Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Nie nada otczaiwatsja.

Dmitri Kolesnikow



Miarowe tętno ciszy i ostatnie słowo
suwakiem grubych nitów wbili prosto w czoło,
oddychać rozkazali dymem oraz wodą

(zamknięta szczelnie przestrzeń, wizja z peryskopu
i w ten judasz więzienny wpatrzona głęboko,
jak pustym oczodołem, gładka maska mroku).

*

Wykuli młotem chmury – blaszane hangary,
falochron betonowy, betonowe fale,
fasady stupiętrowe, bąble okien, pianę

(a potem nauczyli – jak twojego tatę –
tych samych słów zawczasu, które śmierć tłumaczy,
gdy w oczy już zagląda: nie trzeba rozpaczać).





-----------------------------------
Dmitri Kolesnikow – jeden z trzech oficerów, którzy przeżyli wybuch na okręcie
podwodnym Kursk. Przed śmiercią zdołał napisać krótką notatkę, zawierającą listę
ocalałych marynarzy. Tekst zakończył słowami: Nie nada otczaiwatsja („nie trzeba
rozpaczać”).
  • Odpowiedzi 43
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Witaj Bartku
precyzyjnie oddałeś hołd chłopakom, bo jak liczyłem
zawsze przez 7-kę dobrnąłem do 13 :)
Jednak odwykłem od rymów, że aż dziwnie mi się czyta.
Oczywiście zatrzymałem się przy suwaku nitów i doszedłem, że to chyba sworzeń nitu ..?
/ale tego zrozumienie, to moje zmartwienie/.

Ładnie rozwinięte motto i sam pomysł wysupłania takowego -
jednak oprócz przywołania w pamięci tamtych chwil
na mnie wiersz powalającego wrażenia nie robi.
Czytałem niejeden Twój o klasie doskonałej /choćby ten o Dawidzie czy o Goliacie?/
Aha i dziwny ten rytm jakiś.

Pozdrawiam serdecznie
wczesno-niedzielnie :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Waldku, czy dobrze zrozumiałem - ten mój tekst powyżej
to ma być to "arcydzieło"? Heh, no trzeba przyznać - ego
mam wybujałe, ale nie aż tak, żeby ze spokojem słuchać
takich słów. Ani to "dzieło", ani tym bardziej "arcydzieło"
- raczej tekst niedopracowany i mówię to z przekonaniem.
Gdybym tylko umiał - zmieniłbym parę wersów, serio.

Tym niemniej nie wypada mi podziękować za taki komentarz:)
Dziękuję więc serdecznie i pozdrawiam:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witaj Aniu. Nawiasy są próbą zachowania szyku normalnego zdania, jak największej
przejrzystości tekstu. O ile po "gwiazdce" druga tercyna rzeczywiście mogłaby się obyć
bez nawiasów, o tyle mam wrażenie, że druga tercyna przed "gwiazdką" była by znacznie
bardziej oderwana od całości, gdybym nie dał jej w nawiasie. Tobie brak nawiasów
nie przeszkadzał by? Napisz mi, chętnie się zastanowię nad innym zapisem.
Pozdrawiam, dzięki za odwiedziny:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję ci Egze za tą opinię. Mimo całej serii wcześniejszych pochwał, nadal mam
świadomość, że tekst nie jest "powalający', jak to określiłeś. Jednak, po pierwsze:
nie umiem aktualnie napisać go lepiej, przynajmniej bez jakichś podpowiedzi;
po drugie: doprawdy, że wiersz nie powala, to chyba nie jest powód by załamywać
ręce, nie?;) Tym bardziej, że widzę, że jednak niektóre aspekty przypadły ci do gustu:)

Dzięki za wspomnienie tamtego wiersza o Dawidzie, faktycznie - z niego byłem bardziej
zadowolony.

Pozdrawiam, średnio-niedzielnie:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Noc. Ta noc obskurna. Noc, w której ja… W pokoju. W tym właśnie pokoju, w płomieniach świec ustawionych na stole, na krzesłach, na podłodze. W tych drżących blaskach wielokrotnych spojrzeń skrzydlate cienie wokół. I wszędzie…   Cisza szumiąca w uszach. Piskliwa cisza i szmer jakiś daleki, jakby ukrytego strumienia płynącej w żyłach krwi.   Na stole. Na blacie stołu. Na stole zastawionym świecami. Krople wosku spływają powoli. Nawarstwiają się w zaschnięte strupy.   Na stole, na krzesłach. Na dłoniach… Muskam palcami ściany. Opukuję je lekko.   Tępe odgłosy mieszają się z rezonującą pustką między cegłami. A za nimi. Za białym tynkiem. Nie. To nie tak.   W migoczącym półcieniu, między fotelem a zasłoną. Tutaj. Tu w kącie. W samym złączeniu ścian. W rogu… Idę. Spójrz, jak idę! A idę wolno, stawiając kroki, jakby w wielkiej zadumie. W wielkiej hipnozie zagubionego czasu.   Świeca... Jej płomień migocze, jakby z większą werwą. Coś go omiotło, bądź omiata tchnieniem przeszłości. Po mnie. Po mnie idącym. Przechodzącym obok. Podążającym. I rozsuwającym na boki sześciany powietrza.   Ramionami. Ramionami rozwartymi szeroko, jakby na powitanie… I jej płomień… Jej płomień kołacze się, próbując się wyrwać, odłączyć od reszty pełnej martwego życia.   Przede mną kąt.   Sam róg pokoju.   Płomienie kładą się i prostują w milczeniu niczym trawy w nagłym powiewie.   Dotykam dłońmi ściany.   Jednej, drugiej, unosząc wysoko głowę. I moje spojrzenie ulatuje w przestwór. W sam punkt całkowitego skupienia.   Nade mną. Tam wysoko. Sufit zbiega się ze ścianami w maleńką osobliwość. Chciałbym jej dotknąć, lecz nie mogę dosięgnąć, mimo że ręce wyciągają się ku niej, wyciągają tak bardzo…   Wiesz… Nie. Nic nie wiesz   W całkowitym uspokojeniu... Dosięgam językiem tego rowka w złączeniu ścian. Całuję i liżę. Namiętnie.   W tej chłodnej strukturze cementu wyraźnie czuć napięte ciało od powierzchniowego czuwania.   Ciało wchodzące w unisono od wspólnego oddechu.   Jakby mnie tak mógł teraz ktoś zobaczyć nagiego, podczas osobliwego tańca bez grama pruderii w tej ciszy.   I bez naruszania żywota płonących istnień.   Spójrz. No, popatrz na mnie!   Nie odwracaj tej obojętnej bieli martwych od dawna oczu, choć widzących wciąż we śnie.   Tego zimnego spojrzenia marmurowego posągu.   Tu jest wyjście z tego bunkra ziemskiej egzystencji. Jak go znalazłem? Och, pytanie. Nie wiem. Ale wiem, że na szczęście jest już daleko za mną.   Masz. Czytaj.   Zostawiam za sobą przerwane w pół słowa rozsypane myśli. Wiatr kartkuje je strona po stronie. Przebiega po nich niewidzialnym wzrokiem.   Ja jestem już pomiędzy. W nocy. W ciszy utkanej z westchnień.   Podczas gdy za oknem księżyc wywija się gwiazdą z drzewa topoli. Ze smukłej strzelistości nieba.   Ale już beze mnie.   Ponieważ w tej właśnie chwili, w tym momencie, w tej ekstazie przepływam między cegłami jaskrawym potokiem archaicznego blasku.   Albowiem pomiędzy nimi historyczna przestrzeń, dawna dziura po pocisku.   Dalej. Dalej!   Póki jest jeszcze możliwość przejścia. Stąd -- dotąd. Albo donikąd… Póki jeszcze można...   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-07-03)    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Robercie, przecież wiesz, że wiersze mojego autorstwa zawsze zaczynają się albo kończą linkiem muzycznym — nic się w tej kwestii nie zmieniło. Natomiast tematem staje się 'nic', istniejące w formie bezosobowej.   Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję
    • @Marek.zak1 Wszystkie trzy świetne i z klasą 
    • Dziękuję za wyjaśnienia no i oczywiście Marcin nie do podrobienia aranżacja boska. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...