, Agnieszka ma 30 lat i jest dziennikarką. Nie żebym chciał uchodzić za takiego całkiem „grzecznego chłopczyka”, ale to jednak moja małżonka ma większe skłonności do lekkomyślności i ... do alkoholu. Nie, żeby była alkoholiczką albo pijaczką, ale jednak, jak to się mówi, „lubi sobie wypić”. O tej jej lekkomyślności mogą opowiedzieć coś ci, którzy poznali jej styl jazdy samochodem. Ja natomiast doświadczyłem tego jej podejścia do życia, kiedy gdzieś razem szliśmy, ja stawałem na czerwonym świetle, a ona, jak gdyby nigdy nic, właziła na jezdnię. Dzieci, póki co, jeszcze nie mamy. I dlatego miałem nadzieję, że uda mi się Agnieszkę przed pojawieniem się naszego pierwszego dziecka trochę wychować w kierunku nieco bardziej odpowiedzialnego zachowania. Aż zdarzyło się coś, co mnie w znacznej mierze wyręczyło w tych wysiłkach wychowawczych.   Któregoś wiosennego wieczoru Agnieszka była na imprezie urodzinowej swojej redakcyjnej koleżanki. Wszystkie dziewczyny miały wypite i dlatego oczywiście pod koniec imprezy zostały wezwane taksówki. Kiedy jedna z taksówek mocno się spóźniała, moja Agnieszka, będąc w stanie zdecydowanie nietrzeźwym, uparła się, żeby koleżankę, dla której była przeznaczona ta spóźniająca się taksówka, podwieźć do domu samochodem gospodyni przyjęcia. Ponieważ moja żona w stanie upojenia alkoholowego stawała się bardzo stanowcza, natomiast dziewczyna, u której była impreza, pod wpływem alkoholu popadała w stan daleko idącego zobojętnienia, mojej żonie udało się wyciągnąć od niej kluczyki od samochodu i tak zaczęła się feralna jazda.   W stanie nietrzeźwym Agnieszka nie była w stanie jechać prosto i tak zjechała na lewy pas i uderzyła w bok samochodu stojącego przy lewym pasie jezdni, w którym nikogo nie było. Była to bardzo mała ulica, na której nie było prawie żadnego ruchu, znalazł się tam natomiast przypadkowo patrol drogówki, który bez najmniejszego problemu podjął czynności, ponieważ Agnieszka po tej kolizji nawet nie próbowała dalej jechać. No i okazało się, że miała 0,6 promila we krwi i dlatego sprawa trafiła do sądu, który był nieubłagany. Pomimo starań obrońcy Agnieszki, żeby sąd orzekł karę w zawieszeniu, moja żona została skazana na sześć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwym. Sędzia, mężczyzna na oko w wieku przedemerytalnym, argumentował, że lepiej za pierwszym razem stosunkowo surowo ukarać i w ten sposób dać wyraźny sygnał zarówno oskarżonej, jak i całemu społeczeństwu, jak bardzo niebezpieczne jest takie zachowanie i w ten sposób powstrzymać rozwój szkodliwych skłonności u podsądnej. Pan sędzia był poinformowany o mandatach, jakie Agnieszka dostała nie tak dawno temu za przekroczenie prędkości i przechodzenie na czerwonym świetle. Przekonywał w uzasadnieniu, że Agnieszka wymaga bardziej intensywnego wysiłku wychowawczego, niż byłoby to możliwe w warunkach wolnościowych. Najwyraźniej argumentacja sędziego przekonała Agnieszkę, bo zrezygnowała z odwoływania się od wyroku. Wyrok się uprawomocnił i po jakimś czasie Agnieszka dostała wezwanie do zakładu karnego.   Tego dnia, kiedy Agnieszka udawała się do więzienia, żeby odbyć karę, ja nie miałem czasu jej odprowadzać. Pożegnaliśmy się rano, jak zwykle, szybkim całusem. Potem, przez następne dwa tygodnie, kontaktowaliśmy się ze sobą przede wszystkim telefonicznie. Ale te rozmowy telefoniczne były raczej zdawkowe. Aż wreszcie po dwóch tygodniach doszedłem do wniosku, że w zasadzie nic o tym nie wiem, jak Agnieszka w tym więzieniu żyje i zacząłem myśleć o jej odwiedzeniu. Nie, żebym się o Agnieszkę bał… To nie było w stylu naszego małżeństwa, żeby się bać o siebie nawzajem. Po prostu byłem ciekaw, a nawet bardzo ciekaw, jak tam leci u żony. O więziennictwie, także tym dla kobiet, miałem bardzo blade pojęcie. Jakieś tam migawki w telewizji, jakieś newsy ze zdjęciami w internecie, kiedyś może jakiś reportaż, ale poza tym nic… A więc tym bardziej byłem ciekaw, jak tam teraz wygląda.   Tym bardziej byłem ciekaw, jak to jest w takim więzieniu dla kobiet, że Polska się bardzo mocno zmieniała. Po kolejnych przejściach politycznych w zasadzie całkowicie załamał się system pookrągłostołowy. Budowanie wpływów sił globalistycznych, jakie nam towarzyszyło od początku transformacji ustrojowej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, a może i wcześniej, zostało przerwane, a jego efekty w znacznej mierze zniweczone, chociaż nie wszyscy to otwarcie przyznawali. W debacie publicznej główne siły polityczne zaczęły otwarcie negować ideę doganiania przez Polskę dobrobytu, czy to krajów zachodniej Europy, czy Ameryki Północnej, czy też jakichkolwiek innych tzw. krajów wysokorozwiniętych. Zaczęto nawet w dyskusji głównego nurtu negować ideę wzrostu gospodarczego! Coraz częściej zaczęto natomiast głośno domagać się własnej polskiej drogi w sprawach nie tylko polityki gospodarczej, ale wręcz rozwoju cywilizacyjnego. To wszystko byłoby podawane w otoczce ideowo-politycznej będącej mieszanką zarówno pierwiastków chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych, jak i radykalnie lewicowych, przy czym w tym wypadku kojarzenie radykalnej lewicy z ruchem LGBT jest błędem. Zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone straciły w naszej polityce zagranicznej w znacznej mierze na znaczeniu, czemu, wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie towarzyszył wzrost znaczenia dla Polski takich mocarstw, jak Chiny i Rosja. Raczej Polska wzmacniała swoje relacje z chrześcijańskimi krajami tzw. Globalnego Południa, a na gruncie europejskim oczywiście z krajami Międzymorza. Wszystkie znaczące siły polityczne uznały za strategiczny cel daleko idącą autarkię gospodarczą Polski. Dla polityki gospodarczej oznaczało to wzmożony interwencjonizm państwowy, który w znacznej mierze wyparł międzynarodowe koncerny z polskiego rynku, w których miejsce weszły przedsiębiorstwa państwowe, oraz wzmocnienie pozycji małej i średniej przedsiębiorczości, między innymi przez zagwarantowanie w konstytucji, że daniny takie, jak składki zusowskie muszą być proporcjonalne do dochodu danego przedsiębiorstwa. Poza tym zniesiono wszystkie restrykcje odnośnie uprawy konopi, czy to naszych rodzimych, czy też indyjskich. W ogóle co rusz wychodziły na jaw różne globalistyczne układy, którymi Polska była dotychczas zniewolona i teraz nasz kraj je wypowiadał. Mógłbym jeszcze długo opowiadać o tym, jak Polska z dnia na dzień robiła się coraz bardziej autarkiczna, demokratyczna, chrześcijańska, prospołeczna i wolnościowa zarazem, jak porzucała zglobalizowany i oligarchiczny kapitalizm, ale nie o tym chcę tu opowiadać. Musiałem jednak zrobić ten wtręt, bo żadne małżeństwo i żadna miłość nie istnieje w próżni społeczno-politycznej. O więziennictwie w tej naszej nowej, polskiej, coraz bardziej odległej od mieszczańskiego społeczeństwa konsumpcyjnego rzeczywistości też była mowa. Miało ono mieć funkcję coraz bardziej moralizującą. Padały wręcz takie określenia, że zakład karny powinien być, jak klasztor. Co z tego jednak dokładnie miało wynikać, nie miałem za bardzo pojęcia. W końcu człowiek nie może zajmować się wszystkim…   A więc, wracając do sprawy odwiedzin u Agnieszki, zadzwoniłem do zakładu karnego i spytałem się, kiedy mogę odwiedzić żonę, a następnie wziąłem na ten dzień wolne w pracy. Żeby dotrzeć więzienia, gdzie Agnieszka odbywała karę, trzeba było jechać około godziny PKSem do miejscowości położonej nieopodal naszego miasta. Zaplanowałem podróż odpowiednio wczesnym autobusem, żeby mieć zapas czasu i wyszedłem z domu odpowiednio wcześnie, żeby kupić bilet na autobus w kasie. Jeżeli jakaś zmiana w kraju rzucała się szczególnie w oczy, to stosunkowo duża liczba żołnierzy na ulicach. Zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i żołnierzy w zwartych formacjach i to w dosyć różnym wieku. Szeregowi w wieku 50+ nie byli niczym nadzwyczajnym. W ramach prosuwerennościowych reform w miejsce obowiązku obrony ojczyzny przywrócony został powszechny obowiązek obrony. Jakkolwiek nie została odwieszona zasadnicza służba wojskowa, to jednak stworzono taki system ćwiczeń wojskowych, że w zasadzie żaden w miarę zdrowy i sprawny face między 19 a 55 rokiem życia nie mógł się od tego wywinąć. No i żebym nie zapomniał: dotychczasowa kategoria D została z automatu zamieniona na kategorię A. Kto może w czasie wojny iść do wojska, ten może i w czasie pokoju – taka była oficjalnie głoszona logika. Ja też dostałem wezwanie na ćwiczenia i miałem się stawić do jednostki za dwa tygodnie. Przezornie zacząłem znowu biegać, robić pompki, wspinać się itd. Chodziły słuchy, że starszym rocznikom rezerwy mogą nawet dawać większy wycisk, niż młodemu wojsku, żeby takiemu n.p. czterdziestoośmiolatkowi na „dzień dobry” wybić z głowy jakiekolwiek myśli, że jest już stary, że to „już nie te lata”, itd. Trochę nawet rozumiałem takie myślenie. Oby tylko nie przegięli w tym kierunku…   Podczas całej tej podróży do Agnieszki musiałem się zająć myśleniem o właśnie takich i nieco innych sprawach, oglądaniem otoczenia, żeby się jakoś wyluzować, no bo jednak napięcie we mnie było. Pierwszy raz udawałem się do takiego miejsca, jak więzienie, które kojarzy się mimo wszystko raczej negatywnie, a w takim miejscu była właśnie moja żona… Po opuszczeniu autobusu i dotarciu do zakładu karnego, zostałem, po okazaniu dowodu osobistego, tam wpuszczony i zaprowadzony do pokoju, gdzie usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem na Agnieszkę. Na ścianie wisiał jakiś regulamin, a nad nim nasz herb państwowy, orzeł biały w formie znanej z czasów PRL i Trzeciej Rzeczypospolitej, tyle, że z koroną zamkniętą z krzyżem na górze – efekt ostatnich prosuwerennościowych zmian. Nad wejściem wisiał krzyż. Po kilku minutach usłyszałem na korytarzu kroki – jedne bardziej ciche, inne bardziej klekoczące. Po chwili funkcjonariuszka wprowadziła Agnieszkę. „Macie Państwo godzinę czasu na widzenie”, powiedziała łagodnym głosem strażniczka. Ja na widok Agnieszki poderwałem się z krzesła, wymieniliśmy parę szybkich całusów, a następnie siedliśmy na krzesłach. „Jak tam, Marek, dajesz sobie radę beze mnie”, rozpoczęła Agnieszka rozmowę z radosnym uśmiechem na twarzy. „Jak zawsze wtedy, kiedy ciebie nie ma w domu” odpowiedziałem z lekką nutą obojętności, żeby z góry uciąć wszelkie sugerowanie mi jakiejś męskiej niezaradności. „Lepiej to ty powiedz, co tam u ciebie nowego. Widzę , że masz nową kreację...” powiedziałem do Agnieszki z lekkim ironicznym uśmiechem o delikatnym odcieniu złośliwości. „A co, podoba ci się” odparła Agnieszka rezolutnie, nie dając się poirytować. Ja się dalej przyglądałem tej jej „nowej kreacji”, która, sądząc po literach „ZK”, czyli „zakład karny” na piersi, była ubraniem więziennym mojej żony. Agnieszka ubrana była w zieloną drelichową kurtkę, w drelichową spódnicę tego samego koloru, a na nogach miała białe drewniaki. Mniej więcej takie, jakie dziewczyny nosiły latach 90. XX wieku, z tyłu otwarte z przodu zamknięte, tyle, że bez paska w poprzek stopy, natomiast biały wierzch każdego drewniaka po tej stronie, gdzie się wkłada stopę, miał niebieski margines. Ponadto na białym wierzchu każdego drewniaka widniały czarne litery ZK. Na głowie Agnieszka miała natomiast zawiązaną białą chustkę, spod której wystawał kawałek warkocza. „ Czy mi się podoba...” powiedziałem lekko zalotnie. „Jakoś tak staromodnie...” „No bo mamy konserwatywną rewolucję, to i ubrania więzienne są bardziej staromodne” odparła Agnieszka z lekką nutą ironii. „ Jakoś tak skromnie, wręcz siermiężnie wyglądasz...” powiedziałem. „No bo więźniarki powinny wyglądać skromnie. To właśnie przez brak skromności dziewczyny schodzą często na złą drogę. Ja jestem tego akurat przykładem” odrzekła moja żona teraz lekko zamyślona. „A możesz też chodzić we własnych ciuchach” drążyłem dalej temat. „No właśnie nie. I dlatego przypomnij mojej mamie, żeby mi tu żadnych ubrań i żadnej bielizny nie przysyłała, bo i tak tego nie mogę tu nosić. Jeszcze nie tak dawno temu te zasady nie były aż takie surowe. Ale teraz... Sam pewnie słyszałeś… Więzienie ma być jak klasztor...” Nasza rozmowa, która rozpoczęła się w radosnej atmosferze spowodowanej spotkaniem po dłuższym czasie, teraz stała się bardziej poważna. Mimo to, delikatny uśmiech nie schodził z twarzy Agnieszki. Ja byłem coraz bardziej ciekawy i dlatego drążyłem sprawę ubioru Agnieszki coraz bardziej. „A chustka na głowie to obowiązkowa?” „Tak, obowiązkowa. Musimy ją nosić właściwie wszędzie. Szczególnie na widzeniach. Co najwyżej w celach nam to odpuszczają.” Mówiąc to schowała wystający kawałek warkocza pod chustkę. „Dziewczyny lubią prezentować swoje fryzury. Dlatego za karę zabrania się im tego” powiedziała Agnieszka i zaśmiała się. Więzienny strój Agnieszki nie przestawał mnie intrygować. „A te twoje drewniaki...” zacząłem drążyć, „dawno już takich butów nie widziałem”. „No i właśnie o to chodzi, żebyśmy tu wyglądały niemodnie” usłyszałem z ust Agnieszki. „Mamy wyglądać skromnie i siermiężnie, żeby nas w ten sposób odciągać od współczesnego konsumpcjonizmu.” „A te drewniaki to twoje jedyne buty” dopytywałem dalej. „No nie całkiem. Te tutaj to nosimy wewnątrz budynku, a jak wychodzimy na zewnątrz to zakładamy takie same, tylko z czerwonymi literami ZK. I to są wszystkie buty, które nam wolno nosić.” Po chwili dodała: „Trochę ciężko tak chodzić cały dzień w tym twardym obuwiu, ale co tam… Dajemy radę...Wychowawczyni nam zawsze powtarza: Jak dawniej dziewczyny z biedoty w czymś takim chodziły, to wy też możecie”. „A tak w ogóle, to mamy tu żyć ascetycznie, jak zakonnice” dodała po chwili z fikuśnym uśmiechem. „Niedawno zresztą kodeks karny wykonawczy został uzupełniony o taki zapis. Dokładnie go teraz nie zacytuję, ale tak mniej więcej to brzmi...” wyjaśniła po chwili. To ostatnie stwierdzenie Agnieszki zrobiło nam mnie największe wrażenie. A więc ta medialna retoryka, że więzienie ma być jak klasztor, to jednak nie był pic na wodę. Mamy XXI wiek, a jednak władza wprowadza zakładach karnych jakieś porządki kojarzące się z jakąś dawno minioną epoką. Przez chwilę rozmarzyłem się… Zapatrzyłem się w Agnieszkę. Zacząłem w niej widzieć taką zakonnicę „na czas określony”, taką niesforną dziewuchę zamkniętą za karę w „klasztorze”. Popołudniowe słońce i zazielenione gałązki drzew zaglądające przez zakratowane okno tworzyły jakąś taką romantyczną atmosferę… Nie wiem, jak długo się tak wpatrywałem w Agnieszkę. W każdym razie po jakimś czasie usłyszałem jej pogodny i jednocześnie rezolutny głos: „Marek, obudź się. Nie mamy aż tak dużo czasu. Może porozmawiamy jeszcze o czymś innym. Nie tylko o więzieniu. Co tam na przykład u mojej mamy?” „U twojej mamy? Ach nic takiego...Oczywiście się bardzo przejmuje tym, że ty tutaj jesteś. Powiedziałem jej, że jadę do ciebie, więc kazała, żebym zaraz potem zadzwonił do niej.” „Przyzwyczai się” odpowiedziała Agnieszka wyluzowanym głosem. „A tak w ogóle to życie toczy się, jak zawsze. To lepiej ty opowiedz jeszcze coś o tym, jak tutaj, za kratami, życie wygląda. Nie boisz się żadnej ze współwięźniarek?” „No co ty” usłyszałem w odpowiedzi. „Wszystkie dziewczyny tutaj są w porządku. Zresztą to wygląda tak, że na początku więźniarka jest w pojedynczej celi, a potem, w czasie, kiedy cele są otwarte i możemy się swobodnie poruszać po oddziale, poznaje inne więźniarki i dziewczyny dobierają się, jaka z którą by chciała siedzieć w celi.” „Ale opowiedz mi trochę, co tam w szerokim świecie” dodała po chwili. „Bo my tutaj mamy tylko godzinę czasu dziennie, żeby skorzystać, czy to z internetu, czy z telewizji, czy z radia. A tak poza tym, to same gazety. Widzisz, to jeszcze jeden element tej ascezy.” No i zacząłem Agnieszce przekazywać różne informacje społeczno-polityczne, aż w końcu usłyszeliśmy miły, łagodny głos funkcjonariuszki: „Proszę państwa, musimy kończyć.” Wstaliśmy więc oboje z krzeseł, Agnieszka z radosnym spojrzeniem wyściskała mnie, ja ją zresztą też. Następnie żwawym krokiem ruszyła razem z funkcjonariuszką do wyjścia. Przed wyjściem spadł jej ze stopy więzienny drewniak. Agnieszka żwawym ruchem wsadziła stopę z powrotem do drewniaka, obróciła się szybko w moim kierunku i z rozpromienioną twarzą posłała mi całusa. Następnie funkcjonariuszka z Agnieszką zniknęły mi z oczu. Na korytarzu słyszałem jeszcze łagodne odgłosy kroków strażniczki oraz trzaskanie więziennych chodaków mojej żony.   Rozmarzony opuściłem pokój widzeń, a następnie teren zakładu karnego. I byłem taki rozmarzony najpierw w drodze z więzienia do autobusu, potem podczas jazdy autobusem, a potem w drodze z autobusu do domu. Wokół siebie widziałem ludzi mniej lub bardziej modnie ubranych, a tam za murami więziennymi moja żona praktykowała jakiś ideał ascezy chyba na miarę jakiejś innej epoki...Może ta epoka miała dopiero nadejść? Zafascynowało mnie, że moja żona, dotąd imprezowa dziewczyna, najwyraźniej odnalazła się w tym, jakże innym od jej dotychczasowego życia, świecie. Jako dziennikarka pragnęła doświadczać tego, co nowe, niezwykłe. Ale może był jeszcze jakiś inny powód. Na przykład jej pochodzenie szlacheckie. Myślę, że w Polsce, gdzie odsetek szlachty był stosunkowo duży, wiele osób może wywodzić się ze szlachty i o tym nie wiedzieć, ale akurat w rodzinie Agnieszki pamięć o tym była żywa. Tak sobie myślałem, że przecież szlachta to stan wojskowy, którego etos nastawiony jest na poszukiwanie przygód, a nie na drobnomieszczańską stabilizację. Agnieszka dotąd szukała przygód w imprezowym życiu, a teraz tę więzienną rzeczywistość także zaczęła traktować jako przygodę. I chyba ten jej sarmacki indywidualizm nie pozwalał jej traktować pobytu w zakładzie karnym tak, jak to nakazywały w znacznej mierze akceptowane normy społeczne: czyli jako czegoś wstydliwego, jako swego rodzaju dziury w życiorysie. Takie luźne i nie aspirujące do ścisłości myśli towarzyszyły mi podczas drogi od Agnieszki do domu. Po opuszczeniu autobusu spojrzałem na mój telefon komórkowy i zauważyłem, że teściowa próbowała się do mnie dodzwonić. Żeby nie zaczynać pod koniec dnia jakiejś długiej rozmowy, wysłałem teściowej tylko SMSa: „U Agnieszki wszystko w miarę w porządku. Porozmawiamy jutro. Marek.” Chociaż bałem się, że po takim dniu pełnym przeżyć trudno mi będzie zasnąć, to jednak dobra lektura szybko sprowadziła na mnie sen. A kiedy spałem były sny. Na przykład, jak Agnieszka zdejmuje kolorową sukienkę i szpilki i zakłada zieloną więzienną spódnicę i drewniaki...
    • @Nata_Kruk Dziękuję, pozdrawiam. 
    • @wierszyki Znajomość elfich obyczajów chyba nie jest powszechna:) Dziękuję. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jestem przygotowany. Mam cukier, sól, mąkę, czekam aż piękna sąsiadka wpadnie coś pożyczyć :) :) :) Przyznaję, że potrafisz tchnąć dobrym humorem. Dzięki za odwiedziny :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...