Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

o syryjski mój książę
czymże jestem, czym byłam
pod płatkami słów giętkich
nasza noc się zmyśliła?

dziś olejek nardowy
w ust pokusach spijałam
od rzemyka po sandał
byłam twoja, kochałam

pierwszy raz to, strażniczki
niepokojów zalążki,
rozsypały się same
od kosteczek po piąstki

jerychońskie daktyle,
galilejskie winnice,
anemony, mimozy,
migdałowców nie zliczę

o mój książę, mój panie
sen nas złączył, pojednał,
alabastry pachnidła
znowu noc, idę żebrać

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




jestem teraz w damaszku
podróż się przeciągnęła
właśnie pocztę przeglądam
i... zadrżała mi ręka

kurier list twój doręczył
zapach tęsknot poczułem
jeszcze trochę poczekaj
jeszcze trochę a wrócę

popłyniemy beztrosko
na dywanie po zorzy
nic tak nie uspokaja
jak marzenie by dożyć

chwili błogiej w ramionach
moich twoich zapomnień
jeszcze trochę poczekaj
jeszcze trochę a dośnię

co zostało przed nami
losem losów zrządzone
senne baje i myśli
wyżebrane lecz wonne

:) Kawy
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Miło, że się spodobał:)

gdzieś już kiedyś słyszałem:
gnęb mnie, gnęb mnie :) bez przerwy,
obiecuję, że będę,
pókim jest pełen wierszy,

póki weny mam tyle,
że rozsadza od środka,
krwi mi trzeba upuścić
by obłędu nie dostać.


korzystajmy więc teraz,
w powódź wiersze zamieńmy,
albo może w ocean,
niech się dzieje: piszemy!

ty dwa wiersze, ja jeden,
lub odwrotnie, na zmianę,
albo razem, już nie wiem,
komu, ile jest dane.

niechby, nie przymierzając,
wierszy z tysiąc siedemset,
gdy przez dwa pomnożymy,
to nie weźmiesz na ręce

takiej tony radości
przewiązanej rymami,
piszmy, piszmy na zmianę,
od przedwczoraj do... sławy.

chociaż żaden poeta
nigdy jej nie pożądał,
kiedy do nas przydrepta,
wiemy, komu ją oddać.

swoją do stóp ci złożę,
jak daninę dla muzy,
ty mi w zamian dasz swoją,
niech wzajemnie nam służy

ten parobek poezji
zakochany w liryce.
co tam tysiąc siedemset,
ja miliony już widzę.

że co mówisz? że kłamię?
że nie spełnię obietnic?
cóż, być może masz rację,
ale fajny był wierszyk?

:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ale popraw troszeczkę
razi mnie druga zwrotka,
kiedy wrócę tu jeszcze
to już inną chcę spotkać

tak mi ślicznie wybrzmiewa
cały ten koncert życzeń
jednak drugiej nie zagram,
właśnie drugiej nie sćwiczę

wszystko dalej się zgadza
dwa miliony, trzy, zleceń
ale drugą przeflancuj,
bo się zaraz zabeczę

:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



masz co chciałaś, spójrz wyżej,
wierszyk zmienił oblicze.
jednak nie mniej mi za złe,
gdy czasami zamilczę.

proza bywa okrutna,
nie wiem, czy mi uwierzysz,
czasem muszę pracować
bez poezji, by przeżyć.

:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ktoś, to znaczy, że niby
moja skromna osoba?
przeciem słowa nie dawał,
nic mi ująć, nic dodać.

a korekta do wiersza?
życz, a będzie życzone.
każde kłamstwo się zmieści
między prawdą a Bogiem.

bierz się zatem do wierszy,
siedem, osiem lub więcej,
albo lepiej się zanurz
cała w... atramencie

i w poemat się zamień,
bo w to przecież wypada,
będą uczyć się ciebie:
wiersz ten tytuł ma Ala
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



wszak mówiłem: się zanurz
a tyś wannę wypiła,
dziś z poezji już nici,
było napić się piwa

a atrament oszczędzić
i wykroplić nim wiersze.
cóż to zresztą za problem,
wiersze z ciebie wypieszcze.

:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...